sobota, 8 grudnia 2018

Pedagog kontra rodzic/ Rodzic kontra pedagog oraz krótki kurs zachowania twarzy ^^



Witajcie moi mili.


Uwaga!! - poniższy tekst może być ciężki do ogarnięcia, bo piszę o tym, co mnie boli, bez pisania o co chodzi :P (to mi wybaczcie) – dodatkowo dodaję w trakcie krótki kurs „Jak zachować się w trakcie załatwiania trudnych spraw/rozmów i przy tym nie stracić twarzy oraz nie pogorszyć sytuacji”, ufff… długi tytuł mi wyszedł ^^
Mimo wszystko, życzę miłej lektury ^^

Jeśli mam być szczera, to na pewno nie brak tematów do pisania. Jest to spowodowane raczej usilnymi moimi staraniami, aby czegoś NIE napisać, a to w obawie o zaszkodzenie komuś innemu lub też moim bliskim. Aczkolwiek niektóre sprawy, to aż we mnie wrzą i uwierzcie mi, jeszcze jeden „taki” wyskok, który mnie (matkę i pedagoga) doprowadza do stanu „nóż się sam w kieszeni otwiera” i chyba nie wytrzymam. ( Nie żebym sprawę zostawiła samej sobie, co to, to nie!).

Pamiętajcie drodzy rodzice!. Nigdy nie pozwólcie na to, aby kiedykolwiek doszło do sytuacji, że nie obronicie swoich dzieci, w obawie o ich bezpieczeństwo!!.
Paradoks?. Tak, ale niestety jakże prawdziwy!.
(Oczywiście nie nawołuję do buntów, ani też nie mam na myśli rodziców, którzy są ponad miarę roszczeniowi i problemowi… tego też nie róbcie, to naprawdę zbędne :/. Nie każdy nauczyciel/ wychowawca czy pedagog jest waszym wrogiem… litości…)

Ja postanowiłam przerwać ten proceder. Ja osoba spokojna, opanowana i wyważona. Osoba, która daleka jest od wszczynania awantur i niepotrzebnego zamieszania.
Wiele jest rzeczy, których szczerze nienawidzę: nietolerancji, braku empatii, niesprawiedliwości, fałszywych ludzi, zdrady… Jedną z takich rzeczy są również niewyjaśnione sprawy i niewłaściwe/złe zrozumienie drugiego człowieka. Dlatego załatwiając nawet najpoważniejsze sprawy zawsze staram się panować nad swoimi emocjami i szczegółowo wyjaśniać, co mam na myśli i do czego zmierzam w swoich wywodach czy czynach. - w rytm hasła, że „Odpowiadam tylko za swoje słowa, a nie za to, jak ktoś je zrozumiał czy jak je przekazał dalej”. Coś w tym jest i błahostkami się w ogóle nie przejmuję. Jednak w tym wypadku, w przypadkach spraw ważnych/pilnych/szkodliwych, uważam, że należy jednak za wszelką cenę wyjaśnić każde swoje słowo, jak najlepiej się potrafi.
To już nie chodzi o to, aby się bronić (broń Boże!!, przed czym, skoro to my jesteśmy ofiarami?), ale o to, aby nie pogarszać i tak trudnej sytuacji.
Wiem, że nie macie pojęcia o czym mówię… ale uwierzcie mi tak będzie lepiej. Zresztą to dotyczy wszystkiego. Nieporozumień w rodzinie i wśród przyjaciół, w miejscu pracy, szkole, przedszkolu itp. Czyli wszędzie tam, gdzie to ważne, by się jakoś dogadać.
W końcu każdemu z nas zależy na tym, aby pokazać, że jest się rozsądnym i inteligentnym, nie?. Więc dlaczego nie wykorzystać do tego umiejętności i technik negocjacyjnych?.
Dlatego nie wparowujemy do biura, pokoju, sali, sklepu czy gdziekolwiek tam jesteśmy z tak zwaną „mordą”, ale grzecznie i uprzejmie „Dzień dobry, czy mogę zająć chwilkę”. Potem owszem warto wspomniec o tym, że dana sytuacja, zdarzenie czy czyjeś słowa lub czyny nas dotknęły/były nie na miejscu/zdenerwowały nas/ są niedopuszczalne/ zaniepokoiły nas itp. w zależności od sytuacji i nasilenia naszego stanu czy czynu innej osoby.
Następnie najlepiej krok po kroku, dokładnie i przemyślanie nakreślić sytuację, wyjaśnić co się zdarzyło, co usłyszeliśmy. Jeśli usłyszeliśmy to z ust innej osoby nie musimy „wydawać jej”, wystarczy wspomnieć, że świadek jest, ale z pewnych względów nie będziecie wymieniać o kogo chodzi lub, że ta osoba życzy sobie pozostać anonimowa (bywa różnie, każdy ma do tego prawo).
Warto w czasie rozmowy dodawać/opisywać swoje odczucia, obawy, a nawet lekkie niezadowolenie z powodu sytuacji/czynu/słów itp.
Nawet jeśli jesteśmy wzburzeni, warto starać się nad sobą zapanować i nie wszczynać awantur. Zobaczycie, że wasz rozmówca doceni to i również odwzajemni się tym samy, a często nawet zechce was uspokoić. Oczywiście, czasem jest to w jego interesie, nie czarujmy się!, ale czy nam to szkodzi, że ktoś nas „pogłaska”?. Jeśli wiemy po co przyszliśmy, z czym i wiemy, że nie „zapomnimy”, a dodatkowo teraz będziemy czujniejsi, to nie ma w tym nic złego.
Nie możemy natomiast pozwolić na to, aby nas zagadano i sprawa zostanie tak rozwiązana, że w ogóle nikt się nią nie zajmie.
Pamiętajmy również, że przemoc rodzi przemoc, stres rodzi stres, a wkurzony człowiek stwarza kolejnego wkurzonego człowieka ^^.

Ostatnio zwyczajnie naszła mnie myśl „DOŚĆ!!”, a nazbierało się tego wszystkiego i powiedziałam sobie, że tak być nie może. Pewnym osobom nie można pozwolić na wszystko, tylko dlatego, że wydaje się im, iż są „wyżej” i mogą „więcej”. A jeszcze, jak robi coś takiego osoba, która ma nadane miano „nauczyciela”… - przypominam, że już od wielu lat istnieje obowiązek posiadania przez nauczycieli, również przedmiotowych, wykształcenia i przygotowania pedagogicznego.
Dlatego w takich chwilach pytam się… „TO MA BYĆ PEDAGOG?!”. Czasami mam wrażenie, że to kpina…
Z całym szacunkiem dla pedagogów i nauczycieli wszelkiego rodzaju począwszy od żłobków, poprzez przedszkola, szkoły, licea, aż po studia. Również jestem jedną z was, nawet jeśli w tym momencie nie czynna zawodowo. Wiem, jak ciężko bywa i jak różni potrafią być rodzice. Wiem też, że wielu rodziców uważa, że ich dzieci są święte i nikt nie ma prawa powiedzieć na nie złego słowa, oraz, że czasem można stracić cierpliwość, bo dzieci choć niczemu nie winne (winne wychowanie, środowisko, geny i inne) i kochane, to czasem potrafią nieźle zaleźć za skórę. Zwłaszcza młodzież, która wchodzi w okres dojrzewania (swoja drogą mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach następuje to szybciej :P). Jednak są rzeczy, których nauczycielom, wychowawcom i pedagogom robić po prostu NIE WOLNO!!. Choćby nie wiem, jak miał zły dzień i jak kogoś nie lubił (a o tym za chwilę), trzeba się czasem ugryźć w język, zamknąć oczy, policzyć do 5 – 10-15, a nawet do 100!, ale nie pozwolić sobie na to, aby zrobić czy powiedzieć coś niestosownego.
Nauczyciele/wychowawcy/pedagodzy powinni być podwójnie czujni i baczyć na swoje zachowania, czyny i słowa z racji wykonywanego zawodu.
Uwierzcie mi wiele rzeczy w życiu widziałam, miałam styczność z różnymi przypadkami (dzieci z rodzin patologicznych, dzieci trudne, nad zdolne, z dysfunkcjami – autyzm, nadpobudliwość, ADHD, głuchota wrodzona, itp.), ale nigdy nie pozwoliłam sobie na to, aby wyładować swoją złość na dzieciach czy o zgrozo, co słyszałam na własne uszy… obraźliwie o nich mówić. Tak, tak! Wyobraźcie sobie „pedagoga”, który w rozmowie z innymi pedagogami określił dzieci mianem „debili”… Oczy rozwarły mi się do maksymalnej wielkości… To było lata temu, a mimo to nadal mnie mierzi.
Należy również pamiętać, że nie wszyscy są tacy sami i nie można wrzucić każdego do tak zwanego „jednego wora” - tego chyba nienawidzę najbardziej…
Ludzie zapominają, że dzieci to tylko dzieci – czasem rozrabiają, czasem zrobią coś nie zdając sobie sprawy z tego, czasami dadzą się ponieść rówieśnikom i innym kolegom/koleżankom, a czasem zwyczajnie są w złym miejscu o złym czasie i obrywają rykoszetem.
Ludzie zapominają również, że nie każdy rodzic jest roszczeniowym, który nic nie robi i tylko ma pretensje… Nie każdy pozwala dziecku na „wszystko” lub „wiele za wiele”, nie każdy stosuje „bezstresowe wychowanie” - czyli żadne… Jest wielu takich, którym naprawdę zależy i którzy mają i przestrzegają zasad oraz wyciągają wnioski i stosują odpowiednie do sytuacji upomnienia i kary.
Jeśli rodzic pyta co rusz „jak zachowuje się jego dziecko”, jeśli mówi, że zależy mu, aby zachowywało się ono w szkole tak samo, jak się go tego uczy/wymaga od niego i jak zachowuje się w domu”, to chyba jasny sygnał, że dziecko nie jest pozostawione samo sobie. (No chyba, że ktoś sobie gada, żeby pogadać i oszukać innych, ale to łatwo zauważyć po zachowaniu tegoż osobnika, jak i jego dzieci).

A teraz wracam na chwilę do „lubienia/nielubienia”. Tak sobie pomyślałam ostatnio w związku z zaistniałą sytuacją i przemyśleniami możliwych „konsekwencji”… Ktoś może mnie nie lubić lub mieć do mnie, jakieś „ale”, jednak to w żaden sposób nie może wpływać na stosunek tego kogoś do mojego dziecka!. To z pewnością nie jest w żadnej mierze pedagogiczne…

Zatem podsumowując:
1. Pewne zachowania są dla mnie niedopuszczalne zarówno jako dla rodzica, jak i pedagoga.
2. Nie można dopuścić do tego, aby dana grupa była guru świata niezależnie od tego czy są to nauczyciele czy rodzice!
3. W każdej sytuacji należy zachować zdrowy rozsądek, godność oraz zasady savoir vivre’u.
4, Sprawdźmy po jakimś czasie, czy sprawa została rozwiązana.

No!. Wywnętrzyłam się ^^. Ale mam nadzieje, że te moje wywody pomogą również wam, niezależnie od tego po której stronie stoicie.
Zarówno zawód nauczyciela, jak i rodzica nie jest sprawą łatwą, ani prostą i wyłącznie przyjemną. Mało tego te dwie strony powinny maksymalnie starać się rozumieć i wspierać, dla dobra dziecka.
Przedszkole/szkoła (żłobek również)to miejsca, które nie zastępują domu rodzinnego, ale wspomagają go w jego pracy!. Tak być powinno zawsze. Ani rodzice nie mogą zwalić wszystkiego na szkołę, ani szkoła na rodziców. Jeśli zaistnieje problem, to obie strony powinny współdziałać i wspierać się, aby ten problem pokonać.
Niestety w naszym społeczeństwie, a w sumie to na całym świecie to nie funkcjonuje jak powinno. Obie strony obwiniają się nawzajem lub mają pretensje, że druga strona nie robi nic…
Przykre to i niestety w wielu przypadkach prawdziwe… ale warto pamiętać, że są też tacy, którzy starają się, bo im zależy. To powinno nas motywować do działania. Kto ma zmienić świat na lepsze, jeśli nie my sami? ^^.
Trzymajcie się mocno i zdrowo!!.
Do następnego już wkrótce ^^

Pozdrawiam,
Agafi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz