czwartek, 12 lipca 2018

Do poczytania ^^

Witam, witam i o zdrowie pytam ^^. Ja mam się całkiem dobrze, choć w dalszym ciągu cierpię na chroniczny brak czasu O_o. Co robię kiedy mnie nie ma?, oj! wiele, wieeeleee rzeczy!, ale o tym innym razem ^^.

Dziś zostawiam was z kolejnymi akapitami mojej twórczości, czyli perypetiami Anny Boguckiej.
Tak, wena wróciła i wreszcie ruszyłam z ciągiem dalszym z czego jestem niesamowicie zadowolona. Nawet jeśli ta historia nie jest jedna z lepszych moich twórczości ;)

Miłego czytania, choć wiem, ze to nie wiele, tak tylko dla smaku i zapewnienie, że nadal jestem tu obecna ^^.
Ciąg dalszy niebawem!.

"
Po kilku godzinach Artur oddzwonił do dziewczyny, a ona poprosiła o spotkanie. Przyjechał do niej późnym popołudniem, gdy tylko skończył pracę w Kancelarii.
- O co chodzi, mała? - zapytał nawet nie witając się z nią – odniosłem wrażenie, że coś się stało.
- W pewnym sensie tak. - zaczęła – widzisz, dowiedziałam się dzisiaj, że schwytano mojego ojca…
- To chyba dobrze?. Po tym, co zrobił powinien gnić w więzieniu!
- Arturze…
- Wybacz. Wiem, że to mimo wszystko Twój ojciec.
Siedziała milcząc, a dłonie zaciskała na kolanach.
- Hej!. Co się dzieje?. Wszystko się jakoś ułoży. Nie zawracaj sobie nim już głowy po prostu. Nie jest tego wart.
- Nie o niego chodzi. To znaczy, poniekąd o niego też, ale…
- Po prostu mi powiedz o co chodzi. Jeśli nie będę wiedział, nie zrozumiem Cię.
Te słowa sprawiły, że zacięła się jeszcze bardziej. Cierpliwość i wyrozumiałość nie były mocnymi stronami Artura. Czasami strasznie ją to złościło. Teraz również. Dlaczego nie mógł spokojnie wysłuchać tego, co miała do powiedzenia?. Dlaczego nie potrafił poczekać nawet kilku sekund, by mogła zebrać myśli. Zgadywał jej myśli i uznawał to za pewnik, jakby znał ją lepiej od niej samej.
- To naprawdę nie jest takie proste… - rzuciła ze złością.
- A może zwyczajnie nie chcesz mi tego wyjaśnić?
- Słucham? - spojrzała na niego zaskoczona.
- Czasami pewne rzeczy są dużo prostsze niż się wydają. Czasami mam wrażenie, że po prostu nie chcesz mi mówić o sobie. Łatwiej jest być kimś bez przeszłości. - ciągnął swoje wywody.
- Jesteś niesprawiedliwy… - poczuła, jak dławi ją w gardle – Sądzisz, że nie chciałabym znać o sobie prawdy?, że dobrze mi tak, jak jest?.
- Nie wiem, być może tak jest Ci łatwiej – wzruszył ramionami całkiem beznamiętnie. To ją zabolało.
- Nawet nie wiesz, jak ciężko jest być „nikim”, osoba bez przeszłości, bez domu i rodziny! - podniosłą głos czując się zraniona i osamotniona.
- Więc dlaczego nie próbujesz tego zmienić?.
- Uważasz, że to takie proste?, że pstryknę palcami i od razu sobie wszystko przypomnę?. - zanim odpowiedział wyrzuciła z siebie – Z resztą nie ważne. Właśnie mam szansę coś zrobić w tym temacie.
- To znaczy?
- Dostałam propozycję, by pojechać jutro wraz z policją na oględziny domu ojca… mojego domu.
- Więc nie rozumiem w czym problem? - patrzył na nią poważnie, ale jego słowa brzmiały dla niej tak dziecinnie, jak jeszcze nigdy. Westchnęła. Nie miała sił by mu wszystko tłumaczyć.
- Komendant i Wiktor uważają, że nie powinnam być tam sama. Według nich to może być trudne, może też niczego nie zmienić. Dlatego chciałam Cię prosić o wsparcie.
- I nie można było tak od razu?. Mam pojechać z Tobą?.
- Jeśli możesz. Byłabym Ci wdzięczna. - postanowiła zignorować jego pierwsze zdanie.
- Jasne, mała. Nie ma problemu. O której jedziecie?
- Jutro z rana, zapewne koło 7:00.
- Hm… może być ciężko, ale postaram się coś wymyślić.
- To by dla mnie wiele znaczyło.
- Dobra. Tylko się już rozchmurz. Nie lubię, jak masz taki nastrój – chwycił ją i przytulił do siebie.
Nie była zachwycona jego zachowaniem i tym, że po raz koleiny zdawał się myśleć tylko o sobie. Może jednak tylko sobie to wmawia. Musi przecież zrozumieć też jego uczucia. Miał zresztą rację, pora się rozchmurzyć. Nie powinna przejmować się ojcem, ani tym co być może się zdarzy, a być może nie. Takie zamartwianie się i gdybanie do niczego nie prowadzi. Wtuliła się w niego, chcąc poczuć się bezpiecznie i spokojnie. Uśmiechnęła się. Mimo wszystko miała szczęście, że kogoś ma. Zwłaszcza, że Artur nie był byle kim. Dobrze urodzony, ułożony i wykształcony. Przystojny prawnik za którym oglądały się tabuny dziewcząt. A on wybrał akurat ją. Czy ma więc prawo do czepiania się małych niedoskonałości?.

Środa, 07.09

Następnego dnia czekała już wraz z komendantem i resztą, która miała brać udział w tym przedsięwzięciu przed komisariatem. Umówiła się z Arturem na 7:30. Ta godzina minęła już dawno, więc zaczęła się trochę denerwować jego nieobecnością. Zwłaszcza, że nie chciała zaburzać napiętego czasu pracy policji. Próbowała dzwonić do mężczyzny kilkukrotnie, ale bez większego rezultatu. W końcu jej telefon zapiszczał oznajmiając o przyjściu wiadomości sms. W tym momencie podszedł do niej Marek.
- Pani Anno, może zostawię tu jednego funkcjonariusza, który zaczeka z panią na Artura. Spotkamy się na miejscu.
- Nie ma takiej potrzeby – odrzekła smętnie – Właśnie napisał, że nie dojedzie, coś mu wypadło…
- Ale… - Markowi cisnęły się na usta pewne słowa pod adresem młodego prawnika, ale powstrzymał się ze względu na dziewczynę. Ten chłystek nic się nie zmienił. Tak samo nieodpowiedzialny, jak dawniej. - Może zadzwonię po Wiktora.
- Nie, on ma swoje obowiązki. Proszę mu nie zawracać głowy.
- Powinna pani mieć kogoś, kto panią wesprze.
- Z całym szacunkiem, ale Wiktor nie ma z tym nic wspólnego. Szkoda czasu. Jedźmy, i tak zbyt długo was wstrzymywałam.
- Jest pani pewna? - zapytał sam będąc nieprzekonanym.
- Tak. Dziękuję za troskę, dam sobie radę.
Droga na miejsce dzisiejszego przeznaczenia zajęła im ponad godzinę. Dawno wyjechali poza miasto i minęli kilka innych, mniejszych. Mimo braku nastroju, Anna starała się podziwiać jesienne widoki. Nie miała dotąd możliwości wyjeżdżania poza obszary otaczające dom Wiktora czy pobliskie miasteczko. Nie wiedziała też czy kiedykolwiek wcześniej miała okazję gdziekolwiek podróżować. Co rusz przyłapywała się na tym, że znów wraca do nieznanej sobie przeszłości, a to wywoływało w niej nostalgię i nieprzyjemny żal.
Jechała autem wraz z komendantem, który prowadził i jeszcze jednym, młodym policjantem. Siedziała z tyłu, ale Marek co jakiś czas niespokojnie zerkał na jej odbicie w przednim lusterku. Nie był zachwycony, że dziewczyna jest sama. Może powinien był mimo wszystko przedzwonić do Wiktora.
Rodzinny dom dziewczyny znajdował się na obrzeżach jednego z większych miast. Była to uboga dzielnica pełna zaniedbanych budynków, śmieci i nieprzystrzyżonych żywopłotów czy trawników. Przed kilkoma domami kręciły się małe dzieci, często równie zaniedbane co otoczenie. Gdzieniegdzie napotkać można było jakiegoś pijaczynę, który samotnie podpierał ścianę, znalazła się również większa grupka, która na widok radiowozów szybko pochowała wystawione wcześniej na ziemi butelki.
Zatrzymali się przed umorusanym brudem domem z piętrem, którego ściany były niegdyś zapewne białe. Dach zdawał się, w niektórych miejscach grozić zawaleniem. Na zewnątrz przywitała ich częściowo urwana i mocno zardzewiała furtka wejściowa, która musiała dawno temu być zielona. Część, która miała być ogrodem, wyglądała tragicznie, zwyczajnie zarośnięte chaszcze. Wyraźnie już od bardzo wielu lat to miejsce nie widziało kosiarki, ani nawet kosy. Krzewy zamiast równo przystrzyżone sterczały na każdą stronę świata ukazując gdzieniegdzie martwe,wysuszone gałązki i liście.
Anna nie miała zbyt wiele czasu, aby rozejrzeć się po okolicy, a tym bardziej na zastanawianie nad czymkolwiek, bo policjanci od razu ruszyli do wnętrza domu. Mimo to przez jej głowę przemknęła myśl, że może powinna zając się tym ogrodem później i doprowadzić go do porządku.
"


Pozdrawiam,
Agafi