Mamy dziś 1 lutego, zatem czas na podsumowanie minionego, a zarazem
pierwszego miesiąca nowego roku.
Się uparłam i brnę w swoim postanowieniu czytelniczym, tak więc
styczeń zakończyłam mając na koncie 5 książek, w tym dwie 300,
i jedną ponad 500 stronicową. Może dla niektórych nie jest to
żaden wyczyn (np. moja siostra przeczytała w styczniu 8 książek,
więc tego no… Jakby nie patrzeć mocno brnie do swoich 100 na rok
^^). Ja za to mam szczerą nadzieję, że utrzymam swój… jak to
nazwać?, bo przecież nie zapał. Tego akurat mi nie brakuje. Mam
nadzieję, że uda mi się w dalszym ciągu wygospodarować tyle
czasu i sił na czytanie co teraz, a może nawet więcej :).
Tak czy owak jestem bardzo zadowolona z tego stanu rzeczy i trzymam
za siebie kciuki ^^. Przyczyniłam się również do pobudzenia
innych w czytelniczym „Szale”, a mianowicie dwóm przyjaciółkom
pożyczyłam książki ze swojego księgozbioru :P. Mam nadzieję, że
się im spodobają i zachęcą do dalszego czytania.
Kolejna styczniowa sprawa.
Uczestniczyłam w fantastycznym szkoleniu prowadzonym przez
rewelacyjną terapeutkę w wielu dziedzinach. Kobieta, jak to mówią
z „jajem”, a ponadto ogromnym zapałem i wiedzą, którą z
przyjemnością przekazuje innym. Chętna by odpowiadać na pytania i
wspierać swoich uczniów nawet po zakończonym szkoleniu. (I dlatego
od razu zapisałam się do niej na kolejne szkolenie ^^).
Wracając do tematu. Po zakończonym kursie otrzymałam certyfikat i
tytuł Terapeuty Ręki I i II stopnia – czyli, jak wspominałam
ostatnio powiększam swoją wiedzę i umiejętności w mojej wiodącej
dziedzinie – pedagogice.
Jak to zwykle ze mną bywa po takich dobrych chwilach mam masę
pomysłów, zapału i chęci, by zrobić pożytek z tej mojej nabytej
wiedzy i umiejętności. Teraz tylko muszę to sobie jakoś sprytnie
poukładać w głowie i najlepiej również na papierze.
W dalszym ciągu prowadzę również swoją działalność, a co za
tym idzie tworzę nowe zabawki, przytulanki, podusie i inne hand
mad’y spod mojej ręki. Właśnie skończyłam wykonywanie nowego
zlecenia dla pewnych braci ^^ i jestem na wykańczaniu projektu z
okazji walentynek. Nie każdy obchodzi, ale te już tuż tuż!! -
jeśli więc macie jakieś życzenia i chcielibyście zlecić mi
wykonanie, jakiegoś drobiazgu dla swojej walentynki, to serdecznie
zapraszam do kontaktu^^.
Więcej „grzechów” nie pamiętam. A tak na poważnie, to nic
takiego nadzwyczajnego się w tym miesiącu nie działo. Głównie
choroby moich dziewczyn, obowiązki domowe i „pracowe” oraz
szkoła i zakończenie pierwszego semestru. Teraz jesteśmy już po
pierwszym tygodniu ferii, które spędziliśmy w gronie rodzinnym
(mąż miał urlop ^^), a jutro zjeżdża do mnie siostra ze swoimi
pociechami ^^.
To na odchodne dalsza część losów Anny (jeśli kogoś interesują
w ogóle, heh…) zaczyna robić się poplątanie. Swoją drogą
ciekawe czy nie przesadziłam… Ale cóż powieść, to powieść, a
wyobraźnia podpowiada swoje własne obrazy.
W każdym bądź razie życzę miłego czytania :)
"Wiktor
ciężko pracował w swoim gabinecie. Skłamał mówiąc, że nie
będzie potrzebował pomocy, jednak czuł wściekłość, nie miał
ochoty udawać, że jest inaczej. Nie umiałby ukryć tego i udawać
przy Annie, że wszystko jest w porządku. Potrzebował czasu, bez
niej. Musiał sobie wszystko na spokojnie przemyśleć, poukładać i
zastanowić się co dalej. Halinie powiedział, że Anna źle się
poczuła i dlatego została w domu.
Trochę
miał do siebie samego żal. Nie miał w sumie prawa zachowywać się
w te sposób, ale jako przyjaciel Anny czuł się oszukany. Nawet
jeśli spodziewał się, że Artur nie da jej odejść i postawi na
swoim w tej kwestii.
Tuż
przed południem do gabinetu przybył niespodziewany gość.
-
Wiktorze, musisz mnie wysłuchać…
-
Artur? Co Ty tu u diabła robisz?.
-
Musimy porozmawiać.
-
Ty i to Twoje musisz/ musimy. Ja mam pacjentów, bracie.
-
Błagam… To naprawdę ważne.
Wiktor
westchnął ciężko, ale wyszedł na korytarz i przeprosił
czekającą tam klientkę.
-
Pani wybaczy na chwilę.
-
My tylko na obcięcie pazurków, nie śpieszy się nam –
odpowiedziała dama z yorkiem na rękach.
-
W takim razie ja się tym zajmę – zaproponowała Halina, co i
kobieta i Wiktor przyjęli z zadowoleniem.
-
Dziękuję Ci, Halinko.
Kobieta
mrugnęła do niego jednym okiem i zaprosiła klientkę z pupilem do
drugiego gabinetu. Wiktor zaś wrócił do swojego, by dowiedzieć
się co tak pilnego miał do niego brat.
-
Mów, o co chodzi.
-
O Annę…
Wiktor
milczał, przyglądał się bratu. Z sekundy na sekundę widział, że
młody jest coraz bardziej roztrzęsiony i przerażony. Sam również
zaczynał odczuwać pewnego rodzaju niepokój.
-
Nie rozumiem. Możesz jaśniej?.
-
Zrobiłem coś strasznego… Anna… ona zerwała ze mną.
Wiktor
szeroko otworzył oczy, tego nie spodziewał się zupełnie. Artur
zaś kontynuował dalej pełen obaw.
-
Powiedziałem jej o Alicji…
-
Co proszę? Miałeś z nią zerwać dawno temu.
-
Tak, ale nie zrobiłem tego wtedy… Ale zrobiłem to wczoraj!! -
wykrzyczał widząc, że brat zamierza coś powiedzieć w tym
temacie. - Chciałem, aby Anna mi wybaczyła i dała szansę raz
jeszcze. Więc poszedłem do niej wczoraj po zakończeniu spraw z
Alicją, tylko…
-
Zaraz, zaraz…. To kiedy Anna z Tobą zerwała, nie wczoraj?
-
Nie… w środę spotkała się ze mną specjalnie w tym celu… A
ja… chciałem dodać sobie odwagi i dodatkowo wczoraj… Napiłem
się chyba trochę za dużo…
-
Co masz na myśli?
-
No… nie pamiętam wszystkiego… ale chyba rzuciłem się na nią...
-
Co zrobiłeś?! - Teraz wczorajszy obraz ułożył się w jego głowie
w spójną całość. Poczuł, jak rzuca się na niego blady strach i
wstyd jednocześnie. Jak mógł tak potraktować Annę...
-
Ja… byłem pijany… ale przesadziłem… pamiętam tylko, że
rzuciłem ją na kanapę w salonie, siłą trzymałem i rozpiąłem
bluzkę… chyba jej dotykałem…
-
I całowałeś – Wiktor czuł, jak narasta w nim gniew. Ręce
zacisnął w pięści.
-
Braciszku ja… - nie zdążył dopowiedzieć nic więcej, bo brat
wymierzył mu cios pięścią prosto w policzek.
-
Kretyn!! Kompletny Debil!
Podszedł
szybkim krokiem do oka i próbował się uspokoić, zastanawiając co
powinien teraz zrobić. Odwrócił się do Artura i patrzył na
niego, jakby chciał go zabić. Mężczyzna zaczął się poważnie
bać.
-
Wiktor ja… miałem nadzieję, że ją tu spotkam...
-
Została w domu.
-
Rozumiem…
-
Niczego nie rozumiesz!
Na
chwilę zapadła nieprzyjemna cisza. Zaraz jednak odezwał się
starszy z mężczyzn.
-
Pojedziesz teraz ze mną i przeprosisz ją za swoje zachowanie, a
potem nigdy więcej się z nią nie zobaczysz.
-
Ale ja ją kocham! Nie mogę…
-
Ty chyba sobie żartujesz?!. Tak okazujesz miłość?. Gwarantuję
Ci, że nigdy więcej się do niej nie zbliżysz!. A teraz za mną.
Wiktor
przekazał Halinie, aby zamknęła gabinet i wywiesiła informację,
że w dniu dzisiejszym będzie nieczynne. Kobieta widziała, że był
wzburzony, zresztą słyszała też jego krzyki dochodzące z
gabinetu, ale o nic nie pytała widząc bladego Artura za jego
plecami. Lekarz myślał tylko o tym, że teraz musi zająć się
Anną. Źle się stało, że w taki sposób zachował się wczoraj
wieczorem i dziś rano. Teraz musi to jakoś naprawić i wesprzeć
ją.
Szybko
dojechali do domu Wiktora, było trochę po dwunastej w południe.
Weszli do domu i Wiktor zaczął wołać Annę. Nie odpowiadała.
Dlatego weszli na piętro i podeszli pod drzwi jej pokoju.
-
Zanim tam wejdziemy pamiętaj jedno – zaczął ostro Wiktor – Nie
podchodzisz do niej, nie dotykasz jej, zrozumiano? Masz ją
przeprosić, poprosić o wybaczenie i zniknąć z jej życia i tego
domu!
-
Ale…
-
Żadnego „ale”!!
Zapukał
do drzwi i jeszcze raz zawołał Annę.
-
Anno, to ja Wiktor, to ważne. Mogę wejść? - nadal cisza, czyżby
jej nie było?. Nie dobrze by było, gdyby gdzieś wyszła w takim
stanie. Chwycił za klamkę i nacisnął ją – Anno?
Otworzył
drzwi i wszedł do środka. To co zastał wewnątrz sprawiło, że
niemal zatrzymało się jego serce. Dziewczyna leżała na łóżku,
biała pościel była cała we krwi. Żyły lewej ręki były
podcięte. Była blada, niemal sina i nieprzytomna. Wiktor rzucił
się do niej wołając ją i próbując ocucić. Żyła - tego był
pewien, sprawdził to dokładnie. Z nadgarstka wciąż lała się
krew. Spojrzał w stronę drzwi, stał w nich całkiem przerażony
Artur.
-
Artur przynieś moją torbę! - chłopak nie reagował, więc zawołał
głośniej – Artur!! Torba!!
-
Co? Jaka torba? - ocknął się, ale wciąż nieprzytomnym wzrokiem
patrzył na dziewczynę.
-
W moim pokoju przy łóżku, leży Torba lekarska, przynieś ją –
Artur skinął głową, ale nadal stał zapatrzony na nadgarstek
dziewczyny, który teraz dłonią zaciskał jego brat. - Artur, do
diabła!! Chcesz, żeby umarła!!?
Zerwał
się w końcu i pobiegł do pokoju po drugiej stronie korytarza. Nie
mięło wiele czasu, gdy biegiem wrócił i podał Wiktorowi Torbę.
Ten kazał mu ją otworzyć i wyciągnąć gaziki oraz bandaże.
Przyłożył grubą warstwę gazików do nadgarstka dziewczyny i
nakazał bratu je mocno zaciskać. Przerażony młodzieniec robił
wszystko, co ten mu nakazał. Wiktor w tym czasie ubrał rękawiczki
oraz przygotował igłę i nić chirurgiczną. Zdezynfekował ranę i
nakazał Arturowi nałożyć rękawice i mocno przytrzymywać ranę
oraz drugą ręką osuszać ją delikatnie co jakiś czas. Sam zaś
zabrał się za szycie.
Po
skończonym zabiegu podłączył dziewczynie kroplówkę. Może nie
było to standardem, ale Wiktor zawsze miał przy sobie takiego
rodzaju sprzęty na wypadek wezwania do nagłego przypadku w klinice
lub przez policję do nagłej akcji w terenie. Wszystko załatwione
było legalnie. Jako lekarz i weterynarz prowadzący własną
działalność mógł zaopatrywać się we wszystkie sprzęty i wiele
leków czy kroplówek, na które było go tylko stać.
Po
kilku godzinach, kiedy sytuacja się uspokoiła i Wiktor upewnił
się, że dziewczynie nic już nie zagraża wstał i podszedł do
brata, który stał w korytarzu opierając roztrzęsione ręce na
barierce. Artur był biały niczym ściana i wciąż mocno
zdenerwowany. Jego brat zdawał się tym jednak nie przejmować.
Chwycił go za koszulę i mocno uderzył jego plecami o ścianę.
-
To Twoja wina! Zapamiętaj to sobie!
-
Wiktor, ale…
-
Nigdy więcej nie chcę Cię tutaj widzieć, zrozumiałeś?
-
Wiktor błagam, ja… Kocham ją, nigdy bym…
-
Skrzywdziłeś ją po raz koleiny!. To Twoja wina, skończony idioto!
-
Wiktor, błagam Cię , przestań… ja… nie zniosę tego…
-
Ty?, TY!?. Ale ona musiała to znosić!!. Wynoś się stąd i nigdy
więcej nie pokazuj mi na oczy!
-
Bracie…
-
Nie jestem już Twoim bratem!. Przegiąłeś!
-
Wiktor… co Ty mówisz… - był coraz bardziej przerażony tym, co
mówił jego rodzony brat. Jego ukochany brat, który zawsze go
wspierał i bronił. Teraz bronił kogo innego...
-
I żebyś nie ważył się komukolwiek wspominać o tym, co tu
zaszło, bo zabiję. Wynoś się stąd i nigdy nie pokazuj! -
szarpnął go po raz kolejny i popchnął w stronę schodów –
Wynocha!
Artur
miał w oczach łzy, nadal cały się trząsł i ledwo stał na
nogach, ale wiedział, że brat nie żartuje. Po raz pierwszy na
poważnie się go bał. Uciekł z jego domu w pośpiechu nie wierząc
w to wszystko, co się wydarzyło.
Wiktor
jeszcze przez jakiś czas pełen gniewu patrzył w ślad za nim. Gdy
trochę ochłonął wrócił do pokoju dziewczyny. Siedział przy
niej do rana podmieniając kroplówki i sprawdzając jej tętno i
temperaturę ciała.
Przebudziła
się pod wieczór, ale tylko na chwilę. Na jego widok odezwała się.
-
Wiktor…
-
Nic nie mów, odpoczywaj.
Widział,
że chciała coś jeszcze powiedzieć, ale jej nie pozwolił. Po
chwili znów spała. Straciła dużo krwi i organizm był
wycieńczony. Potrzebował czasu, by się zregenerować. Następnym
razem, gdy się obudziła był już dzień. On wciąż przy niej
siedział. Tym razem widział, że patrzy na niego dużo przytomniej.
-
Jak się czujesz?
Odwróciła
wzrok nie odpowiadając. Westchnął.
-
Muszę teraz na chwilę wyjść, ale kiedy wrócę porozmawiamy. To
zbyt poważna sprawa, rozumiesz?
Nadal
milczała, więc wstał i ruszył do wyjścia. Chwycił torbę, która
leżała na progu i podszedł do jej łóżka.
-
Jestem zmuszony podać Ci teraz środek nasenny, nie wiem do czego
jeszcze jesteś zdolna... Muszę też zastanowić się, co dalej z
Tobą będzie.
Spojrzała
na niego wystraszona, ale nic więcej nie powiedział, podał jej
dożylnie środek nasenny przez wlot wenflonu i wyszedł bez słowa.
Czuła, jak serce zaczyna walić jej mocniej. Bała się. Nie
wiedziała, co miał na myśli, co zamierzał zrobić?. Co w ogóle
wydarzyło się wczorajszego dnia?. Nie pamiętała niczego poza tym,
że kawałkiem szkła przecięła nadgarstek, a potem ocknęła się,
gdy za oknem było ciemno, a on siedział przy niej. Teraz mówił do
niej bardzo spokojnie, a jednak zdawał się być wściekły.
Nie
minęło wiele czasu nim ponownie zasnęła pod wpływem podanego
specyfiku. Przed wyjściem zaglądnął do niej, by sprawdzić czy
środek zadziałał. Spała tak spokojnie. Przez chwilę przyglądał
się jej. Czekająca ich rozmowa nie będzie łatwa, ani przyjemna
dla żadnej ze stron. Nie ma jednak wyjścia.
Teraz
miał kilka spraw do załatwienia. Wczoraj zadzwonił do Haliny i
nakazał jej zamknąć klinikę do poniedziałku. W domu nie było go
zaledwie godzinę, ale w tym czasie dużo myślał o zaistniałej
sytuacji, a im więcej o tym myślał, tym był coraz bardziej
napięty i zdenerwowany."
Pozdrawiam,
Agafi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz