czwartek, 23 sierpnia 2018

Nieodzowni doradcy tworzenia.

   Czy to za sprawą wejścia w tryb "pracuję/piszę/tworzę" czyli ogólnoumysłowy, czy też przyczyną był zwyczajny powrót weny z wakacji (tego nie wiem), ale jedno jest pewne:
   Mózg ostatnio wszedł na najwyższe obroty pozwalając mi nie tylko dość sprawnie tworzyć mój biznesplan, ale również pisać moje rozpoczęte jakiś czas temu powieści oraz przygotowywać nowe wzory/ rysunki itp. , które z pewnością wykorzystam w przyszłości (niedalekiej ^^).

   Tak czy owak są rzeczy, które do pracy twórczej - każdego możliwego rodzaju - są mi niezbędne. Co to takiego?. Z pewnością dobra muzyka. Raz wesoła, raz nostalgiczna, czasem nawet mocna/ostra. Najczęściej na playliście mam mieszaninę tego wszystkiego. W końcu w moich powieściach nie dzieje się tylko dobrze, nie ma tam jedynie radości i tańców. 
   Są też inne rzeczy, które ułatwiają życie artyście. W moim przypadku jest to wszystko to, co pasuje do mojego szalonego (czasem głupkowatego), ale zawsze optymistycznego charakteru.
   No bo jak niby tworzyć, gdy nie nakarmi się weny należytymi środkami?

   Tak siadłam przy papierach i uśmiechnęłam się sama do siebie. No zwyczajnie nie mogłam się nie podzielić z wami ten, co stanęło mi przed oczami.


   Uwielbiam takie bzdurki, które sprawiają radość, odzwierciedlają stan umysłu i dają kopa do działania ^^.

   Polecam każdemu z osobna i wszystkim razem, by jak najczęściej z tego korzystali w swoim życiu. Włączcie czasem głupie myślenie, uruchomcie w sobie dziecko, zwłaszcza, jeśli uśpiliście je dawno temu!. Dajcie ponieść się pozytywnym emocjom. Pozwólcie by zapanowała nad wami głupawka!
Warto też czasem oglądnąć jakiś wesoły teledysk czy film, przeczytać śmieszne opowiadanie lub książkę :)

   A teraz zostawiam was z kolejną częścią mojej powiastki ^^

"Gdy się ocknęła leżała w szpitalnym łóżku. W nozdrzach miała rurki z tlenem, a w rękę wbity wenflon. Na klatce piersiowej przyklejone były czujki od monitora funkcji życiowych. Nie miała pojęcia, co tu robi. Spojrzała za okno. Na zewnątrz było już ciemno. Próbowała poskładać wspomnienia. Była wraz z policją w swoim rodzinnym domu. Oglądała go pomieszczenie, po pomieszczeniu. Weszła do jednego z pokoi na piętrze, skupiała się na znajdujących się tam przedmiotach i… łóżko… przejechała dłonią po pościeli pod którą obecnie leżała. Czemu pomyślała o łóżku?. Przed oczami na nowo stanęła jej jasna, kwiecista pościel. Przypomniała sobie!. Zerwała się z pozycji leżącej i poczuła, jak przyśpiesza się jej oddech. Maszyna mierząca tętno zaczęła głośno piszczeć, alarmując personel medyczny, że coś się dzieje.
Do sali oprócz lekarza i pielęgniarki wszedł również Wiktor. Wszyscy mieli bardzo poważne miny i każdy zajął się swoja robotą. Pielęgniarka podbiegła do sprzętu, lekarz przygotowywał się do badania i, co ją zaskoczyło, najwyraźniej do wykonania zastrzyku, a Wiktor starał się odwrócić jej uwagę od tego co się działo.
- Anno, spokojnie!. Jesteś w dobrych rękach, nic Ci nie grozi.
- Nie chce zastrzyku… - wyszeptała cicho z trudem, między ciężkimi oddechami.
- To Ci pomoże, moje dziecko – odezwał się lekarz w średnim wieku, trzymając uniesiona w górę strzykawkę. Nie patrzył jednak na nią, a jedynie powoli wycisnął część płynu, aby pozbyć się ze strzykawki powietrza.
- Nie chcę żadnego zastrzyku – powiedziała głośniej, ale nadal siląc się na każde słowo i pomiędzy każdym z nich łapiąc z trudem oddech.
- Anno, spokojnie – wołał do niej Wiktor, próbując zmusić ją do patrzenia na niego – połóż się, pomożemy Ci.
Pielęgniarka próbowała zmusić ją do oparcia się na łóżku, starała się mówić do niej spokojnie i uśmiechać się, ale dziewczyna zupełnie ją zignorowała, jakby jej tam nie było wcale. Gdy kobieta przycisnęła ją mocniej by wymusić powrót do pozycji leżącej, dziewczyna zaczęła się wyrywać i krzyczeć.
- Nie chcę żadnego zastrzyku!! Słyszycie!? Nie zmusicie mnie do tego. Nie tym razem, nie... znów to samo!! - nie wiedziała skąd ten obraz pojawił się przed jej oczami. Znów była w ciemnej furgonetce. Zatrzymali się. Dwaj mężczyźni próbowali ją uciszyć i wyprowadzić na zewnątrz. Krzyczała i wyrywała się. Jednego z nich boleśnie kopnęła w kolano, drugiego ugryzła za co oberwała solidny policzek. Płakała i darła się, że nie ujdzie im to na sucho. W końcu ten, którego ugryzła chwycił ją od tyłu z całych sił i przytrzymał mocno zmuszając do uklęknięcia. Ne miała siły by z nim wygrać tę przepychankę. Mężczyzna zawołał do drugiego „Daj jej zastrzyk. Suka się nie uspokoi. Zaraz nas ktoś podkabluje. Trzeba ją ucieszyć”. Mimo bólu i braku wystarczających sił próbowała się wyrwać. Krzyczała, że się nie zgadza na to. W końcu jednak przegrała. Drugi mężczyzna kulejąc przez obolałe kolano podszedł i wstrzyknął jej coś w rękę. Z sekundy na sekundę czuła, jak opada z sił, a jej ciało robi się ciężkie i senne.
- Trzeba wezwać sanitariuszy – powiedział lekarz.
- Proszę zaczekać. Dajcie mi chwilę. Spróbuję ją uspokoić.
- Wiktor z całym szacunkiem, ale liczy się czas. Nie możemy pozwolić by zbyt długo pozostawała w tym stanie.
- Wiem o tym! - krzyknął na lekarza, ale zaraz się zreflektował. - Wybacz. Daj mi dosłownie chwilę. Znam ją, a ona zna mnie.
- Dobrze… - mężczyzna zgodził się wyraźnie niechętnie. - Pani Leno, proszę ją puścić.
Pielęgniarka posłuchała bez zbędnych pytań i gestów.
- Anno – zawołał spokojnie Wiktor, ale dziewczyna nadal była gdzieś indziej – Anno!!, to ja! Spójrz na mnie!
Mętny wzrok dziewczyny zwrócił się w jego stronę. Wiedział, że wciąż jej nie odzyskali, ale był postęp. Próbował więc dalej.
- Anno, jestem tutaj. Nic Ci już nie grozi.
- Wiktor? - zapytała z trudem łapiąc oddech i czując, jak serce próbuje wyskoczyć jej z piersi. Powoli wracała do świadomości. Znów była w sali szpitalnej. Nieznośny ból w klatce piersiowej sprawiał, że chciało się jej płakać i odczuwała strach. - ja… co się dzieje?…
- Spokojnie. Wszystko mamy pod kontrolą – mówił do niej łagodnie, ale stanowczo. Jednocześnie kiwną głową na lekarza, aby przygotował się do zastrzyku. - Połóż się proszę, damy Ci lekarstwo.
- Boli mnie… - wysapała chwytając się dłonią za serce, ale dała się mu położyć.
- Wiem Anno, zaraz będzie lepiej. Rozluźnij się tylko i daj rękę.- starał się ze wszystkich sił zachować opanowanie.
Jego kolega po fachu zauważył jednak, że znajomość z pacjentką odcisnęła na nim swoje piętno. Przysunął się do łóżka i powoli podał zastrzyk prosto w żyłę na zgięciu ręki. Dziewczyna przymknęła oczy i zaczęła się uspokajać. Po jakimś czasie, gdy ból minął, a sprzęt obok niej przestał tak upiornie piszczeć ponownie otworzyła oczy. Wydawało się jej, że minęła ledwie sekunda, ale teraz w sali nie było już nikogo poza nią i Wiktorem.
- Jak się czujesz? - zapytał ze spokojem Wiktor.- Coś Cię jeszcze boli?
- Nie, wszystko jest w porządku – odpowiedziała cicho, czując ogarniające ja zmęczenie.
- Przypomniałaś sobie wszystko? - zaryzykował, choć wiedział, że nie powinien tego robić. Nie tak od razu.
Dziewczyna przymknęła oczy i pokręciła przecząco głową. Dłonie zacisnęła na pościeli, co sprawiło, że Wiktor wzmógł swoją czujność, a przez myśl przeszło mu, że popełnił błąd. Jeśli ponownie wpadnie w szał, może już nie dać rady jej uspokoić. Nic takiego jednak się nie stało. Anna wzięła głęboki oddech, poluźniła palce rąk i otworzyła oczy.
- To jedynie krótkie urywki…
- A więc jednak coś sobie przypomniałaś?
- To co wydarzyło się w dniu porwania… Wiktor? - zawołała, a potem wzdrygnęła się, jakby chciała to wycofać.
- Słucham Cię. Jeśli chcesz o tym porozmawiać, to śmiało. Jesteśmy przyjaciółmi, chyba już to wiesz!.
Uśmiechnęła się do niego blado i bardzo nieśmiało. Minęła długa chwila zanim odważyła się cokolwiek powiedzieć. Trawiła w sobie wszystko to, co się teraz gromadziło w jej głowie. Musiała sobie to jakoś poukładać.
- Pamiętasz, gdy byłam u Ciebie w pierwszych dniach. Tamtej nocy miałam sen… koszmar…
- Pamiętam.
- To nie był jedynie sen… to były wspomnienia… mgliste, okrutne wspomnienia. To wszystko wydarzyło się naprawdę… - do oczu napłynęły jej łzy, a głos zaczął się łamać. Kolejne słowa były piskliwe. Z trudem powstrzymywała łkanie – On naprawdę mnie sprzedał… mój własny ojciec... potraktował mnie, jak rzecz… zwyczajnie się mnie pozbył…
- Nie myśl o tym. On odpowie za swoje czyny. Zwłaszcza teraz, gdy sobie przypomniałaś tamten dzień. - nie był pewien czy powinien to mówić. Czy ona będzie wstanie zeznawać przeciw swojemu ojcu i oprawcy w jednej osobie?. Przeklął w myślach za swoja głupotę. To już kolejny raz dzisiaj, gdy nie postępuje racjonalnie.
Potrzebowała dłuższej chwili by się uspokoić na nowo. Czuła się okropnie i bardzo źle z tym wszystkim, ale w tym momencie najbardziej odczuwała wstyd, że tak dała się ponieść emocjom czy Wiktorze.
- Wybacz – powiedziała ocierając łzy z policzków i starając się uśmiechnąć – Rozkleiłam się i zawracam Ci głowę tym wszystkim…
- Daj spokój. Od tego są przyjaciele, nie?. - odpowiedział jej nie tylko słowami, ale i promiennym uśmiechem.
- Masz własne sprawy na głowie… - spuściła wzrok na swoje dłonie. Nagle coś sobie uświadomiła i zaczęła się rozglądać niespokojnie.
- Co się stało?. Szukasz czegoś? - nie wydawał się zaskoczony jej zachowaniem, choć bardziej domyślał się niż wiedział, o co jej chodzi.
- Gdzie jest mój telefon?. Jest już późno, na pewno się nie pokoi. Pewnie dzwonił i teraz się martwi, że nie odebrałam – wciąż gorączkowo rozglądała się w około, zaglądała do szafki i szuflady przy łóżku.
Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Dzwoniłem do niego, ale nie odbierał… - ton jego głosu zmienił się na surowy, ale najwyraźniej dziewczyna tego nie zauważyła, to zignorowała to.
- Oh… no tak, pewnie jest zajęty. Miał jakąś ważną sprawę dzisiaj… - tłumaczyła go sama przed sobą, choć czuła w sercu ukłucie bólu. Co jednak miała powiedzieć?, nie mogła narzekać, w końcu to jego brat. Nie chciała stawiać go w niezręcznej sytuacji nadając na Artura.
Wiktor zacisną pieści w geście złości, a jego nozdrza rozchyliły się w gniewie. Był bliski wybuchu, ale powstrzymał się ze względu na jej stan. Nie było to wcale łatwe, nie miał jednak wpływu na to, co działo się między nią, a jego bratem.
- Powinnaś odpocząć. Telefon pewnie został wraz zresztą rzeczy u Marka – skłamał. Torebka oraz jej zawartość spoczywała w jego samochodzie. - Ja go powiadomię, o nic się nie martw.
- Dziękuję, Wiktorze. To wiele dla mnie znaczy – uśmiechnęła się uspokojona. - Czy mogę liczyć na to, że jutro odzyskam swoje rzeczy?. Chciałabym wrócić do domu, ale… - ponownie spuściła wzrok i zasmuciła się.
- Lekarz prowadzący mówił, że potrzymają Cię tutaj jeszcze trochę. Ta na wszelki wypadek. Ale nie martw się na pewno za dzień lub dwa wrócisz do siebie. Tymczasem jeśli czegoś potrzebujesz daj znać, załatwię co trzeba.
- Dziękuję. Myślę, że przydałaby mi się jakaś książka, ale nie chciałabym Cię zbytnio fatygować. I tak przeze mnie masz teraz więcej na głowie. Mam na myśli pracę w klinice.
- Tym się w ogóle nie przejmuj. Ja i Halinka wszystkim się zajmiemy, a Ty powrócisz do pracy szybciej niż Ci się wydaje. Rozluźnij się i wypocznij. Gdybyś miała problem ze snem powiedz pielęgniarce, z pewnością da Ci coś, co pomoże.
Skinęła głową wdzięczna za jego troskę. Potem pożegnali się i została w sali sama ze swoimi myślami i nowymi, a raczej starymi, odzyskanymi wspomnieniami."

Pozdrawiam!
Agafi

wtorek, 21 sierpnia 2018

Kolejny wpis z serii "Z życia Urzędu Pracy"

  Urząd pracy zawsze mnie powalał, a konkretnie pracujący tam ludzie. Z całym szacunkiem dla swojej płci i biorąc pod uwagę również pewnego pana, z którym dawniej miałam nieprzyjemność mieć styczność... - bądźmy szczerz, głównie dotyczy to pań . Zatrudnionych zresztą w mocno przeważającej ilości w tym miejscu.
   To, że wiecznie chodzą na szpileczkach (często w miniuweczkach...- mało stosowny ubiór, jak dla pracownika urzędu moim zdaniem) z kubeczkami, czajniczkami, a ostatnio nawet, jak modelki na wybiegu z pustymi rękami - to się już przyzwyczaiła. Jednak to, czego byłam świadkiem dzisiaj, to szczyt bezczelności i hipokryzji tych państwa(czy raczej pewnych pań)...
   Weszłam do pokoju (uprzednio pukając) ewidencji bezrobotnych - potrzebowałam pewnego zaświadczenia - gdzie zapytałam czy można. Jedna pań, lekko z łaską zaprosiła mnie do środka. Dwie panie (w tym ta, która mnie poprosiła do siebie) siedziały przy swoich stanowiskach, a dwie pozostałe siedziały razem przy jednym plotkując sobie żwawo. Lux, jak nic się nie dzieje i nie mają żadne roboty (ale czy na pewno?), to ja nie mam nic przeciwko. Choć ich dzień pracy niedawno się zaczął, bo była ledwie 7:30...
   Siadłam i powiedziałam pani z jaką sprawą przychodzę, a obok mnie tamte wspomniane gawędziły sobie nadal przyciszając głos. Jedna z nich siedziała na miejscu dla usługobiorców urzędu. Wtem do pokoju zapukała i weszła inna kobieta zadając to samo pytanie, co ja chwilę wcześniej "czy można?", na co pani siedząca nota bene na miejscu przeznaczonym dla przybyłem odwróciła się ledwie zauważalnie przez ramię i pyta "pani do rejestracji?", młoda kobieta odpowiada twierdząco, a ta do niej tonem niemal oburzonym "To proszę do pokoju nr. 7!", po czym powróciła do rozmowy o pierdołach z koleżanką po fachu... 
   Uwierzcie mi.... mina tamtej kobiety i mają niewiele się różniły... Serio?!. To one tam są, żeby pracować czy po to, żeby sobie bąki zbijać i rozmawiać o prywatnych sprawach swoich i innych?. 
   Dlaczego określiłam to jako szczyt bezczelności, to chyba wiadomo... Jej za przeproszeniem "zasranym" obowiązkiem jest zająć się osobami bezrobotnymi, które do nich przybyły (niezależnie od tego w jakim celu i z jakiego powodu). Jeśli 4 kobiety "pracujące" siedzą w pokoju, a tylko jednak obsługuje, to sorry, ale coś tu jest nie tak!.
   Mało tego. Zaraz po tym, jak pani bezrobotna wyszła do tego samego pokoju weszła kolejna, piąta już pani po "fachu", która podeszła do kobiety siedzącej plecami i również zaczęła sobie z nią świergolić o tym, jak to ma sukienkę i buty dobrane, jakby to był zestaw.... no litości...
   Dlaczego powiedziałam, że to również szczyt hipokryzji?. Bo nie raz spotkałam się z zachowaniem pracujących tam ludzi, które świadczyło o tym, że każdy bezrobotny, który do nich przychodzi jest gorszy od nich. No przecież nie ma pracy!. No z pewnością mu się nie chce pracować!. Albo co gorsza, śmie pobierać zasiłek, który MU SIĘ NALEŻY, JAK ŚLEPEJ KURZE ZIARNO!!.
   Nosz ludzie... trochę ogłady i zdrowego rozsądku.... już pomijam, że osoba w takim miejscu powinna być cierpliwa i wyrozumiała oraz pomocna, bo trafiają tam różni ludzie: z większym i mniejszym, lub bez wykształcenia, bardziej i mniej inteligentni czy rozwinięci lepiej lub gorzej.

   Naprawdę... w takich chwilach, jak nie jestem wredna i zawistna, to mam ochotę życzyć, aby takie osoby stanęły po drugiej stronie balustrady i na własnej skórze przekonały się, jak to jest.

   Na szczęście w urzędzie załatwienie wszystkich spraw w różnych pokojach u różnych "cudownych" pań zajęło mi 10 minut, więc nie musiałam więcej na to patrzeć i wysłuchiwać niewychowanych, bezczelnych ludzi, którym się wydaje, że są nie wiadomo kim, bo pracują, gdzie pracują. Sorry resory, ale Bogami to wy nie jesteście.
  W takich chwilach cieszę się, że niż niedługo... już za chwilę się z nimi pożegnam :P ^^

   Reszta dnia minęła mi bardzo aktywnie (przede wszystkim umysłowo), ale też miło i przyjemnie ^^. Doceniam też to, że ktoś inny docenia mnie i moja pracę, niezależnie od tego jaka ona jest oraz czy przynosi namacalne zyski.

Ps. Powiem wam, że choć jestem ostatnio zalatana, zmęczona, zajęta umysłowo bardzo mocno i niewyspana, a dziś wstałam wcześnie rano - to o dziwo miałam w głowie pełno myśli i pomysłów. Chyba pani "WENA" się rozkręciła na dobre :P . Mam nadzieje, że jej tak zostanie, co bym miała więcej tematów do pisania tutaj ^^.
Dzisiaj miałam ich całe mnustwo, ale połowy już nie pamiętam ^^'.
Uciekam na dziś, bo chyba umysł zaczyna szwankować, a przy okazji i reszta organizmu ;).

Pozdrawiam,
Agafi

czwartek, 16 sierpnia 2018

Jestem, choć mnie nie ma. Taki oto cud ^^

   Jeśli ktoś z was zastanawia się, gdzie jestem kiedy mnie nie ma, to odpowiedź jest bardzo prosta:
- szkolę się,
- przygotowuję biznesplan,
- tworzę produkty i oferty,
- główkuję i obliczam...
Innymi słowy tworzę swoją firmę ^^.

   Jednak, żeby nie było, że o was zapomniałam (co to, to nie! jakżebym śmiała! - nawet jeśli się nie odzywacie i nie zostawiacie pod postami komentarzy, to mimo wszystko czuję - a może zwyczajnie mam nadzieję?- że jesteście gdzieś tam i w myślach chociaż oczekujecie na kolejne moje wpisy.), to coś wam tu zostawię dzisiaj.
   Nie będę opowiadała na razie zbyt wiele o szkoleniach i innych rzeczach związanych z projektem dofinansowania. Powiem jedynie, że teraz wszystko zależy już tylko od mojego biznesplanu oraz szanownej osoby oceniającej go. - I kimkolwiek jest/ będzie ta zacna osoba, mam nadzieje, że doceni całą moją pracę, wkład, pot i łzy ^^.
   Powiem tylko jedno... podczas pisania stwierdzam jednoznacznie, że mój mózg i otwór gębowy, to chyba nie zamierzają ze sobą nigdy współpracować zbytnio. Nie lubią się, czy jak?. No bo niby dlaczego, to co tworze na papierze/komputerze brzmi tak pięknie, a to co wychodzi czasem z moich ust, nawet jeśli w tym samym temacie już takie cudowne nie jest?. Znacie to?
   No cóż. Po latach wspólnie spędzonych może coś tam już udało się wypracować w sprawie współpracy moich narządów wewnętrznych i zewnętrznych ^^, ale nadal do perfekcji to nam jeszcze wiele brakuje. Przyznam nawet, że jestem bardzo zadowolona z porozumienia na linii serce - rozum. Wychodzi na to, że chyba doszli do porozumienia w wielu kwestiach i dość się ze sobą nie sprzeczają. To z pewnością wielu dziwi, bo zazwyczaj bywa z tym kiepsko. Myślę, że w moim przypadku dużą rolę odgrywa tu dobrze ulokowane uczucie (mam na myśli miłość ofkors) oraz stabilizacja na wielu szczeblach mojego życia (społeczna, domowa, uczuciowa - ogólnie rzecz ujmując życiowa).

Dobra, dobra!. Ja tu pitu, pitu o pierdołach, a tymczasem zaczyna robić się późno. Niestety nie jestem wstanie dotrzymać wam dłużej towarzystwa, gdyż organizm mówi dość. Oczy już przesłały informację do mózgu, że idą spać niezależnie od tego czy ja siedzę i piszę, czy kładę się do łózka ^^. Płuca najwyraźniej również uznały, że ta praca nie sprzyja odpowiedniemu dotlenieniu, bo zaczynam ziewać z częstotliwością sekundową niemal. Serio... to wcale nie jest zabawne...
  By umilić wam moją nieobecność i pokazać, że mimo natłoku zajęć i obowiązków wciąż jeszcze nie zapomniałam o swojej chorej pasji pisarskiej :P zostawiam wam tu kolejną część dotyczącą panny Boguckiej ^^.

Miłego czytania i dajcie czasem znać o sobie bardziej namacalnie ^^.
(zawsze można na pw, jak ktoś nie chce być widoczny)

"
Przed wejściem do domu stał na straży jeden z policjantów. Dziewczyna uśmiechnęła się i przywitała uprzejmie, ale nie zareagował. Jedynie spojrzał na nią z powagą. To sprawiło, że poczuła się mniej pewnie i zawstydziła się.
- Pani Anno, zapraszam do środka – zawołał do niej Marek po czym akcentując kolejne zdanie spojrzał na strażnika – Niektórym chłopcom brakuje ogłady!. Proszę się tym nie przejmować.
Teraz to policjant przy drzwiach poczuł się wyraźnie zażenowany i zawstydzony.
- Komendancie ja nie wiedziałem, że ta dziewczyna… znaczy się pani jest…
- Dobra już. - szef machnął na niego ręką i wszedł do środka.
Anna w pierwszym momencie pomyślała, że było to zupełnie niepotrzebne, ale rozumiała również, że Marek miał obowiązek upominania pozostałych, jako ich przełożony.
Weszła do wnętrza domu w ślad za mężczyzną, ale zanim cokolwiek zobaczyła uderzył ją odór alkoholu wymieszany z okropnym zaduchem i smrodem potu oraz wymiocin. Poczuła, jak robi się jej niedobrze. W ostatniej chwili powstrzymała ten odruch i wybiegła na zewnątrz łapczywie chwytając oddech. Gdy wybiegała usłyszała za sobą głos Marka „Na miłość Boską!! otwórzcie wszystkie okna i drzwi, przecież tu nie da się oddychać. Chcecie nas potruć?!”. Zaraz potem wyszedł za nią i położył jej dłoń na ramieniu.
- Wszystko w porządku, pani Anno?
- Tak, już dobrze…
- Na pewno?
- Tak. Dziękuję.
- Zaczekamy chwilę, aż tam wywietrzeje. Kiedyś głowy poukręcam tym półgłówkom!. - spojrzał na nią z ukosa. Wciąż starała się uspokoić swój organizm i oddech. - Wiem, że to wszystko nie jest dla pani łatwe, ale będziemy musieli wszystko gruntownie przeszukać. Obawiam się, że będziemy zmuszeni wywrócić ten dom do góry nogami.
- Rozumiem.
- Nie ma pani nic przeciwko? - zapytał lekko zaskoczony. Choć wiedział, że to wyjątkowa sytuacja, to zazwyczaj taka wiadomość napotykała na ogromną barierę w postaci „Nie ma mowy!” lub „A kto to potem wszystko posprząta?!”
- Nie. Wiem, że to konieczne. Zresztą… nawet gdybym bardzo chciała odremontować ten dom… to ruina. - jej głos lekko się łamał, więc na chwilę zamilkła, a policjant tylko pokiwał głową ze zrozumieniem. Nie dało się ukryć, że miała rację. Po pewnym czasie znów się odezwała – Proszę jedynie o ostrożność, gdybyście znaleźli coś wartościowego. Nie chciałabym utracić żadnej pamiątko rodzinnej. Choć… nie wiem co nią może być…
- To zrozumiałe. Proszę się nie martwić. Dopilnuję, aby nic cennego nie zostało zniszczone.
Marek, jako człowiek doświadczony zdawał sobie sprawę, że mówiąc o rzeczach „cennych” nie miała na myśli rzeczy, które można by drogo sprzedać, a raczej rzeczy, które mogły być zwyczajne, ale dla jej matki czy babki miały wartość sentymentalną. Zdjęcia, portrety, broszki, pierścionki i inne tego typu przedmioty. Choć co do tych ostatnich miał nieprzyjemne przeczucie, że już dawno zniknęły z tego domu sprzedane przez ojca dziewczyny dla dobra jego „duszy”. Oddane za alkohol i inne używki. W głowie przeklął solidnie kilkukrotnie myśląc o tym człowieku, który teraz był zamkniętym i czekał na swój wyrok.
Odczekali jeszcze parę dobrych chwil, podczas których co jakiś czas Marek zaglądał do środka i sprawdzał, czy straszliwy odór został choć w małym stopniu wywietrzony. W tym czasie wręczył również Annie maseczkę ochronną. Powiedział, że to konieczne. Wszyscy policjanci zostali w takie zaopatrzeni na tę misję. Nie mogli ryzykować zdrowia. Nie było żadnej pewności, że we wnętrzu tego domu nie unoszą się jakieś szkodliwe opary.
W końcu nastąpił ten moment, w którym ponownie przekroczyła próg rodzinnego domu. Zastanawiała się czy znajdzie tu cokolwiek użytecznego, czy to miejsce pomoże jej odzyskać wspomnienia. Choćby w minimalnej części.
Dom nie był zbyt duży. Zaraz przy wejściu po prawej stronie znajdowało się wejście do małej, obskurnie wyglądającej kuchni. Stare rozsypujące się meble, z których farba już dawno zaczęła odpadać, ukazując spleśniałe drewno- to wszystko co zdążyła zobaczyć, gdy wchodzili do wnętrza. Część, która zapewne miała być salonem, również nie wyglądała lepiej. Rozpadające się szafki na ścianie, połamany stół przy odrapanej i podziurawionej, szarej kanapie w czarne pasy. A może niegdyś była ona biała lub w kolorze écru, lecz brud zmienił jej dawne kolory?. Drewniana podłoga skrzypiała nieprzyjemnie pod nogami dając znać, że nie jest bezpiecznym oparciem dla ciężaru ludzi. Dziewczyna stąpała ostrożnie i bardzo delikatnie w obawie, że w każdej chwili może się zapaść. Nie myliła się. W tym samym momencie usłyszeli głośni trzask, a gdy zwrócili się w kierunku dźwięku ich oczom ukazał się policjant próbujący uwolnić nogę z dziury w podłodze. Na ścianach położona była jasnozielona tapeta w srebrne wzory kwiatów i zawijasów, jednak i ona zdradzała, że od dawna nikt się nią nie przejmował. W wielu miejscach była potargana, ujawniając gołe ściany lub zwyczajnie mniejsze i większe dziury. W rogach przy suficie znać było ogromne,czarne już ślady pleśni.
Mimo usilnych starań wszystkich, pomimo otwartych okien i drzwi oraz maski na twarzy wciąż odczuwało się nieprzyjemną mieszaninę zapachów. Różnica była taka, że teraz dało się to znieść.
Komendant pokierował pozostałych policjantów rozdając im dyspozycje kto, gdzie ma iść i czego mają szukać. Sprawa była w zasadzie dość prosta. Po za tym, że ojciec dziewczyny podejrzany był o współpracę w handlu żywym towarem, to mieli również sprawdzić czy nie był zamieszany w inne nielegalne interesy, w tym również związane z narkotykami. Funkcjonariusze mieli przeszukać cały dom, od piwnicy po strych w poszukiwaniu czegokolwiek, co powiązałoby jej ojca z wymienionymi wcześniej sprawami. Przedmiotów, broni, dokumentów, jakichkolwiek, nawet śladowych ilości narkotyków. Annie coraz trudniej słuchało się tego wszystkiego, gdy uświadomiła sobie boleśnie, że mówią o kimś kto był jej częścią. O człowieku, który ją zrodził, który przekazał jej geny. Poczuła, jak uderza ją fala gorąca, a potem oblewa zimny pot. Ponownie miała ochotę uciec na zewnątrz, ale nawet nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
Opanuj się, dziewczyno!!” kajała sama siebie w myślach. Przymknęła na moment oczy i z całych sił próbowała się uspokoić, zająć myśli czymś przyjemnym. Pomyślała o Arturze, ale to tylko pogorszyło sprawę, gdyż w stosunku do jego zachowania odczuwała gniew. Gdyby tu był, nie czułaby się aż tak źle i tak strasznie samotnie. Przygryzła wargę i przeklęła w myślach. Przecież miała myśleć o przyjemnych rzeczach, uspokoić się, a nie jeszcze bardziej dołować. Czy naprawdę jest aż tak beznadziejna?.
Nawet nie zauważyła, w którym momencie Marek skończył rozporządzać swoimi podwładnymi. Oprzytomniała dopiero, gdy do niej przemówił wyrywając ją z zamyślenia.
- Pani Anno?
- Przepraszam, co pan mówił? - uśmiechnęła się do niego wymuszenie.
- Jak zdążyłem się zorientować to miejsce nie wiele zmieniło, jeśli mowa o pani sytuacji. Może zatem przejdziemy dalej?. Co powie pani na kuchnię?.
- Tak… tak będzie dobrze.
- Musi pani wybaczyć, że będą się tu kręcić moi ludzie, ale musimy…
- W porządku. Nie musi się pan w żaden sposób tłumaczyć. Proszę… to i tak dość krępująca dla mnie sytuacja… - dodała widząc, że mężczyzna ma ochotę dodać coś jeszcze.
Marek chrząknął głośno, wyraźnie zakłopotany. Nie powiedział już nic więcej w tym temacie. Skinął jedynie głową i poprowadził dziewczynę z powrotem do drzwi, a następnie do kuchni. Miejsce to okazało się być w dużo bardziej opłakanym stanie niż wydawało się z początku. Już na samym wejściu tuż pod nogami Anny przebiegły dwie myszy. Odruchowo cofnęła się gwałtownie w tył niemal wpadając na jednego z policjantów. Nie bała się myszy, ale te pojawiły się tak nagle. Odetchnęła głęboko przymykając na moment oczy. Potem skupiła się na otoczeniu. Jednak tu również nic nie pomogło jej w przywróceniu wspomnień. Marek patrzył na nią wyczekująco. Spojrzała na niego lekko zrezygnowana i przecząco pokręciła głową dając znać, że to nie ma większego sensu.
- W takim razie pójdziemy teraz na piętro. Jest tak kilka pomieszczeń, w tym, jak mi się zdaje pani dawny pokój. - zawahał się przez moment, widząc jak dziewczyna zacisnęła pięści – Jest pani gotowa?. Możemy…
- Tak, jestem.
- Jeśli potrzebuje pani chwili czasu czy odetchnąć świeżym powietrzem, to śmiało. Mamy jeszcze czas.
- Nie ma takie potrzeby. Nie warto przeciągać tego w żaden sposób – powiedziała siląc się na okazanie odwagi. Gdy podniosła na niego wzrok, była pewna, że ani trochę nie uwierzył w tą jej dumna postawę. No tak, był wieloletnim policjantem, zapewne doskonale znał się na ludziach i potrafił odczytywać ich zachowania. W końcu wyznała szeptem - Szczerze… chciałabym mieć to już za sobą…
Marek przytaknął na znak, że rozumie jej sytuację i stan, po czym ruszył bez zbędnych słów w górę schodów. Te skrzypiały i trzeszczały dając sygnał, że należy być ostrożnym. Już sam ich wygląd, spróchniałe, podziurawione gdzieniegdzie drewno sprawiało wrażenie, że tak samo, jak większość tego domu, w każdej chwili mogą się zawalić.
W tym domu nie było ściany, z której nie odpadała by farba. Anna pomyślała o czystym i zadbanym domu Wiktora. Rozglądała się idąc powoli i czuła się dziwnie na myśl, że jeszcze nie tak dawno temu mieszkała w takiej ruinie. Czy naprawdę tak było?. To co tu widzi powinno z automatu przywrócić jej pamięć. To nie tak, że czuła się lepsza od mieszkających w tej dzielnicy ludzi. Było jej żal tego domu… w zasadzie wszystkich domów w najbliższej okolicy, a także mieszkających tu ludzi. Po prostu zastanawiała się, czy naprawdę można zapomnieć o takim miejscu?.
Prawie wpadła na komendanta, gdy zamyślona nie zauważyła, że ten zatrzymał się przed wejściem do jednego z pokoi. Odrapane ciemno zielone drzwi nie wróżyły niczego dobrego. Rozejrzała się powoli po całym korytarzu. Takich drzwi było więcej. W tym krótkim czasie zarejestrowała ich ze cztery sztuki po obu stronach korytarza oraz piątą na jego końcu. Te różniły się od pozostałych naderwaną kratką wentylacyjną oraz rozbitą szybą w górnym ich okienku. Ne trudno było się domyślić, że była to łazienka. Skrzywiła się lekko obawiając tego, co może zastać po ich drugiej stronie. Zwłaszcza po wspomnieniu smrodu, jaki przywitał ich na dole domu.
- Pani Anno! - znów podskoczyła wyrwana z zamyślenia. - Przepraszam, że panią wystraszyłem, ale… wołałem kilka razy.
- To nic, najwyraźniej odleciałam gdzieś myślami – uśmiechnęła się smętnie.
- Jesteśmy przed pokojem, który, jak już wspomniałem wcześniej i jak się nam zdaje należał do pani. Jest pani na to gotowa?. To z pewnością nie najpiękniejsze pomieszczenie na świecie, ale być może znajdzie tam pani coś, co może pomóc.
- Proszę otworzyć. - powiedziała czując, jak ciężko jej przełknąć ślinę. Udawała odważną i pewną siebie, ale tak naprawdę serce krzyczało „uciekaj!”, a rozum podpowiadał „nie ma już odwrotu”.
Mężczyzna otworzył drzwi, które na przekór zasadom przeciwpożarowym, w wąskim korytarzu otwierały się na zewnątrz, zamiast do środka jednocześnie blokując całkowicie przejście. Wewnątrz panował bałagan. Pomijając oczywiście wszędobylski kurz, którego obecność nie dziwiła biorąc pod uwagę czas, jaki upłynął od momentu, gdy był tu ktoś po raz ostatni, w pokoju mnóstwo było porozrzucanych rzeczy. Niezaścielone łóżko, pałętające się pod nogami ubrania damskie, a nawet rozbita waza.
Marek ustąpił jej miejsca i puścił przodem. W zasadzie, to nie wszedł nawet za nią. Gdyby nie fakt, że martwił się o jej stan psychiczny, odszedłby na jakiś czas i zostawił ją samą. Uważał, że w takiej sytuacji powinna mieć możliwość swobodnego zapoznania się z tym miejscem. Jeśli to faktycznie jej pokój, to należała się jej prywatność. Wolał jednak pozostać w bliskiej odległości. Tak na wszelki wypadek.
Anna każdy krok wykonywała tak powoli, jakby obawiała się, że zaraz coś na nią wyskoczy. Starała się oczyścić umysł, rozglądając się dookoła i patrząc na każdemu przedmiotowi począwszy od szafy, przez łoże, półki, biurko, aż po przedmioty leżące na podłodze. „Nie, tak nie można” - skarciła sama siebie w myślach czując, że nadal nie skupiła się dostatecznie mocno. Jeszcze raz, stojąc na środku pokoju przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Gdy ponownie otworzyła oczy już o wiele wolniej i spokojniej zaczęła przyglądać się każdemu, najmniejszemu nawet przedmiotowi. Ubrania rozrzucone po ziemi niczego jej nie mówiły. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek je widziała, choć rozmiarem z pewnością by na nią pasowały. Były zresztą takie, jak ona. Zwyczajne, przeciętne, niczym się nie wyróżniające. Mało atrakcyjna, ale elegancka, popielata sukienka była zadeptana i mocno przez to przybrudzona. Pod oknem leżały szare, zamszowe balerinki. Jakby były za mało myszowate, dodatkowo pokryła je warstwa kurzu. Koszula zapinana na guziki, która leżała na rozchełstanej pościeli łóżka, kiedyś zapewne była biała, lecz teraz była brudna i miała na sobie dwie wielkie żółte plamy, jakby ktoś na nią coś wylał. Łóżko… Dziewczyna powoli podeszła do mebla, czubkami palców dotykając kwiecistej, jasnej pościeli, którą, jak wszystko w tym pomieszczeniu pokrywała solidna porcja kurzu. Miała dziwne wrażenie, że skądś zna tę pościel. Zmrużyła oczy i próbowała sobie przypomnieć, czy widziała taką w jakimś sklepie, a może w domu Artura?. Zrobiła jeszcze jeden krok na przód, wciąż koniuszkami palców przesuwając po zwisającej na brzegu łóżka kołdrze.
Nagle przed jej oczami zaczęły szybko przewijać się obrazy.
- Pani Anno? - zawołał do niej Marek widząc, jak w jednym momencie jej oczy otworzyły się nienaturalnie szeroko. Oddychała coraz szybciej i ciężej. - Pani Anno, czy wszystko w porządku?
Ne słuchała go. Umysłem była w innym czasie. Siedziała na łóżku z książką odwrócona w kierunku okna. Niewysoki, krępy mężczyzna zaszedł ją od tyłu i szarpnął chwytając za włosy. Książka upadła. Próbowała się wyrwać, krzyczała by przestał. Ciągnął ją wokół łóżka krzycząc, że wreszcie się jej pozbędzie. Broniła się, choć był od niej silniejszy, a wyszarpywane włosy sprawiały, że bolała ją niemal każda komórka na głowie. Straciła coś po drodze z biurka. To biała waza w niebieskie wzory. Potłukła się na drobne kawałki w zetknięciu z podłogą. Mężczyzna ponownie szarpnął ja mocniej wyzywając od głupich dziwek. Darł się, że jest do niczego, potrafi tylko niszczyć. Siła wyciągnął ją z pokoju. Upadła. Puścił jej włosy, ale czuła, że przy upadku wyszarpał ich całą garść. Znów zaczął ja wyzywać. Kopnął ją z całej siły w plecy, po czym chwycił za nadgarstek i pociągnął do góry. Wstała, ale z oczu ciekły jej łzy. Błagała, żeby przestał, ale nie słuchał jej. Schodził po schodach tak szybko, że o mało nie wywróciła się ponownie wciąż trzymana za rękę. Była pewna, że po tym również zostanie ślad. Na dole schodów pchnął ją do przodu w stronę drzwi wyjściowych. Upadła tłukąc mocno oba kolana. Ie zdążyła się pozbierać. Dwóch rosłych mężczyzn podźwignęło ją do góry i brutalnie ściskając ramiona wyprowadzili z domu nie bacząc na to, że nie jest tak szybka jak oni. Krzyczała, żeby ją puścili. Prosiła, żeby się zatrzymali. Zaczęła wołać o pomoc. Mężczyzna, który wyciągnął ją z pokoju stał teraz w drzwiach domu uśmiechając się szyderczo. Zawołała do niego pełna rozpaczy „Pomóż mi! Ojcze, proszę…!”. W odpowiedzi zaśmiał się i wykrzyczał, że do niczego nie jest mu już potrzebna. Wtedy jeden z nich odwrócił ją do siebie plecami, mocno przyciągnął do siebie i zakrył jej usta wielką dłonią. Próbowała z nim walczyć, ale nie miała szans. Drugi mężczyzna otworzył drzwi furgonetki, która stała przy ulicy. Chwycił ją za nogi i obaj wrzucili ją do wnętrza pojazdu niczym stary mebel.

Marek podbiegł do niej widząc, że z coraz większym trudem łapie oddech. Wołał do niej, nawet chwycił jej ramię, ale bez żadnego rezultatu. Poważnie się zaniepokoił. Nie reagowała na bodźce zewnętrzne i wyraźnie dopadła hiperwentylacja. Obawiał się, że jeśli to potrwa dłużej może być naprawdę źle. Nie przestawał jej wołać i szarpać. Odwrócił ją nawet do siebie, ale patrzyła na niego przerażonym, ale mętnym i nieobecnym wzrokiem. W końcu osunęła się i straciła przytomność. Udało mu się ją pochwycić. Wyniósł ją z pokoju i zawołał do jednego z podwładnych, aby natychmiast wezwał karetkę. Tak szybko, na ile było to możliwe i bezpieczne, wyszedł z nią przed dom i delikatnie położył na ziemi przed schodami. Oddychała, ale bardzo nierówno, a jej puls słabł."

Pozdrawiam,
Agafi


P s. blog chyba mnie nie lubi dzisiaj, bo literki są raz duże, raz małe i nijak nie chcą się  dać unormować :(. Wybaczcie więc za tę niedogodność... Postaram się to jakoś naprawić w najbliższym czasie.

P s. A jednak udało się naprawić to dziadostwo ^^

niedziela, 5 sierpnia 2018

Nadchodzi nowe

   Wakacje, wakacje i.... CZEMU DO JASNEJ CIASNEJ TEN CZAS TAK SZYBKO LECI!?.
   Jak pomyślę o wrześniu, to coś mi się robi, więc zwyczajnie o tym nie myślę ^^. Ciesze się tym co jest teraz, żyję każdym kolejnym dniem i robię, to co do mnie należy przygotowując się do tego, co ma nadejść już niedługo.

   Myślę, że teraz mogę już uchylić rąbka tajemnicy i "pochwalić się" swoim małym sukcesem ^^. Otóż pod koniec czerwca złożyłam papiery rekrutacyjne do projektu "Mój szef to ja", aby starać się o dotację na otworzenie własnej działalności gospodarczej. Dokumenty wypełniałam na szybko, bez większego namysłu i wiedzy w tym temacie, więc też nie miałam większych nadziei na cokolwiek. (Daruję wam i sobie opowieść o tym, co - a raczej kto... - mnie zmusił do tak nagłego i radykalnego kroku... Bo choć oczywiście sama planowałam i tak się o to starać, to miało być to zrobione w innym czasie i z większą rozwagą i namysłem). Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy 13.07. odebrałam pismo, że przeszłam pierwszy etap rekrutacji i zapraszają mnie na rozmowę z doradcą zawodowym - czyli drugi etap rekrutacji O_o.
   Cieszyłam się i na ile lekko przygotowałam (głównie dotyczyło to przyszykowania wszelkich dokumentów dot. mojego doświadczenia zawodowego oraz wykształcenia), ale stwierdziłam, że podejdę to tego bez stresu i na zasadzie "Będzie co ma być. Nic na siłę". W końcu nawet jeśli się nie uda, to nie koniec świata nie?. Zawszę mogę próbować innym razem ponownie już mając doświadczenie w tym temacie ;). A nawet jeśli nie dostanę dotacji, to co?. I tak zamierzam uruchomić działalność!. Najwyżej będzie to trwało trochę dłużej.

   Takie właśnie miałam myśli przed spotkaniem z doradcą. Wiedziałam zresztą, że wyników i tak nie otrzymam od razu, ale dopiero po jakimś czasie, więc nie było sensu się zamartwiać i stawiać na baczność.
   Wiecie jednak jak to jest. Człowiek nawet mając pozytywne nastawienie i spokojną duszę, jak czegoś pragnie, to się stresuje, choćby podświadomie. Taki mały stres dorwał mnie na dzień przed spotkaniem, toteż skorzystał na tym dom, który wówczas gruntownie wysprzątałam ^^'. Życie.
   Na samo spotkanie przyjechałam sporo przed czasem (z powodu utrudnionej ostatnio komunikacji między nami, a miastem - przebudowa mostu trwa). Kiedy czekałam cierpliwie na swoją kolei nie musiałam się martwić o stres i głuchą ciszę, gdyż w sali obok, gdzie uchylono drzwi trwało szkolenie wcześniejszych rekrutów. Uśmiałam się słysząc ich rozmowy, żarty i ciekawe anegdotki ^^.
   Samo spotkanie przebiegło w bardzo pozytywnej atmosferze. Okazało się też, że niepotrzebnie dźwigałam ze sobą wszystkie papiery dotyczące mojej skromnej osoby :P. W sumie jedyne, co wykorzystałam to referencje z ostatniej pracy. Przygotowałam również pendriv ze zdjęciami, które miały wykazać moje doświadczenie w tym, co zamierzam robić, ale niestety... Nie wiedzieć jakim cudem to cudo nauki i narzędzie pracy wielu ludzi dzisiejszych czasów, nie chciało pasować do komputera pani doradczyni!!. Pani uznała, że najwyraźniej ma przestarzałego lapka i nic z tego nie będzie. Szkoda mi było, ale cóż poradzić na złośliwość rzeczy martwych?. Najwyraźniej tak miało być ;). Zatem wykorzystałam jedno ze zdjęć na komórce, by pokazać cokolwiek, dla poparcia moich słów.

   Po spotkaniu czułam się świetnie, choć nie dawałam sobie większych szans. Doskonale wiedziałam, że moje dotychczasowe doświadczenie zawodowe (to udokumentowane) i wykształcenie nie do końca pokrywają się z pasją i tym, czym zamierzam się zajmować. Po za tym żyłam już czym innym. Za dwa dni miała przyjechać do mnie siostra z dziećmi, a po 4 dniach, to ja z moimi mieliśmy jechać do niej na kolejne 4 dni ;). Powrót z wakacji zaplanowałam dokładnie na czas ogłoszenia wyników, po które trzeba było stawić się osobiście.
   Czas siostry u nas i ten spędzony u niej były czasem świetnym, pozytywnym i pełnym atrakcji, głównie dla dzieci ;). Wakacje pełną parą. Dobrze było coś zmienić, pobyć z kimś bliskim, oderwać się od codzienności. Zwłaszcza, że w swoim towarzystwie często dostajemy z siostrą totalnych głupawek, które sprawiają, że otoczenie patrzy na nas, jak na wariatki :P.

   Następnego dnia po powrocie, czyli 31.07 ruszyłam w trasę po odbiór wyników czując w sobie mieszaninę nadziei i rezygnacji. Rezygnacji nie z planów, ale z tej szansy na dotację. W głowie układałam już plan B i kolejne posunięcia, a nawet i plan C.
   Wyobraźnie sobie moją reakcję, gdy pan odnalazł moje papiery i rzucił mimochodem "Widzę, że tu wszystko pozytywnie" O_o.
   Czy ja dobrze usłyszałam?, a może się przesłyszałam?- pomyślałam, choć z serca wyrywało się - Yes, yes!! Ha! - na głos natomiast powiedziałam tonem spokojnym i opanowanym, jak gdybym nie spodziewała się niczego innego "Bardzo się cieszę".
   Pan przekazał mi jeszcze papiery do podpisu oraz informację, że gdy tylko utworzą grupę zadzwonią z harmonogramem zajęć. Podziękowałam uprzejmie, chowając papiery, które dostałam do ręki na własność, zapytałam czy to już wszystko i pożegnałam się wychodząc.
   Dopiero po wyjściu z budynku na nowo otworzyłam teczkę i wyciągnęłam z niej dokument, który dopiero co chowałam. To o odczytałam już na pierwszej stronie, to dopiero było zaskoczenie!. 13,5 pkt na 15 pkt.! Motywacja - 5/5 pkt.... Cechy osobowościowe - 5/5 pkt....Posiadane doświadczenie - 3,5/5 pkt.
   Powiem szczerze, że całą resztę, czyli opinie i dokładną ocenę to odczytałam dopiero w domu na spokojnie. W drodze powrotnej obdzwaniałam tych mi bliskich, którzy czekali z niecierpliwością na wyniki.

   Takim to właśnie sposobem weszłam do programu i całkiem już realnie mogę czynić postępy ku otworzeniu działalności na własny rachunek ^^. Trzymajcie kciuki za kolejne postępy i sukcesy!

P.s. postaram się niedługo napisać coś nowego, coś więcej, albo chociaż ciąg dalszy powieści. Proszę o cierpliwość :)

Pozdrawiam,
Agafi