środa, 22 stycznia 2020

O "brzydkim" sweterku


Mamy taki już zwyczaj z moją siostrą, że w ferie zimowe i wakacje przyjeżdżamy do siebie z dzieciakami na tydzień lub dwa (w najgorszym wypadku były to 4 dni). To znaczy, albo ona przybywa ze swoimi do mnie, albo ja z własnymi do niej.
Nie inaczej było zeszłego roku.
Ferie, wolne od szkoły i nauki. Zima i to nawet całkiem zimowa (nawet udało nam się załapać na śnieg i zabawę na nim, łącznie z lepieniem bałwana ^^. Dom był nieocieplony i grzany piecem na drewno i węgiel (wtedy jeszcze), więc zimno dawało trochę w kość. Zresztą ja, jak kot wolę ciepło i wygrzewanie się :P. Miałam ze sobą ciepłe ubrania, a mimo to jakoś nie dawały mi tego czego potrzebowałam i musiałam wspierać się gorącymi herbatkami i kocykiem. Siostra przypomniała sobie w pewnym momencie, że ma u siebie wełniany sweter, który dostała od znajomej, a który nie przypadł jej do gustu, gdyż ma on ogromny golf. Tu należy powiedzieć, że siostra w ogóle golfów nie lubi i nie nosi. Jednak mówi, że ciepły jest, to mogę go ubrać, a jak mi się spodoba to nawet wziąć.
Biorę to „cudo”, przymierzam i krzywię się w myślach. Bo wielki, wręcz ogromny. Czułam się w nim niczym trzydrzwiowa szafa i myślę sobie „No jakaś masakra! Do tego ten kolor! Musztardowy!!”. W głowie słyszę głosy znanych mi osób „przecież musztardowy to najmodniejszy w tym sezonie kolor” i od razu sobie sama odpowiadam na te głosy „No i?”. Swoją drogą, czy ze mną wszystko dobrze, że słyszę głosy i na nie odpowiadam? :P, ale nie o tym… Nigdy nie miałam w zwyczaju nosić tego, co obecnie jest modne. W dzieciństwie i wieku młodzieńczym często moja mam pokazywała mi jakieś buty, albo ubrania i widząc moją niezadowoloną minę, mówiła „ To teraz jest modne”, a ja z uporem maniaka powtarzałam, że ja nie noszę tego co jest modne, ale to co mi się podoba i w czym czuję się dobrze. Już nie wspominając, że odkąd pamiętam moim ulubionym kolorem zawsze był czarny ^^.
Wracając do tematu. Stoję tak w tym swetrze przed lustrem, skrzywiona, marszcząc nos. Na to wchodzi moja siostra i mówi całkiem szczerze i z lekkim zaskoczeniem, że świetnie na mnie leży i dobrze w nim wyglądam. Myślę sobie „serio?”, ja jakoś tego nie widzę, ale przynajmniej jest ciepły, więc co mi tam. Co mnie tam!. W sumie to nie krępuje ruchów, ma długie rękawy co lubię bardzo i szeroki, wysoki golf – jak coś to się za nim schowam :P. A niech tam!. Zostaję w nim.
Bardzo szybko się okazało, że faktycznie jest rewelacyjnie ciepły i czuję się w nim cudownie w ten zimowy czas. Z dnia na dzień coraz bardziej mi się podoba, a coraz mniej przejmuję się tym, jak na mnie leży, choć nadal razi mnie jego kolor. Ale…. O ludu! Jakiż on cudownie ciepły jest!!
I tak brzydki musztardowy sweterek wrócił ze mną do naszego domu. A, że u nas choć już grzanie gazem, to jednak również nieocieplony domek, to sprawował się super. Szybko się okazało, że chodzę w nim do oporu, a gdy idzie do prania, to zaraz po wyschnięciu wraca do łask ^^’.
Wielki paskudny sweterek zakrywa wszystko, więc mogę nosić pod nim cokolwiek, albo i nic, bo i tak nikt nie zauważy :P. A jaki jest cieplusieńki!! No mówię wam, coś cudownego!
Tak brzydki sweterek przetrwał zeszłą zimę i grzecznie czekał w szafie cały kolejny rok. W tym roku również jest na topie w mojej garderobie, a jego kolor przestał mnie już drażnić. W sumie to nawet mi pasuje do kozaków, które zakupiłam tego roku :D.
Doszła mu również nowa funkcja. Dzięki jego długim i grubym rękawom nie potrzebuję rękawic kuchennych, ani ścierek, w czasie odcedzania gotowanych produktów czy przestawiania nagrzanych garnków ^^’. Cóż to za cudo mi się trafiło!
I tak oto wręcz pokochałam mój „brzydki” sweterek ;).

Morał z tego taki, że jak ze wszystkim innym, ubrań również nie należy oceniać po „okładce”, a czasem, gdy da się im szansę okażą się jedną z naszych ulubionych rzeczy w szafie ;).


P.s. Czytam już czwartą i piątą książkę w tym roku, a wy? :P (tak, wiem jestem inna... dwie książki na raz ^^)

Pozdrawiam,
Agafi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz