niedziela, 9 lutego 2020

Złote myśli naszych dzieci i refleksje po feriach z siostrą

 Ferie, ferie i niestety dziś mamy ich ostatni dzień. Od jutra szkoła, przedszkole i tysiące innych obowiązków (część z nich oczywiście istniała pomimo ferii, ale część można było sobie odpuścić i dać trochę więcej luzu ^^).
Wczoraj tak siadłam na moment w ciszy po czym poinformowałam moje dzieci, że za 4 miesiące wakacje :P. Wiadomo, że nie dosłownie (tu tego doczepił się mój pierworodny „że jak niby?”. Jednak jakby nie patrzeć mamy już prawie połowę lutego. W czerwcu też nauki nie wiele zostanie, a pomiędzy jeszcze wszystkie święta, dni wolne typu rekolekcje, 1-3 maja (choć w tym roku okrojone) i inne. Zatem można by się pokusić o stwierdzenie, że nawet mniej niż 4 miesiące, ale nie przeginajmy, bo nam za dobrze będzie ;).

Przez ostatni tydzień gościła u mnie siostra ze swoimi chłopakami co oznacza nic innego jak to, że byłyśmy my dwie i 5 dzieci ^^. Miło, spokojnie i przyjemnie spędzony czas wolny.
Dzieciaki bawiły się, dyskutowały i grały, a my poza oczywistymi obowiązkami matczynymi głównie gadałyśmy na wszelkie tematy świata, czytałyśmy książki (w ciągu tych 5 dni przeczytałam dwie książki!. Tak, tak. Brnę do przodu ze swoim czytelniczym postanowieniem, ale o tym innym razem) lub oglądałyśmy coś. Codziennie po obiedzie też robiłyśmy godzinki intelektualne czyli czas na czytanie lektur, małe powtarzanie tabliczki mnożenia oraz nadrabianie zaległości po chorobie. Chciałoby się powiedzieć, że my też wtedy sobie korzystałyśmy z tej chwili z książkami w ręce, ale wiecie, jak wygląda „ta chwila” kiedy się jest matką? :P – tysiąc pytań do oraz ciągłe sprawdzanie, jak idzie, uciszanie, aby jedno nie przeszkadzało drugiemu. W skrócie co 5 sekund trzeba było się odrywać od lektury. Taki to „relaks”.
Dopiero wieczorami człowiek ciszył się ciszą i spokojem kiedy najmłodsza już spała, a reszta (z lepszym lub gorszym skutkiem) próbowała zasnąć. I tak żeśmy siedziały do 1 w nocy czytając ^^.

W czasie tych kilku dni niejednokrotnie można było popaść w stan, który ja określam „głupawką”, a moja średnia córa „śmiechawką”. Akurat takie momenty są dość częste w moim otoczeniu, bo i w rodzinie i wśród przyjaciół i znajomych są ludzie z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do siebie.
Nie od dzisiaj wiadomo, że posiadanie/wychowywanie dzieci daje wiele pozytywów, poczucie spełnienia, a także stwarza mnóstwo okazji do śmiechu. Dzieci są nie tylko szczere do bólu, gdyż nie potrafią jeszcze rozróżniać sytuacji i nie mają świadomości, że czegoś najzwyczajniej nie wypada. Sama pamiętam ze swojego dzieciństwa takie sytuacje. Teraz człowiekowi wstyd, że był taki głupi i nieokrzesany (bo szczera jestem nadal, co nie wyklucza dobrego wychowania i ogłady, o tym nigdy nie zapominam), ale mniejsza z tym. Stwierdziłyśmy w pewnym momencie z siostrą, że powinnyśmy zacząć zapisywać złote myśli naszych dzieci, a potem tylko się to potwierdzało coraz bardziej ^^.
I tak na przykład nasze dzieci bawiły się razem w pokoju i rozmawiały o czymś, a po chwili słyszymy, jak moja córka mówi do kuzyna „Chodzi mi o to, że nie rozumiem o co Ci chodzi”. Inna sytuacja – mamy godzinkę intelektualną i mój siostrzeniec ćwiczył tabliczkę mnożenia i w pewnej chwili w momencie dłuższej chwili idealnej ciszy, gdy każdy był zajęty swoją pracą słyszymy z jego ust „Mnożenie jest, jak dodawanie, tylko trudniejsze”. No…. Jakby nie patrzeć ^^’.
Wraz z siostrą w czasie ich pobytu u nas raczyliśmy się przepysznymi babeczkami z karmelem (pieczonymi przez piekarnię moich sąsiadów nota bene). Każda z nich na swoim szczycie ma kawałek orzecha włoskiego, który za każdym razem moja córka oraz chłopcy mojej siostry oddawali właśnie jej. Nie wiem jaka dokładnie była sytuacja, bo weszłam na sam koniec, ale chyba moja siostra zaśmiała się, że jest dziadkiem do orzechów na co moja córka odpadła – uwaga werble ---- „ ciocia do orzechów” ^^.
Był też moment, gdy w środku nocy, gdy my jeszcze czytałyśmy książkę, mojej najmłodszej córce się coś przyśniło i nagle ni z tego, ni z owego krzyknęła „Mówiłam!!” - no nie byłyśmy w stanie się powstrzymać od śmiechu.

Nie jestem w stanie przytoczyć wszystkich zabawnych sytuacji, jakie nas spotkały w czasie tych 5 wspólnych dni. Jedno jest pewne, to był świetny czas i żal nam było, że to już koniec. Zwłaszcza mając świadomość, że kolejny taki wspólny czas będziemy miały dopiero w wakacje. (4 miesiące! Mijajcie szybko i w spokoju!!). To co mnie pociesza to fakt, że w międzyczasie ma do mnie na taki 5 dniowy tydzień przyjechać moja przyjaciółka (mam nadzieje, że nic nam w tym nie przeszkodzi). I to wkrótce, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.


Tymczasem:



"Trochę trwało zanim Anna odzyskała przytomność, miał więc sporo czasu na przemyślenia co powinien zrobić w tej sytuacji. Jednak im dłużej myślał o tym wszystkim, tym bardziej się spinał i coraz mniej wiedział, jak w ogóle zacząć tę rozmowę. Czuł, że z każdą chwilą ogarnia go coraz większa złość. Złość na brata, na nią, na siebie, na wszystko to co się działo teraz w jego życiu. Nie pojmował kilku rzeczy, nie rozumiał zupełnie jej zachowania. Ponadto, to była bardzo poważna sprawa, wymagająca nadzwyczajnych środków.
W końcu dziewczyna obudziła się, znów siedział przy jej łóżku. Spojrzała na niego, powoli odwracając głowę i poczuła lęk.
- Musimy poważnie porozmawiać.
- Wiem…
- Co u diabła strzeliło Ci do głowy!! - wykrzyczał pełen złości.
- Ja… - zawahała się przez moment – To co widziałeś tamtego wieczoru… to nie tak… Nie wiem, jak mam Ci to powiedzieć.
- Normalnie. Wiem o wszystkim od Artura.
- Słucham? - spojrzała na niego wielkimi oczami i spytała zaniepokojona, nie wiedząc czego się spodziewać – Co Ci powiedział?
- Że był kompletnie pijany i rzucił się na Ciebie oraz dotykał Cię bez Twojej zgody. Nie pojmuję dlaczego Ty mi tego nie powiedziałaś?! - był wyraźnie wzburzony. - Jedno Twoje słowo i więcej byś go nie zobaczyła!
- Ja… nie chciałeś mnie słuchać… - odpowiedziała przyciszonym głosem.
- A próbowałaś ze mną rozmawiać? - w jego głosie słychać było powagę i zdziwienie.
- Nie… - spuściła wzrok.
Odwrócił głowę kręcąc z niedowierzaniem. Coraz mniej ją rozumiał.
- Wyraźnie widziałam, że byłeś na mnie wściekły, nie wiedziałam jak mam…
- Dlaczego to zrobiłaś? - przerwał jej w pół słowa. Patrzyła na niego, jakby nie rozumiała, o co pyta – Dlaczego chciałaś odebrać sobie życie. Muszę to wiedzieć. Tylko nie próbuj mi wmówić, że to przez zdarzenie z Arturem, bo nie uwierzę. Spotkały Cię gorsze rzeczy, po których wyszłaś z podniesioną głową.
Milczała, ale wciąż kręciła głową, jakby zaprzeczała całej zaistniałej sytuacji. Jednak mężczyzna nie odpuszczał.
- Powinienem wezwać wczoraj karetkę, powinnaś leżeć w szpitalu, nie tutaj!. Tam zajmie się Tobą psychiatra. - wstał
- Nie, proszę!
- Więc wytłumacz mi, co to miało być?!
- Ja… nie mogę…
- Masz dwa wyjścia. Albo będziesz nadal milczała i odwiozę Cię do szpitala, albo wyjaśnisz mi co było prawdziwym powodem i przemyślę tę decyzję raz jeszcze.
- Wiktor, błagam… to nie takie proste…
- To bardzo proste. Mówisz, albo nie.
Przez chwilę oboje milczeli. Napięcie narastało coraz bardziej. Anna cała się trzęsła i oddychała bardzo niespokojnie, a Wiktor okazywał coraz większe zniecierpliwienie i agresję wobec niej. Nozdrza raz za razem rozszerzały się dając wyraz wściekłości, ręce miał złożone, a noga zdawała się tupać niespokojnie. Co jakiś czas zerkał na dziewczynę i czekał na jej reakcję. W końcu miał jednak dość. Nie wytrzymał i znów wybuchnął gniewem w jej stronę.
- Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę w jakiej sytuacji mnie postawiłaś? Czy wiesz jakie problemy mogłem mieć przez Ciebie?. Co by się stało, gdyby Cię znaleziono u mnie martwą?. Oficjalnie jesteś u przyjaciela, a ja jestem dla Ciebie zupełnie obcą osoba. A przynajmniej tak było do dnia Twojego uwolnienia przez policję!. A Marek? Wiesz jakie miałby kłopoty, gdyby dotarli do dokumentów dotyczącej Twojej sprawy?
Anna nie wytrzymała tego. Łzy same popłynęły po jej twarzy. Czuła się podle. Czyli martwiło go tylko to, że mógł mieć problemy z powodu jej śmierci. Ona się nie liczyła. Oczywiście przyznawała w duszy, że miał rację. Samobójcy zawsze myślą samolubnie w takiej chwili, nie analizują tego, co czeka tych, którzy pozostaną na tym świecie. Było jej wstyd, że naraziła jego i komendanta, jednak odczuwała ogromne cierpienie, że sama nie znaczyła w tej sprawie nic.
Jej łzy zdawały się nie robić wrażenia na rozmówcy Nadal kipiał gniewem i czekał na jej odpowiedź. Złościło go dodatkowo to, że na nic nie odpowiadała, ani na pytania, ani zarzuty w jej kierunku. Próbował się jakoś opanować, ale nie był w stanie. Irytowało go jej ciągłe milczenie.
- Co do cholery strzeliło Ci do głowy?! - wrzasnął po raz kolejny zrywając się z krzesła, jakby chciał się na nią rzucić. Tym samym wytrącił ją z równowagi.
- To przez Ciebie! - wykrzyknęła tak samo głośno, jak on. Spojrzał na nią zszokowany, szeroko otwartymi oczami. Zbiła go z tropu kompletnie. Speszona znów spuściła wzrok i przyciszyła głos do minimum – To znaczy… to nie tak, ja…
- Wytłumacz mi to.
- Nie mogę…
Westchnął ciężko i ponownie usiadł na krześle przy łóżku. Przymknął oczy i jeszcze raz spróbował się uspokoić.
- Powiem to jeszcze raz i to już ostatnia Twoja szansa – mówił głosem nie znoszącym sprzeciwu – Albo mi to zaraz wyjaśnisz, albo zajmą się Tobą specjaliści od takich spraw.
- Wiktor, proszę… - wyraźnie widziała, że jest nieprzejednany. Przez chwilę zawahała się, nie miała jednak wyjścia. Musiała jakoś to wyjaśnić. Spróbowała więc inaczej. - Wczoraj kiedy… kiedy Cię zobaczyłam, miałam nadzieję, że mi pomożesz, że mnie przed nim ochronisz…
- Nie wiedziałem, że coś Ci grozi.
- Próbowałam Cię wołać…
- Nie słyszałem. Wybacz… ale byliście parą, myślałem, że się na to godzisz. Tak to wyglądało…
- Przecież mówiłam Ci, że zamierzam z nim zerwać!. Wiedziałeś, ze z nim rozmawiałam wcześniej!. To nie jego kocham, tylko!!...Kogoś innego… - ostatnie słowo wypowiedziała bardzo cicho.
Mężczyzna ponownie otworzył oczy na oścież. Widział, jak dziewczyna próbuje uniknąć jego wzroku. Wyglądała niczym spłoszona łania, która nie wie dokąd uciekać.
- Kogo? - patrzył na nią i widział, że najchętniej by uciekła. Próbowała się podnieść z łóżka, ale ją powstrzymał siadając na brzegu i chwytając za ramiona – Dokończ tamto zdanie.
- Nie!
- Anno! Dokończ.
- Nie mogę… wyrzucisz mnie…
Delikatnie zacisnął dłonie na jej ramionach zmuszając tym samym, aby podniosła na niego wzrok. Mówił bardzo spokojnie i powoli. Zupełnie innym tonem niż dotychczas.
- Obiecuję, że tego nie zrobię. Dokończ zdanie, które zaczęłaś.
Widział, że dziewczyna wciąż miała w oczach łzy. Nadal ciężko oddychała i z trudem przełykała ślinę. Ona zaś zauważyła, że stał się niespokojny, jakby się czegoś obawiał. Patrzyła mu prosto w oczy zaledwie przez moment, ale wszystko z nich wyczytała. Odwróciła wzrok.
- Po co pytasz, skoro już znasz odpowiedź…
- Bo chcę to usłyszeć od Ciebie. Proszę…
Ponownie na niego spojrzała. Wzięła głęboki oddech i wstrzymała go na moment. W niczym to nie pomogło. Z sekundy na sekundę czuła się coraz gorzej i coraz mniej pewnie. Wiedziała, że im dłużej będzie zwlekać, tym będzie gorzej.
- To Ciebie kocham… - musiała to z siebie wyrzucić, choć chyba jeszcze nigdy nie mówiła tak cicho. Patrzył na nią w milczeniu, wciąż trzymając swoje ręce na jej ramionach. Przez długi moment milczał, co ją przerażało, postanowiła więc sama się odezwać, jakoś z tego wyplątać. - Wiem, że to nie ma sensu, więc…
Nie zorientowała się nawet, w którym momencie to się stało. Nachylił się nad nią i pocałował tak szybko, że w żaden sposób nie mogłaby zareagować. Była w szoku, ale po krótkiej chwili zawahania odwzajemniła pocałunek.
Gdy skończył otworzyła powoli oczy i spojrzała na niego, uśmiechał się delikatnie. Zastanawiała się, jak to możliwe, że cała jego złość ulotniła się niczym kamfora w jednym momencie. Nie pojmowała zupełnie niczego. Zauważył jej niepewność.
- Ja również Cię kocham, Anno.
- Nie rozumiem…
- Naprawdę niczego nie zauważyłaś? - zaśmiał się smętnie. Pokręciła przecząco głową – Nie zauważyłaś, jaki zazdrosny byłem o swojego brata?
- Zazdrosny? Ale... co?
- Przeraźliwie zazdrosny, o to, że z nim spędzasz czas. Że to jemu oddałaś serce. Choć życzyłem wam szczęścia.
- Przecież… sam mnie z nim zapoznałeś…
- Tak, ale przecież nie po to by pchnąć Cię w jego ramiona!. Zresztą szybko zrozumiałem, że to był błąd… jednak było już za późno…
Zamilknęli oboje. Anna czuła się rozdarta i zupełnie nie rozumiała sytuacji. Nie docierało do niej to, co się dzieje, ani to co właśnie się stało. Czuła się, jak w jakimś dziwnym śnie. Wiktor zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. To jedno wyznanie dziewczyny wystarczyło by wszystko pojął i zrozumiał, że to on był winien całej sytuacji. Oboje się ukrywali i oboje byli ślepi. Jedak, gdy zaczął nad tym myśleć musiał przyznać, że to on lepiej się ukrywał. Powinien był zauważyć jej subtelne próby zwrócenia na siebie uwagi. Po za tym, był mężczyzną i to on powinien był przejąć inicjatywę. Zaryzykować i sprawdzić czy ma u niej jakiekolwiek szanse. Tymczasem zwyciężył nad nim strach, że straci również jej przyjaźń. Był głupcem i mógł ją przez to stracić na zawsze.
- Zraniłem Cię… Przez mój błąd mogłaś umrzeć…
- Nie, Wiktorze… Wiem, że tak powiedziałam, że to przez Ciebie, ale nie to miałam na myśli. Nie możesz się obwiniać za to, że chciałam odebrać sobie życie… Po prostu było mi tego wszystkiego za wiele… Najpierw to, co próbował zrobić Artur, potem Twoja reakcja, a raczej jej brak… złość na mnie… do tego moja cała przeszłość, ta którą pamiętam i ta, która jest ukryta... a na dokładkę nie przyszedłeś w nocy, jak zawsze to robiłeś i …
- Co? - spojrzał na nią zaskoczony – Wiedziałaś? - Nie odpowiedziała, pokiwała tylko głową na potwierdzenie. Czuła, jak się czerwieni, nie miała wcale tego mówić, czemu to zrobiła? Skarciła się w myślach. On również zadał pytanie - Dlaczego nic nie mówiłaś?
- Nie przeszkadzało mi to, lubiłam kiedy przychodziłeś… Czułam się bezpieczna…
Zaśmiał się w głos i schował twarz w dłoniach. Zaraz potem podniósł głowę i ponownie na nią spojrzał.
- Nie zastanawiało Cię to?
- Myślałam, że po protu sprawdzasz, czy wszystko jest dobrze… Wiem, że nadal miewam koszmary, a wcześniej bywałam bardzo niespokojna w nocy. Po prostu jestem dla Ciebie, jak kolejna pacjentka.
- Nigdy nie byłaś dla mnie, jak zwykła pacjentka. Powinnaś o tym wiedzieć.
- Dlaczego?
- Bo jesteś, zawsze byłaś zupełnie inna niż Ci ludzie, których znam. Od samego początku czułem, że z Tobą mogę się porozumieć bez przeszkód. Nigdy nie oszukujesz, jesteś spokojna, uczciwa i szczera. Jesteś po prostu… - zastanawiał się, jak ubrać to w słowa, ale go wyręczyła
- Podobna do Ciebie?
- Tak. Dokładnie tak. - Przysunął się do niej bliżej i spojrzał jej głęboko w oczy – Po jakimś czasie zrozumiałem, że to, co do Ciebie czuję to nie tylko troska o drugiego człowieka, czy nawet o przyjaciela. Nic jednak nie mogłem z tym zrobić. Nawet jeśli tego nie planowałem, to w pewien sposób pchnąłem Cię w ramiona Artura…, a raczej wspomogłem to, nie powstrzymałem was. Przez to jestem również winien tego co się stało… - widział, że chciała zaprzeczyć – Nie przerywaj mi proszę. Bałem się też, że jeśli wyjawię Ci swoje uczucia, to stracę Twoją przyjaźń i nic już nie będzie takie, jak dawniej.
- W takim razie jest nas dwoje… Podziwiałam Cię i pokochałam. Artur w żadnym stopniu Cię nie przypomina, jesteście tak różni jak woda i ogień. Ale wiedziałam też, że nie mam u Ciebie żadnych szans, więc nawet nie próbowałam nic z tym robić.
- Dlaczego tak sądziłaś? - zapytał okazując zdziwienie.
- Wiktorze daj spokój… Przecież widzę, te wszystkie piękne dziewczyny i kobiety, które na każdym kroku zabiegają o Twoje względy. Jakie mam przy nich szanse?. Ja, szara myszka bez niczego i z fatalną przeszłością, której nawet sama nie znam do końca… One są piękne, mądre, mają domy, rodziny i wszystko to czego nie mam ja…
- Mnie nie interesują niczyje domy, ani rodziny. A większość z tych kobiet, o których mówisz jest strasznie powierzchowna, ich piękno jest fałszywe. Dlaczego miałbym wiązać się z kimś takim?. Dlaczego ktoś taki miałby być lepszy od Ciebie?
- Każdy jest lepszy ode mnie…
Wiktor miał dość słuchania tych bredni.
- Choć ze mną – wstał i chwycił ją za rękę, aby również wstała.
- Co?
- Nic nie mów, po prostu wstań. Tylko powoli, wciąż jesteś osłabiona, straciłaś dużo krwi.
Faktycznie, nie było łatwo. Gdy tylko usiadła poczuła, jak kręci się jej w głowie. Wiktor ją podtrzymał i czekał, aż poczuje się lepiej. Powiedział również, że jeśli poczuje się gorzej, albo nie poczuje poprawy, to ma się z powrotem położyć. Po kilku minutach jednak czuła się już dobrze. Pomógł jej wstać i wyprowadził z pokoju. Nie rozumiała o co mu chodzi. Zwłaszcza, że zaprowadził ją do łazienki. Co zamierzał zrobić?
Weszli do środka, ustawił ją przed sobą, twarzą skierowaną w stronę lustra. Zawstydziła się, zwłaszcza, gdy zobaczyła swoją bladą cerę i rozczochrane włosy. Odwróciła głowę w bok, ale chwycił ją za brodę i ponownie nakierował tak, by spojrzała w lustro. Podniosła wzrok na jego odbicie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Spójrz na siebie uważnie. To Ty jesteś piękna. Masz cudowne oczy, czystą i delikatną cerę, piękne włosy i czarujący uśmiech. Jesteś naturalnie piękna!. Nie potrzebujesz do tego żadnych ulepszeń czy kosmetyków. Ponadto jesteś również bardzo inteligentna i mądra, szybko się uczysz i wspierasz innych. Masz dobre serce, które okazujesz innym niezależnie od ich pochodzenia czy charakteru. Jesteś dobra, uczciwa i bardzo silna.
- Właśnie to pokazałam…
- Zapomnij o tym, co się stało wczoraj!, to była moja wina. Zostawiłem Cię wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowałaś.
- Wiktor, nie…
- Tak było, ale dość! - odwrócił ją do siebie i patrzył na nią tak, jak jeszcze nigdy – wiem, że już to wcześniej zrobiłem bez pozwolenia, ale… czy mogę Cię pocałować?
Bała się. Wydawało się jej to tylko snem, jakąś pomyłką. Mimo to przytaknęła. Poprawił jej włosy za ucho, przyciągnął do siebie i pocałował. Bardzo delikatnie, ale niebywale namiętnie. Pierwszy raz ktoś ją całował w taki sposób, z jej przyzwoleniem. Tak przynajmniej się jej wydawało, w końcu nie pamiętała co było wcześniej. Chciała, żeby to trwało wiecznie. Jego dotyk i pocałunek uspokajał ją i sprawiał, że czuła się cudownie. Przez brzuch przechodziły jej dziwne, ale przyjemne dreszcze.
Kiedy skończył pomógł jej wrócić do pokoju, posadził ją jednak na krześle i przebrał jej pościel na czystą. Zapytał czy pomóc jej również przebrać się w piżamę, ale odmówiła zawstydzona. Zrozumiał swój błąd i przeprosił, nie to miał na myśli. Ponownie pomógł jej położyć się do łóżka i siedział przy niej jeszcze długo. Rozmawiali o wszystkim, co się wydarzyło. Ne chcieli już żadnych niewyjaśnionych spraw. W końcu jednak mężczyzna spojrzał na zegarek i westchnął.
- Robi się późno. To były dwa bardzo długie i męczące dni dla nas obojga. Śpij spokojnie, Anno.
- Wiktorze…
Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią. Niczego nie musiała mówić. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Przyjdę.
- Dziękuję – odpowiedziała spuszczając wzrok."

Pozdrawiam,
Agafi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz