niedziela, 30 grudnia 2018

W związku z nadchodzącym nowym rokiem ^^


Obiecałam, że przed nowym rokiem jeszcze do was napiszę i tak też czynię. Obietnic przecież łamać nie wolno!.
O czym będzie ten wpis?. Przede wszystkim o nadchodzącym nowym roku, ale i o minionym. O planach, marzeniach i wielu innych. Krótko mówiąc zwykły, przeciętny wpis blogera tuż przed nadchodzącym nowym rokiem ^^.

Minione dwa lata były dla mnie bardzo ważne, pełne cennych wspomnień, dokonań i spełnienia kilku marzeń. Przede wszystkim w roku 2017 narodziła się nasza druga córka, a trzecie dziecię, którego bardzo pragnęłam. Stoczyłam małą walkę by przyszła na świat, ale wszystko skończyło się po naszej myśli i teraz jest pełnym energii, cudownie rozwijającym się niespełna dwulatkiem. W roku 2018 zaś, jak wiecie dopięłam swego i założyłam własną działalność gospodarczą, którą teraz trzeba rozwinąć. To plan na rok 2019.

Jako fanka kultury japońskiej i dalekiego wschodu zawsze zwracam uwagę na to, jaki nadchodzi rok. Rok 2019 to chiński rok świni.


Co kojarzy mi się z tym rokiem?.
Przede wszystkim cyfra „9” jest moją ulubioną, więc wierzę, że z pewnością przyniesie mi wiele szczęścia ^^. Świnia zaś to stworzenie bardzo inteligentne i niedoceniane przez ludzi, choć staje się coraz bardziej popularna, a jej zalety wypływają na światło dzienne. To daje mi nadzieję, że tak, jak teraz i ja jestem mało popularna, ale z ogromem wiedzy i doświadczenia, to z czasem ludzie w końcu dostrzegą moje zalety i stanę się bardziej „rozpoznawalna”.
Ponadto świnia wszystkożerne i silne stworzenie pomoże w nowym roku przetrwać wszystkie trudności i niepowodzenia. Pożre wszelki stres, nieszczęścia i przeszkody postawione na drodze naszego życia.
Świnia zawsze kojarzona jest ze świnką skarbonką. To nieodłączny symbol oszczędności, zaradności i sukcesu. I tego się trzymajmy ^^.

Na nadchodzący nowy rok mam kilka planów, które mam nadzieję uda mi się spełnić. Nie chodzi nawet o to, by odniosły sukces, ale by zaistniały, czy też bym mogła ruszyć do przodu z planami, które ostatnimi czasy musiały przejść na dalszy plan. Choć jestem bardzo zadowolona z tego, czego udało mi się dokonać w tym mijającym roku, to jednak jest coś, co spędza mi sen z powiek. Jedno postanowienie, którego nie udało mi się spełnić, a które jest dla mnie bardzo ważne. Bardzo chciałabym, aby udało mi się wypełnić je w pierwszej połowie nowego roku i postaram się zrobić wszystko, aby tak się stało.
Trzymajcie za mnie kciuki i mobilizujcie do dalszych dokonań. Będę wdzięczna, jeśli za jakiś czas upomnicie się o to, aby dała znać, czy plany zostały wypełnione w należyty sposób. Ja zaś obiecuję, że każdym, nawet małym sukcesem podzielę się z wami bardzo szybko.

Nigdy nie robiłam i nie zamierzam robić list noworocznych obietnic, czy postanowień. Wszystko to mam zawsze w głowie i staram się nigdy nie obiecywać samej sobie zbyt wiele, ani rzeczy niemożliwych do wykonania. Jestem osobą, która wymaga od siebie bardzo wiele, często dużo więcej niż wymagam od innych. Nie chciałabym zatem czuć się źle z powodu nie wykonania powierzonych sobie zadań.
Ludzie, którzy mnie dobrze znają wiedzą, że jestem perfekcjonistką. To w połączeniu z wymogami wobec siebie i moją dumą powoduje z pewnością, że nie jestem osobą łatwą (wiem o tym), ale powoduje też, że zawsze i wytrwale dążę do wyznaczonych sobie celów. Niezależnie od tego ile czasu będzie na to potrzeba. Wyznaczanie sobie ram bywa często bez sensu. Lepiej postanowić sobie „Zrobię wszystko, co w mojej mocy”, „Zrobię tyle ile będę w stanie”, „Nie poddam się”. Tak rozpoczęte postanowienia z pewnością nie tylko ułatwią nam życie oraz ułatwią wykonanie i dotrzymanie ich, ale również nie zdołują jeśli pod koniec roku stwierdzimy, że czegoś nie udało nam się wypełnić w całości. Ważne będzie to, że dążyliśmy do tej „doskonałości”, że zgodnie z postanowieniami zrobiliśmy wszystko, albo wiele by było tak, jak tego chcemy. Wówczas zamiast czuć popadanie w „dół”, odczujemy dumę i radość, bo spełniliśmy przyrzeczenie.
Nie chodzi bynajmniej o to by wybronić się z nic nie robienia, o nie, nie!. Co to, to nie!. Lenistwa i nieróbstwa nie wytłumaczy nic. W takim wypadku nikt nie będzie mógł powiedzieć, że zrobił co było w jego mocy, ani że starał się jak mógł, ani nawet, że nie poddał się. Czyż nie?
Chodzi głównie o to, by nie stawiać sobie celów niewykonalnych, czy też trudnych do spełnienia. Chodzi także o to, aby postanowienia nie były nam ciężarem, ale pewnego rodzaju wyznacznikiem na przyszły czas.


Tak już jest, że utarło się, aby w sylwestra czy też przed nim stawiać sobie pewnego rodzaju „zasady” czy przyrzeczenia na nadchodzący nowy rok. Ale prawda jest taka, że takie postanowienia można tworzyć w różnych momentach: urodziny, ślub, narodziny dziecka, post. Każda okazja jest dobra do zmian. Nie ma nic złego w tym, że chcemy zmieniać się na lepsze, że chcemy wymagać od siebie czegoś więcej niż dotychczas. To daje nam poczucie, że stać nas na więcej, że możemy stworzyć sobie pewnego rodzaju szczęście, a nasze życie nie jest jednolite, szare i nudne.
Stwarzajcie „nowe” kiedy tylko macie na to ochotę, a ja zawsze będę mocno trzymać kciuki, aby udało się wam spełnić swoje postanowienia, a każdy nowy czas – w tym nowy nadchodzący 2019 rok – były dla was czasem lepszym, pełnym pozytywnych zmian i czasem pozyskiwania nowych, cudownych wspomnień!.
Wszystkiego najlepszego i spełnienia wszelkich marzeń na nowy rok życzę wam ja, wasza Agafi ^^.

Tymczasem kawałek, który udało mi się napisać w minionych dniach (wreszcie powróciło do mnie trochę weny i ciupka czasu ^^).
Ps. Nie jestem zachwycona tym, pewnie w wolnym czasie odrobinę zmienię to co napisałam(nie chodzi o sens, ten pozostanie bez zmian, chodzi mi o czytelność i odpowiedni dobór słów i zdań), ale co tam!. Byle do przodu ^^.



"Po kilku dniach wyszła ze szpitala i wróciła do domu Wiktora, do swojego pokoju i do zwyczajnego życia. Wiktor chciał, aby odpoczęła jeszcze kilka dni w domu, ale miała dość leżenia. Nie dała się usadzić. Zamierzała wrócić do pracy. Uważała zresztą, czego nie mówiła na głos, że już dość czasu Wiktor i Halina musieli pracować za nią. Zostawiła ich z cała pracą tak nagle. Musiało być im ciężko przez ten czas. Nie zamierzała dłużej na to pozwalać. Czuła się z tym źle. Chciała wszystko nadrobić i odciążyć tamtą dwójkę. 

Wtorek, 13.09


Minęło dość czasu by Anna mogła zacząć myśleć trzeźwo o zdarzeniach sprzed kilku dni. Wciąż ciężko było pogodzić się z tym, co ukazały jej wspomnienia, ale musiała zacząć przyzwyczajać się do tego. Zwłaszcza, że teraz czekały ją zeznania. Pierwsze już złożyła, najpierw w szpitalu, a potem oficjalnie na komendzie Marka. Teraz miała jeszcze przed sobą rozprawę w sądzie przeciw jej ojcu, któremu postawiono poważne zarzuty. Czasem nachodziły ją myśli, co poczuje, gdy go zobaczy. Czy będzie wiedziała, że to jej ojciec, czy też będzie dla niej zupełnie obcym człowiekiem. Tak, jak dotychczas, gdy o nim myślała. Jednak kiedy zagłębiała się zbytnio w takie rozmyślania, zaraz starała się je odgonić, zmienić temat w swojej własnej głowie.
Problem polegał na tym, że kiedy to robiła zaczynała myśleć o Arturze i jego zachowaniu. Wówczas narastała w niej coraz większa złość. Z początku była tak przytłoczona wracającymi, bolesnymi wspomnieniami, że nie myślała trzeźwo. Jak dawniej próbowała tłumaczyć sobie zachowanie innych i bronić ich. Przecież zawsze winna była ona. To wpajał jej ojciec przez te wszystkie lata wspólnego życia. Starała się też zrozumieć, że Artur ma poważną pracę, która wymaga od niego poświęcenia pewnych prywatnych spraw. Była w stanie zrozumieć i wybaczyć mu to, że nie pojawił się tamtego ranka i nie pojechał wraz z nią do jej rodzinnego domu. Jednak w jaki sposób miała zrozumieć i wybaczyć jego późniejsze zachowanie?. Czy naprawdę był aż tak zajęty, by nie znaleźć nawet kilku minut na telefon, albo choćby sms do niej, czy wszystko w porządku?. Wiktor również miał poważną pracę, zależało od niego zdrowie i życie innych istnień. W tym ludzi, bo przecież wielokrotnie pracował w przychodniach i szpitalach. Mimo to znalazł czas by się nią zaopiekować, był przy niej i wysłuchał w ciszy i spokoju. A on? Tłumaczyła mu, jak ważna to dla niej sprawa. Sam ciągle czepiał się jej, że niczego nie robi by odzyskać wspomnienia, zarzucał jej lenistwo i obojętność. Jakby zupełnie nie rozumiał, co to znaczy utracić życie, rodzinę i wszystko co się posiadało. Jakby zupełnie nie znał jej samej. Teraz, gdy coś poczyniła w tym temacie, gdy odzyskała część wspomnień, tak ciężkich do udźwignięcia, on zignorował to. Dla niego to zwyczajne „było minęło”. Czasami chciałaby, żeby to było takie proste, ale nie jest i nigdy nie będzie. Do tego bała się, że wraz z nowymi wspomnieniami może przyjść coś jeszcze, coś gorszego. Wtedy przechodziły ją ciarki.
Choć bardzo tego nie chciała, nie potrafiła uniknąć porównań między dwoma braćmi. Byli od siebie tak różni, pomimo podobieństw ciała i wyglądu zewnętrznego, wewnętrznie byli zupełnie jak dzień i noc. Przebywanie w domu Wiktora, a także obcowanie z innymi ludźmi w klinice czy znajomość z Markiem i podległymi mu policjantami pokazywała jej, że ludzie potrafią być dobrzy,że są w stanie dać więcej niż to, czego zaznała w przeszłości. Wszystko to pozwalało jej coraz mocniej wierzyć, że właśnie tak powinni zachowywać się ludzie. Nie jak jej ojciec, nie jak tamci podli porywacze i nie tak, jak zachowywał się Artur.
Coraz boleśniej odczuwała, że ich związek przestaje mieć jakikolwiek sens. Z czasem coraz bardziej zdawało się jej, że była dla niego tylko trofeum, kimś na pokaz przed innymi. Miała być wspaniałą, czułą i wyrozumiałą ozdobą przy jego boku. Odnosiła wrażenie, że była mu potrzebna tylko do spotkań z jego znajomymi, a także wtedy, gdy miał ciężki dzień czy spotkała go jakaś „niesprawiedliwość”, by mógł się wyżalić. Wiedział, że ona zawsze go wysłucha i będzie pocieszała „nie, to nie Twoja wina”, „Oni po prostu się mylą”, „Dasz radę, jesteś dzielny”, „Nie przejmuj się, stać Cię na dużo więcej” - te regułki znała już na pamięć. Powtarzała je średnio dwa razy w tygodniu. Nigdy się na to nie żaliła i nie przeszkadzało jej to dotychczas. W końcu wspieranie i pocieszanie innych wychodziło jej najlepiej. Łatwiej było wierzyć w dobroć i doskonałość innych, niż swoją własną. Zwłaszcza, że ona nie prezentowała sobą niczego szczególnego. Czasem miała wrażenie, że nie reprezentuje w ogóle niczego.
Teraz, gdy składała wszystkie myśli, zdarzenia i słowa w jedną całość zaczynała odczuwać niezadowolenie, ból i przeogromne zmęczenie powtarzającymi się schematami. A mimo to znów postąpiła tak samo, jak zawsze. Postanowiła dać mu jeszcze czas i szansę. Nie mogła powiedzieć, że nie czuje do niego zupełnie nic. Schlebiało jej jego zainteresowanie, była mu naprawdę wdzięczna za każdy komplement, każdy miły gest i słowo. Dotąd nikt się nią nie zachwycał, a przynajmniej nic jej nie było wiadomo na ten temat. Ale gdyby ktoś był, to chyba by jej szukał. Policja wiedziałaby, że jest ktoś do kogo mogą się zwrócić w jej sprawie. Niestety nikt taki się nie zgłosił, nikt jej nie szukał. Mało tego!, gdy policja rozpytywała o nią nikogo nie obszedł zbytnio jej los i utrata pamięci. A teraz, proszę! Tak przystojny, światowy, utalentowany i bogaty młodzieniec zainteresował się nią na tyle, by chcieć być jej partnerem, by się z nią spotykać i przedstawiać ją, jako swoją dziewczynę. Sama myśl o tym sprawiała, że uśmiechała się i czuła ciepło na sercu. Dlaczego miała z tego rezygnować?. Tak łatwo, bez walki i prób zmienienia tego co złe?. Życie nigdy nie jest proste, ani usłane różami. Aby coś w nim osiągnąć, aby poczuć szczęście trzeba dać z siebie wiele.
Nie chciała rezygnować z możliwości bycia w poważnym związku. Wmawiała sobie, że to chwilowe problemy. On musi dojrzeć, musi zrozumieć, jaki jest świat. Dotąd wszystko układało się po jego myśli. Ona mu pokaże, że w życiu czasem bywa pod górkę. Wytłumaczy mu, co to znaczy, gdy człowieka spotykają wielkie krzywdy, nauczy go walczyć o to co ważne. Pomoże mu się zmienić na lepsze. I zacznie od dzisiaj."

Pozdrawiam,
Agafi

sobota, 22 grudnia 2018

Cały rok, jak jeden dzień


Czas leci nieubłaganie, a im jesteśmy starsi tym mocniej odczuwamy jego bieg. Żadne to odkrycie, zapewne każdy z was o tym wie. Ja sama również nie zauważyłam tego dziś, lecz lata temu, jeszcze za czasów szkolnych, gdy byłam…, że tak pozwolę sobie potocznie określić tamten czas – gówniarzem ^^.
Dlaczego akurat teraz o tym piszę?. Otóż dlatego, że tak się składa iż 20 grudnia minął rok, odkąd założyłam ten blog i zamieściłam tu pierwszego posta. To zaś niesie ze sobą wiele różnych myśli. Tych dobrych, pozytywnych, ale i tych nieco gorszych, negatywnych i prowadzących do dalszych przemyśleń.
Choć nie zgromadziłam tu powalającej rzeszy fanów i nie zasypujecie mnie komentarzami (powinno mi to dać do myślenia?), to jednak jestem dumna z siebie samej, że wytrwałam i wciąż pomimo braku czasu i nadmiaru obowiązków pojawiam się, piszę i trzymam wyznaczonego celu. Nie poddaje się tak łatwo ^^. Wiem zresztą, że są osoby, które czytają moje wypociny, wywody i zmagania z myślami w moim orlim gnieździe ;).
Jasne!. Miłe komentarze budują. Gdybym choć od czasu do czasu przeczytała „dobrze prawisz”, „lubię Cię czytać”, czy choćby „jesteś spoko” byłoby to dla mnie niezwykle cenne i spowodowało uśmiech. Ale bez tego też da się żyć ;).
Bardziej jednak niż brak komentarzy i miliona odczytów martwi mnie upływający czas, a konkretnie, jak niewiele udało mi się w tym czasie pójść do przodu. Nie w życiu, nie, to nie to!. Tu uważam, że poczyniłam ogromny progres. Kursy, szkolenia, biznesplan, zdobycie dotacji i uruchomienie własnej działalności gospodarczej. Teraz nowe pomysły, nowe produkty, pierwsi klienci i ich pozytywne oceny ^^. To więcej niż mogłabym się spodziewać w tak krótkim czasie.
To wszystko jednak mocno przyhamowało moje pisanie. Oczywiście nie zrezygnowałam z żadnej mojej pasji, wciąż piszę (najczęściej po kątach – w poczekalni do lekarza, w autobusie jadąc na spotkanie z rodziną, przyjaciółmi – układanie w głowie planów, rozmów postaci, ich wygląd, ubiór, analiza każdego pojedynczego słowa i gestu). Mimo wszystko z pewnością sami zauważyliście, że rzadziej niż dawniej dodaję pod postem kolejną część swojej powieści. Mam jej dalszy ciąg, jednak w trakcie tworzenia doszłam do wniosku, że potrzeba uzupełnić ją pomiędzy „rozdziałami” i tu niestety utknęłam z powodu braku czasu, a raczej braku sił. Tu obietnica na nowy rok – Poprawię się!!. Będzie nie tylko ciąg dalszy, ale i coś innego, nowego. A może uda mi się zaskoczyć samą siebie i również w tej dziedzinie odniosę jakiś sukces?. Kto wie!.
Tak czy siak. Życie za krótkie jest i zbyt nieprzewidywalne by dawać za wygraną, zmieniać się w pesymistę i opadać w dół. Nie, to nie ja. Mam zbyt wojowniczy charakter ;). Jeśli znajdzie się ktoś kto powie „Nie dasz rady/ona nie da rady”, a odpowiem wewnętrznie „Ja nie dam rady?, to pacz!!”
Od dziecka miałam w sobie coś takiego, co kazało mi sprzeciwiać się większości. Czasem to dobrze, a czasem źle. Ale im więcej osób mnie do czegoś namawiało (mam tak do dzisiaj, więc uważajcie ^^), tym bardziej ja się zapierałam. Gdy działo się coś co mnie przytłaczało i miałam dość, szybko podnosiłam się i dumnie, z podniesioną głową szłam na przód. Powtarzałam sobie, że dam radę, że udowodnię swoją siłę. Ten upór został mi do dziś i zapewne zostanie na zawsze ^^. Taki już ze mnie ciężki przypadek, hehe. Ale mąż póki co jeszcze ze mną wytrzymuje :P

No to cóż mi pozostaje?.
Obiecuję uparcie prowadzić tego bloga, poprawiać się z dnia na dzień, aby było was tu (zadowolonych czytelników) coraz więcej. Przed nowym rokiem na pewno się jeszcze odezwę, dlatego póki co...
Na nadchodzące dni życzę wam zdrowych, spokojnych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia, błogosławieństwa Bożego i samych wspaniałości. Niech choinka cieszy wasze oczy, rodzina cieszy serca, a prezenty od Aniołka cieszą jedno i drugie ^^.

Pozdrawiam,
Agafi

środa, 12 grudnia 2018

Praca w domu: Wieczna praca czy wieczne wolne? + bieżące sprawy ^^


Ostatnio w sklepie znajomy mówi do mnie „ Dzisiaj wolne?”, odpowiadam mu, że ja przecież pracuję w domu, a on na to „Aaaaa, to cały czas masz wolne ;)”, na co zaśmiałam się i odpowiedziałam „Albo właśnie cały czas jestem w pracy ;)”. Również się roześmiał przyznając mi rację.
Praca w domu, to z pewnością coś, do czego nie każdy się nadaje. To praca, która wymaga od nas dużej samodyscypliny i dobrego gospodarowania czasem – zwłaszcza, gdy ma się dodatkowo dziecko/dzieci. A jeszcze jak to dzieciątko, czy jedno z nich jeszcze przebywa z mamą, tatą w domu, to dopiero jest wesoło ^^.
Apropos, przypomniało mi się, jak kiedyś pewien ksiądz powiedział do mnie „Pani to ma dobrze, wróci pani po pracy do domu i ma wolne”. Moja reakcja?… O_o. Odpowiedź była prosta „proszę księdza, ja mam w domu dzieci. To jest praca 24 h na dobę”. Każda mama powinna teraz powiedzieć „Amen”, co nie? ^^.
Osoby, które siedzą w domu z dziećmi wiedza, jak to jest zajmować się malcem, uczyć się ze starszymi i obsługiwać cały dom (sprzątać, gotować, prać, pracować, robić zakupy itp.). Zaś Ci, którzy pracują w różnego rodzaju biurach, firmach, agencjach itd. wiedza doskonale, jak to jest gry macie nawał pracy, papierów, rzeczy do zrobienia/wyprodukowania, do tego odbieracie telefony, email'e i sami również takowe wykonujecie/wysyłacie.
A teraz wyobraźcie sobie połączenie tego wszystkiego razem. Gdy macie coś do zrobienia, przygotowania, napisania, przeczytania, załatwienia, a koło waszych nóg lata takie małe kochane stworzenie, które co rusz woła „Mamusiu”, albo ciągnie was za ubranie/rękę/nogę (do wyboru ^^), gdy pasuje w międzyczasie zrobić pranie, ugotować obiad i jeszcze pomóc dzieciom w nauce przypilnować lub choćby sprawdzić zadania domowe. Oj, wesoło jest, wesoło, nie ma co ^^.

Zatem biorąc pod uwagę powyższe przychylam się raczej do sformułowania, że praca w domu, to jednak „wieczna praca”.

Jak to wygląda u mnie w chwili obecnej?.
Jestem po nieprzespanej nocy i porannej wizycie u lekarza, gdyż moja najmniejsza latorośl ma początki zapalenia oskrzeli... _-_ Najstarszy ma kolorowy zawrót głowy w szkole, bo w tym roku ferie mamy jako pierwsi w związku z czym już najpóźniej po świętach muszą mieć wystawione oceny. Co to oznacza?, kto nie ma dziecka w wieku szkolnym, niech wie, że to oznacza nic innego, jak zestawienie wszelkich sprawdzianów, kartkówek, prac i pytania w masakrycznej kumulacji ^^. Średnia tez ma kilka zaliczeń, choć to 1 klasa dopiero, ale jakoś dajemy radę.
Chwilę temu, gdy najmłodsze miała popołudniową drzemkę siedziałam z kubkiem gorącej czekolady z mlekiem, przygotowując regulamin i politykę prywatności na moją stronę internetową oraz dokonując na wspomnianej (stronie www) kilku zmian dla lepszej obsługi i czytelności ^^. Przede mną zaś piętrzą się przyszykowane do zszycia (wycięte z materiału szablony, otoczone szpilkami wraz z tasiemkami we właściwym miejscu) ozdoby choinkowe hand made, które miałam uszyć w weekend, a zastała mnie już środa… _-_
Żeby nie było, 7 sztuk już zszyłam, z czego 2 wymagały dużo pracy, bo są w kształcie pomykającego renifera ^^.
Dlaczego nie wykonałam pracy tak, jak to planowałam w weekend?. Bo po pierwsze syn miał masę nauki i innych spraw, po drugie w domu też było trochę do roboty, a po trzecie przygotowywaliśmy jeszcze z dziećmi ozdoby na konkurs plastyczny w szkole (tzn. syn i córka robili, a mama monitorowała i wspomagała w razie potrzeby ^^). No i trzeba było jeszcze zagospodarować czas dla rodziny. Staramy się co najmniej co kilka tygodni spędzać czas razem grając wspólnie w gry planszowe, bawiąc się lub robiąc seans firmowy ^^. W najbliższy weekend coroczna akcja „pierniczenia”, czyli robimy, wycinamy, pieczemy i zdobimy pierniczki świąteczne ^^(już chyba o tym pisałam na tym blogu?).

Tu poniżej zdjęcia wytworów pierworodnego(bombka) i drugorodnej(?)(choinka) na konkurs Bożonarodzeniowy ^^


To potraciłam czas na pisanie (bez urazy, bo zawsze chętnie coś dla was skrobię ^^), a teraz pora wrócić do szycia. Niestety ozdoby, które leżą przed moim nosem same się nie zszyją i nie wypełnią ^^’. Pochwalę się przy następnej okazji, albo zaglądajcie na moją stronę, gdzie was serdecznie zapraszam, a nuż coś wam wpadnie w oko i zechcecie zamówić jakiś drobiazg większy lub mniejszy ^^ – pracownia-artystyczna-agafi.pl

Pozdrawiam,
Agafi

sobota, 8 grudnia 2018

Pedagog kontra rodzic/ Rodzic kontra pedagog oraz krótki kurs zachowania twarzy ^^



Witajcie moi mili.


Uwaga!! - poniższy tekst może być ciężki do ogarnięcia, bo piszę o tym, co mnie boli, bez pisania o co chodzi :P (to mi wybaczcie) – dodatkowo dodaję w trakcie krótki kurs „Jak zachować się w trakcie załatwiania trudnych spraw/rozmów i przy tym nie stracić twarzy oraz nie pogorszyć sytuacji”, ufff… długi tytuł mi wyszedł ^^
Mimo wszystko, życzę miłej lektury ^^

Jeśli mam być szczera, to na pewno nie brak tematów do pisania. Jest to spowodowane raczej usilnymi moimi staraniami, aby czegoś NIE napisać, a to w obawie o zaszkodzenie komuś innemu lub też moim bliskim. Aczkolwiek niektóre sprawy, to aż we mnie wrzą i uwierzcie mi, jeszcze jeden „taki” wyskok, który mnie (matkę i pedagoga) doprowadza do stanu „nóż się sam w kieszeni otwiera” i chyba nie wytrzymam. ( Nie żebym sprawę zostawiła samej sobie, co to, to nie!).

Pamiętajcie drodzy rodzice!. Nigdy nie pozwólcie na to, aby kiedykolwiek doszło do sytuacji, że nie obronicie swoich dzieci, w obawie o ich bezpieczeństwo!!.
Paradoks?. Tak, ale niestety jakże prawdziwy!.
(Oczywiście nie nawołuję do buntów, ani też nie mam na myśli rodziców, którzy są ponad miarę roszczeniowi i problemowi… tego też nie róbcie, to naprawdę zbędne :/. Nie każdy nauczyciel/ wychowawca czy pedagog jest waszym wrogiem… litości…)

Ja postanowiłam przerwać ten proceder. Ja osoba spokojna, opanowana i wyważona. Osoba, która daleka jest od wszczynania awantur i niepotrzebnego zamieszania.
Wiele jest rzeczy, których szczerze nienawidzę: nietolerancji, braku empatii, niesprawiedliwości, fałszywych ludzi, zdrady… Jedną z takich rzeczy są również niewyjaśnione sprawy i niewłaściwe/złe zrozumienie drugiego człowieka. Dlatego załatwiając nawet najpoważniejsze sprawy zawsze staram się panować nad swoimi emocjami i szczegółowo wyjaśniać, co mam na myśli i do czego zmierzam w swoich wywodach czy czynach. - w rytm hasła, że „Odpowiadam tylko za swoje słowa, a nie za to, jak ktoś je zrozumiał czy jak je przekazał dalej”. Coś w tym jest i błahostkami się w ogóle nie przejmuję. Jednak w tym wypadku, w przypadkach spraw ważnych/pilnych/szkodliwych, uważam, że należy jednak za wszelką cenę wyjaśnić każde swoje słowo, jak najlepiej się potrafi.
To już nie chodzi o to, aby się bronić (broń Boże!!, przed czym, skoro to my jesteśmy ofiarami?), ale o to, aby nie pogarszać i tak trudnej sytuacji.
Wiem, że nie macie pojęcia o czym mówię… ale uwierzcie mi tak będzie lepiej. Zresztą to dotyczy wszystkiego. Nieporozumień w rodzinie i wśród przyjaciół, w miejscu pracy, szkole, przedszkolu itp. Czyli wszędzie tam, gdzie to ważne, by się jakoś dogadać.
W końcu każdemu z nas zależy na tym, aby pokazać, że jest się rozsądnym i inteligentnym, nie?. Więc dlaczego nie wykorzystać do tego umiejętności i technik negocjacyjnych?.
Dlatego nie wparowujemy do biura, pokoju, sali, sklepu czy gdziekolwiek tam jesteśmy z tak zwaną „mordą”, ale grzecznie i uprzejmie „Dzień dobry, czy mogę zająć chwilkę”. Potem owszem warto wspomniec o tym, że dana sytuacja, zdarzenie czy czyjeś słowa lub czyny nas dotknęły/były nie na miejscu/zdenerwowały nas/ są niedopuszczalne/ zaniepokoiły nas itp. w zależności od sytuacji i nasilenia naszego stanu czy czynu innej osoby.
Następnie najlepiej krok po kroku, dokładnie i przemyślanie nakreślić sytuację, wyjaśnić co się zdarzyło, co usłyszeliśmy. Jeśli usłyszeliśmy to z ust innej osoby nie musimy „wydawać jej”, wystarczy wspomnieć, że świadek jest, ale z pewnych względów nie będziecie wymieniać o kogo chodzi lub, że ta osoba życzy sobie pozostać anonimowa (bywa różnie, każdy ma do tego prawo).
Warto w czasie rozmowy dodawać/opisywać swoje odczucia, obawy, a nawet lekkie niezadowolenie z powodu sytuacji/czynu/słów itp.
Nawet jeśli jesteśmy wzburzeni, warto starać się nad sobą zapanować i nie wszczynać awantur. Zobaczycie, że wasz rozmówca doceni to i również odwzajemni się tym samy, a często nawet zechce was uspokoić. Oczywiście, czasem jest to w jego interesie, nie czarujmy się!, ale czy nam to szkodzi, że ktoś nas „pogłaska”?. Jeśli wiemy po co przyszliśmy, z czym i wiemy, że nie „zapomnimy”, a dodatkowo teraz będziemy czujniejsi, to nie ma w tym nic złego.
Nie możemy natomiast pozwolić na to, aby nas zagadano i sprawa zostanie tak rozwiązana, że w ogóle nikt się nią nie zajmie.
Pamiętajmy również, że przemoc rodzi przemoc, stres rodzi stres, a wkurzony człowiek stwarza kolejnego wkurzonego człowieka ^^.

Ostatnio zwyczajnie naszła mnie myśl „DOŚĆ!!”, a nazbierało się tego wszystkiego i powiedziałam sobie, że tak być nie może. Pewnym osobom nie można pozwolić na wszystko, tylko dlatego, że wydaje się im, iż są „wyżej” i mogą „więcej”. A jeszcze, jak robi coś takiego osoba, która ma nadane miano „nauczyciela”… - przypominam, że już od wielu lat istnieje obowiązek posiadania przez nauczycieli, również przedmiotowych, wykształcenia i przygotowania pedagogicznego.
Dlatego w takich chwilach pytam się… „TO MA BYĆ PEDAGOG?!”. Czasami mam wrażenie, że to kpina…
Z całym szacunkiem dla pedagogów i nauczycieli wszelkiego rodzaju począwszy od żłobków, poprzez przedszkola, szkoły, licea, aż po studia. Również jestem jedną z was, nawet jeśli w tym momencie nie czynna zawodowo. Wiem, jak ciężko bywa i jak różni potrafią być rodzice. Wiem też, że wielu rodziców uważa, że ich dzieci są święte i nikt nie ma prawa powiedzieć na nie złego słowa, oraz, że czasem można stracić cierpliwość, bo dzieci choć niczemu nie winne (winne wychowanie, środowisko, geny i inne) i kochane, to czasem potrafią nieźle zaleźć za skórę. Zwłaszcza młodzież, która wchodzi w okres dojrzewania (swoja drogą mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach następuje to szybciej :P). Jednak są rzeczy, których nauczycielom, wychowawcom i pedagogom robić po prostu NIE WOLNO!!. Choćby nie wiem, jak miał zły dzień i jak kogoś nie lubił (a o tym za chwilę), trzeba się czasem ugryźć w język, zamknąć oczy, policzyć do 5 – 10-15, a nawet do 100!, ale nie pozwolić sobie na to, aby zrobić czy powiedzieć coś niestosownego.
Nauczyciele/wychowawcy/pedagodzy powinni być podwójnie czujni i baczyć na swoje zachowania, czyny i słowa z racji wykonywanego zawodu.
Uwierzcie mi wiele rzeczy w życiu widziałam, miałam styczność z różnymi przypadkami (dzieci z rodzin patologicznych, dzieci trudne, nad zdolne, z dysfunkcjami – autyzm, nadpobudliwość, ADHD, głuchota wrodzona, itp.), ale nigdy nie pozwoliłam sobie na to, aby wyładować swoją złość na dzieciach czy o zgrozo, co słyszałam na własne uszy… obraźliwie o nich mówić. Tak, tak! Wyobraźcie sobie „pedagoga”, który w rozmowie z innymi pedagogami określił dzieci mianem „debili”… Oczy rozwarły mi się do maksymalnej wielkości… To było lata temu, a mimo to nadal mnie mierzi.
Należy również pamiętać, że nie wszyscy są tacy sami i nie można wrzucić każdego do tak zwanego „jednego wora” - tego chyba nienawidzę najbardziej…
Ludzie zapominają, że dzieci to tylko dzieci – czasem rozrabiają, czasem zrobią coś nie zdając sobie sprawy z tego, czasami dadzą się ponieść rówieśnikom i innym kolegom/koleżankom, a czasem zwyczajnie są w złym miejscu o złym czasie i obrywają rykoszetem.
Ludzie zapominają również, że nie każdy rodzic jest roszczeniowym, który nic nie robi i tylko ma pretensje… Nie każdy pozwala dziecku na „wszystko” lub „wiele za wiele”, nie każdy stosuje „bezstresowe wychowanie” - czyli żadne… Jest wielu takich, którym naprawdę zależy i którzy mają i przestrzegają zasad oraz wyciągają wnioski i stosują odpowiednie do sytuacji upomnienia i kary.
Jeśli rodzic pyta co rusz „jak zachowuje się jego dziecko”, jeśli mówi, że zależy mu, aby zachowywało się ono w szkole tak samo, jak się go tego uczy/wymaga od niego i jak zachowuje się w domu”, to chyba jasny sygnał, że dziecko nie jest pozostawione samo sobie. (No chyba, że ktoś sobie gada, żeby pogadać i oszukać innych, ale to łatwo zauważyć po zachowaniu tegoż osobnika, jak i jego dzieci).

A teraz wracam na chwilę do „lubienia/nielubienia”. Tak sobie pomyślałam ostatnio w związku z zaistniałą sytuacją i przemyśleniami możliwych „konsekwencji”… Ktoś może mnie nie lubić lub mieć do mnie, jakieś „ale”, jednak to w żaden sposób nie może wpływać na stosunek tego kogoś do mojego dziecka!. To z pewnością nie jest w żadnej mierze pedagogiczne…

Zatem podsumowując:
1. Pewne zachowania są dla mnie niedopuszczalne zarówno jako dla rodzica, jak i pedagoga.
2. Nie można dopuścić do tego, aby dana grupa była guru świata niezależnie od tego czy są to nauczyciele czy rodzice!
3. W każdej sytuacji należy zachować zdrowy rozsądek, godność oraz zasady savoir vivre’u.
4, Sprawdźmy po jakimś czasie, czy sprawa została rozwiązana.

No!. Wywnętrzyłam się ^^. Ale mam nadzieje, że te moje wywody pomogą również wam, niezależnie od tego po której stronie stoicie.
Zarówno zawód nauczyciela, jak i rodzica nie jest sprawą łatwą, ani prostą i wyłącznie przyjemną. Mało tego te dwie strony powinny maksymalnie starać się rozumieć i wspierać, dla dobra dziecka.
Przedszkole/szkoła (żłobek również)to miejsca, które nie zastępują domu rodzinnego, ale wspomagają go w jego pracy!. Tak być powinno zawsze. Ani rodzice nie mogą zwalić wszystkiego na szkołę, ani szkoła na rodziców. Jeśli zaistnieje problem, to obie strony powinny współdziałać i wspierać się, aby ten problem pokonać.
Niestety w naszym społeczeństwie, a w sumie to na całym świecie to nie funkcjonuje jak powinno. Obie strony obwiniają się nawzajem lub mają pretensje, że druga strona nie robi nic…
Przykre to i niestety w wielu przypadkach prawdziwe… ale warto pamiętać, że są też tacy, którzy starają się, bo im zależy. To powinno nas motywować do działania. Kto ma zmienić świat na lepsze, jeśli nie my sami? ^^.
Trzymajcie się mocno i zdrowo!!.
Do następnego już wkrótce ^^

Pozdrawiam,
Agafi