piątek, 5 stycznia 2018

Gdzie by się tu zaszyć?

      Staram się... rany, jak ja się staram... przepisać tę moją książkę... Czas ucieka, jak szalony i wiem, że mam go coraz mniej :/... a mimo to, wciąż jest coś innego, ważniejszego, jestem zbyt zmęczona lub zwyczajnie nie mogę się skupić.
     Nie powiem (bo już nie zliczę) ile razy patrząc w stronę komputera myślałam "Niech mnie ktoś kopnie, do tego pisania..."albo "weno wróć!!". Prawda jest jednak taka, że najtrudniej zacząć, potem już jakoś idzie. To zaczęłam i przepisałam 14 z 300 stron -_-'. Rewelacja :D. I na tym stanęło.
   Co tu dużo mówić... takie życie matki polki - pisarki ;). Jak nie jestem pochłonięta przyziemnymi sprawami typu: sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie itp., to czas zajmuje mi pełzak. Potem starszyzna wraca ze szkoły i zaczyna się akcja zadania, nauka i... cała reszta :D.Znacie to?
  Broń Boże, nie narzekam!. Mnie tam jest dobrze. Cóż jestem typem kury domowej (może niestandardowym, bo jestem nad aktywna, jak ktoś z ADHD i też żadna praca mnie nie przeraża) i nie wstydzę się tego!. Tak sobie biadolę tylko, że ciągle gdzieś mi dni uciekają, a nawet jak próbuje się skupić, bo akurat mam chwilę dla siebie (za to należą się podziękowania moim grzecznym dzieciom i kochanemu mężowi), to co chwilę ktoś przechadza się obok i mnie rozprasza... 
    Już i tak jedynym miejscem, które mogłam sobie przywłaszczyć jest kuchnia. I w tym miejscu przypomniały mi się słowa polskiej wersji "Allelujah" - "kuchenne krzesło tronem Twym..." :P. Ciężko jednak się nie oderwać od pracy, jeśli: a to przechadza się obok syn, bo po jabłko przyszedł (średnio ze 3 - 4 jabłka w przeciągu popołudniowych godzin). Nie da się zresztą przejść obok mamy, żeby jej nie pogłaskać ;). Innym razem przyjdzie córcia, bo musi mi powiedzieć coś pilnego, albo lepiej! Pokazać coś w swoim pokoju lub bajce i trzeba ruszyć... się. Na koniec, jak wreszcie napiszę kilka słów... o zgrozo, słyszę płacz najmłodszej z drugiego pokoju, świadczący o głodzie, którego tatuś nie rozróżnia spośród innych płaczów z powodu zmęczenia, czy zwyczajnej nudy. Chociaż, chociaż.... ostatnio zaczyna być z tym coraz lepiej ;). Teraz słyszę "Czy ona nie będzie głodna!?" ^^. Nie no, na poważnie kobieto! Nie narzekaj na męża. Tak naprawdę, to ładnie zajmuje się dziećmi i domem :*. Ale ja mam też świadomość, że on jest zmęczony po pracy i staram się nie pozostawiać go samego z marudnym na wieczór stforkiem. I znów się odrywam, choć miałam się skupić na pracy...

    Tak marzy mi się mały pokoik, w którym mogłabym się zaszyć sama, ze słuchawkami i głośną muzyką. Odcięcie się całkowicie od świata i stuprocentowe skupienie nad pisaniem, tylko i wyłącznie!!

    Kilkukrotnie próbowałam po prostu i zwyczajnie zarwać nockę. Nawet udało się to zrobić parę razy, ale kolejnego dnia czułam, że nie dam rady kolejnej zarwać. Albo inaczej!. Dać radę, to bym dała. Jednak jako świadoma matka i pedagog w jednej osobie wiem, że mogłoby to doprowadzić w końcu do jakiegoś nieszczęścia. Zmęczenie prowadzi do nieostrożności, do gorszego "myślenia", do braku należytej podzielności uwagi (a nie każdy w ogóle ją ma) oraz do stłumienia szybkości reakcji i w rezultacie do wypadków. Niezależnie czy to na polu zawodowym, czy dotyczy to ogniska domowego. Zatem mój rozum mówi tu stanowcze "NIE!". 

Zatem... ja po raz kolejny spróbuję się należycie skupić mimo małego raczka, który demoluje kuchnię za moimi plecami ^^, a was zostawiam z kolejną porcją rozpoczętej tu już wcześniej powieści. Miłego czytania i po raz kolejny czekam na wasze komentarze ^^.





Jechali jeszcze jakiś czas, kierując się na obrzeża miasta, choć wciąż znajdowali się jakby w centrum. Wszędzie pełno domów, sklepów i knajpek. W końcu podjechali przed ogromną, metalową zdobioną zawijasami bramę. Wjechali przed nią na wyłożony kostką długi podjazd. Dookoła znajdował się równo przycięty, zielony trawnik, a na nim cudownie przystrzyżone krzewy i drzewa. Całość okalał wysoki kamienny mur w naturalnym kolorze. Kiedy wreszcie dotarli do celu, Anna otworzyła szeroko oczy. Miała przed sobą bowiem przed wielkim, nowoczesnym domem, który wyglądał, jak miniaturowa willa. Piękny, biały dom z wielkim tarasem nad wejściem, który zakręcał na bok domu. Taras podtrzymywały grube kolumny. Na piętrze okna znajdowały się w zgrabnych ukosach. Dach z czerwonych dachówek, ale nie sztucznych czy blaszanych, lecz z prawdziwego ceglanego kamienia.
- To jest Twój dom?
- Tak. - odpowiedział kończąc parkowanie przed wejściem do domu.
- I naprawdę mieszkasz tu sam?
- Tak wyszło. - opuścił auto i ponownie otworzył jej drzwiczki czekając aż wysiądzie. Gdy to uczyniła podał jej klucz – wejdź śmiał do środka, ja wejdę rzeczy.
- Jesteś jakąś znaną osobistością?
- Nie, ale miałem szczęście urodzić się w bogatej rodzinie, a ponadto dorobiłem się na własnych interesach i ciężkiej pracy. Weź kluczyki i idź pierwsza.
Nieśmiało chwyciła klucze, które trzymał w dłoni i powoli weszła po schodkach do drzwi. Rozglądała się podziwiając, jak pięknie i starannie wszystko jest wykonane. Pomyślała, że musi podejść do bramy i sprawdzić, jakie nazwisko nosi ten dobry człowiek. Drzwi były drewniane, w górnej części, nad wizjerem miały witraż, okrągły, kolorowy przedstawiając świętego Franciszka z gołębicą na ręce. Anna drżącą ręką włożyła kluczyk do drzwi i przekręciła go szybko. Potem chwyciła za klamkę, lecz zanim ją otworzyła wzięła głęboki oddech.
Wiktor miał w rękach już wszystkie rzeczy, ale czekał cierpliwie w dole, obserwował ją i nie zamierzał ponaglać. Musiała się oswoić z tym wszystkim, a on miał czas. Zawsze uważał, że nie należy się w życiu zbytnio śpieszyć z niczym, ale przeżywać je po swojemu i w swoim czasie. Między innymi dlatego z nikim nie był. Jak dotąd nie spotkał odpowiedniej kobiety dla siebie, żadna go nie urzekła, żadna nie spełniała jego oczekiwań, a on nie zamierzał być z nikim na siłę, czy dlatego, że inni tego od niego oczekują. Ojciec czasem suszył mu głowę, że oboje z matką czekają na wnuki, ale matka zawsze mówiła, aby dał spokój. Ona rozumiała swojego pierworodnego syna i nie zamierzała go poganiać. Wiedziała, że przy jego charakterze to nie jest dobre rozwiązanie. On zawsze robił to co uważał za słuszne i po swojemu.
Anna w końcu nacisnęła na klamkę i szybkim ruchem odtworzyła drzwi wchodząc do środka z zamkniętymi oczami. Gdy je otworzyła miała przed sobą zaledwie skrawek, korytarz w którym znajdowała się szafa z wieszakami na wierzchnie odzienie oraz półki na buty gości.
- Wejdź śmiało dalej – usłyszała tuż za sobą głos Wiktora.
Weszła, jak ją namawiał i rozglądała się po elegancko wystrojonym salonie. Na jednej ze ścian znajdował się kamienny, ciemno grafitowy kominek, a na nim stały trzy przedmioty. Posąg przeciągającego się białego kota po lewej stronie, Czarny stojący dęba koń po prawej i wazon pełen suszonych róż pośrodku. Przy kominku rozłożony był puchaty, biały dywanik, dość duży by pomieścić na nim nawet ze trzy osoby. Po drugiej stronie naprzeciw kominka stała czarna sofa z dwoma fotelami po bokach oraz niska szklana ława z drewnianymi, mocnymi nogami. Tak naprawdę wyglądała tak, jakby na rozłożystym korzeniu ktoś postawił owalną szybę.
- Chodź ze mną, pokażę Ci Twój pokój, rozpakujesz rzeczy, przyniosę Ci ręczniki i pościel, a potem będziesz mogła zobaczyć cały dom jeśli zechcesz.
- A starczy mi dnia? - próbowała rozładować stres żartując i rozśmieszyła gospodarza, który zaczął się głośno śmiać.
- Nie jest tak źle.
Poprowadził ją po drewnianych schodach, które znajdowały się za sofą i lekko zakręcały przy samej górze. Tam szli korytarzem, który poniekąd był również swego rodzaju tarasem z widokiem na salon. Okrążał on niemal cały dom. Z góry to wszystko wyglądało równie pięknie co z dołu. Gdy ledwie wspięli się po schodach i doszli do zakrętu mężczyzna zatrzymał się przy drzwiach na wprost.
- Tu jest łazienka. - zakręcił w lewo i na samym końcu przed ostatnim zakrętem zobaczyła wejście na taras zewnętrzny. Minęli łazienkę i jeszcze jedne drzwi. Zatrzymali się tuż przed tarasem przy ostatnim zakręcie w lewo. Wskazał na drzwi znajdujące się po ich prawej stronie - To będzie Twój pokój Mój znajduje się na końcu tego korytarza dokładnie naprzeciwko. Ten pokój, który minęliśmy stoi pusty, więc będziesz miała tu pełną dyskrecję.
Stała przed drzwiami i patrzyła na klamkę niczym zaczarowana. Spojrzał na nią i bez słowa nacisnął na klamkę otwierając drzwi. Zrobił to tak nagle, że dziewczyna lekko podskoczyła.
- Wejdź śmiało – zaprosił ją gestem ręki. Kiedy weszła wszedł za nią i położył siatki z rzeczami na jej łóżku – przyniosę Ci jeszcze tylko obiecaną pościel i ręczniki i już nie będę Cię niepokoił. Zresztą muszę wyjść jeszcze coś załatwić, więc będziesz miała czas na zwiedzanie domu w spokoju i bez nadzoru.
- Wychodzisz?, zostawisz mnie tu samą?
- Chyba nie boisz się, że zabłądzisz? - zażartował, ale wcale jej to nie rozbawiło – postaram się w miarę szybko wrócić, nawet gdybyś chciała całego domu mi nie wyniesiesz.
- Gdzie bym miała z tym iść, zresztą... i tak nikogo nie mam.
Na to nie odpowiedział. Te żarty wyraźnie przestawały być zabawne. Nie chciał przegiąć. Wiedział, że cała sytuacja wcale nie jest dla niej łatwym przeżyciem.
- W takim razie zaraz wracam. - po tych słowach wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Anna przez chwilę obserwowała klamkę i nasłuchiwała, jakby w obawie, że zamknie ja tu na klucz. Nic takiego się jednak nie stało, gdy tylko drzwi się zamknęły za Wiktorem usłyszała jego kroki w korytarzu, a potem na schodach. Rozejrzała się po pokoju. Był niewielki, ale bardzo przytulny i ładnie urządzony, choć nie było w nim zbyt wielu przedmiotów. Może właśnie to podobało się jej najbardziej. Lubiła prostotę, tak przynajmniej się jej wydawało. Po lewej stronie wzdłuż ściany ciągnęła się spora szafa zabudowana do sufitu. Na przeciw drzwi na świat wychodziły dwa okna z piękną delikatną , białą firaną i jasno niebieskimi ozdobnymi zasłonkami upiętymi przy dolnej ich części. Dodatkowo mimo zasłonek okna posiadały rolety. Sprawdziła, jak działają. Idealnie zaciemniały pokój. Odsłoniła je ponownie i odwróciła się. Teraz mając po swojej prawej stronie miała szafę, a po lewej małą nocną szafkę i przy niej dokładnie naprzeciw szafy duże łóżko. Było raczej jedno niż dwuosobowa, ale wydawało się jej naprawdę spore. Przykryte było granatową, pikowaną narzutą. Nie wiedziała co to za materiał, ale była lekko błyszcząca i bardzo przyjemna w dotyku. Po drugiej stronie na ścianie obok drzwi wisiały trzy półki. Pod nimi stała jasna, niewielka komoda. Tak naprawdę puste, jakby czekały na kogoś, kto je zapełni. Stał na nich tylko mały obrazek na dole i na samej górze szklany wazon ze sztucznymi bezami. W kolorze wazon przechodził z granatu od dołu po biel przy samej górze, pośrodku kolory jakby mieszały się ze sobą. Uśmiechnęła się myśląc, że chętnie zapełniłaby go prawdziwym bzem. Zamknęła oczy i już podświadomie czuła jego piękny, słodki zapach. Po chwili otworzyła oczy i podeszła w bok do szafy. Miała piękny jasno brązowy kolor i srebrne wykończenia, a także lustro na środkowych drzwiczkach. Otworzyła przesuwane drzwi przy oknie i jej oczom ukazała się metalowa rurka z wieszakami. Na dole była jedna, szeroka półka na buty. Przesunęła się o krok w lewo i otworzyła środkowe drzwi. Tu miała dużo małych półek na ubrania. Smętnie pomyślała, że póki co nie wiele może na nich położyć. Czy w ogóle kiedyś będzie dane jej to zrobić?. Westchnęła i zamknęła środkowe drzwi. Odsunęła ostatnie, które pchnęły pierwsze do zamknięcia tamtej części przy oknie. Tu były dwie bardzo duże, szerokie półki. Na środkowej leżała goła pościel.
Nagle do drzwi ktoś zapukał, w pierwszej chwili wystraszyła się, ale szybko się opamiętała przypominając sobie, że przecież Wiktor miał przynieść jej jeszcze jakieś rzeczy.
- Proszę.
- Wybacz, że to tyle trwało. Przyniosłem poszewki i ręczniki – powiedział wchodząc i kładąc je na komodzie – O! Widzę, że znalazłaś już pościel, to dobrze. Pomóc Ci ją oblec?
- Nie trzeba, poradzę sobie.
- W takim razie ja uciekam do swoich spraw. Zobaczymy się wieczorem.
Kiedy tylko wyszedł ściągnęła z łóżka narzutę i złożyła ją równo chowając do szafy półkę nad sobą. Następnie wyjęła pościel i nałożyła na nią przyniesione przez niego poszewki. Była biała w drobne niebieskie i czerwone kwiaty. Ręczniki w kolorze jasnego beżu schowała do środkowej szuflady w komodzie. Żal było jej patrzeć na te wszystkie puste przedmioty w tym pięknym miejscu. Wszystko było lekko zakurzone, najwyraźniej dawno nikt tu nie mieszkał. Pomyślała, że później poszuka czegoś czym będzie mogła wysprzątać to wszystko. Tym czasem rozpakowała nowe rzeczy zakupione dla niej i pochowała je na swoje miejsca. Wszystkie reklamówki spakowała w jedną i schowała do szafy na miejsce, gdzie powinny znajdować się różne rodzaje butów.
Usiadła na łóżku i przez chwilę rozglądała się po pokoju. Szybko jednak zamyśliła się. Wciąż nie pamiętała niczego ze swojego wcześniejszego życia. Chociaż lekarze próbowali jej pomóc, choć rozmawiał z nią psycholog i nawet mimo tego, że policja opowiedziała jej sporo szczegółów z tego co działo się przed porwaniem. Porwaniem?, raczej brutalną sprzedażą jej osoby... Z początku zupełnie się tym nie przejmowała, jakby to, co mówili w ogóle jej nie dotyczyło. Z czasem jednak było coraz gorzej. Z dnia na dzień zdawała sobie sprawę ze swojego położenia. Świadomość życia i codzienności docierały do niej z niewiarygodną, brutalną siłą. Najpierw fakt, że własny, rodzony ojciec... Potem wiadomość o nagłej śmierci babki, która ponoć jako jedyna naprawdę darzyła jej miłością. Odtrącenie przez resztę rodziny i znajomych z miejsca, gdzie pracowała dobrowolnie bez wynagrodzenia. Czy naprawdę nie miała żadnych przyjaciół, znajomych?. Dlaczego?, może coś było z nią nie tak. Może stanowi dla innych zagrożenie. A jeśli zaszkodzi Wiktorowi?, to taki dobry człowiek. Tak wiele dla niej zrobił już teraz, a wiedziała, że zamierzał więcej. Nie chciała go skrzywdzić...
Otrząsnęła się z myśli, które wywoływały coraz większy lęk w jej sercu i sprawiały, że oddychała niespokojnie, a serce zaczynało walić jej jak młotem. Szybkim ruchem pokręciła kilka razy głową, jakby chcąc wytrzepać z głowy te wszystkie myśli. Wstała, otworzyła okno, by przewietrzyć dom i wyszła szybko z pokoju. Pomyślała, że lepiej zająć się rozpoznaniem terenu i poszukać czegoś, co pomoże jej doprowadzić pokój do porządku. Zanim zeszła na dół zajrzała do łazienki. Jak wszystko w tym domu była piękna. Brązowo kremowa z pasem wąskich płytek na samym środku ścian wokół łazienki. One również były brązowy, ale miały na sobie piękne złote zawijasy. Nad białą umywalką owalne, duże lustro, a pod nią ciemno brązowa szafka ze złotymi małymi kołatkami. Obok po lewej stronie duży prysznic z głębokim brodzikiem i szklanymi drzwiami. Szkło jednak było matowe, nie przeźroczyste. Półokrągłe drzwi otwierane również złotymi uchwytami. Po prawej stronie biała, zgrabna muszla klozetowa a obok niej uchwyt z papierem toaletowym. Na ścianie przy prysznicu były złote wieszaki na ręczniki. Dopiero teraz zauważyła, że przy wejściu stał mały kosz na śmieci, ładnie wpasowany w całość tego miejsca. Mimo, że było tu sporo złotych elementów, wcale nie wyglądało to tandetnie. Wszystko było skromne, delikatne bez zbędnej przesady. Anna pomyślała, że jeśli to wszystko urządzał Wiktor, to miał on naprawdę doskonały gust.
Raz jeszcze spojrzała w stronę wnętrza łazienki i jej wzrok zatrzymał się na lustrze, jednak nie podeszła do niego. Bała się... nawet w szpitalu, jakoś podświadomie unikała luster. Korzystała z nich tylko tyle ile było to konieczne. Zresztą do teraz nie wyzbyła się jeszcze wszystkich ran i siniaków, jakie pozostawili po sobie oprawcy. Wycofała się i zamknęła drzwi, po czym ruszyła po schodach w dół.
Było tak strasznie cicho w tym domu. Dopóki był z nią gospodarz tego miejsca i przynajmniej od czasu do czasu się odezwał było znośnie. Teraz panowała tu grobowa cisza. Grobowa, co?. Pomyślała dziewczyna z ironią. Na samym dole ruszyła do korytarza, który prowadził od salonu do drzwi wyjściowych, nie skręciła jednak w prawo, lecz w lewo. Chciała dowiedzieć się co jest dalej. Po drodze odnalazła kolejne drzwi, które wyglądały na łazienkę. Nie pomyliła się. Ta była bardzo podobna do tamtej pierwszej z tą jedynie różnicą, że zamiast prysznicu znajdowała się tu ogromna wanna w starym stylu retro. Biała na białych długich nogach ze złotymi zakończeniami.
Na samym końcu korytarz zakręcał w lewo, tam znajdowała się kuchnia. Była naprawdę spora. Po środku miała blat zwrócony do wewnątrz tak, że aby gotować trzeba było przejść na drugą stronę. Z boku przy ścianie po lewej stronie stał duży, ciemny, prostokątny stół z krzesłami. Na nim leżały bambusowe podkładki pod talerze. Po jednej na każde krzesło, a były cztery. Do tego korkowe okrągłe podkładki pod kubki. Na środku stała misa z owocami. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowały się szklane, balkonowe drzwi na werandę. Podeszła bliżej, ale zanim otworzyła drzwi zaglądnęła na drugą stronę czarnych blatów. Sprzęty były nowoczesne, wbudowane w meble i dopasowane kolorystycznie do całości. Otworzyła lodówkę, nie było w niej za wiele, ale trzeba było przyznać, że była naprawdę czysta i zadbana. Nie wiedziała dlaczego, ale przyszło jej do głowy, że chętnie by coś ugotowała czy upiekła. Musiała to lubić w swoim poprzednim życiu.
Nadszedł czas na werandę. Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Słońce wciąż jeszcze świeciło, choć powoli zaczynał nadchodzić wieczór. Na drewnianej podłodze stał zestaw wiklinowych mebli. Stół ze szklanym blatem i wiklinowymi grubo plecionymi nogami oraz dwa fotele wyłożone miękkimi poduchami. Werandę otaczały drewniane poręcze Podeszła do jednej z nich i położyła na nich ręce opierając się i wyglądając na zewnątrz. Miała stąd widok na ogród z boku domu, od wjazdu nie było widać tego miejsca.
Było tu tak pięknie, tak spokojnie. W około cisza, tylko śpiew ptaków. Zupełnie, jakby nikt w okolicy nie mieszkał, a przecież tak niedaleko od tego miejsca było centrum wielkiego miasta.
Kim jest... jaka naprawdę jest?. Co powinna teraz zrobić ze swoim życiem?. To miło ze strony Wiktora, że ją „przygarnął”, ale przecież nie mogła siedzieć mu na głowie przez całe życie. Nawet jeśli było tak, jak mówili panowie, że był zatwardziałym kawalerem, to w każdej chwili mogło się to zmienić. Musiała poważnie zastanowić się nad tym, co robić dalej, obmyślić jakiś plan. Tylko jakie miała perspektywy, jakie możliwości nie znając nikogo, nie mając wsparcia z niczyjej strony oraz cierpiąc na całkowitą amnezję?. Wiedziała o sobie tylko tyle, co powiedzieli jej policjanci.
Komendant mówił, że pochodziła z małego miasteczka, lecz otoczenie wspominało, że większość dzieciństwa spędzała u babci na wsi. Może to dlatego tak podobało się jej to otoczenie. Śpiew ptaków wyciszał ją. Zamknęła oczy i zasłuchała się w ćwierkanie szarych wróbelków. Potrzebowała odprężenia, musiała uspokoić myśli i serce, które cierpiało coraz bardziej. Długo stała tak parta o poręcz, sama nawet nie wiedziała, jak długo. Ocknął ją dopiero męski głos za jej plecami, zmuszając do nagłego odwrócenia.
- Widzę, że znalazłaś werandę.
- Wystraszyłeś mnie – odpowiedziała.
- Wybacz. - powiedział lekko wstydliwie i przez chwilę stali w ciszy. W końcu zadał kolejne pytanie - Podoba Ci się ogród?
- Tak, jest naprawdę piękny i ogromny!
- Trochę zaniedbany i pusty, może wpadniesz na pomysł, jak go ożywić? Matka ciągle suszy mi o to głowę. Mam na to nawet odłożone środki, tylko pomysłu brak Kompletnie nie znam się na roślinach.
- Mogłabym?, naprawdę? - słychać było w jej głosie entuzjazm. Wiktor zauważył nawet lekki uśmiech w kąciku jej ust.
- Jasne. - rzucił jakby od niechcenia – A teraz wejdźmy już do środka, powoli robi się chłodno. Zrobiłem zakupy, pochowajmy to do lodówki i szafek.
Bezgłośnie zgodziła się i weszli razem z powrotem do kuchni. Tam mężczyzna zaczął wypakowywać rzeczy z siatki. Mleko, pieczywo, warzywa, mięso, jajka, mąka. Patrzyła na to wszystko i doskonale wiedziała co jest co, potrafiła nazwać każdą z tych rzeczy. Dlaczego więc nie mogła przypomnieć sobie niczego co dotyczyłoby jej samej.
Wiktor zauważył, że znów się zamyśliła. Nie podobało mu się to co zaobserwował. Zdarzało się bowiem coraz częściej, że zapadała w taki stan, po każdym takim „ataku” była coraz bardziej apatyczna. Musiał jakoś zająć jej myśli.
- Zaglądałaś już do szafek?
- N...nie – zwróciła się wyrwana z myśli.
- Podejdź proszę, pokażę Ci, gdzie co się znajduje.
Kiedy skończyli układanie wszystkiego, wspólnie przygotowali lekką kolację. Ciepła herbata dobrze jej zrobiła i zagrzała ciało. Kiedy dzień zbliża się ku końcowi, nawet w środku lata często bywa chłodny. Noce bywają cieplejsze niż ranki i wieczory. Po jedzeniu zaproponował jej, aby się umyła i położyła spać. To był bardzo męczący i długie dzień. Powinna odpocząć, a jutro będzie lepiej. Uśmiechnęła się do niego, podziękowała i wstała by wyjść. Wstał również i zabrał się za sprzątanie po kolacji. Zatrzymała się i spojrzała na niego.
- Może to ja powinnam posprzątać?
- Dlaczego? - zapytał zaskoczony.
- Chcę się jakoś odwdzięczyć za to, co dla mnie robisz, może mogłabym to jakoś odpracować, chociaż w małym stopniu.
- Nie chcę nawet o tym słyszeć. Póki co jesteś jeszcze w okresie rekonwalescencji, teraz masz odpoczywać i dojść do siebie. Oboje wiemy, że wcale nie jest dobrze.
Popatrzyła na niego i widziała, że mówił bardzo poważnie. Była trochę zaskoczona, wydawało się jej, że dobrze ukrywa swoje obawy i lęki. Zastanawiała się skąd wiedział. Nic już jednak więcej nie powiedziała w tej kwestii. Podziękowała ponownie i wyszła z kuchni.
Wiktor chciał jej pomóc, ale wiedział, że teraz nie może naciskać, ona musi sama chcieć się otworzyć. Jeśli nie pociągnęła tematu, to znaczy, że nie jest jeszcze na to gotowa. Jedyne co może robić, to delikatnie rozpoczynać temat co jakiś czas i czekać na reakcję dziewczyny. Mimo, że dzieliło ich sporo lat dziewczyna, która mogłaby zdawać się być jeszcze skorą do zabaw młodą kobietą, była bardzo poważnie podchodzącą do życia młodą damą. Wiktor nigdy nie podchodził do ludzi dzieląc ich w kategorii wieku. Miał w swoim gronie takich, którzy mając 25 lat posiadali już własne rodziny z dziećmi i bardzo poważnie prowadzili życie, ale bywali i tacy, którzy mieli tyle co on lub więcej, a wciąż w głowie mieli pstro. W tym przypadku biorąc pod uwagę jej przejścia i stan rodzinny nie dziwiło, że była poważną osobą i zdawała sobie sprawę z wielu aspektów życia. To było bardzo miłe z jej strony, że chciała pomóc i nie zamierzała go wykorzystywać, ani żerować na nim. Jednak w tej sytuacji i w tym początkowym czasie nie mógł jej na to pozwolić. Specjalnie zasugerował zatroszczenie się o ogród. Powinna zająć się czymś, co będzie lekką praca a do tego pomoże się odprężyć. Swoja drogą naprawdę nie miał pojęcia o roślinach i zlecenie tego kobiecie było dużo lepszym rozwiązaniem niż szukanie obcego do aranżacji ogrodu. To takie połączenie przyjemnego z pożytecznym.
Tymczasem Anna poszła do swojego pokoju. Kiedy tam dotarła zdała sobie sprawę, że miała go uprzątnąć, a przecież nawet nie znalazła niczego czym mogłaby to zrobić. Przy kuchni zauważyła jakieś drzwiczki, może tam był magazynek, musi to jutro sprawdzić. Usiadła na chwilę na skraju łóżka i rozejrzała się raz jeszcze po pokoju. W końcu jednak wstała z westchnieniem. Zamknęła okno i zasłoniła rolety. Zapaliła światło w pokoju, bo zrobiło się w nim ciemno, a potem zabrała duży ręcznik, piżamę oraz inne przybory i wyszła kierując się do łazienki. Wzięła szybki prysznic, ubrała się, poskładała ubranie i umyła zęby. Zamyśliła się znów nad swoją sytuacją i nagle zdała sobie sprawę z tego, że stoi wciąż przed lustrem. Pełna niepokoju spojrzała na swoje odbicie. Siniaki powoli zaczynały znikać, rany zasklepiły się. Kim jestem? Zastanawiała się patrząc na obcą osobę w lustrze. Nie była brzydka, miała raczej jasną karnację, kasztanowe, długie za ramiona, lekko pofalowane włosy, oczy zielone. Kim jest ta niewysoka dziewczyna w lustrze?, jaka jest?. Przez cały czas starała się wmawiać sobie, że to co było nie ma znaczenia. Wolała myśleć, że teraz może zacząć wszystko od nowa, lepiej. Nowy start i nowe życie. Nie ma znaczenia kim była, ważne jest to kim jest teraz i kim może być. W rzeczywistości jednak wcale nie było to takie proste. Nie umiała odciąć się od przeszłości przekazanej przez policję. Nie potrafiła przejść do codzienności nad tym, że niczego nie pamięta. Choć wmawiała sobie, że to tak, jakby urodziła się raz jeszcze. Białe karty do zapisania, ale teraz była dorosła, świadoma życia i mogła sterować swoim życiem lepiej niż dziecko. Na dodatek to wszystko co robił dla niej Wiktor. Inni mogli jedynie pomarzyć o tak wspaniałym początku. W końcu wyrwała się z zamyślenia i zabrała swoje rzeczy wychodząc z łazienki. Rozejrzała się trochę niespokojnie, czy aby nie natknie się na gospodarza idąc korytarzem w samej piżamie. Nic takiego się nie stało, ale bardzo szybko przemknęła do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi w pośpiechu. Pochowała rzeczy i położyła się na łóżku wzdychając ciężko i próbując się uspokoić. Długo leżała chcąc zasnąć, ale nic jej z tego nie wychodziło. Czuła, że coraz bliżej jej do płaczu, ale powstrzymywała się zatapiając w różnorodne myśli o zdarzeniach ostatnich dni. Jakiś czas temu słyszała za ścianą, że ktoś wychodził na taras. To musiał być Wiktor.
Czas mijał, a ona wciąż nie mogła zasnąć. Próbowała myśleć o przyjemnych rzeczach, o śpiewie ptaków, o zapachu trawy o przyjemnym letnim wietrzyku. Zamykała oczy i odprężała się, jak jej się zdawało, ale wciąż nie mogła zasnąć. Wiedziała, że na zewnątrz jest już ciemno, wiedziała, że na pewno jest już bardzo późno, czuła się zmęczona, ale nic nie pomagało. W końcu wstała i wyszła na korytarz. Zobaczyła, że drzwi do tarasu ja otwarte. Podeszła bliżej, ale nie wyszła na zewnątrz, stanęła w drzwiach i zawahała się. Na tarasie wciąż siedział Wiktor. Na jednym z dwóch krzeseł takich, jak te, które widziała na werandzie, z nogą po męsku zarzucona na nogę. W ręku trzymał zapalonego papierosa, z którego wydobywał się mały dymek. Zanim zdążyła się wycofać zauważył ją i uśmiechnął się.
- Wejdź, usiądź. Dzisiaj jest bardzo przyjemny, ciepły wieczór, aż nie chce się wracać do środka.
- Palisz? - zapytała postępując o krok na przód, bała się jednak usiąść, czuła się niepewnie będąc w samej piżamie. On wciąż był w jeansach i jasno niebieskiej koszuli. Miał ją teraz wyciągniętą luzem ze spodni, a dwa guziki u góry były rozpięte.
- Taki nałóg, masz ochotę? - zapytał wyciągając do niej zza siebie paczkę papierosów. Skrzywiła się, co go rozbawiło. Schował je z powrotem do tylnej kieszeni spodni – To znaczy, że nie. Usiądź, nie będziesz przecież tak stała.
Zawahała się jeszcze raz. Szczerze miała ochotę uciec do pokoju, ale w końcu usiadła na drugim krześle. Sprawiał wrażenie, jakby nie zwrócił uwagi na jej ubiór. Siedzieli przez jakiś czas w ciszy. Dziewczyna przyglądała się niebu. Było czyste, całkowicie bezchmurne, pięknie granatowe rozjaśnione milionami małych światełek. Wyglądała naprawdę przepięknie, niczym z jakiejś bajki. Było bardzo przyjemnie, ale nagle zawiał lekki wiatr i skuliła się.
Wiktor dopalił papierosa i wstał.
- Zaczekaj moment, zaraz wracam.
Pokiwała głową. Podobało się jej tu, cicho, spokojnie. Nie było go naprawdę krótko, widziała, że szedł do swojego pokoju. Wrócił trzymając w ręku koc, który rozłożył i okrył nim plecy dziewczyny. Zawstydziła się.
- Dziękuję...
- Nie możesz spać?.
- Próbowałam, ale nie mogłam zasnąć. Musiałam wyjść.
- Jeśli chcesz mogę dać Ci coś na sen, będzie łatwiej.
- Nie, dziękuję. Mam dość tabletek. Faszerowali mnie nimi przez cały pobyt w szpitalu. Nie mówiąc o zastrzykach i kroplówkach.
- To dla Twojego dobra. Oprawcy nie obeszli się z Tobą tak łagodnie, jak z pozostałymi dwiema dziewczynami...
- Wiem... podobno cały czas z nimi walczyłam i próbowałam uciekać. Podobno...
Znów się zamknie, czuł to. Rozmowa zaczynała wchodzić na niebezpieczny grunt. Lepiej było zmienić temat. Rozgrzebywanie ran, zwłaszcza na wieczór to zła strategia. Chciał o coś zapytać, ale uprzedziła go.
- Wiktorze...
- Tak? - widział, że zagryzła wargi, jakby chciała się wycofać, ale patrzył na nią czekając na ciąg dalszy. Spojrzała na niego ukradkiem.
- Nie bardzo wiem, jak mam się traktować...
- Co masz na myśli? - zapytał nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza. Czyżby jednak chciała rozmawiać o przeszłości?.
- Tutaj... przygarnąłeś mnie, dałeś dach nad głową i wyżywienie. Jak mam to traktować?. Jako wykupienie mnie od tamtych ludzi?.
- Żartujesz, prawda? - spuściła głowę w dół, a on patrzył na nią oniemiały, szeroko otwartymi oczami i nie bardzo wiedział, jak ma zareagować. - Anno, absolutnie. Czy dałem Ci odczuć coś takiego?
- Nie...
- Więc skąd w ogóle takie myśli?. Jesteś całkowicie wolnym człowiekiem. Możesz iść dokąd chcesz i robić na co tylko masz ochotę. - wciąż nie patrzyła na niego, ale widział, że próbowała przetrawić to, co do niej mówił, pięści miała zaciśnięte na nogawkach spodni. Zastanawiał się, jak ma określić siebie w tej sytuacji i przyszła mu do głowy tylko jedna myśl. - Potraktuj mnie, jak starszego brata, który po prostu chce Ci pomóc wrócić do normalności po ciężkich przejściach, okej? Ten dom jest Twoim domem, czuj się tu, jak u siebie.
Podniosła na niego wzrok i zobaczył, jak powstrzymuje się przed płaczem. W oczach miała łzy, ale nie pozwalała im się wydostać lekko mrugając. Bał się, że jednak się rozpłacze. Wtedy kompletnie nie wiedziałby co robić. Bądź co bądź był dla niej obcym człowiekiem, do tego mężczyzną dużo starszym od niej. Nie mógł jej przecież od tak przytulić. Zwłaszcza po tym, co przeszła z rąk innych obcych mężczyzn. Musiał odwrócić jej uwagę od tej rozmowy. Naprawdę źle się stało, że potoczyła się takim torem.
- Jak Ci się podoba dom?, chodziłaś po ogrodzie?
- Dom masz naprawdę piękny, na ogrodzie nie byłam, dotarłam najdalej na werandę.
- To jutro będziesz miała co zwiedzać. Jeśli chcesz, zostawię Ci klucze od bramy. Możesz wyjść dalej, możesz iść nawet na miasto jeśli zechcesz.
Odpowiedziała mu dopiero po chwili namysłu.
- Dziękuję, ale chyba nie jestem na to jeszcze gotowa.
- Rozumiem. - zastanawiał się czy dopowiedzieć coś jeszcze, ale zrezygnował z tego. Po chwili spojrzał na zegarek – Jeśli masz ochotę możesz tu jeszcze siedzieć, na mnie już pora, rano muszę wstać do pracy. Spokojnej nocy.
- Dziękuję, a koc?
- Możesz go zatrzymać – rzucił będąc już w drzwiach i odszedł do swojego pokoju.


Pozdrawiam,
Agafi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz