sobota, 3 lutego 2018

Złe słówka, zwracać uwagę czy nie? Czy zabijać w dzieciach szczerość i poczucie humoru?.

       Właśnie się dowiedziałam od mojego pierworodnego ciekawej rzeczy, ale... Do czegóż to doszło... ;). Ale zacznę od "rozmowy na poziomie". Przyszedł do mnie i pytam się go "co tam?", na co on spojrzał na włączony piekarnik i odpowiedział pytanie na pytanie "A co tam?". Ja na to "A takie tam", on "Takie mięso?", ja "Tak, takie mięso", na co syn "Mięso dla mięsa?". ^^ No nie da się ukryć, że trafił w sedno ;). A teraz dalej. Pytam się go, czy się nudzi?, odpowiedź? "Nie, tylko czekam, aż przyjedzie pociąg, żeby go obradować". Moja reakcja "No nieeee!! Boszszszsz... mój syn rabuje pociągi! O_o, ^^".
          I miało być o czym innym, ale cóż... ^^. 
      Każdy kto ma jakiś kontakt z dziećmi doskonale wie, że są one nie tylko szczere do bólu, ale potrafią też rozbroić swoją mądrością, trafnością oceny sytuacji/osoby oraz, przede wszystkim kładą na łopatki swoimi spostrzeżeniami i tekstami.
      Są takie zdania, których nie zapomina się nigdy. I tak własnie ja nigdy nie zapomnę między innymi poniższych sytuacji:
1). Opowieść o tym, jak rodzina szwagrostwa była w Krynicy, a ich córka, wówczas chyba 7-8 letnia z daleka wypatrzyła pana z owczarkiem niemieckim. Dziewczynka grzecznie podeszła do pana i zapytała go, czy może pogłaskać psa. Pan odpowiedział jej krótko "nie", na co młoda odwróciła się do swoich rodziców i na cały głos skomentowała "A wydawał się taki miły!"
2). Mój pierworodny mając 7 lat bardzo często przebywał z dziadkiem (na ogrodzie, w pracowni itp.), któregoś dnia w czasie rozmowy skomentował "Dziadek, stary jesteś, ale o życiu to Ty nic nie wiesz!" ^^
3). Córka całkiem niedawno chciała jechać z dziadkami do kościoła, ale babcia poinformowała ją, że zapewne pójdą na nogach, bo dziadkowi nie będzie się chciało jechać autem. Córa skwitowała to bardzo prosto! "Poczekaj, ja do niego pójdę!. On mi się nie oprze!" ^^
4). Syn brata mając jakieś 2,5 roku kłócił się ze swoją mamą. W tym momencie zawołała go starsza siostra, na co mały powiedział "Teraz nie mogę, bo kłócę się z mamą!"
5). Gdy przyjaciółka była w szpitalu po urodzeniu trzeciego dziecka, jej starszymi synami zajmował się mąż. Środkowy, 3 letni łobuz postanowił wykorzystać sytuację, gdyś tata zazwyczaj był daleko od domu, a śniadaniami zajmowała się mama. Zatem, gdy ojciec podał kanapki syn popatrzył na niego i mówi "To mama Ci nie mówiła, że mam uczulenie na kanapki?"

       Powiedzmy sobie szczerze. To są jeszcze takie lekkie sytuacje. Zabawne. Takie, które większość pozostawia bez żadnej reakcji po za śmiechem. (choć ja osobiście jestem zdania, że należy dzieci delikatnie uczulać, że pewne komentarze należy zostawić dla siebie, czy też, że starszym należy się szacunek itp. - Ale to wiecie!! Tak bez spiny i bez zabijania w dziecku szczerości i poczucia humoru ^^)
       Gorzej się ma sytuacja w poniższych przypadkach:
1). Syn kuzyna mając 2 latka nie mógł zapiąć paska od spodni i próbując zapiąć klamrę powiedział po nosem kilkukrotnie "kutwa".
2). Opiekowała się kiedyś chłopcem, który grzecznie bawił się na dywanie, a ja siedziałam z boku obserwując go. Już nie pamiętam kiedy to było dokładnie, ale jakoś między półtorej roku, a dwoma latkami. Nagle słyszę "Tuta mać"O_o. W pierwszym momencie uwierzcie mi, byłam pewna, że się przesłyszałam, ale powtórzył to potem jeszcze raz, i jeszcze raz!.
3) U koleżanki, w czasie jedzenia śniadania, synkowi spadła jego cześć na podłogę, oboje z mężem usłyszeli "Ja pieldole".
I co teraz?. Czasami naprawdę ciężko jest się nie roześmiać. Ja do teraz mam odruch śmiechu, który trudno pohamować, w tym trzecim przypadku.

"Spece" różnoracy "radzą": 
A) Nie należy dziecku pozwolić na takie słownictwo. 
B) To dziecko jest źle wychowane. To wina rodziców. 
C) Należy "olać" sytuację, udawać, że się nie słyszało, bo im więcej zwraca się uwagę ta takie "zachowania/słowa" tym bardziej dziecko je powiela.

Mój komentarz?
A) No cóż... dziecku można nie pozwalać, a ono i tak zrobi po swojemu. No chyba, że ktoś pod hasłem "Nie pozwalać" ukrywa zastraszanie i karanie... To komentowania chyba nie wymaga :/
B) To, że dziecko używa złego słownictwa nie zawsze wynika ze złego wychowania czy używania takich słów w domu. Wiele dzieci "przynosi" takie słowa z przedszkola czy szkoły i nawet najlepiej wychowani rodzice nie pomogą!.
C) Jeśli bez komentarza będzie bawić nas takie zachowanie lub po prostu zostawimy tę rzecz tak, jak jest... To tak będzie już zapewne zawsze, albo długo.

        Dla mnie najlepszym rozwiązaniem, po za profilaktyką (którą stosowałam ja, o tym za moment), jest rozmowa. Zwrócenie uwagi, że takie zachowanie się nam nie podoba. Starszemu dziecku możemy wszystko wyjaśnić, młodszemu.... można starać się, próbować. I teraz! Jeśli dziecko z uśmiechem na ustach powtarza dane słowo specjalnie, bo mówimy mu "Nie/Be/Fe/Nie wolno!" wówczas należy zignorować jego zabawę na czas jakiś, aż uzna, że to już na nas nie działa.
     Tak właśnie było w przypadku chłopca, którym się opiekowałam. Nigdy nie wymarzę z głowy obrazu jego uśmiechniętej buzi, gdy po moim "Tu imię, nie wolno tak mówić" powtórzył swoje "tuta mać!" ^^. W końcu dał za wygraną i potem się to nie powtarzało. Oczywiście na pewno mieli w tym również zasługę rodzice. Gdy tamtego dnia jego mama wróciła z pracy opowiedziałam jej sytuację, na co padło zdanie "Tak, tak... tacie się wypsnęło..." ^^. A no bywa i tak.

To teraz profilaktyka.
       Może to to, może nie... Jednak biorąc pod uwagę, że z ust moich dzieci (które chodziły zarówno do przedszkola, a teraz szkoły) najbrzydsze słowa, jakie usłyszałam to "du.." i "cholera", zatem... Chyba coś w moim działaniu jest oki. (a no wiem z pewnego źródła - syn sam się przyznał -, że w wakacje zdarzyło mu się powiedzieć na boisku do wrednego "kolegi" "spier.....", ale już sam fakt, że się przyznał i sam ocenił zachowanie za złe, też o czymś świadczy?. Nie bądźmy hipokrytami, nam się nie zdarza przekląć czy popełnić błędu?. Pewnie, że się zdarza i należy się do tego przyznać głośno i wyraźnie.
Czasem zdarza się, że w przypływie emocji (stresująca rozmowa/ telefon z pracy/ ktoś kogoś wyprowadzi z równowagi) zdarzy się... W końcu jesteśmy tylko ludźmi. Wystarczy (jeśli w pobliżu są mali świadkowie) powiedzieć "nie słuchaj/słuchajcie, mama/tata brzydko mówi", "Przepraszam, to było złe", "Tylko proszę, nie powtarzać!. Też się postaram".
          Oczywiście w domu nie należy używać się i  powinno się unika stosowania przekleństw oraz wszelkich słów tzw. brzydkich. Jednak to nie zawsze jest wystarczające. Wystarczy iść z dzieckiem do sklepu, miasta, na plac zabaw i TRACH!. W słownictwie "łacińskim" górują pracownicy budowy itp. 
     Miałam nawyk, że kiedy przechodziłam z dzieckiem obok osoby, która użyła słowa niewskazanego (a pech chciał, że koło przedszkola syna trwała budowa i było to niemal na porządku dziennym) mówiłam do niego spokojnie "Słyszysz, jak panowie brzydko mówią?", "Ale Ci panowie nieładnie się wyrażają. Przecież tak nie wolno". To samo tyczyło się złego zachowania, które obserwowaliśmy realnie lub w bajkach. Zawsze zwracałam uwagę na to, co ktoś zrobił złego, niewłaściwego i jak powinno to wyglądać. Starsze dziecko zachęcam do wejścia w dyskusję i wyrażenie własnego zdania.
          Jasne, ktoś powie zaraz "A skąd wiesz, że to akurat to poskutkowało?". No... nie wiem?. Ale czy zaszkodziło?. Skąd pewność, że to nie moje zachowanie i słowa wpłynęły na wychowanie moich dzieci?. Dlaczego mam nie wierzyć w swoje możliwości?. Dlaczego wy mielibyście wątpić w swoje własne?.

Pamiętajmy!
        Przy całym naszym niezadowoleniu dla zaistniałej sytuacji (niezależnie od tego, jaka ona jest) nie zabijajmy w dziecku jego poczucia humoru i szczerości.
Zwracać uwagę, że czegoś nie wypada robić/ mówić? - TAK
Tłumaczyć co jest dobre, a co złe - TAK
Karać słownie za złe zachowania i słowa - TAK
Ale!!
Karać dziecko za szczerość? - NIE
Krzyczeć i karać za poczucie humoru? - NIE
Pozostawić dziecko samemu sobie z niewiedzą o tym co słuszne, a co niekoniecznie? - NIE

       Jeśli faktycznie było to zabawne, powiedz dziecku o tym, ale zaznacz, że powinno uważać z takimi tekstami. Przyznajmy, że my też mamy (czasem czarne, czasem koślawe) poczucie humoru. Miałam taką sytuację, chyba z rok temu. Syn opowiadał mi o lekcji polskiego, gdy pracowali w grupach i pani powiedziała, że "nie wyczerpali tematu", na co mój syn powiedział do kolegów "A mnie ten temat wyczerpał". Nie mogłam się nie zaśmiać i przyznać, że to było dobre (zwłaszcza, jak na 9 latka). Jednak również podkreśliłam, że miał szczęście, że nie słyszała tego pani, i aby uważał na przyszłość (akurat ta jest pozbawiona poczucia humoru...).
       No cóż... mnie się tam podobał ten słowny żart ^^. 

      Może ten temat jest banalny i tylko mnie się wydaje, że pisanie tego wszystkiego miało sens?. Jednak patrząc po zachowaniach ludzi, czasami po braku zachowań lub ich rozbieganym spojrzeniom w poszukiwaniu rozwiązania, wydaje mi się, że jednak znaczna część społeczeństwa ma z tym problem.
      Warto również pamiętać o tym, że czasami takie problemy znikają w mgnieniu oka, a czasami proces ten chwilę trwa, zanim pozbędziemy się niechcianych zachowań. Tak czy siak, jeśli komuś potrzeba, to polecam i życzę powodzenia ^^.

A teraz bonus!
Czy chcecie czy też nie (bo odzewu nie było :P), dodaję kolejny fragment mojej powieści...
Jeśli komuś się spodobało i ma ochotę poznać dalsze losy Anny, to zapraszam i życzę miłego czytania ^^

Wtorek, 07.06 – Posiadłość Wiktora

Pierwsza noc minęła spokojnie. Przede wszystkim dlatego, że była w większości nieprzespana. Annie udało się zasnąć dopiero nad ranem. Kiedy się obudziła, ubrała się i zeszła na dół, ale Wiktora nie było już w domu. W kuchni na stole przy przygotowanych kanapkach znalazła kartę napisana przez niego. „W ciągu dnia zjedz coś z tego, co jest w kuchni, kiedy wrócę zrobię obiadokolację, miłego dnia”.
Odnosiła dziwne wrażenie, że przed jej przybyciem nie żywił się tak prawidłowo, albo jadał poza domem. Czy jej przybycie tu zmieni styl jego życia?. Czy naprawdę nie było mu mało własnych obowiązków, że zamierzał jeszcze zajmować się nią. Zupełnie, jakby była małym dzieckiem. Poczuła narastający w niej bunt.
Zanim Wiktor wrócił z pracy do domu zdążyła nie tylko odnaleźć schowek z chemią domową i przydatnymi materiałami oraz narzędziami i wysprzątać swój pokój, ale również wytarła kurze w całym domu, wymyła podłogi i schody oraz wywietrzyć porządnie wszystkie pomieszczenia. No, prawie wszystkie. Do jego pokoju nie odważyła się nawet zaglądnąć. Później przygotowała obiad. Obrała i ugotowała ziemniaki, a mięso kurczaka pokrojone w kostkę udusiła z warzywami i przyprawami.
Teraz, późnym popołudniu spacerowała po ogrodzie i przyglądała się mu uważnie. Skoro Wiktor zaproponował jej, by się nim zajęła, chciała zobaczyć jak wygląda i co można w nim zmienić, gdzie coś posadzić. W schowku przy kuchni znalazła również rękawice ogrodowe i różnorodne narzędzie, wyciągnęła je i obmyła szlauchem z boku domu. Właśnie rozkładała je by przeschły, gdy na tarasie stanął Wiktor.
- Miałaś się nie przepracowywać,
Zerwała się na nogi na dźwięk jego głosu. Aż zakręciło jej się w głowie i musiała przytrzymać się poręczy. Nie dała jednak nic po sobie poznać.
- Musisz mnie tak zachodzić od tyłu za każdym razem?
- Wybacz, nie miałem zamiaru Cię straszyć. Ale Ty miałaś odpoczywać.
- Przecież nic takiego nie robię spaceruje po ogrodzie, pomyłam tylko narzędzia i je susze teraz.
- A to wszystko co zrobiłaś dziś w domu?. Chyba od nowości tak nie lśnił!
- Cieszę się, że Ci się podoba. W kuchni czeka na Ciebie obiad – rzuciła, jakby od niechcenia, tuszując zawstydzenie.
- Wyczułem właśnie jakieś cudowne zapachy. A nie miałaś czasem poczekać aż wrócę?.
- I poczekałam, też jeszcze nie jadłam.
Pokręcił głową z dezaprobatą. Martwił się, że przeholowała robiąc tyle rzeczy jednego dnia. Po za tym czuł się niezręcznie, że mu sprzątała i gotowała. Nie chciał by znów poczuła się, jak niewolnik w jego domu. Kiedy po umyciu rąk zasiadali do stołu postanowił zacząć delikatnie ten temat.
- Jesteś w tym domu gościem. Nie powinnaś robić tego wszystkiego.
- Sam powiedziałeś, że mam się tu czuć, jak u siebie. Po za tym naprawdę nie chce żerować na Tobie w żaden sposób. Jeśli mogę chociaż w taki sposób się odwdzięczyć, to chcę to zrobić. Zrozum... nie mogę siedzieć z założonymi rękami, bo zwariuję. Muszę mieć jakieś zajęcie.
- No dobrze... - zgodził się z nutą zawahania. - Tylko proszę Cię, abyś nie przeginała. Dzisiaj już nic więcej nie robisz, poza odpoczynkiem.
- Chciałam jeszcze...
- Anno!
Widział, że wystraszył ją jego podniesiony głos. Zmieszała się i spuściła wzrok. Nawet jeść przestała. Przymknął oczy i westchnął cicho by się odprężyć.
- Wybacz. Odzwyczaiłem się już od krnąbrności pacjentów. Ci, którymi zajmuję się teraz nie sprzeciwiają się słowami.
- Jak to?
- Jestem weterynarzem – zaśmiał się Wiktor.
- Ale przecież.... nie jesteś lekarzem?
- Jestem. W sumie tym i tym – dodał szybko widząc, że nie bardzo rozumie o czym on mówi - Porzuciłem w większej części praktykę lekarską, a zająłem się weterynarią. Czasem jeśli potrzebują pomocy w pobliskiej przychodni czy tak, jak to było wtedy – gdy prosi mnie o pomoc Marek, to robię za lekarza. Ale gównie prowadzę prywatną małą klinikę weterynaryjną.
- Nie brakuje Ci kontaktu z pacjentami, to znaczy z ludzkimi pacjentami?
- W sumie nie. Kontakt z takowymi mam nadal choć mniejszy, a zwierzęta są bardzo wdzięczne. Ta praca daje mi wiele satysfakcji. Tu nie miewam kontaktu z przemocą wobec dzieci, zamachami na życie innych z premedytacją. Choć niestety z głupotą ludzką już tak. Ale to chyba nieuniknione w żadnej dziedzinie życia.
- No tak...
Kiedy skończyli posiłek wspólnie posprzątali, choć Wiktor próbował oddelegować dziewczynę wszelkimi siłami do jej pokoju, by wreszcie odpoczęła. Gdy wreszcie mu się to udało, zatrzymała się na pierwszym schodzie.
- Tylko mi nie mów, że planujesz coś jeszcze dziś zrobić.
- Nie... ja tylko...
Czekał chwilę, aż coś powie, ale widział, że znów zawiesiła się w swoich myślach.
- Mów śmiało.
- Czy mogłabym pożyczyć jakąś książkę do poczytania?. Nie mam co robić, a dnia jeszcze tyle...
- Gapa ze mnie. Oczywiście, chodź ze mną. - patrzyła w ślad za nim i zeszła ze schodka. Poszedł w bok od schodów na piętro i zatrzymał się przy ścianie za salonem Ze schodów nie było jej widać. Dopiero kiedy do niego podeszła zauważyła, że stoją tam wbudowane w ścianę regały pełne książek. - Korzystaj z tych zbiorów ile i kiedy tylko chcesz. Ja uciekam do siebie, czeka mnie jeszcze trochę papierkowej roboty.
Stała patrząc na te wszystkie książki z zachwytem. Musiała lubić czytać... a może tylko się jej tak wydaje?. Każda taka myśl wywołana jakimś bodźcem sprowadzała się do tego, że niczego o sobie nie wie, że niczego nie pamięta. Miewała czasem jakieś dziwne przeczucia, ale nie wiedziała czy to cząstki wspomnień czy tylko jej wyobraźnia. Jedno wiedziała na pewno, było to okropnie męczące...
Wiktora nie widziała już tego dnia. Jak zaszył się w swoim pokoju, tak siedział tam do późna. Do wieczora niemal siedziała na werandzie czytając jedną z książek, które wybrała. Kiedy poczuła, że zaczyna robić się ciemno i chłodno zabrała stos wybranych przez siebie książek i zaszyła się w swoim pokoju. Szybko jednak poczuła, że nadchodzi sen. Tego dnia bardzo wiele energii zużyła na porządki i inne obowiązki. Nie zdawała sobie sprawy, że tak bardzo ją to wymęczy. Odłożyła książkę na nocną szafkę. Szczerze nie miała siły wstawać i się przebierać, jednak coś ją do tego zmusiło. Wyszła do łazienki i przyszykowała się do snu. Kiedy wróciła do pokoju, po prostu wsunęła się pod kołdrę i zasnęła natychmiast.
Było już naprawdę bardzo późno, gdy zmęczony Wiktor postanowił, że pora na dziś zakończyć pracę. Czasami brakowało mu kogoś, kto mógłby mu pomóc z papierkową robotą. Miał co prawda zaufaną pracownicę. Halinka miała prawie 50 na karku i była naprawdę wspaniałym pomocnikiem, jednak pracy przy zwierzętach było tak wiele, że nie starczało czasu na te wszystkie dokumentacje. Zwłaszcza, gdy mieli jakieś zwierzęta wymagające ciągłej opieki lub całodobowej obserwacji. Halinka często zostawała na noc w klinice, dlatego Wiktor nie zgadzał się, aby zabierała jeszcze papiery do domu. W końcu miała również swoje życie i rodzinę. Mimo tego wszystkiego nie uśmiechało mu się zatrudniać nikogo obcego, chciał mieć w tym miejscu tylko zaufanych ludzi. Pośród tych ludzi, których znał, a którzy poszukiwali pracy nie było nikogo, kto by się do tego nadawał.
Wyszedł z pokoju przymykając zmęczone oczy. Chciał tylko wyjść na taras by zapalić. Kiedy włączał zapalniczkę usłyszał krzyk dziewczyny i dźwięk rozbijającej się szklanki. To był odruch, ale wypluł trzymanego w ustach papierosa i wyrzucił z ręki zapalniczkę. Wbiegł do pokoju dziewczyny.
- Co się stało?
- Przepraszam... nie chciałam Cię obudzić – klęczała pod oknem oddychając niespokojnie i zbierała rozbite szkło – zaraz to posprzątam...
- Nie spałem jeszcze. Zostaw to pokaleczysz się – podszedł do niej powoli. Widział, jak cała drży – Zostaw to, słyszysz?
Nie reagowała na jego głos, była w zupełnie innym świecie. Wciąż w pośpiechu zbierając kawałki szkła, zupełnie jakby chciała złożyć szklankę w całość. Schwycił ją za nadgarstki tak, by wyrzuciła trzymane w dłoni szkło.
- Zostaw! Proszę... - Dopiero wówczas spojrzała na niego, w oczach miała łzy. - Usiądź.
Pomógł jej wstać i posadził na skraju łóżka. Przykucną tuż przy niej i czekał chwilę. Wciąż niespokojnie oddychała, znów szybko mrugała oczami nie chcąc dopuścić do tego by łzy wypłynęły z nich na zewnątrz. Nie zamierzała na niego spojrzeć. Chwycił jej dłonie, nie odzywając się i sprawdził czy się nie poraniła.
- Przepraszam za szklankę...
- Daj spokój. Później się tym zajmę. Coś Ci się przypomniało?
- Nie, tak... nie wiem... Miałam sen, ale...
- Możesz opowiedzieć?. Może to jakieś Twoje wspomnienia.
Wciąż niespokojnie oddychała. Czuła, jak serce jej wali. Dławiło ją w gardle.
- Jacyś mężczyźni siłą wyciągali mnie z domu, wyrywałam się, krzyczałam... Był tam jeszcze jeden mężczyzna, chyba starszy... prosiłam, żeby mi pomógł... nazwałam go... ojcem... - przez chwilę zbierała w sobie siłę by kontynuować – Powiedział do tamtych, żeby mnie zabrali wreszcie, bo do niczego nie jestem mu potrzebna...
Przymknęła oczy. Już dłużej nie była w stanie powstrzymywać łez. Wiktor widział, jak pociekły po jej policzkach.
- Jeśli to wspomnienia, umiałabyś ich rozpoznać? Policja ma w aktach zdjęcia tych, którzy was przetrzymywali, a także.... Twojego ojca – dodał niepewnie, ale przecząco pokręciła głową.
- W śnie twarze były zamazane, nie wiem kim byli.... nawet nie wiem czy to na pewno był mój ojciec... To mógł być tylko koszmar. Wybacz, niepotrzebnie zakłóciłam Twój spokój i noc.
- Połóż się, przyniosę Ci ciepłego mleka. Pomoże Ci zasnąć.
- Ale muszę posprzątać.
- Nic nie musisz, ja się tym zajmę. - powiedział wychodząc z pokoju.
Wrócił niedługo potem ze szklanką mleka, ściereczką i zmiotką. Dziewczyna leżała przykryta po szyję kołdrą. Wciąż była mocno roztrzęsiona i zamyślona. Posprzątał szklankę i rozlaną wodę. Potem przysiadł na skraju łóżka i podał jej szklankę z mlekiem
- Może być jeszcze trochę gorące, za mocno je podgrzałem.
- Dziękuję...
- Mam coś jeszcze – wyciągnął z kieszeni spodni listek tabletek – to pomoże Ci zasnąć.
- Nie... nie chcę
- Anno, jedna tabletka Ci nie zaszkodzi. W obecnej sytuacji mleko nie pomoże. Chcesz się męczyć całą noc?. To pomoże Ci nie tylko szybko zasnąć, ale również spokojnie przespać resztę nocy.
- No... dobrze. - zażyła podaną na dłoń tabletkę i popiła mlekiem.
- Jeśli chcesz mogę tu zostać jeszcze.
- Nie trzeba. I tak zbyt wiele czasu mi poświęcasz. Powinieneś odpocząć, jutro czeka Cię praca.
Uśmiechnął się do niej, zabrał niepotrzebne rzeczy i śmieci, a potem wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna widziała, że był bardzo zmęczony, a mimo to zajął się nią. Gdyby nie on na pewno nie uspokoiłaby się tak szybko. A dzięki tabletce bardzo szybko zasnęła.
Wiktor miał rację. Spała spokojnie do samego rana. Gdy nastał dzień tamten sen był już tylko złym wspomnieniem. Tak przynajmniej wydawało się jej na początku. Szybko jednak stało się jasne, że to nie przeminie tak szybko. Nie umiała przestać myśleć nad tym, czy to co wyśniła stało się naprawdę, czy też są to tylko obrazy okazujące lęki podświadomości stworzone przez jej wymęczony umysł.
Następnego dnia cieszyła się, że Wiktor był w pracy. Było jej naprawdę głupio. Jej gospodarz nie przekraczał żadnych granic. Miała wrażenie, że cały czas traktuje ją, jak lekarz pacjenta. Mimo to wciąż czuła się niezręcznie, gdy tak cały czas się nią opiekował.
Wieczorem wrócił do domu później niż zwykle. Nie było jej ani w ogrodzie, ani na werandzie, ani nawet w salonie. W kuchni natomiast czekał na niego znów obiad. Zanim jednak usiadł by zjeść poszedł na górę. Na tarasie, również jej nie było, zapukał więc do jej pokoju.
- Proszę.
Wszedł do pokoju, siedziała na łóżku i czytała książkę.
- Witaj, zjesz ze mną?
- Wybacz, jadłam już wcześniej...
Podszedł do niej i przysiadł na łóżku.
- Unikasz mnie.
- Nie...
Uśmiechnął się, wiedział, że kłamie.
- Skoro tak mówisz, to zapraszam za godzinę na taras. Wypijemy razem herbatę. - Po tych słowach wstał i wyszedł nie dając jej czasu na żaden komentarz. Patrzyła za nim zawstydzona. Przejrzał jej zachowanie bez najmniejszego problemu. Nie dał jej wyboru, jeśli nie chce wyjść na tchórza będzie musiała do niego wyjść. Tymczasem ma godzinę, spojrzała na zegarek, który stał na nocnej szafce. Teraz była 19. Potem powróciła do czytania, by odciągnąć myśli od całej sytuacji.
Godzina minęła szybciej niż jej się wydawało. Wyszła nieśmiało ze swojego pokoju. Na tarasie już czekał Wiktor trzymając w rękach dwa kubki z herbatą. Podeszła powoli i wzięła od niego kubek.
- Dziękuję.
- Jak minął Ci dzień?
- Dobrze, bez większych zmian.
- A ja miałem w pracy prawdziwy młyn. Nie dość, że ludzi masa i każdy chciał być pierwszy, to jeszcze przywieźli nam psa z wypadku. Czasami brakuje rąk do pracy...
- Jesteś tam sam?
- Nie, pracuje ze mną pewna bardzo utalentowana, prze fantastyczna kobieta, ale nie mogę wszystkiego zwalać na jej barki – powiedział siadając na krześle. Musiał dać przykład, bo najwyraźniej Anna nie zamierzała usiąść pierwsza. Jeśli w ogóle zamierzała to zrobić. Miał wrażenie, że najchętniej uciekłaby do swojego pokoju – Halinka to cudowna osoba, pełna dobrego serca i troski, koniecznie musisz ją kiedyś poznać.
- Z chęcią. - odpowiedziała tak bardziej z uprzejmości. Nie miała pojęcia czy tak naprawdę chce ją poznawać.
W tym momencie zadzwonił telefon Wiktora, który miał w przedniej kieszeni spodni.
- Przepraszam – rzucił szybko i odebrał go – Witaj przyjacielu, co tam?. Dobrze, zaraz zejdziemy, otworzę bramę. - rozłączył się i odwrócił do dziewczyny – To Marek, przywiózł brakujące dokumenty do podpisu. Chodźmy do niego.
Odłożyli herbaty na bok i zeszli po schodach na dół. Anna zaczekała w salonie, a Wiktor poszedł do drzwi by na panelu przy nich otworzyć bramę wjazdową do posiadłości. Zaraz wrócił do Anny i uśmiechnął się. Nie musieli czekać długo, zaraz do drzwi zadzwonił komendant.
- Witaj, szybko poszło?
- Na szczęście szybko, witam pani Anno. Przywiozłem dokumenty do podpisu, mógłbym prosić? - podał jej część trzymanych przez siebie dokumentów.
- Oczywiście, pójdę tylko po długopis.
- Będę zobowiązany. - powiedział za nią, gdy znikała w korytarzu.
- Chyba znajdziesz chwilę na kawę? Wejdź do środka – Wiktor odwrócił się bokiem, by zrobić mu przejście. Ten jednak chwycił go za rękę zatrzymując. Mężczyzna spojrzał na policjanta lekko zaskoczony.
- Rozmawiałem z lekarzami, powinieneś o czymś wiedzieć. Ona może teraz potrzebować więcej pomocy niż zdawało się z początku. Z tego co mówili może dojść do pogorszenia i...
- Wiem o tym, Marku. Pamiętaj, że też jestem lekarzem. Zdawałem sobie z tego sprawę od samego początku.
- Czy na pewno? - spojrzał na niego podejrzliwie. Wiedział dobrze, że decyzja młodzieńca o przygarnięciu tej panny była nagła i nieplanowana. Wiktor patrzył na niego bardzo poważnie, znał to spojrzenie – Już coś zaobserwowałeś, tak?
- Niestety... Ale poradzimy sobie z tym. Tu trzeba delikatności i czasu. Nie martw się, wiem co robię.
- Skoro tak mówisz, ufam Ci.
- To jak? Wejdziesz?
- Mam jeszcze jedną sprawę. - wskazał przy tym na resztę dokumentów, które trzymał w teczce – To dokumenty dotyczące jej sprawy. Powinienem je przekazać jej samej, ale wydaje mi się, że nie powinna ich na razie oglądać, być może w ogóle nie powinna. Sam oceń.
Podał mu teczkę, a on ją szybko otworzył i przejrzał po czym spojrzał na przyjaciela jeszcze poważniej niż wcześniej.
- Masz rację, nie powinna tego oglądać, a już na pewno nie teraz.
- Aż tak?
- Dzisiaj w nocy miała koszmar, krzyczała i strąciła szklankę z szafki, potem długo nie mogła się uspokoić. Wolałem podać jej środek uspokajający.
- To nie dobrze.
- Wejdź proszę, jeszcze chwilę będziemy tu stać i zacznie coś podejrzewać. Pogadamy innym razem na spokojnie, podjadę w któryś dzień do komendy.
Weszli do środka i przeszli do kuchni. Wiktor przygotował kawę dla siebie i Marka, Anna wolała herbatę. Usiedli przy stole i przez chwilę rozmawiali o niczym, żartowali, jak zawsze. Dziewczyna wsłuchiwała się w ich rozmowę. Tak dobrze czuła się w ich towarzystwie. Choć obu dzieliła ogromna różnica wieku dogadywali się w prost rewelacyjnie. W końcu Marek chrząknął zdając sobie sprawę z tego, że zachowali się nieuprzejmie nie odzywając się i nie włączając jej do rozmowy.
- Jak się pani tu mieszka?
- Dobrze, chyba... - odezwała się zerkając na Wiktora, jakby prosiła o ratunek.
- Jeszcze nie oswoiła się z nowym miejscem, w końcu to dopiero trzeci dzień. Dajże jej trochę czasu.
- No tak, masz rację. - spojrzał za okno, a potem na złoty zegarek, który miał na prawej ręce. - Wybaczcie moi mili, ale pora już na mnie. W domu czeka ktoś, kto da mi nieźle popalić jeśli się niedługo tam nie pojawię.
Pożegnali się wszyscy i Marek odjechał spod domu Wiktora. Anna podziękowała również gospodarzowi za miły wieczór i udała się na spoczynek.

Tej nocy również miała koszmary. Ponownie przyszedł jej z pomocą Wiktor. Przez kilka kolejnych nocy nie było niestety lepiej. W końcu dziewczyna przyjęła na stałe listek z tabletkami nasennymi. Oczywiście Wiktor monitorował ilość ich zażywania oraz czas, by nie uzależniła się od tego. Po około dwóch tygodniach było już dużo lepiej i nawet jeśli wciąż miewała koszmary, to nie budziła się za każdym razem z krzykiem i przerażeniem. Przyzwyczaiła się do tego miejsca i jego właściciela. Wiedziała, że tu nic jej nie grozi, a sny są tylko snami, o których w razie potrzeby może komuś opowiedzieć.
Nawet gdy już wszystko się uspokoiło Wiktor dla pewności każdej nocy zaglądał do jej pokoju ukradkiem i sprawdzał, czy aby na pewno śpi spokojnie. Wolał mieć pewność, że na pewno nie potrzebuje ona pomocy. Spokojny sen w nocy był w obecnej sytuacji najistotniejszy dla zdrowia dziewczyny.


Pozdrawiam,
Agafi

1 komentarz:

  1. Mój brat na 3 urodziny dostał prezent, którego nie potrafił otworzyć. Poszedł do mojego kuzyna, żeby ten mu pomógł. Kuzyn udawał, że męczy się z paczką, nie potrafi jej otworzyć i mówi do mojego brata:
    - wiesz, nie wiem jak otworzyć twój prezent.
    W odpowiedzi uslyszał:
    - to użyj mózgu.
    ��

    OdpowiedzUsuń