sobota, 31 marca 2018

O przyjaźni słów kilka

   Przyjaźń - to słowo ma wiele definicji, a jeszcze więcej zwolenników. Jednak jeśli skupimy się na ludziach i doświadczeniu, a nie na jałowych definicjach, szybko okazuje się, że wiele osób ma do tematu zupełnie inne podejście.
   Dzieci na przykład często w początkowej fazie zawierania znajomości - przedszkole, zerówka, pierwsze lata szkoły - nie odróżniają znajomych, kolegów od przyjaciół. Sama całkiem niedawno tłumaczyłam swojej córki tę "subtelną" różnicę, gdy o jednym z jej znajomych powiedziałam "Twój kolega", a ona odrzekła, że "on nie jest moim kolegą". Wyjaśniłam jej zatem, że te osoby, które chodzą z nią do jednej klasy, to jej "koledzy i koleżanki z klasy", natomiast te osoby, z którymi trzyma się najbliżej i czuje się w ich towarzystwie dobrze to przyjaciele/przyjaciółki.
   Oh!, żeby to zawsze było takie proste nie? ;). Gdy jesteśmy starszy, gdy dorastamy sprawa już nie jest taka łatwa i przyjemna. Szybko bowiem okazuje się, że ktoś może być "kolegą z klasy", ale wcale nie jest dobrym kolegą. Zaczynają się ujawniać nasze antypatie, a czasem (w skrajnych przypadkach) nienawiści. I nie mam tu na myśli nienawiści z zawiści ^^.
   Są ludzie, którzy twierdzą, że jeden przyjaciel to cud, a dwóch i więcej to złudzenie. Nie mogę się tym zgodzić, choć fakt faktem o prawdziwego przyjaciela trudno.
   Wiecie, jak ja to zawsze widziałam?. Mogę kogoś nie lubić, ktoś mógł nie przypaść mi do gustu, lub zwyczajnie "nie toleruję nietolerancji" ^^, ale do nienawiści daleka droga. Zresztą ja za szybko wybaczam, by nienawidzić. W końcu jesteśmy tylko ludźmi ;) . Oczywiście wybaczyć, a zapomnieć to dwie różne rzeczy. Naiwna to ja nie jestem ;). 
   Jeśli zaś mówimy o przyjaźniach i znajomościach to wygląda to u mnie następująco:
- Przyjaciel to ktoś, komu wiem, że mogę zawierzyć moje problemy, ktoś z kim mogę otwarcie rozmawiać - i działa to w obie strony, bo tak samo ta osoba może zawierzyć mnie i otwarcie rozmawiać ze mną na różne tematy, łącznie z wytykaniem pewnych mało przyjemnych spraw. W końcu najważniejsza jest szczerość.
- Kolega/koleżanka najczęściej odnosi się to do znajomych z dawnych czasów (ale nie tylko), z którymi utrzymywałam dobre kontakty, ale nie na tyle bym mogła powiedzieć o wszystkim. Te znajomości zakończyły się, bądź też nie, ale nie mamy stałych kontaktów.
- Znajomy, to ktoś kogo znam. Znamy się, ale ani nie uważam tej osoby za przyjaciela, ani też nie jest jakąś szczególna osobą w moim życiu. Być może nawet nie przepadam za ta osobą, ale jednak znamy się ;).

   Szczerze?. W moim życiu spotkałam sporo prawdziwych przyjaciół, z którymi mam kontakt po dziś dzień. Jedni to przyjaciele jeszcze z dzieciństwa, inni zostali "odkryci" całkiem niedawno ;). Mogę uważać się za osobę szczęśliwą pod tym względem, bo wiem, że gdy coś będzie źle - mam do kogo się udać i wiem, że te osoby pomogą mi tak, jak tylko będą umiały. 
   Ponadto swoją rodzinę - a przynajmniej sporą jej część, również uważam za przyjaciół. Bo jeśli mogę w ich towarzystwie powiedzieć wszystko, a oni mnie i jeśli wiem, że mogę na nich liczyć, a oni na mnie, to czym to jest jeśli nie przyjaźnią?. Status "rodziny" nie wyklucza miłości i przyjaźni. Dla mnie moim przyjacielem jest mój mąż, moja mama, siostra, bratowa. A wiem, że i w sytuacjach kryzysowych przyjaciół znajdzie się po rodzinie i dalej więcej ;). W końcu, jak to się mówi "Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie".

   Ostatnio natrafiłam na pytanie "Czy przyjaźń jest wieczna?". Według mnie - wykluczając te zakończone zdradą - prawdziwa przyjaźń twa wiecznie. Nawet jeśli miałam w dzieciństwie przyjaciela i on zawsze przy mnie był, ale teraz z różnych względów nie utrzymujemy stałego kontaktu (rodzina, dom, praca, brak czasu, odległość itp), to przecież nie zrobił nic (ani ja), co przyjaźń przekreśliło, nieprawdaż?. Zatem w moim odczuciu ta osoba nadal jest moim przyjacielem. Nawet jeśli spotka nas śmierć, przyjaźń nie znika, bo pozostaje w naszych wspomnieniach i sercach.

   Niejeden na przyjaźni się sparzył, bo zawierzył i zawiódł się. Tak bywa, ale z drugiej strony takie doświadczenia uczą nas być ostrożniejszymi, czujniejszymi oraz tego, że ludzie bywają różni. Czasem okazuje się, że dwie strony chcą przyjaźni, ale każda z nich inaczej to widzi. Są również przypadki, gdy ktoś wykorzystuje inną osobę, która szuka lub chce dać przyjaźń innym w okół siebie.
   Warto czasem zastanowić się czego tak naprawdę oczekujemy od przyjaciela, a potem przewertować w głowie te informacje oraz osoby nas otaczające, by dowiedzieć się, kto faktycznie zasługuje na miano przyjaciela.


Tym, jakże pozytywnym akcentem kończę mój krótki post ^^
i z tego miejsca pragnę wam złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji jutrzejszego święta!

Zdrowych, pogodnych oraz pełnych ciepła, siły i błogosławieństwa Bożego świąt Wielkanocnych!!


Pozdrawiam,
Agafi

sobota, 17 marca 2018

Nienormalności ciąg dalszy

      Jako, że w niedziele położyła mnie choroba i to do tego stopnia, że nie byłam w stanie zrobić nic, a pół dnia przespałam (nawet oddychanie było nie lada sztuką!!), w poniedziałek wybrałam się do lekarza. Dopiero po powrocie muża z pracy, co prawda, ale ( idź popołudniu mówili, będzie mniej ludzi mówili... ^^' ). Chyba nie muszę tego komentować :D. Wystarczy jedno zdanie - jak przyszłam w poczekalni było czarno i czekałam w kolejce (bagatela!) dwie godziny ^^.

     Jednak do rzeczy. 

Wiecie... każdy normalny człowiek czekając w przychodni rozmawia z innymi ludźmi, czyta książkę, przegląda telefon ewentualnie przez niego rozmawia. A co robi wasza ukochana blogerka?. No jak to co? - PISZE SWOJĄ KSIĄŻKĘ!!
     No przecież!. To takie normalne i naturalne w życiu każdego człowieka -_-'.

      Spora część osób zerkało na mnie dziwnie, zapewne zastanawiając się co ja tam tak bazgrzę w tym zeszycie. Zwłaszcza, że obok mnie siedziała pewna bardzo sympatyczna pani w średnim wieku (w sumie to raczej zaawansowanym średnim), która miała mnóstwo do powiedzenia, na każdy temat i często bardzo zabawnie. 

    Żeby nie było!. W żaden sposób nie okazałam pani braku szacunku czy coś!. Na samym początku, gdy koło niej usiadłam zagadała mnie i uważnie oraz z uśmiechem na ustach wysłuchałam opowieści o jej chorej ręce, operacji oraz lekarzu, którego darzy sympatią ^^. Później pani poszła gdzieś indziej, a gdy wróciła zajęła się innymi osobami w poczekalni, a ja byłam pochłonięta już myślami zanurzonymi wraz z moim nosem w zeszycie ^^.
    Przez moment pomyślałam "Gdyby wiedzieli co robię zdziwiliby się jeszcze bardziej!". Jednak tak naprawdę mogłam przecież robić cokolwiek. Uczyć się, pisać do kogoś list (O! to by dopiero było zaskoczenie w dzisiejszych czasach. Młody człowiek piszący listy, hehehe ^^), mogłam sobie notować co mam do zrobienia lub tworzyć listę zakupów... No przecież!. Człowiek może robić masę różnych rzeczy na kartce papieru za pomocą długopisu!.

      To nie zmienia faktu, że chyba nie do końca jestem normalna ^^. A raczej tylko potwierdza, że normalności to we mnie zostało już naprawdę niewiele :P. 


Jednakowoż: Kto jest normalny?, jaka jest definicja normalności? - Normalność to coś co mieści się w normach czegoś, czyli... na 100% nie jestem normalna, a skoro nie jestem, to znaczy, że jestem... anormalna? ^^

Według Słownika Języka Polskiego PWN:
1. «bycie normalnym, zgodnym z normą»
2. «zdrowie psychiczne i fizyczne»
3. «życie toczące się według ustalonych, znanych praw i zwyczajów»

O tym pewnie jeszcze kiedyś będzie ;). Teraz to już lepiej tego tematu nie zaczynać ^^'

No to co?. Kto ma ochotę, niezmiennie zapraszam do czytania! ^^


P.s. wybaczcie, że tyle musieliście czekać, ale w głowie urodził mi się nowy wątek... i oczywiście musiałam go spisać, więc.. to co tu zamieszczam poniżej, to świeżutkie, napisane w ostatnich dniach literki ^^

ciąg dalszy się pisze :)


Wtorek, 06.09.

Anna i Wiktor mieli tego dnia prawdziwy młyn w pracy. Zupełnie, jakby wszystkie zwierzęta w okolicy postanowiły zachorować lub mieć jakieś problemy właśnie tego, jednego dnia. Nawet z pomocą Anny i Halinki młody weterynarz z początku nie bardzo wiedział w co ręce włożyć. A wydawało by się, że to takie proste. Wystarczy kolejność przyjęć. Jednak nie sprawdza się to w sytuacjach, gdy zjawiają się zwierzęta ze zbyt wysoką, czy obniżoną gorączką, po wypadku lub też z mocno krwawiącymi ranami. Nic też dziwnego, że nastał moment, w którym właściciele czworonogów zaczęli się wykłócać pomiędzy sobą, kto jest ważniejszy i w większej potrzebie. Halinka sprawnie i z pełną powagą bardzo szybko ukróciła to zachowanie przybyłych. Szybko stało się dla wszystkich jasne, że to Wiktor będzie decydował o kolejności przyjęć, bo to on zajmuje się leczeniem i wie, jakie są priorytety w takich czy innych przypadkach.
Anna była pełna podziwu dla charakteru i odwagi Halinki oraz dla pełnego opanowania Wiktora. Na jego miejscu większość osób już dawno wybuchnęła by, jak jego pracownica lub nawet gorzej. Ona sama z kolei nie bardzo wiedziała co ma zrobić w tej sytuacji. Widziała, że napięcie w ludziach rosło coraz bardziej i zaczynali być coraz głośniejsi. Ich zachowanie i brak reakcji ze strony Wiktora zdezorientowały ją całkowicie. Cieszyła się w duchu, że to nie ona musiała przejąć inicjatywę.
Po paru ładnych godzinach udało się im opanować tę małą apokalipsę. Na szczęście też nie doszło więcej czworonożnych, pechowych stworzeń. Koło godziny 14 mogli wreszcie odsapnąć i pozwolić sobie na przerwę z kawą i herbatą w ciszy i spokoju. O ile to oczywiście możliwe w lecznicy przepełnionej chodzącymi nieszczęściami, które raz po raz wydawały z siebie najprzeróżniejsze dźwięki od radosnych szczeków i pomruków, po rozpaczliwe piski i skuczenia. To jednak i tak było tego dnia balsamem na uszy i zdawało się być ciszą. Chwila spokoju pozwoliła nawet na małe żarty i całkowite rozluźnienie atmosfery u całej trójki pracowników. Później w przypadku Anny było już tylko gorzej.
Zaledwie godzinę po skończonej przerwie do gabinetu Wiktora przyszedł nikt inny, jak Marek. Wszyscy przywitali go bardzo serdecznie. Nawet Anna, która wciąż czuła się nieswojo w towarzystwie komendanta posłała mu promienny uśmiech. On jednak zdawał się nie mieć dobrego nastoju. Dziewczyna przez moment pomyślała, że być może on również nie miał zbyt udanego dnia.
- Co Cię tu do nas sprowadza, Marku? - zapytał gospodarz lecznicy siląc się na utrzymanie uśmiechu. Jego mina wyrażała jednak pewną dozę niepokoju. Anna doskonale znała ten gest, gdy nieświadomie ściągał brwi.
- To dość delikatna sprawa… Czy moglibyśmy gdzieś…, no wiesz! - policjant przenosił wzrok po wszystkich obecnych. Był wyraźnie zakłopotany. - To dotyczy pani Anny.
- Jasne, oczywiście. Możecie iść do mojego gabinetu z dokumentacją. Na chwilę obecną nie jest mi potrzebny.
- Dzięki wielkie. Pani Anno? - starszy mężczyzna gestem zaprosił kobietę w stronę gabinetu.
Wiedziała dokąd iść. Skinęła więc tylko głową lekko i ruszyła przed siebie. Mężczyzna otworzył przed nią drzwi, a później zamknął je za sobą. Dziewczyna nie miała pojęcia czego ma się spodziewać. Niepokój odczuwała tym bardziej, że Wiktor nie został poproszony wraz z nią. Czyżby było coś nie tak ze sprawą zabrania jej do siebie?. Nie chciała za żadne skarby, aby miał przez nią kłopoty.
Marek stał przez chwilę milcząc, ale zdawał sobie sprawę z tego, że to nie może trwać wiecznie, a Anna rozmowy nie rozpocznie. W końcu to on przyszedł z czymś do niej, a nie odwrotnie. Zganił się w duchu za to, że zachowuje się jak tchórz, albo co najmniej, jak niedoświadczony gówniarz w swojej branży. Zebrał w sobie odwagę, odchrząknął głośno i przemówił.
- Pani Anno, otrzymaliśmy informację, że pani ojciec został czas jakiś temu schwytany i postawiono mu zarzuty. To co zrobił pani… no… - patrzył na nią trochę z obawą, ale ona po prostu czekała na ciąg dalszy. Westchnął ciężko – No przyznał się bez bicia… Nie będę tu przytaczał słów tego skur… Tego drania… Ale to nie jedyne jego winy. Ma na sumieniu dużo, duuużo więcej. Próbowałem panią jakoś chronić, ale mimo moich tłumaczeń, że pani nie domaga, że wciąż nie wróciła pani pamięć, to i tak nakazali mi wezwać panią na świadka.
Zamilkł na moment i czekał, ale dziewczyna tylko skinęła głową i odpowiedziała.
- Rozumiem.
- Wiem, że to nie będzie dla pani łatwe. Pomyślałem, że być może Wiktor mógłby jakoś pomóc. Może, jako lekarz i osoba, która była w tamtej kamienicy, gdy was uwolniono, mógłby zeznać, że pani nie nadaje się na świadka.
- Nie ma takiej potrzeby – odpowiedziała ku ogromnemu zaskoczeniu komendanta, choć sama czuła wewnątrz ogromny lęk i stres.
- Jest pani pewna?
- Tak. Zresztą domyślam się, że Wiktor również zostanie wezwany na świadka. Jeśli nie w przypadku mojego ojca, to odnośnie całego zdarzenia w późniejszych procesach. Mam rację?
- No… tak. - Marek miał szeroko otwarte ze zdziwienia oczy, gdy na nią patrzył. Zaskoczyła go swoją odwagą i logicznym myśleniem. Teraz przypomniał sobie, że podobnie zachowywała się w dniu, gdy ją znaleźli. Dlaczego więc go to tak dziwi?.
Miał prawo widzieć to w ten sposób, bo choć dziewczyna naprawdę potrafiła zaskakiwać. Często nawet samą siebie. To na ogól w towarzystwie ludzi zachowywała się, jak cicha, szara myszka. Chowała się niemal za Wiktorem, nie odzywała się wcale, a zapytana zdawkowo odpowiadała na pytania. Teraz jednak nie miała się za kim schować, ani jak z tego wycofać. Sprawa dotyczyła jej życia i ojca.
Marek otrząsną się z zamyślenia i sięgnął do kieszeni spodni. Wyciągnął z niej jakiś niewielki przedmiot i podał go Annie.
- Jest jeszcze jedna sprawa. Ze względu na to, że pani ojciec siedzi, wasz dom rodzinny pozostał pusty. Nakazano mi przekazać pani klucze. - dziewczyna niepewnie sięgnęła po przedmiot, a mężczyzna kontynuował przemowę wyraźnie niezadowolony- Oczywiście miałem też „konsultację” z pewnym nieprzyjemnym doktorkiem… Oświadczył, że przyjazd tam może pani pomóc „ozdrowieć”, jak to określił. Ja osobiście nie jestem przekonany i nie mam do niego za grosz zaufania. Uważam, że powinniśmy zasięgnąć opinii Wiktora. Ze też ten cholerny geniusz jest taki uparty i woli to miejsce niż prace z nami na stałe…
- Panie Marku…
- Wybaczy pani, ale z nim byłoby o wiele łatwiej. Owszem współpracuje z nami kiedy tylko nikt inny nie chce się tego podjąć, o ile ma wtedy czas, ale… Skurczybyk mógłby…
Anna chrząknęła znacząco, co dotarło do policjanta od razu. Zamilkł na moment zbierając myśli, po czym ponownie się odezwał.
- Może zapytamy go, co myśli o tej całej sprawie?. Wolałbym mieć pewność, że nie będzie to dla pani krzywdzące. - patrzył na nią oczekując reakcji, ale nie odpowiadała – Jutro wybieramy się tam w poszukiwaniu dowodów, które mogłyby go powiązać z tą sprawą, ale to od pani zależy czy pojedzie z nami, czy też nie.
- Rozumiem…
- Mam nadzieje, że się pani na mnie nie obraziła.
- Słucham?. Nie, o co miałabym się obrazić, panie Marku?
- Powinienem tak naprawdę mówić „Panno”, ale „Panno Anno”, jakoś mi nie brzmi zbyt poważnie. Wydaje mi się zresztą, że w dzisiejszych czasach takie podziały przestały mieć jakiekolwiek znaczenie i sens. Jednak nie odpowiada pani na pytania i nie wiem już czy to z powodu mojego braku wychowania czy też ma pani inny powód?.
- Przepraszam ja… Staram się to wszystko jakoś poukładać. Potrzebuję trochę czasu, żeby to przemyśleć.
- Niestety ja tego czasu nie mam. Jedziemy jutro z samego rana, muszę zatem wiedzieć jaka jest pani decyzja już dziś.
Choć jeszcze chwile temu miała wrażenie, że starał się rozluźnić atmosferę, to teraz jego poważna mina nie dawała złudzeń. Co powinna zrobić?, co odpowiedzieć?.
- Czy mogłabym odpowiedzieć choć pod wieczór?. Może mogłabym się z panem jakoś skontaktować?. Chciałabym… potrzebuję.
- Może jednak zawołam Wiktora, żeby pomógł Ci podjąć tę decyzję? - zapytał – On ma do mnie numer, możecie dać mi znać do wieczora. Z tym nie ma problemu.
- Nie chciałabym go znów do tego mieszać…
- Potraktuj go, jak swojego lekarza. W końcu on wziął Cię pod swoją opiekę, jako pacjentkę.
Nie spodobało się jej to porównanie. Już dawno przestała tak o sobie myśleć. Teraz byli dobrymi znajomymi. Tak przynajmniej się jej wydawało.
- No… Dobrze.
- To dla Twojego bezpieczeństwa, uwierz mi. - powiedział jednocześnie kierując się do drzwi. Wyszedł i zamknął je za sobą. Chwilę później wrócił wraz z Wiktorem. Ten wyraźnie jeszcze nie miał pojęcia o co chodzi.
Spojrzał na nią, ale była zupełnie nieobecna. Niby na nich patrzyła, ale wyglądała jakby ją coś poraziło, albo zatrzymał się czas.
- Anno? - z niepokojem zawołał do niej, co spowodowało, że lekko podskoczyła – O co chodzi, do licha? - tym razem zwrócił się do przyjaciela.
- Jej ojciec siedzi. Jutro z samego rana jedziemy przeszukać ich dom. Zgodnie z zaleceniami przydzielonego do sprawy doktorka przywiozłem pani Annie klucze z pytaniem, czy zechce nam jutro towarzyszyć. Jednak nie jestem przekonany, czy to aby na pewno dobry pomysł – mówiąc to wymownie spojrzał na Annę. Wiktor wiedział, co ma na myśli.
- Co powiedział tamten lekarz konkretnie?.
- Stwierdził, że wyprawa do rodzinnego domu może przywrócić jej pamięć. Coś w tym stylu, nie powtórzę Ci dokładnie tej jego medycznej paplaniny.
- Spokojnie, nie musisz. To prawda. Jest szansa, że jej pamięć wróci, kiedy pojawi się w znajomym sobie miejscu. Może całkowicie, a może tylko częściowo. Jednak to niesie ze sobą również duże ryzyko. Nie wiadomo co sobie przypomni i jak zareaguje.
- Wiedziałem, że nie warto ufać temu bubkowi.
- Marku, to nie tak. On powiedział, co uważał za słuszne. Sam dobrze wiesz, że w takich sprawach zależy im na dotarciu do prawdy i zyskaniu świadków. My natomiast myślimy o drugiej stronie tego medalu.
- Cholerne dranie!
- Jakby nie patrzeć powiedział prawdę. Sam uważam, że to duża szansa, nawet jeśli ryzykowna.
- Uważasz, że powinna pojechać?.
Wiktor spojrzał na dziewczynę, w tym samym momencie, co ona na niego. Mimo, że wyglądała na kogoś, kto znajduje się w innym świecie, teraz miał pewność, że słuchała każdego ich słowa bardzo uważnie. Przez moment zawahał się wpatrując w nią.
- Pod warunkiem, że nie będzie tam sama.
- No jedzie pół wydziału, więc wiesz…
- Nie to miałem na myśli. - odpowiedział mu po czym zwrócił się do Anny – Powiedz o tym Arturowi. Niech jedzie z Tobą. Będziesz potrzebowała wsparcia kogoś bliskiego.
- Tak. Masz rację. Zadzwonię do niego – wyciągnęła z kieszeni telefon i wyszła z gabinetu wybierając numer. Mężczyźni zostali sami.
- Artur? - zdziwił się Marek.
- No tak, dawno nie rozmawialiśmy. Anna spotyka się z moim bratem od prawie dwóch miesięcy.
- Co proszę?. To, jakby domowy pudel spotykał się z dzikim wilkiem.
- Hahahaha. Jesteś niemożliwy.
- Co?, nie mówię prawdy?. Twój brat jest żywiołem, który nie usiedzi w jednym miejscu, a ta dziewczyna to spokojna, cicha i stateczna panienka.
- Dlatego dobrze mu to robi. Mam szczerą nadzieję, że on też, dzięki niej spoważnieje i się ustatkuje. Jest jaki jest, ale nawet gdy robi głupoty, to potem wraca do niej z podkulonym ogonem. Nie zmieni się w ciągu kilku dni czy tygodni, wiem o tym. Ale liczę na to, że za jakiś czas będzie innym człowiekiem. Jeśli mu na niej zależy naprawdę.
- A jeśli nie?. Nie boisz się, że będzie przez niego cierpiała?.
- Boję się tego od samego początku, ale nie mogę jej mówić z kim się ma spotykać, a z kim nie. Nie trzymam jej pod kloszem, ani w więzieniu. Ma prawo do własnego życia.
- To fakt. - nie powiedział głośno tego, co chodziło mu po głowie, choć miał na to wielką ochotę. - No nic… Ja muszę już wracać do swoich obowiązków. Czekam do wieczora na decyzję. Przedyskutujcie to raz jeszcze i dajcie znać, dobra?
- Jasne. Dzięki wielkie, że się tu pofatygowałeś – podał mu dłoń i uścisnął jego bardzo mocno.
- Nie ma sprawy. - gdy wyszli z gabinetu rozglądnął się po poczekalni połączonej z recepcją - Ładnie tu masz, ale nadal nie rozumiem, dlaczego wolisz pracować z zapchlonymi stworami zamiast ze mną.
- Marku, ile razy już to przerabialiśmy?
- Tysiąc, ale mogę to przerabiać i milion razy, jeśli tylko to Cię przekonana
- Nie zmienię zdania, wiesz o tym dobrze.
- Cóż, spróbować zawsze warto. Trzymajcie się, drogie panie – skłonił się i wyszedł pośpiesznie.
- I co myślisz? - Wiktor spojrzał na Annę.
- Nie wiem… mam mieszane myśli.
- Dodzwoniłaś się do Artura?
- I tak, i nie. - zobaczyła, jak na nią patrzył więc dodała – Nie mógł teraz rozmawiać, ma oddzwonić.
- No tak.
- Co byś zrobił na moim miejscu?.
- Nie mam pojęcia, Anno. Ale tu nie chodzi o mnie. Musisz sama zdecydować. Ty znasz siebie najlepiej. Nit inny nie może za Ciebie zdecydować. Ja mogę jedynie przedstawić Ci opcje.
- Będę wdzięczna…
- Pierwsza jest taka, że nie zdarzy się absolutnie nic. Nie odzyskasz wspomnień, nie poczujesz niczego i będziesz czuła się tak tak obco, jak w każdym innym miejscu i domu. Z tą różnicą, że jeśli znajdziesz tam swoje zdjęcia, będzie to zapewne dla Ciebie dziwne odczucie, jak z początku, gdy patrzyłaś na siebie w lustrze nie znając samej siebie.
- To zniosę, myślę. Już to przerabiałam.
- Druga opcja jest taka, że w styczności ze znajomymi przedmiotami i miejscami odzyskasz fragmenty wspomnień. Mogą być zarówno dobre, jak i złe. Nikt nie zagwarantuje Ci z tego tytułu przyjemności, bo nie wiemy jak żyłaś i co spotkało Cię w przeszłości. Tak samo będzie w przypadku opcji trzeciej, w której jest szansa, że odzyskasz pamięć całkowicie, a wraz z nią wszystkie swoje wspomnienia. Całe przeszłe życie.
Anna głęboko wciągnęła powietrze i przytrzymała je przez moment zanim wypuściła szybko i głośno. Wiktor doskonale ja rozumiał. To wcale nie było łatwe. Z jednej strony z pewnością chciała odzyskać pamięć, z drugiej zaś… Miał rację. Annę kusiło by pozna prawdę o sobie, by dowiedzieć się co tak naprawdę ją spotkało. Chciała, jak wszyscy inni mieć przeszłość, o której wie. Wówczas mogłaby świadomie odciąć się od niej, gdyby tego potrzebowała. Z drugiej jednak strony przyzwyczaiła się do swojego obecnego życia i tego stanu niewiedzy. Pogodziła się z tym, jak jest. Czuła się bezpiecznie. Wracanie do niezbyt przyjemnie zapowiadającej się przeszłości wiązało się z utratą tego bezpieczeństwa. A także z bólem i lękiem. Ne była pewna czy tego chce i czy jest na to gotowa. Gdyby mogła mieć wsparcie, z pewnością byłoby jej łatwiej. Żałowała, że Artur nie miał dla niej nawet chwili. Poczuła się teraz niesprawiedliwa. Przecież miał swoją pracę i obowiązki. Nie mógł tak po prostu wszystkiego rzucić, bo ona zadzwoniła. Przecież nawet nie wiedział z czym dzwoniła. Opowie mu o wszystkim i od razu poczuje się lepiej.
- Porozmawiam z Arturem i zdecydujemy Z jego wsparciem na pewno dałabym radę.
- W takim razie daj znać, gdy już będziesz zdecydowana, a powiadomię Marka..
- Dziękuję.




Pozdrawiam,
Agafi

poniedziałek, 12 marca 2018

Dwie osobowości pisarza

"Pisarz ma podwójną osobowość.
Jedna pisze, druga zmaga się z życiem.
Dwa JA, które rozmawiają ze sobą, kłócą się."

- Film "Dama w Vanie"

     Całkowicie muszę zgodzić się z dwiema pierwszymi linijkami. Co do trzeciej?, hm... może nie rozmawiam z sobą samą i nie kłócę się z moim wewnętrznym "ja", ale z pewnością często zachowuję się niczym wariatka ^^  bowiem moje postacie rozmawiają ze sobą w mojej głowie, ale często i za pomocą moich ust.
     Gdyby ktoś z was zobaczył mnie w moim "transie", gdy siedzę sama w kuchni, łazience przed lustrem, w kąpieli czy przed snem leżę w łóżku, a moje usta niemo wypowiadają myśli bohaterów... Ba! nawet mimika twarzy ukazuje ich zaskoczenie, szok, lęk, wściekłość i tysiące innych uczuć... Czasem nawet człowiek pozwala sobie na ruchy rąk i innych części ciała ^^. Z pewnością niejeden pomyślał by, że mam rozdwojenie jaźni, a na pewno coś jest ze mną nie tak ;D.
     Zatem... oglądałam film z zaciekawieniem, ale i ulgą, że nie tylko ja jestem taką wariatką ^^. Przyznaje, że nawet przemknęła mi przez głowę myśl, czy wszyscy pisarze są tak pogmatwani i mają nierówno pod sufitem?. Teraz mi się przypomniało, jak moja polonistka w LO powiedziała, że wszyscy artyści są nienormalni. No coś w tym jest ^^ - a w klasie od polaka nad wejściem widniał napis "Porzućcie wszelką nadzieje wy, którzy tu wchodzicie - Dante" ^^ idealnie odzwierciedlał czarne poczucie humoru naszej pani.

    Teraz od drugiej strony. "Jedna pisze, druga zmaga się z życiem". Gdy usłyszałam te słowa uderzyły we mnie niczym młot. To takie prawdziwie, że aż bolesne. Pomyślałam sobie - no tak... moje "ja", gdy piszę nie myśli o życiu, nie martwi się o nic, skupia się jedynie na swoich historiach, na postaciach, które występują w powieści. Tak naprawdę możemy pisać to co zechcemy, nasze historie mogą być takie, jakie tylko zechcemy by były. Całkowicie odrywamy się od świata rzeczywistego, a co za tym idzie, od problemów, które ze sobą niesie.
    Drugie, to właściwe "ja" zmaga się z codziennością, walczy z przeciwnościami losu, spotyka na swojej drodze ludzi, którzy zatruwają życie, którzy rzucają kłody pod nogi. To nasze "ja" choruje, cierpi, gdy chorują nasze dzieci i bliscy nam ludzie. To "ja" boi się o przyszłość, martwi o codzienność, o szkołę dzieci, o to czy ma z czego ugotować obiad, czy o niczym nie zapomniał... itp. ,itd. ( i znów wyszła ze mnie typowa matka polka ^^).
     Z pewnością i niezaprzeczalnie nasze piszące "ja" ma lepiej, nawet jeśli dorzucimy mu brak weny, który czasem atakuje człowieka w najmniej odpowiednim momencie.
  Tak czy siak film polecam, nie tylko tym, którzy lubią pisać, ale również tym, którzy lubią zakręcone historie i trudniejsze tematy.

Tym optymistycznym akcentem... zapraszam do dalszej części mojej powieści ^^


Czwartek, 14.07.

Tego dnia Wiktor ostrzegł Annę, że wróci późno, bo umówił się ze swoim bratem na wieczór. Przyzwyczaił się już do tego, że za każdym razem, gdy późno wracał do domu, ona czekała w salonie. Oczywiście udając, że wcale na niego nie czeka, tylko tu akurat znalazła sobie miejsce do czytania książek. Działo się tak niezależnie od tego, czy miała świadomość, że nie będzie go dłużej, czy też jego nieobecność przedłużała się nieoczekiwanie. Tak było i tym razem.
Obaj mężczyźni weszli po cichu do domu, choć brat gospodarza nie mógł powstrzymać się od wesołości, że włamują się jak złodzieje do jego własnego domu. Wiktor go wciąż uciszał, co jeszcze bardziej bawiło młodego mężczyznę, bo zupełnie nie rozumiał zachowania starszego brata. Kiedy weszli do salonu wszystko zrozumiał. Na kanapie leżała śpiąca dziewczyna z książką w ręku.
- To ona? - zapytał przybysz zaskoczony widokiem, jaki zastali. Tym bardziej, że Wiktor nie był zaskoczony tym wcale.
- Tak, ale proszę Cię bądź cicho.
- No, no. Całkiem ładna panienka – zachichotał nad kanapą. Wiktor właśnie wyciągnął z komody koc i walnął go nim w głowę.
- Artur, uspokój się bo ją obudzisz – upomniał go głośnym szeptem po czym przykrył delikatnie śpiącą Annę. Poruszyła się, ale nie obudziła. Wyjął z jej ręki książkę, założył zakładkę, która leżała na stole i odłożył na bok.
- Ona Cię śledzi czy jak? - zachichotał ponownie Artur.
- Chodź na werandę. - pociągnął do za sobą w stronę kuchni
- Wygląda bardzo... sympatycznie. - w jego głosie słychać było niemal mruczenie zadowolenia.
- Ty się opanuj chłopie. To dziewczyna po przejściach.
- Wiem, wiem, bohaterze – zaśmiał się Artur.
- Głupek! - Wiktor wypchnął go na zewnątrz werandy z kuchni.
- A tak poważnie. Kiedy mnie przedstawisz tej miłej damie?. Jest chyba mniej więcej w moim wieku.
- Dwa lata młodsza. Nie jestem pewien czy to dobry pomysł.
- Nie będziesz jej trzymał pod kloszem przez całe życie. 
- Nie zamierzam, ale potrzebuje czasu by się oswoić z sytuacją i poczuć bezpiecznie w różnych sytuacjach.
- Ze mną będzie bezpieczna, przecież mnie znasz.
- No właśnie znam... - westchnął pół żartem, pół serio.
- Oj, no weź, braciszku. Nie ufasz mi? Potrafię zachowywać się odpowiednio. Zresztą chce ją tylko poznać, a nie porywać.
Mimo iż trochę niepokoiło go to, że tak bardzo zależało Arturowi na tym, by ją poznać postanowił zgodzić się na to. Tylko go jej przedstawi, nie będzie nalegał na to by się z nim zaprzyjaźniła. Chyba, że sama wyrazi na to zgodę.
- Niech Ci będzie. Może to i dobry pomysł, żeby poznała kogoś nowego, w swoim wieku.
- Sam widzisz, Twój młodszy brat miewa dobre pomysły.
- Mam tylko nadzieje, że mój młodszy braciszek będzie potrafił zachować się naprawdę, jak należy.
- O to się nie martw. To jak? Jutro wieczorem?
Wiktor pokręcił głową z dezaprobatą. Artur choć już dorosły mężczyzna, do tego wykształcony potrafił się nieraz zachowywać, jak mały, uparty dzieciak. Umówili się tak, jak chciał Artur, na następny dzień, tym razem jednak o przyzwoitej porze. Czas jakiś jeszcze siedzieli na werandzie rozmawiając o różnych sprawach, głównie dotyczących Artura. W końcu młodszy brat przyznał, że pora już na niego. Rano musiał iść do pracy.
Kiedy wyszedł, Wiktor postanowił jednak obudzić dziewczynę, by przeniosła się do swojego łóżka. Choć odczuwała zakłopotanie, była mu za to bardzo wdzięczna. Gdyby przespała na kanapie całą noc z pewnością rano byłaby nie tylko tak samo, jeśli nie bardziej zakłopotana, to jeszcze mocno połamana. Wdzięczność odczuwała również za jego troskę, zauważyła bowiem, że gdy ją budził była przykryta kocem.

Wiktor tamtego wieczoru, a raczej minionej nocy nic już nie mówił, dopiero następnego ranka poinformował dziewczynę, że tego dnia odwiedzi ich jego młodszy brat. Wspomniał również, że ma nadzieję, iż będzie im towarzyszyła w tym spotkaniu. Nie zastanawiała się długo. Sama uznała, że pora wreszcie wyjść do ludzi. Była tu już ponad miesiąc. Jak długo jeszcze ma chować się przed światem w obawie, że jej nie zaakceptuje?. Jeśli Wiktor był takim dobrym człowiekiem, jego brat musiał być również podobny.
Wieczorem przygotowali małą kolację i czekali cierpliwie na przybycie gościa.
- Artur jest po prawie i obecnie jest na okresie próbnym w pewniej bardzo mocno postawionej kancelarii, jego spóźnianie jest więc uzasadnione. Choć tak naprawdę, on wiecznie się spóźnia. Nie przejmuj się tym.
- Rozumiem – uśmiechnęła się dziewczyna. Wyglądała dziś bardzo ładnie. Miała na sobie białe spodnie przylegające do ciała i top w biało żółte paski. Włosy spięła w wysokiego kucyka. Była bardzo szczupłą dziewczyną o lekko zaznaczonych krągłościach, co jej obecny strój tylko podkreślał.
Wybiła 19, gdy wreszcie doczekali się przyjazdu Artura. Wiktor wpuścił do go domu i poprowadził do salonu, gdzie czekała lekko zdenerwowana Anna. Nie omieszkał go upomnieć, że wypadałoby pojawiać się na czas, gdy się z kimś umawia. Ten jednak jak zwykle go zbył żartami.
- Anno, to mój brat Artur.
- Bardzo miło mi Cię poznać. - Chwycił jej dłoń, ale zamiast uścisnąć ją, jak się spodziewała uniósł do góry i ucałował schylając się z gracją. Dziewczyna szybko cofnęła rękę i zaniepokojona spojrzała na Wiktora. On patrzył niezadowolony na brata, który zrozumiał swój błąd – Wybacz, nie chciałem Cię wystraszyć...
- To... to nic – odpowiedziała odwracając wzrok.
Może nie powiedziała zbyt wiele, ale to wystarczyło by młodzieniec zwrócił uwagę na jej czysty , delikatny i piękny głos. Wiktor postanowił zmienić temat i załagodzić sytuację, którą spowodowała nagła szarmancja jego brata.
- Chodźmy jeść, bo kanapki całkiem zeschną. Anna się napracowała przy nich.
- Naprawdę? - zapytał Artur z entuzjazmem – Chętnie skorzystam z tak miłego zaproszenia, zwłaszcza, że po całym dniu w kancelarii jestem głodny, jak wilk.
Usiedli wspólnie w kuchni przy drewnianym stole. Anna dobrze czuła się w tym towarzystwie. Nawet jeśli sama niewiele się odzywała sprawiali, że przez cały czas się uśmiechała, a co jakiś czas wybuchała śmiechem. Bracia ciągle się przekomarzali i żartobliwie wykłócali. W ich rozmowie mnóstwo było zabawnych historii z życia różnych ludzi, a także z ich dzieciństwa i lat młodzieńczych. Obaj nie mogli by wyprzeć się siebie, jako bracia. Nie tylko ze względu na podobieństwo w zachowaniu. Artur tak samo, jak Wiktor miał czarne włosy i niebieskie oczy. Może były one jedynie bardziej wyraziste i ciemniejsze niż starszego brata. W rysach twarzy również widoczne były więzy krwi, choć Wiktor już na pierwszy rzut oka był dużo poważniejszy i stateczny. Zważał na swoje słowa i dobierał je zawsze w odpowiedni sposób. Nigdy nie pozwalał sobie na zbytnie spoufalanie się z innymi. Doskonale wiedział, jak może zachować się w danej sytuacji oraz w towarzystwie, tym czy innym.
Młodszy brat był dużo bardziej beztroski i rozluźniony. Anna znała się na żartach, ale czasem gdy młody mężczyzna coś powiedział, to peszyła się myśląc, że powinien bardziej zważać na to, co chce przekazać innym. Uważała, że w różnych okolicznościach i nie znając rozmówcy nie powinno się mówić pewnych rzeczy. Wyraźnie lubił się bawić i żartować. 
Artur niewątpliwie miał jednak dar do przyciągania kobiet. Potrafił prawić komplementy i zwrócić na siebie ich uwagę. Dziewczyna widziała, jak ciągle uśmiecha się do niej jednoznacznie. Niekiedy pozwalał sobie również na puszczenie do niej oka.
Gdy zaczęło robić się późno, Anna przeprosiła obu kawalerów i udała się do siebie. Cudownie było w tamtym towarzystwie, ale czuła się już naprawdę mocno zmęczona. Nie przywykła do zbyt długiego przesiadywania nocami. Zasnęła z uśmiechem na ustach wspominając wiele śmiesznych momentów tego wieczoru.
Następnego dnia Wiktor miał wolną sobotę. Te zdarzały się bardzo rzadko. Ogólnie miał umowę z Haliną, która pozostawała na dyżurze, że jeśli cokolwiek będzie się działo wystarczy jeden jej telefon, a on od razu przyjedzie. Mógł jednak tego wieczoru pozwolić sobie na dłuższą nasiadówkę ze swoim niesfornym braciszkiem. Nie chciał i nie zamierzał może zarywać nocy, ale miał czas by wysłuchać zachwytów Artura nad osobą Anny.

Anna spała dość długo, a gdy wstała i ubrana wyszła z pokoju zastała Wiktora na tarasie z zapalonym papierosem w ręku. Stał oparty łokciami o mosiężną balustradę.
Z początku dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z nałogu mężczyzny, aż do pierwszej wolnej niedzieli. Dopiero wówczas miała okazję przekonać się ile papierosów tak naprawdę wypalał w ciągu dnia. Nienawidziła dymu papierosowego i przeraził ją częsty widok tego młodego człowieka z papierosem w ustach. Miała wrażenie, że wypalał co najmniej 2 paczki w ciągu dnia, mogła się jednak mylić, nie liczyła przecież dokładnie.
Gdy ją spostrzegł uśmiechnął się i wyprostował.
- Dzień dobry, wyspałaś się?
- Tak, dziękuję.
Przyglądał się jej tak, że aż poczuła się nieswojo. Zauważył to.
- Spodobałaś się mojemu bratu. Kiedy zniknęłaś u siebie zapytał mnie, czy może się z Tobą umówić.
- I co mu odpowiedziałeś? - zapytała z udawaną obojętnością, patrząc w dal. Widziała jednak kątem oka, że nadal ją bacznie obserwuje, jakby chciał wybadać czy naprawdę ją to obeszło. On sam natomiast zauważył w jej tonie nutę pewnego zaniepokojenia.
- Powiedziałem, że powinien zapytać o to Ciebie, a nie mnie.
Nie odwróciła się do niego, ale lekko uśmiechnęła pod nosem podchodząc do balustrady.  Ulżyło jej, że Wiktor zachował się jak należy i nie zadecydował za nią. Z drugiej zaś strony czuła w sobie, jakby zawód. Może miałaby na to ochotę?. 
Wiktor nie zamierzał naciskać, a ona nie ciągnęła tematu, więc postanowił rozluźnić atmosferę.
- Niezły z niego ancymon, co?
- Nie pozostawałeś mu dłużny w docinkach.
- Hahaha, takie braterskie przekomarzanie. To u nas na porządku dziennym.
- To miłe, widać, że się naprawdę kochacie. Miły z niego chłopak.
Znów spojrzał na nią, jakby podejrzliwie. Czuła na sobie jego spojrzenie. Znów uśmiechnęła się pod nosem.
- Możesz podać mu mój numer telefonu, jeśli tak bardzo mu zależy.
- Jesteś pewna?. Gówniarz potrafi być męczący – zaśmiał się, znów opierając ręce na balustradzie i patrząc w niebo.
- Odradzasz mi spotkanie z nim? - zapytała prowokująco.
- Jak najbardziej! - zapewnił, wciąż uśmiechając się. A potem oboje wybuchnęli śmiechem.
Wczorajszego wieczoru było dokładnie tak samo. Wciąż sobie dogryzali i wyzywali się z Arturem. Stąd miała pewność, że teraz to również żarty.

Dzień minął spokojnie, większość czasu spędziła w swoim pokoju na czytaniu książki. Już koło południa dostała wiadomość na swoim telefonie, która wprawiła ją w jeszcze lepszy nastrój. Uśmiechała się do telefonu, jak głupia i w kółko czytała jedną, jedyną wiadomość zapisaną na czarnym ekranie. „Witaj piękna. Żałuję, że tak szybko opuściłaś nas wczorajszego wieczoru. Wspaniale bawiłem się w Twoim towarzystwie. Mam nadzieję na powtórkę”. Nadawca wykazał się ogromną dozą cierpliwości i tolerancji, bo choć dziewczynie spodobała się wiadomość nie odpisała do wieczoru. Prawdę powiedziawszy głównie dlatego, że nie wiedziała co odpisać, bała się by nie palnąć czegoś niewłaściwego. Nie była pewna czy może być tak bezpośrednia, jak on. W końcu jednak odważyła się i gdy ściemniać zaczęło się za oknem odpisała, prowokując go lekko „Mnie również było miło Cię poznać. Pewnie już o mnie zapomniałeś”. Nie minęło nawet pół minuty, a zapiszczał jej telefon. Nie spodziewała się tak szybkiej odpowiedzi „O piękna, nie da się o Tobie zapomnieć. To, jak będzie z tym naszym spotkaniem?”. Nastąpiła szybka wymiana zdań”Co proponujesz?”, „Bądź gotowa jutro wieczorem, zabieram Cię na randewu!”, „godzina?”, „19:00, do zobaczenia piękna!”
Anna leżała w łóżku z książką w ręku. Nie była jednak w stanie skupić się na czytaniu jej. Wciąż miała w głowie jego pisane słowa i masę myśli na temat dnia, który dopiero miał nastąpić. Uśmiechała się sama do siebie wyobrażając sobie kolejny wieczór w towarzystwie Artura. Czuła się wspaniale. To, że komuś takiemu, jak on podobała się, było dla niej zaskoczeniem. W sumie sam fakt, że w ogóle komukolwiek się podobała. Jego komplementy sprawiały, że czuła się nadzwyczajnie. Miała wrażenie, że jest wyjątkowa. Wyróżnił ja spośród tak wielu kobiet, które znał. Artur był bardzo przystojny. Była pewna, że musiał podobać się wielu kobietom. Jego lekko szelmowski uśmiech przyciągał. Na dodatek potrafił zainteresować swoim sposobem bycia i wypowiadanymi słowami.
Długo nie mogła zasnąć, wciąż przeglądając te kilka wiadomości, które wymieniła z nim przez aparat telefoniczny. Czy naprawdę spotkało ją takie szczęście, czy to tylko złudzenie?. Czy dobrze robi umawiając się z nim?.

Wrócili dość późno śmiejąc się głośno, ale Wiktor jeszcze siedział nad papierami. Zastali go w salonie z otwartym laptopem i stertą dokumentów rozłożoną na całej ławie. Anna lekko speszyła się, gdy zobaczyła, która jest godzina. Pożegnała się z Arturem i podziękowała mu za wspaniały wieczór, potem powiedziała Wiktorowi dobranoc i udała się do siebie. Bracia zostali więc szybko sami. Artur podszedł do sofy i rzucił się tyłem na nią opadając zadowolony z rozłożonymi ramionami i głową do góry. Jego straszy brat wyglądał na niezadowolonego.
- Dzwoniła do mnie Alicja – rzucił szybko stukając w klawiaturę. Arturowi zrzedła mina. - ponoć byliście umówieni.
- Na śmierć zapomniałem! - Zerwał się z oparcia i złapał za telefon. W tym momencie poczuł, jak dostaje kuksańca w tył głowy. Wiktor wymierzył mu go płaską dłonią. - Ej!
- Opamiętaj się chłopie. Co Ty wyprawiasz?
- Braciszku, ja...
- Bez takich!. Ostrzegam Cię. - zareagował ostro – Jeśli chcesz spotykać się z Anną, natychmiast zakończ znajomość z Alicją. Nie możesz się bawić żadną z nich.
Artur w pierwszym odruchu chciał zapytać go czy jest jej ojcem, że tak jej pilnuje, ale widział jego poważną minę i szybko pojął, że byłby to największy błąd. Musiał zachować twarz, a to co się wydarzyło w tajemnicy.
- Wiem o tym... zajmę się tym jutro. Nie martw się tak. Alicja to już przeszłość.
- Anna nie jest głupią lalą, którą możesz oszukiwać. A jeśli naprawdę Ci się podoba szanuj ją. Ona nie wybaczy Ci zdrady, tego możesz być pewien.
- Wiem... Anna nie jest taka, jak inne dziewczyny. Zauważyłem to już wczoraj.
Wiktor przyglądał się mu przez moment uważnie.
- Trzymam Cię za słowo. Ty masz za to moje, że jeśli nie zakończysz tej zabawy, to sam powiem Annie o Alicji. Nie zamierzam Cię kryć.
Artur nic nie odpowiedział. Doskonale wiedział, że jego brat nie żartuje. Był gotów wydać młodszego brata, gdyby ten zachowywał się jak smarkacz. Musiał rozegrać to we właściwy sposób. Raz jeszcze obiecał mu, że zerwie z Alicją następnego dnia. Potem pożegnał się pośpiesznie i wyszedł.
Wiktor westchnął ciężko i spojrzał w górę, w stronę pokoju dziewczyny. Miał nadzieję, że jego brat nic głupiego nie wymyśli i nie zawiedzie tym razem. Był dobrym chłopakiem, ale miewał pstro w głowie. Dotąd nie znał takich dziewcząt, jak Anna. Głównie dlatego, że było ich niewiele na świecie. Będzie musiał się postarać, by nie stracić tego, co daje mu los. Wiktor był pewien, że ta dziewczyna będzie umiała wpłynąć na jego młodszego brata pozytywnie. Ktoś taki, jak ona miał ukrytą moc, by zmieniać ludzi na lepsze.


* * *

W Przeciągu kolejnych tygodni i miesięcy wiele zmieniło się w życiu Dziewczyny. Wiktor zaproponował jej pracę w swojej lecznicy dla zwierząt, co z początku dziewczyna przyjęła bardzo sceptycznie. Obawiała się, że zaproponował jej to tylko dlatego, że było mu jej żal. Z czasem, gdy poznała zakres swoich obowiązków oraz wspaniałą Halinkę, o której tak wiele słyszała, przekonała się, że naprawdę jest osobą na właściwym miejscu. Wówczas usłyszała od tej dobrej kobiety, że Wiktor nigdy w to nie wątpił, bo zna się na ludziach.
Anna zajmowała się głównie opieką nad zwierzętami. Pielęgnowała te po zabiegach lub ranne oraz odkarmiała osierocone kocięta czy szczenięta. Z czasem zaczęła również wdrążać się w sprawy powiązane z dokumentacją i fakturami.
Wciąż spotykała się z Arturem. Nie miewali codziennych randek, ale wciąż dostawała od niego masę wiadomości przepełnionych komplementami. Kiedy już przyjeżdżał do niej zaraz ją gdzieś porywał. Pokazywał różne miejsca, opowiadał ciekawe historie i nawet zapoznał ją z częścią swoich znajomych. Nie wszyscy przypadli jej do gustu. Szczerze mówiąc chyba, żaden z nich, jakoś w szczególności nie budził w niej zaufania.
Jej adorator był bardzo miłym i zabawnym człowiekiem. Choć musiała czasem przyznać, że dość hałaśliwym i lubiącym imprezy. Jakoś jej to nie pasowało do kogoś, kto miał być poważanym prawnikiem. Próbowała go również delikatnie upominać, że za dużo pije alkoholu, jednak wciąż powtarzał, że odrobina trunku nikomu jeszcze nie zaszkodziła lub, że to na rozluźnienie. Innym razem dla poprawy złego nastroju, bo ciężki miał dzień w pracy. Nie podobało się jej to, że na wszystko miał wytłumaczenie, zawsze w pogotowiu gotową odpowiedź. Gdziekolwiek szli, zawsze było tam głośno i pełno rozbawionych, tańczących ludzi.
Z czasem poczuła się dziwnie, gdy uświadomiła sobie, że bardziej od spotkań z Arturem woli powroty do domu, gdzie czekał spokojny, cichy i opanowany Wiktor. On również zawsze był uśmiechnięty i skory do żartów. Nigdy nie okazywał po sobie zmęczenia czy złego nastroju, choć ona już poznawała to po nim bezbłędnie. W takie dni, choć nawet sama czuła się zmęczona zaciskała pięści i starała się ze wszystkich sił pomóc, zrobić jeszcze więcej.
Wiktor upominał ją wciąż, że za wiele na siebie bierze. Nie tylko pracowała w jego klinice, ale również zajmowała się domem, robiła codzienne zakupy i gotowała. Mężczyzna oczywiście był jej bardzo wdzięczny za wszystko co robiła, ale bał się żeby nie przeholowała. A ona tym chętniej wykonywała te czynności będąc również wdzięczną jemu, za wszystko co uczynił dla niej do tej pory.
Czasem, gdy nie wychodziła z domu z Arturem, siadali z Wiktorem we dwoje na tarasie lub w salonie, gdy było zimno i grali w karty. Kiedyś, gdy Wiktor zapalił przy niej w salonie papierosa skrzywiła się wyraźnie niezadowolona. Zauważył to patrząc kątem oka. Szybko zgasił go jednak bez słowa. Anna nie ukrywała zadowolenia. Westchnęła wtedy jednak w zadumie. Jeden i drugi nałogowiec. Artur wciąż popijał drinki, a Wiktor wiecznie palił. Różnica między nimi była jednak taka, że Wiktor potrafił się zachować w towarzystwie. Zawsze traktował ludzi z szacunkiem i myślał o ich uczuciach. Jego brat za to wydawał się być niesamowitym romantykiem. Wciąż prawił jej komplementy i uwodził na wszelkie możliwe sposoby, obdarowywał również prezentami nawet jeśli nie chciała ich przyjmować. 
Kiedy przynosił jej drogocenne rzeczy nawet nie chciała o nich słyszeć, od razu oddawała je w jego ręce i zapierała się, jak osioł. Kiedyś, gdy podstępem zostawił jej podarek w pokoju, dziewczyna poszła do Wiktora i poprosiła by oddał to bratu. Ten patrzył wtedy na nią zdumiony.
- Nie podoba Ci się?
- Podoba, ale nie przyjmę tak drogich prezentów. Gdyby przyniósł mi książkę lub jakiś drobiazg to owszem, ale biżuterii nie przyjmę!. A on dobrze o tym wie i mimo to postanowił zrobić, jak zawsze po swojemu!.
Wiktor widział wtedy jej złość i upór. A to, co widział podobało mu się bardzo. Artur wreszcie trafił na prawdziwą kobietę, która nie da się zbyć byle czym i przekupić. Doskonale znał działanie brata. Zawsze, gdy miał coś na sumieniu kupował na przeprosiny drugie prezenty i korzył się przed tym, komu zawinił. Anna nie była typem kobiety, która da się tak łatwo przeprosić, a już na pewno nie dałaby się przekupić prezentami. Już prędzej jego pięknymi słowami i komplementami.
Zawsze kiedy zaczynał przepraszać na wszystkie świętości obiecując poprawę, a zaraz potem robił wszystko by ją rozśmieszyć, to jakby topniał lud jej serca. Kręciła przecząco głową i śmiała się głośno, ale zawsze wybaczała i dawała kolejna szansę. Nawet jeśli pewne rzeczy się jej nie podobały, a jego znajomi nie pasowały jej, to lubiła towarzystwo Artura. Wiedziała, że w żadnym związku nie jest tylko dobrze i "różowo", więc przymykała oczy na wiele rzeczy. Po za tym, wcale nie musi lubić jego przyjaciół. W końcu to jego przyjaciele, a nie jej. Wiele spraw podlegało podobnym kryteriom. Musi być wyrozumiałą i tolerancyjna, a ponad to uważała, że w każdym związku trzeba iść na kompromisy.



Pozdrawiam,
Agafi