Staram się... rany, jak ja się staram... przepisać tę moją książkę... Czas ucieka, jak szalony i wiem, że mam go coraz mniej :/... a mimo to, wciąż jest coś innego, ważniejszego, jestem zbyt zmęczona lub zwyczajnie nie mogę się skupić.
Nie powiem (bo już nie zliczę) ile razy patrząc w stronę komputera myślałam "Niech mnie ktoś kopnie, do tego pisania..."albo "weno wróć!!". Prawda jest jednak taka, że najtrudniej zacząć, potem już jakoś idzie. To zaczęłam i przepisałam 14 z 300 stron -_-'. Rewelacja :D. I na tym stanęło.
Co tu dużo mówić... takie życie matki polki - pisarki ;). Jak nie jestem pochłonięta przyziemnymi sprawami typu: sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie itp., to czas zajmuje mi pełzak. Potem starszyzna wraca ze szkoły i zaczyna się akcja zadania, nauka i... cała reszta :D.Znacie to?
Broń Boże, nie narzekam!. Mnie tam jest dobrze. Cóż jestem typem kury domowej (może niestandardowym, bo jestem nad aktywna, jak ktoś z ADHD i też żadna praca mnie nie przeraża) i nie wstydzę się tego!. Tak sobie biadolę tylko, że ciągle gdzieś mi dni uciekają, a nawet jak próbuje się skupić, bo akurat mam chwilę dla siebie (za to należą się podziękowania moim grzecznym dzieciom i kochanemu mężowi), to co chwilę ktoś przechadza się obok i mnie rozprasza...
Już i tak jedynym miejscem, które mogłam sobie przywłaszczyć jest kuchnia. I w tym miejscu przypomniały mi się słowa polskiej wersji "Allelujah" - "kuchenne krzesło tronem Twym..." :P. Ciężko jednak się nie oderwać od pracy, jeśli: a to przechadza się obok syn, bo po jabłko przyszedł (średnio ze 3 - 4 jabłka w przeciągu popołudniowych godzin). Nie da się zresztą przejść obok mamy, żeby jej nie pogłaskać ;). Innym razem przyjdzie córcia, bo musi mi powiedzieć coś pilnego, albo lepiej! Pokazać coś w swoim pokoju lub bajce i trzeba ruszyć... się. Na koniec, jak wreszcie napiszę kilka słów... o zgrozo, słyszę płacz najmłodszej z drugiego pokoju, świadczący o głodzie, którego tatuś nie rozróżnia spośród innych płaczów z powodu zmęczenia, czy zwyczajnej nudy. Chociaż, chociaż.... ostatnio zaczyna być z tym coraz lepiej ;). Teraz słyszę "Czy ona nie będzie głodna!?" ^^. Nie no, na poważnie kobieto! Nie narzekaj na męża. Tak naprawdę, to ładnie zajmuje się dziećmi i domem :*. Ale ja mam też świadomość, że on jest zmęczony po pracy i staram się nie pozostawiać go samego z marudnym na wieczór stforkiem. I znów się odrywam, choć miałam się skupić na pracy...
Tak marzy mi się mały pokoik, w którym mogłabym się zaszyć sama, ze słuchawkami i głośną muzyką. Odcięcie się całkowicie od świata i stuprocentowe skupienie nad pisaniem, tylko i wyłącznie!!
Kilkukrotnie próbowałam po prostu i zwyczajnie zarwać nockę. Nawet udało się to zrobić parę razy, ale kolejnego dnia czułam, że nie dam rady kolejnej zarwać. Albo inaczej!. Dać radę, to bym dała. Jednak jako świadoma matka i pedagog w jednej osobie wiem, że mogłoby to doprowadzić w końcu do jakiegoś nieszczęścia. Zmęczenie prowadzi do nieostrożności, do gorszego "myślenia", do braku należytej podzielności uwagi (a nie każdy w ogóle ją ma) oraz do stłumienia szybkości reakcji i w rezultacie do wypadków. Niezależnie czy to na polu zawodowym, czy dotyczy to ogniska domowego. Zatem mój rozum mówi tu stanowcze "NIE!".
Zatem... ja po raz kolejny spróbuję się należycie skupić mimo małego raczka, który demoluje kuchnię za moimi plecami ^^, a was zostawiam z kolejną porcją rozpoczętej tu już wcześniej powieści. Miłego czytania i po raz kolejny czekam na wasze komentarze ^^.
Jechali jeszcze jakiś czas,
kierując się na obrzeża miasta, choć wciąż znajdowali się
jakby w centrum. Wszędzie pełno domów, sklepów i knajpek. W końcu
podjechali przed ogromną, metalową zdobioną zawijasami bramę.
Wjechali przed nią na wyłożony kostką długi podjazd. Dookoła
znajdował się równo przycięty, zielony trawnik, a na nim cudownie
przystrzyżone krzewy i drzewa. Całość okalał wysoki kamienny mur
w naturalnym kolorze. Kiedy wreszcie dotarli do celu, Anna otworzyła
szeroko oczy. Miała przed sobą bowiem przed wielkim, nowoczesnym
domem, który wyglądał, jak miniaturowa willa. Piękny, biały dom
z wielkim tarasem nad wejściem, który zakręcał na bok domu. Taras
podtrzymywały grube kolumny. Na piętrze okna znajdowały się w
zgrabnych ukosach. Dach z czerwonych dachówek, ale nie sztucznych
czy blaszanych, lecz z prawdziwego ceglanego kamienia.
- To jest Twój dom?
- Tak. - odpowiedział kończąc
parkowanie przed wejściem do domu.
- I naprawdę mieszkasz tu sam?
- Tak wyszło. - opuścił auto i
ponownie otworzył jej drzwiczki czekając aż wysiądzie. Gdy to
uczyniła podał jej klucz – wejdź śmiał do środka, ja wejdę
rzeczy.
- Jesteś jakąś znaną
osobistością?
- Nie, ale miałem szczęście
urodzić się w bogatej rodzinie, a ponadto dorobiłem się na
własnych interesach i ciężkiej pracy. Weź kluczyki i idź
pierwsza.
Nieśmiało chwyciła klucze,
które trzymał w dłoni i powoli weszła po schodkach do drzwi.
Rozglądała się podziwiając, jak pięknie i starannie wszystko
jest wykonane. Pomyślała, że musi podejść do bramy i sprawdzić,
jakie nazwisko nosi ten dobry człowiek. Drzwi były drewniane, w
górnej części, nad wizjerem miały witraż, okrągły, kolorowy
przedstawiając świętego Franciszka z gołębicą na ręce. Anna
drżącą ręką włożyła kluczyk do drzwi i przekręciła go
szybko. Potem chwyciła za klamkę, lecz zanim ją otworzyła wzięła
głęboki oddech.
Wiktor miał w rękach już
wszystkie rzeczy, ale czekał cierpliwie w dole, obserwował ją i
nie zamierzał ponaglać. Musiała się oswoić z tym wszystkim, a on
miał czas. Zawsze uważał, że nie należy się w życiu zbytnio
śpieszyć z niczym, ale przeżywać je po swojemu i w swoim czasie.
Między innymi dlatego z nikim nie był. Jak dotąd nie spotkał
odpowiedniej kobiety dla siebie, żadna go nie urzekła, żadna nie
spełniała jego oczekiwań, a on nie zamierzał być z nikim na
siłę, czy dlatego, że inni tego od niego oczekują. Ojciec czasem
suszył mu głowę, że oboje z matką czekają na wnuki, ale matka
zawsze mówiła, aby dał spokój. Ona rozumiała swojego
pierworodnego syna i nie zamierzała go poganiać. Wiedziała, że
przy jego charakterze to nie jest dobre rozwiązanie. On zawsze robił
to co uważał za słuszne i po swojemu.
Anna w końcu nacisnęła na
klamkę i szybkim ruchem odtworzyła drzwi wchodząc do środka z
zamkniętymi oczami. Gdy je otworzyła miała przed sobą zaledwie
skrawek, korytarz w którym znajdowała się szafa z wieszakami na
wierzchnie odzienie oraz półki na buty gości.
- Wejdź śmiało dalej –
usłyszała tuż za sobą głos Wiktora.
Weszła, jak ją namawiał i
rozglądała się po elegancko wystrojonym salonie. Na jednej ze
ścian znajdował się kamienny, ciemno grafitowy kominek, a na nim
stały trzy przedmioty. Posąg przeciągającego się białego kota
po lewej stronie, Czarny stojący dęba koń po prawej i wazon pełen
suszonych róż pośrodku. Przy kominku rozłożony był puchaty,
biały dywanik, dość duży by pomieścić na nim nawet ze trzy
osoby. Po drugiej stronie naprzeciw kominka stała czarna sofa z
dwoma fotelami po bokach oraz niska szklana ława z drewnianymi,
mocnymi nogami. Tak naprawdę wyglądała tak, jakby na rozłożystym
korzeniu ktoś postawił owalną szybę.
- Chodź ze mną, pokażę Ci
Twój pokój, rozpakujesz rzeczy, przyniosę Ci ręczniki i pościel,
a potem będziesz mogła zobaczyć cały dom jeśli zechcesz.
- A starczy mi dnia? - próbowała
rozładować stres żartując i rozśmieszyła gospodarza, który
zaczął się głośno śmiać.
- Nie jest tak źle.
Poprowadził ją po drewnianych
schodach, które znajdowały się za sofą i lekko zakręcały przy
samej górze. Tam szli korytarzem, który poniekąd był również
swego rodzaju tarasem z widokiem na salon. Okrążał on niemal cały
dom. Z góry to wszystko wyglądało równie pięknie co z dołu. Gdy
ledwie wspięli się po schodach i doszli do zakrętu mężczyzna
zatrzymał się przy drzwiach na wprost.
- Tu jest łazienka. - zakręcił
w lewo i na samym końcu przed ostatnim zakrętem zobaczyła wejście
na taras zewnętrzny. Minęli łazienkę i jeszcze jedne drzwi.
Zatrzymali się tuż przed tarasem przy ostatnim zakręcie w lewo.
Wskazał na drzwi znajdujące się po ich prawej stronie - To będzie
Twój pokój Mój znajduje się na końcu tego korytarza dokładnie
naprzeciwko. Ten pokój, który minęliśmy stoi pusty, więc
będziesz miała tu pełną dyskrecję.
Stała przed drzwiami i patrzyła
na klamkę niczym zaczarowana. Spojrzał na nią i bez słowa
nacisnął na klamkę otwierając drzwi. Zrobił to tak nagle, że
dziewczyna lekko podskoczyła.
- Wejdź śmiało – zaprosił
ją gestem ręki. Kiedy weszła wszedł za nią i położył siatki z
rzeczami na jej łóżku – przyniosę Ci jeszcze tylko obiecaną
pościel i ręczniki i już nie będę Cię niepokoił. Zresztą
muszę wyjść jeszcze coś załatwić, więc będziesz miała czas
na zwiedzanie domu w spokoju i bez nadzoru.
- Wychodzisz?, zostawisz mnie tu
samą?
- Chyba nie boisz się, że
zabłądzisz? - zażartował, ale wcale jej to nie rozbawiło –
postaram się w miarę szybko wrócić, nawet gdybyś chciała całego
domu mi nie wyniesiesz.
- Gdzie bym miała z tym iść,
zresztą... i tak nikogo nie mam.
Na to nie odpowiedział. Te żarty
wyraźnie przestawały być zabawne. Nie chciał przegiąć.
Wiedział, że cała sytuacja wcale nie jest dla niej łatwym
przeżyciem.
- W takim razie zaraz wracam. -
po tych słowach wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Anna przez chwilę obserwowała
klamkę i nasłuchiwała, jakby w obawie, że zamknie ja tu na klucz.
Nic takiego się jednak nie stało, gdy tylko drzwi się zamknęły
za Wiktorem usłyszała jego kroki w korytarzu, a potem na schodach.
Rozejrzała się po pokoju. Był niewielki, ale bardzo przytulny i
ładnie urządzony, choć nie było w nim zbyt wielu przedmiotów.
Może właśnie to podobało się jej najbardziej. Lubiła prostotę,
tak przynajmniej się jej wydawało. Po lewej stronie wzdłuż ściany
ciągnęła się spora szafa zabudowana do sufitu. Na przeciw drzwi
na świat wychodziły dwa okna z piękną delikatną , białą firaną
i jasno niebieskimi ozdobnymi zasłonkami upiętymi przy dolnej ich
części. Dodatkowo mimo zasłonek okna posiadały rolety.
Sprawdziła, jak działają. Idealnie zaciemniały pokój. Odsłoniła
je ponownie i odwróciła się. Teraz mając po swojej prawej stronie
miała szafę, a po lewej małą nocną szafkę i przy niej dokładnie
naprzeciw szafy duże łóżko. Było raczej jedno niż dwuosobowa,
ale wydawało się jej naprawdę spore. Przykryte było granatową,
pikowaną narzutą. Nie wiedziała co to za materiał, ale była
lekko błyszcząca i bardzo przyjemna w dotyku. Po drugiej stronie na
ścianie obok drzwi wisiały trzy półki. Pod nimi stała jasna,
niewielka komoda. Tak naprawdę puste, jakby czekały na kogoś, kto
je zapełni. Stał na nich tylko mały obrazek na dole i na samej
górze szklany wazon ze sztucznymi bezami. W kolorze wazon
przechodził z granatu od dołu po biel przy samej górze, pośrodku
kolory jakby mieszały się ze sobą. Uśmiechnęła się myśląc,
że chętnie zapełniłaby go prawdziwym bzem. Zamknęła oczy i już
podświadomie czuła jego piękny, słodki zapach. Po chwili
otworzyła oczy i podeszła w bok do szafy. Miała piękny jasno
brązowy kolor i srebrne wykończenia, a także lustro na środkowych
drzwiczkach. Otworzyła przesuwane drzwi przy oknie i jej oczom
ukazała się metalowa rurka z wieszakami. Na dole była jedna,
szeroka półka na buty. Przesunęła się o krok w lewo i otworzyła
środkowe drzwi. Tu miała dużo małych półek na ubrania. Smętnie
pomyślała, że póki co nie wiele może na nich położyć. Czy w
ogóle kiedyś będzie dane jej to zrobić?. Westchnęła i zamknęła
środkowe drzwi. Odsunęła ostatnie, które pchnęły pierwsze do
zamknięcia tamtej części przy oknie. Tu były dwie bardzo duże,
szerokie półki. Na środkowej leżała goła pościel.
Nagle do drzwi ktoś zapukał, w
pierwszej chwili wystraszyła się, ale szybko się opamiętała
przypominając sobie, że przecież Wiktor miał przynieść jej
jeszcze jakieś rzeczy.
- Proszę.
- Wybacz, że to tyle trwało.
Przyniosłem poszewki i ręczniki – powiedział wchodząc i kładąc
je na komodzie – O! Widzę, że znalazłaś już pościel, to
dobrze. Pomóc Ci ją oblec?
- Nie trzeba, poradzę sobie.
- W takim razie ja uciekam do
swoich spraw. Zobaczymy się wieczorem.
Kiedy tylko wyszedł ściągnęła
z łóżka narzutę i złożyła ją równo chowając do szafy półkę
nad sobą. Następnie wyjęła pościel i nałożyła na nią
przyniesione przez niego poszewki. Była biała w drobne niebieskie i
czerwone kwiaty. Ręczniki w kolorze jasnego beżu schowała do
środkowej szuflady w komodzie. Żal było jej patrzeć na te
wszystkie puste przedmioty w tym pięknym miejscu. Wszystko było
lekko zakurzone, najwyraźniej dawno nikt tu nie mieszkał.
Pomyślała, że później poszuka czegoś czym będzie mogła
wysprzątać to wszystko. Tym czasem rozpakowała nowe rzeczy
zakupione dla niej i pochowała je na swoje miejsca. Wszystkie
reklamówki spakowała w jedną i schowała do szafy na miejsce,
gdzie powinny znajdować się różne rodzaje butów.
Usiadła na łóżku i przez
chwilę rozglądała się po pokoju. Szybko jednak zamyśliła się.
Wciąż nie pamiętała niczego ze swojego wcześniejszego życia.
Chociaż lekarze próbowali jej pomóc, choć rozmawiał z nią
psycholog i nawet mimo tego, że policja opowiedziała jej sporo
szczegółów z tego co działo się przed porwaniem. Porwaniem?,
raczej brutalną sprzedażą jej osoby... Z początku zupełnie się
tym nie przejmowała, jakby to, co mówili w ogóle jej nie
dotyczyło. Z czasem jednak było coraz gorzej. Z dnia na dzień
zdawała sobie sprawę ze swojego położenia. Świadomość życia i
codzienności docierały do niej z niewiarygodną, brutalną siłą.
Najpierw fakt, że własny, rodzony ojciec... Potem wiadomość o
nagłej śmierci babki, która ponoć jako jedyna naprawdę darzyła
jej miłością. Odtrącenie przez resztę rodziny i znajomych z
miejsca, gdzie pracowała dobrowolnie bez wynagrodzenia. Czy naprawdę
nie miała żadnych przyjaciół, znajomych?. Dlaczego?, może coś
było z nią nie tak. Może stanowi dla innych zagrożenie. A jeśli
zaszkodzi Wiktorowi?, to taki dobry człowiek. Tak wiele dla niej
zrobił już teraz, a wiedziała, że zamierzał więcej. Nie chciała
go skrzywdzić...
Otrząsnęła się z myśli,
które wywoływały coraz większy lęk w jej sercu i sprawiały, że
oddychała niespokojnie, a serce zaczynało walić jej jak młotem.
Szybkim ruchem pokręciła kilka razy głową, jakby chcąc wytrzepać
z głowy te wszystkie myśli. Wstała, otworzyła okno, by
przewietrzyć dom i wyszła szybko z pokoju. Pomyślała, że lepiej
zająć się rozpoznaniem terenu i poszukać czegoś, co pomoże jej
doprowadzić pokój do porządku. Zanim zeszła na dół zajrzała do
łazienki. Jak wszystko w tym domu była piękna. Brązowo kremowa z
pasem wąskich płytek na samym środku ścian wokół łazienki. One
również były brązowy, ale miały na sobie piękne złote
zawijasy. Nad białą umywalką owalne, duże lustro, a pod nią
ciemno brązowa szafka ze złotymi małymi kołatkami. Obok po lewej
stronie duży prysznic z głębokim brodzikiem i szklanymi drzwiami.
Szkło jednak było matowe, nie przeźroczyste. Półokrągłe drzwi
otwierane również złotymi uchwytami. Po prawej stronie biała,
zgrabna muszla klozetowa a obok niej uchwyt z papierem toaletowym. Na
ścianie przy prysznicu były złote wieszaki na ręczniki. Dopiero
teraz zauważyła, że przy wejściu stał mały kosz na śmieci,
ładnie wpasowany w całość tego miejsca. Mimo, że było tu sporo
złotych elementów, wcale nie wyglądało to tandetnie. Wszystko
było skromne, delikatne bez zbędnej przesady. Anna pomyślała, że
jeśli to wszystko urządzał Wiktor, to miał on naprawdę doskonały
gust.
Raz jeszcze spojrzała w stronę
wnętrza łazienki i jej wzrok zatrzymał się na lustrze, jednak nie
podeszła do niego. Bała się... nawet w szpitalu, jakoś
podświadomie unikała luster. Korzystała z nich tylko tyle ile było
to konieczne. Zresztą do teraz nie wyzbyła się jeszcze wszystkich
ran i siniaków, jakie pozostawili po sobie oprawcy. Wycofała się i
zamknęła drzwi, po czym ruszyła po schodach w dół.
Było tak strasznie cicho w tym
domu. Dopóki był z nią gospodarz tego miejsca i przynajmniej od
czasu do czasu się odezwał było znośnie. Teraz panowała tu
grobowa cisza. Grobowa, co?. Pomyślała dziewczyna z ironią. Na
samym dole ruszyła do korytarza, który prowadził od salonu do
drzwi wyjściowych, nie skręciła jednak w prawo, lecz w lewo.
Chciała dowiedzieć się co jest dalej. Po drodze odnalazła kolejne
drzwi, które wyglądały na łazienkę. Nie pomyliła się. Ta była
bardzo podobna do tamtej pierwszej z tą jedynie różnicą, że
zamiast prysznicu znajdowała się tu ogromna wanna w starym stylu
retro. Biała na białych długich nogach ze złotymi zakończeniami.
Na samym końcu korytarz zakręcał
w lewo, tam znajdowała się kuchnia. Była naprawdę spora. Po
środku miała blat zwrócony do wewnątrz tak, że aby gotować
trzeba było przejść na drugą stronę. Z boku przy ścianie po
lewej stronie stał duży, ciemny, prostokątny stół z krzesłami.
Na nim leżały bambusowe podkładki pod talerze. Po jednej na każde
krzesło, a były cztery. Do tego korkowe okrągłe podkładki pod
kubki. Na środku stała misa z owocami. Po drugiej stronie
pomieszczenia znajdowały się szklane, balkonowe drzwi na werandę.
Podeszła bliżej, ale zanim otworzyła drzwi zaglądnęła na drugą
stronę czarnych blatów. Sprzęty były nowoczesne, wbudowane w
meble i dopasowane kolorystycznie do całości. Otworzyła lodówkę,
nie było w niej za wiele, ale trzeba było przyznać, że była
naprawdę czysta i zadbana. Nie wiedziała dlaczego, ale przyszło
jej do głowy, że chętnie by coś ugotowała czy upiekła. Musiała
to lubić w swoim poprzednim życiu.
Nadszedł czas na werandę.
Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Słońce wciąż jeszcze
świeciło, choć powoli zaczynał nadchodzić wieczór. Na
drewnianej podłodze stał zestaw wiklinowych mebli. Stół ze
szklanym blatem i wiklinowymi grubo plecionymi nogami oraz dwa fotele
wyłożone miękkimi poduchami. Werandę otaczały drewniane poręcze
Podeszła do jednej z nich i położyła na nich ręce opierając się
i wyglądając na zewnątrz. Miała stąd widok na ogród z boku
domu, od wjazdu nie było widać tego miejsca.
Było tu tak pięknie, tak
spokojnie. W około cisza, tylko śpiew ptaków. Zupełnie, jakby
nikt w okolicy nie mieszkał, a przecież tak niedaleko od tego
miejsca było centrum wielkiego miasta.
Kim jest... jaka naprawdę jest?.
Co powinna teraz zrobić ze swoim życiem?. To miło ze strony
Wiktora, że ją „przygarnął”, ale przecież nie mogła
siedzieć mu na głowie przez całe życie. Nawet jeśli było tak,
jak mówili panowie, że był zatwardziałym kawalerem, to w każdej
chwili mogło się to zmienić. Musiała poważnie zastanowić się
nad tym, co robić dalej, obmyślić jakiś plan. Tylko jakie miała
perspektywy, jakie możliwości nie znając nikogo, nie mając
wsparcia z niczyjej strony oraz cierpiąc na całkowitą amnezję?.
Wiedziała o sobie tylko tyle, co powiedzieli jej policjanci.
Komendant mówił, że pochodziła
z małego miasteczka, lecz otoczenie wspominało, że większość
dzieciństwa spędzała u babci na wsi. Może to dlatego tak podobało
się jej to otoczenie. Śpiew ptaków wyciszał ją. Zamknęła oczy
i zasłuchała się w ćwierkanie szarych wróbelków. Potrzebowała
odprężenia, musiała uspokoić myśli i serce, które cierpiało
coraz bardziej. Długo stała tak parta o poręcz, sama nawet nie
wiedziała, jak długo. Ocknął ją dopiero męski głos za jej
plecami, zmuszając do nagłego odwrócenia.
- Widzę, że znalazłaś
werandę.
- Wystraszyłeś mnie –
odpowiedziała.
- Wybacz. - powiedział lekko
wstydliwie i przez chwilę stali w ciszy. W końcu zadał kolejne
pytanie - Podoba Ci się ogród?
- Tak, jest naprawdę piękny i
ogromny!
- Trochę zaniedbany i pusty,
może wpadniesz na pomysł, jak go ożywić? Matka ciągle suszy mi o
to głowę. Mam na to nawet odłożone środki, tylko pomysłu brak
Kompletnie nie znam się na roślinach.
- Mogłabym?, naprawdę? -
słychać było w jej głosie entuzjazm. Wiktor zauważył nawet
lekki uśmiech w kąciku jej ust.
- Jasne. - rzucił jakby od
niechcenia – A teraz wejdźmy już do środka, powoli robi się
chłodno. Zrobiłem zakupy, pochowajmy to do lodówki i szafek.
Bezgłośnie zgodziła się i
weszli razem z powrotem do kuchni. Tam mężczyzna zaczął
wypakowywać rzeczy z siatki. Mleko, pieczywo, warzywa, mięso,
jajka, mąka. Patrzyła na to wszystko i doskonale wiedziała co jest
co, potrafiła nazwać każdą z tych rzeczy. Dlaczego więc nie
mogła przypomnieć sobie niczego co dotyczyłoby jej samej.
Wiktor zauważył, że znów się
zamyśliła. Nie podobało mu się to co zaobserwował. Zdarzało się
bowiem coraz częściej, że zapadała w taki stan, po każdym takim
„ataku” była coraz bardziej apatyczna. Musiał jakoś zająć
jej myśli.
- Zaglądałaś już do szafek?
- N...nie – zwróciła się
wyrwana z myśli.
- Podejdź proszę, pokażę Ci,
gdzie co się znajduje.
Kiedy skończyli układanie
wszystkiego, wspólnie przygotowali lekką kolację. Ciepła herbata
dobrze jej zrobiła i zagrzała ciało. Kiedy dzień zbliża się ku
końcowi, nawet w środku lata często bywa chłodny. Noce bywają
cieplejsze niż ranki i wieczory. Po jedzeniu zaproponował jej, aby
się umyła i położyła spać. To był bardzo męczący i długie
dzień. Powinna odpocząć, a jutro będzie lepiej. Uśmiechnęła
się do niego, podziękowała i wstała by wyjść. Wstał również
i zabrał się za sprzątanie po kolacji. Zatrzymała się i
spojrzała na niego.
- Może to ja powinnam
posprzątać?
- Dlaczego? - zapytał
zaskoczony.
- Chcę się jakoś odwdzięczyć
za to, co dla mnie robisz, może mogłabym to jakoś odpracować,
chociaż w małym stopniu.
- Nie chcę nawet o tym słyszeć.
Póki co jesteś jeszcze w okresie rekonwalescencji, teraz masz
odpoczywać i dojść do siebie. Oboje wiemy, że wcale nie jest
dobrze.
Popatrzyła na niego i widziała,
że mówił bardzo poważnie. Była trochę zaskoczona, wydawało się
jej, że dobrze ukrywa swoje obawy i lęki. Zastanawiała się skąd
wiedział. Nic już jednak więcej nie powiedziała w tej kwestii.
Podziękowała ponownie i wyszła z kuchni.
Wiktor chciał jej pomóc, ale
wiedział, że teraz nie może naciskać, ona musi sama chcieć się
otworzyć. Jeśli nie pociągnęła tematu, to znaczy, że nie jest
jeszcze na to gotowa. Jedyne co może robić, to delikatnie
rozpoczynać temat co jakiś czas i czekać na reakcję dziewczyny.
Mimo, że dzieliło ich sporo lat dziewczyna, która mogłaby zdawać
się być jeszcze skorą do zabaw młodą kobietą, była bardzo
poważnie podchodzącą do życia młodą damą. Wiktor nigdy nie
podchodził do ludzi dzieląc ich w kategorii wieku. Miał w swoim
gronie takich, którzy mając 25 lat posiadali już własne rodziny z
dziećmi i bardzo poważnie prowadzili życie, ale bywali i tacy,
którzy mieli tyle co on lub więcej, a wciąż w głowie mieli
pstro. W tym przypadku biorąc pod uwagę jej przejścia i stan
rodzinny nie dziwiło, że była poważną osobą i zdawała sobie
sprawę z wielu aspektów życia. To było bardzo miłe z jej strony,
że chciała pomóc i nie zamierzała go wykorzystywać, ani żerować
na nim. Jednak w tej sytuacji i w tym początkowym czasie nie mógł
jej na to pozwolić. Specjalnie zasugerował zatroszczenie się o
ogród. Powinna zająć się czymś, co będzie lekką praca a do
tego pomoże się odprężyć. Swoja drogą naprawdę nie miał
pojęcia o roślinach i zlecenie tego kobiecie było dużo lepszym
rozwiązaniem niż szukanie obcego do aranżacji ogrodu. To takie
połączenie przyjemnego z pożytecznym.
Tymczasem Anna poszła do swojego
pokoju. Kiedy tam dotarła zdała sobie sprawę, że miała go
uprzątnąć, a przecież nawet nie znalazła niczego czym mogłaby
to zrobić. Przy kuchni zauważyła jakieś drzwiczki, może tam był
magazynek, musi to jutro sprawdzić. Usiadła na chwilę na skraju
łóżka i rozejrzała się raz jeszcze po pokoju. W końcu jednak
wstała z westchnieniem. Zamknęła okno i zasłoniła rolety.
Zapaliła światło w pokoju, bo zrobiło się w nim ciemno, a potem
zabrała duży ręcznik, piżamę oraz inne przybory i wyszła
kierując się do łazienki. Wzięła szybki prysznic, ubrała się,
poskładała ubranie i umyła zęby. Zamyśliła się znów nad swoją
sytuacją i nagle zdała sobie sprawę z tego, że stoi wciąż przed
lustrem. Pełna niepokoju spojrzała na swoje odbicie. Siniaki powoli
zaczynały znikać, rany zasklepiły się. Kim jestem? Zastanawiała
się patrząc na obcą osobę w lustrze. Nie była brzydka, miała
raczej jasną karnację, kasztanowe, długie za ramiona, lekko
pofalowane włosy, oczy zielone. Kim jest ta niewysoka dziewczyna w
lustrze?, jaka jest?. Przez cały czas starała się wmawiać sobie,
że to co było nie ma znaczenia. Wolała myśleć, że teraz może
zacząć wszystko od nowa, lepiej. Nowy start i nowe życie. Nie ma
znaczenia kim była, ważne jest to kim jest teraz i kim może być.
W rzeczywistości jednak wcale nie było to takie proste. Nie umiała
odciąć się od przeszłości przekazanej przez policję. Nie
potrafiła przejść do codzienności nad tym, że niczego nie
pamięta. Choć wmawiała sobie, że to tak, jakby urodziła się raz
jeszcze. Białe karty do zapisania, ale teraz była dorosła,
świadoma życia i mogła sterować swoim życiem lepiej niż
dziecko. Na dodatek to wszystko co robił dla niej Wiktor. Inni mogli
jedynie pomarzyć o tak wspaniałym początku. W końcu wyrwała się
z zamyślenia i zabrała swoje rzeczy wychodząc z łazienki.
Rozejrzała się trochę niespokojnie, czy aby nie natknie się na
gospodarza idąc korytarzem w samej piżamie. Nic takiego się nie
stało, ale bardzo szybko przemknęła do swojego pokoju zamykając
za sobą drzwi w pośpiechu. Pochowała rzeczy i położyła się na
łóżku wzdychając ciężko i próbując się uspokoić. Długo
leżała chcąc zasnąć, ale nic jej z tego nie wychodziło. Czuła,
że coraz bliżej jej do płaczu, ale powstrzymywała się zatapiając
w różnorodne myśli o zdarzeniach ostatnich dni. Jakiś czas temu
słyszała za ścianą, że ktoś wychodził na taras. To musiał być
Wiktor.
Czas mijał, a ona wciąż nie
mogła zasnąć. Próbowała myśleć o przyjemnych rzeczach, o
śpiewie ptaków, o zapachu trawy o przyjemnym letnim wietrzyku.
Zamykała oczy i odprężała się, jak jej się zdawało, ale wciąż
nie mogła zasnąć. Wiedziała, że na zewnątrz jest już ciemno,
wiedziała, że na pewno jest już bardzo późno, czuła się
zmęczona, ale nic nie pomagało. W końcu wstała i wyszła na
korytarz. Zobaczyła, że drzwi do tarasu ja otwarte. Podeszła
bliżej, ale nie wyszła na zewnątrz, stanęła w drzwiach i
zawahała się. Na tarasie wciąż siedział Wiktor. Na jednym z
dwóch krzeseł takich, jak te, które widziała na werandzie, z nogą
po męsku zarzucona na nogę. W ręku trzymał zapalonego papierosa,
z którego wydobywał się mały dymek. Zanim zdążyła się wycofać
zauważył ją i uśmiechnął się.
- Wejdź, usiądź. Dzisiaj jest
bardzo przyjemny, ciepły wieczór, aż nie chce się wracać do
środka.
- Palisz? - zapytała postępując
o krok na przód, bała się jednak usiąść, czuła się niepewnie
będąc w samej piżamie. On wciąż był w jeansach i jasno
niebieskiej koszuli. Miał ją teraz wyciągniętą luzem ze spodni,
a dwa guziki u góry były rozpięte.
- Taki nałóg, masz ochotę? -
zapytał wyciągając do niej zza siebie paczkę papierosów.
Skrzywiła się, co go rozbawiło. Schował je z powrotem do tylnej
kieszeni spodni – To znaczy, że nie. Usiądź, nie będziesz
przecież tak stała.
Zawahała się jeszcze raz.
Szczerze miała ochotę uciec do pokoju, ale w końcu usiadła na
drugim krześle. Sprawiał wrażenie, jakby nie zwrócił uwagi na
jej ubiór. Siedzieli przez jakiś czas w ciszy. Dziewczyna
przyglądała się niebu. Było czyste, całkowicie bezchmurne,
pięknie granatowe rozjaśnione milionami małych światełek.
Wyglądała naprawdę przepięknie, niczym z jakiejś bajki. Było
bardzo przyjemnie, ale nagle zawiał lekki wiatr i skuliła się.
Wiktor dopalił papierosa i
wstał.
- Zaczekaj moment, zaraz wracam.
Pokiwała głową. Podobało się
jej tu, cicho, spokojnie. Nie było go naprawdę krótko, widziała,
że szedł do swojego pokoju. Wrócił trzymając w ręku koc, który
rozłożył i okrył nim plecy dziewczyny. Zawstydziła się.
- Dziękuję...
- Nie możesz spać?.
- Próbowałam, ale nie mogłam
zasnąć. Musiałam wyjść.
- Jeśli chcesz mogę dać Ci coś
na sen, będzie łatwiej.
- Nie, dziękuję. Mam dość
tabletek. Faszerowali mnie nimi przez cały pobyt w szpitalu. Nie
mówiąc o zastrzykach i kroplówkach.
- To dla Twojego dobra. Oprawcy
nie obeszli się z Tobą tak łagodnie, jak z pozostałymi dwiema
dziewczynami...
- Wiem... podobno cały czas z
nimi walczyłam i próbowałam uciekać. Podobno...
Znów się zamknie, czuł to.
Rozmowa zaczynała wchodzić na niebezpieczny grunt. Lepiej było
zmienić temat. Rozgrzebywanie ran, zwłaszcza na wieczór to zła
strategia. Chciał o coś zapytać, ale uprzedziła go.
- Wiktorze...
- Tak? - widział, że zagryzła
wargi, jakby chciała się wycofać, ale patrzył na nią czekając
na ciąg dalszy. Spojrzała na niego ukradkiem.
- Nie bardzo wiem, jak mam się
traktować...
- Co masz na myśli? - zapytał
nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza. Czyżby jednak chciała
rozmawiać o przeszłości?.
- Tutaj... przygarnąłeś mnie,
dałeś dach nad głową i wyżywienie. Jak mam to traktować?. Jako
wykupienie mnie od tamtych ludzi?.
- Żartujesz, prawda? - spuściła
głowę w dół, a on patrzył na nią oniemiały, szeroko otwartymi
oczami i nie bardzo wiedział, jak ma zareagować. - Anno,
absolutnie. Czy dałem Ci odczuć coś takiego?
- Nie...
- Więc skąd w ogóle takie
myśli?. Jesteś całkowicie wolnym człowiekiem. Możesz iść dokąd
chcesz i robić na co tylko masz ochotę. - wciąż nie patrzyła na
niego, ale widział, że próbowała przetrawić to, co do niej
mówił, pięści miała zaciśnięte na nogawkach spodni.
Zastanawiał się, jak ma określić siebie w tej sytuacji i przyszła
mu do głowy tylko jedna myśl. - Potraktuj mnie, jak starszego
brata, który po prostu chce Ci pomóc wrócić do normalności po
ciężkich przejściach, okej? Ten dom jest Twoim domem, czuj się
tu, jak u siebie.
Podniosła na niego wzrok i
zobaczył, jak powstrzymuje się przed płaczem. W oczach miała łzy,
ale nie pozwalała im się wydostać lekko mrugając. Bał się, że
jednak się rozpłacze. Wtedy kompletnie nie wiedziałby co robić.
Bądź co bądź był dla niej obcym człowiekiem, do tego mężczyzną
dużo starszym od niej. Nie mógł jej przecież od tak przytulić.
Zwłaszcza po tym, co przeszła z rąk innych obcych mężczyzn.
Musiał odwrócić jej uwagę od tej rozmowy. Naprawdę źle się
stało, że potoczyła się takim torem.
- Jak Ci się podoba dom?,
chodziłaś po ogrodzie?
- Dom masz naprawdę piękny, na
ogrodzie nie byłam, dotarłam najdalej na werandę.
- To jutro będziesz miała co
zwiedzać. Jeśli chcesz, zostawię Ci klucze od bramy. Możesz wyjść
dalej, możesz iść nawet na miasto jeśli zechcesz.
Odpowiedziała mu dopiero po
chwili namysłu.
- Dziękuję, ale chyba nie
jestem na to jeszcze gotowa.
- Rozumiem. - zastanawiał się
czy dopowiedzieć coś jeszcze, ale zrezygnował z tego. Po chwili
spojrzał na zegarek – Jeśli masz ochotę możesz tu jeszcze
siedzieć, na mnie już pora, rano muszę wstać do pracy. Spokojnej
nocy.
- Dziękuję, a koc?
- Możesz go zatrzymać –
rzucił będąc już w drzwiach i odszedł do swojego pokoju.
Pozdrawiam,
Agafi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz