środa, 28 lutego 2018

Osiągnięcia życiowe dziś, a dawniej.

     Przeczytałam dziś pewien tekst, na innym blogu, który poniekąd mnie natchnął do napisania tego posta. Myślę, że choć poruszę tu podobne kwestie(życiowe), to jednak będzie to coś innego, o czymś innym. Zresztą chcę dodać tu coś, co dotyczy mnie osobiście, a co spotkało mnie w dniu dzisiejszym. 
     Żyjemy w czasach, gdzie wiele rzeczy robi się na pokaz... inaczej. Baaardzo wielu ludzi robi je na pokaz. Choć oczywiście zawsze liczyło się by coś w życiu osiągnąć, jakoś zaistnieć, a nie być jedynie małą płotką w oceanie milionów ryb. Nigdy też życie kobiety nie było łatwe i przyjemne, a zawsze obarczone tysiącami obowiązków, wyrzutami i krzywymi spojrzeniami innych ludzi, którzy znają nas bardziej lub mniej. 
    Znacie to, prawda?. Nigdy nie jesteśmy dość dobrymi żonami, dość dobrymi matkami. Nasze domy nigdy nie są dość dobrze wysprzątane, a potrawy dość smaczne. Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie chciał nas pouczać lub obgadywać. Niektóre z tych osób zwyczajnie zżera zazdrość, a żal du.. ściska. Nigdy nie było inaczej, ani dziesięć, ani sto, ani nawet tysiąc lat temu. Dlaczego więc współczesnym kobietom jest coraz ciężej?. Bo same tego chciałyśmy?. W pewnym sensie również... choć prawda jest taka, że nasi przodkowie walczyli o RÓWNOUPRAWNIENIE. To moim skromnym zdaniem miało nie tylko na celu przekazaniem nam praw do głosowania, czy umożliwienie kobietom rozwoju w edukacji i pracy zawodowej (ba!, w ogóle umożliwienie pracy w wielu zawodach!). Miało to również spowodować, że mężczyźni będą też po części obarczeni tym, co my na co dzień. Obowiązki domowe, opieka i wychowywanie dzieci...
      I właśnie... Tu pojawia się problem. Wciąż kobiety często są niezrozumiane przez mężczyzn, mają zbyt wiele obowiązków. Cieszy mnie fakt, że nie należę do tych kobiet. My dzielimy się obowiązkami w naszym domu, a mąż docenia moją pracę (i zawodową i domową), uczestniczy w wychowywaniu dzieci i ich zajęciach dodatkowych. Pewnie czasami bywają gorsze dni, czasem jest jakieś spięcie, czasem zwyczajnie jesteśmy zmęczeni. Jednak nie mogę narzekać i gorąco współczuję wielu moim koleżanką i znajomym, które na takie wsparcie liczyć nie mogą. Tym kobietom, które nawet mimo złego samopoczucia muszą zajmować się dziećmi (zdrowymi, chorymi, małymi i dużymi), pomagać im w lekcjach i nauce, zawozić na zajęcia dodatkowe, a do tego sprzątać, prać, prasować, gotować, robić zakupy i Bóg jeden wie co jeszcze. Przy tym wszystkim nie wolno im być zmęczonymi, a już nie wspomnę o "żaleniu się", bo przecież usłyszą "Ty siedzisz sobie w domu, a ja pracuję"... A nawet jeśli kobieta pracuje i ponad to ma te wszystkie zajęcia na głowie, to i tak nie ma prawa narzekać, bo na pewno ma prace łatwiejszą, mniej męczącą... BZDURA!
     Kiedyś usłyszałam od pewnego osobnika płci męskiej (który nie ma rodziny), że zazdrości mi tego czasu wolnego - w sensie, że nie pracowałam, bo macierzyński. Odpowiedziałam mu wówczas z ironicznym uśmiechem na ustach "Trójka dzieci w domu, zapraszam serdecznie". Oj, szybciutko się wycofał ze swoich wcześniejszych słów.
      Zastanawiam się kiedy ludzie zrozumieją, że dom rodzinny i opieka nad dziećmi to praca 24 h na dobę. Nie ma, że się jest chorym, nie ma, że zmęczonym i śpiącym, nie ma, że coś boli!. Jeśli dziecko w nocy ma koszmary, jeśli coś go wystraszy lub coś go boli (nie wspominając już o ewentualnej gorączce, wymiotach, biegunkach...) trzeba wstać i dzieckiem się zająć. Czasem wystarczy przytulić, czasem dać buziaka czy lekarstwo. Ale często również potrzeba zostać z nim na noc i czuwać, robić zimne okłady lub zmienić pościel i wykąpać dziecko. Czasem nawet kilka razy. A później nie ma szans na odespanie, bo nastaje dzień i nowe obowiązki.Wyobraźcie sobie sytuację, gdy po takiej nocy trzeba iść żwawo do pracy i być w pełni sprawnym, bo przecież w pracy szefostwo błędów nie wybaczy!. Tak wiem, większość kobiet nie musi sobie tego wyobrażać, bo zna to z autopsji. 
      I w ten oto sposób zamiast zyskania praw i zrozumienia ze strony mężczyzn, w wielkim stopniu zyskałyśmy prawa i dodatkowe obowiązki.Życie!. 
       Nie mówię, że tak jest wszędzie, ani że wszyscy mężczyźni tacy są. To by było niesprawiedliwe, nie na miejscu i przeczyłoby moim ideałom. Dlaczego?, bo uważam i zawsze uważałam, że nic mnie tak nie irytuje, jak wrzucanie wszystkich do jednego wora i ocenianie ludzi, sytuacji bez odpowiedniego zapoznania się z "tematem".
     A skoro już jesteśmy przy ideałach... Idealna kobieta dziś: szczupła, wysportowana najlepiej, z odpowiednio dużym biustem, piękna... a do tego inteligentna, zdolna, mądra, pracowita. Cóż drodzy panowie... Może zanim zaczniecie wymagać od innych, zaczniecie od siebie? ;).


To teraz z innej beczki, ale również o osiągnięciach.
      Dawniej największym osiągnięciem kobiety było wyjść za mąż, urodzić i wychować dzieci, być przykładną żona i matką. Według powyższego cel nie do osiągnięcia ^^, a przynajmniej w pewnych kręgach. Ale skupmy się na tym, co według samego zainteresowanego było osiągnięciem. Dla mężczyzny był to jakiś status społeczny. Na początku głowa rodu, potem najlepiej było zostać lekarzem, księdzem, po jakimś czasie doszedł zawód prawnika.
       W dzisiejszych czasach to już nawet nie ma znaczenia czy jest się celebrytą, ważną osobistością czy zwykłym "szarym" człowiekiem, bo każdy jest pod lupą i na czyichś językach. Lubie chwalą się pracą, szkołą, zdjęciami z wakacji, dziećmi. To normalne, sama też się "chwalę", bo jestem dumna ze swoich dzieci i męża, a co ^^. Zresztą po co stworzono facebook'i, Twitter'y i inne nasze klasy?. Nie tylko do odnajdywania znajomych (choć przyznam szczerze, że dzięki FB udało mi się odnowić, utrzymać, a nawet pozyskać nowe pozytywne znajomości!, więc nie jest to tylko fe, be i w ogóle złe.) Jednak czasem zakrawa to już na chorobę psychiczną, gdy widzę setki takich samych zdjęć selfi... albo tysiące zdjęć jednej osoby na tle różnych budynków i miejsc... Jeśli chcę pokazać piękne miejsca, to robię i wstawiam zdjęcie miejsca, a nie siebie... A już na pewno nie mizdrzę się do aparatu, jakbym była wielką, wziętą modelką na tle siedmiu cudów świata...
       Ogólnie wszystko jest dla ludzi, w granicach rozsądku i bez zbędnego przesadyzmu!

      I co?. Świat wymaga od nas coraz więcej. Abyśmy osiągali cele, sukcesy zawodowe, byli idealni w każdym calu. No chodzące doskonałości! To już niezależnie od płci. Po prostu wszystko ma być cacy. 
     My sami również wymagamy od siebie sporo, czasem nawet zbyt wiele. Zadajemy sobie pytanie, co osiągnęliśmy w życiu, co po nas pozostanie, czym możemy się pochwalić i czy to wszystko w ogóle ma jakikolwiek sens?. Wielu ludzi gubi pogoń za pieniądzem, chęć osiągnięcia sukcesu, sławy i bogactwa. Jeśli się nie uda, to świat określa ich mianem nieudaczników.
     Tu dochodzę do siebie samej i dzisiejszej sytuacji. Do czego doszłam, co osiągnęłam w swoim życiu?. Dzisiaj musiałabym nazwać się nieudacznikiem, gdyż moja powieść tak skrzętnie pisana, przepisywana na nowo z takim zapałem i zacięciem mimo braku czasu i jego szybkiemu przemijaniu nie znalazła się nawet w gronie wyróżnionych po ogłoszeniu wyników pewnego konkursu.
       Prawda jest jednak taka, że po pierwsze nie nastawiałam się licząc na miłą niespodziankę. Nie udało się?, trudno. Nie zamierzam się poddać, ani porzucić tego co robię, a już na pewno nie porzucę tej powieści, bo włożyłam w nią swój czas, swoje emocje, swoją miłość i posiadaną, bogatą wyobraźnię!. Mało tego piszę (po nocach ^^), jej kontynuację!!. Po drugie szybko przeanalizowałam "konkurencję" i dzieło wygrane. Cóż, zwyczajnie nie trafiłam w gust jury. Nie, nie focham się i nie mówię, że zostałam niesprawiedliwie oceniona. Zdaje sobie sprawę, że pewnie jeszcze wiele mi brakuje do choćby zalążka doskonałości (doskonałych nie ma ^^), że na pewno sporo jeszcze przede mną do nauki. Jednak fantastyka (bo takiego rodzaju powieść wystawiłam) nie każdemu przypada do gustu. Nie musi. Dlatego będę próbowała nadal. A po trzecie ilość zgłoszeń byłą tak ogromna (czego się spodziewałam od początku i dziwi mnie fakt, że zaskoczyło to jury... skoro nie podali tematyki, nawet zawężonej, ani ilości stron czy prac...), że prawdopodobieństwo iż akurat moja praca choćby wy plasuje się na wyższych miejscach była znikoma.
      Mimo wszystkiego powyższego jestem zadowolona. Wiecie dlaczego?. Bo uważam, że w swoim życiu osiągnęłam naprawdę wiele. A podkreślę, że jestem osobą, która wymaga od siebie więcej niż od innych. Pomimo wszystko co złe, niedoskonałe i przykre w moim życiu osiągnęłam już teraz wielki sukces. Mimo trudnego startu w dzieciństwie, ciężkich warunków (choć mogło być gorzej, ale na szczęście mieliśmy mamę, która zrobiła wszystko by wiodło się nam jak najlepiej mimo tragedii, mimo warunków i braku finansów! Za to będę jej zawsze wdzięczna!), pomimo trudności wynikających z mojej dysleksji i astygmatyzmu(niewielkiego, ale jednak) pokonałam to wszystko i udowodniłam sobie oraz innym, że można!.  - z tego miejsca "pozdrawiam" i oby to kiedyś przeczytała... moją wychowawczynię i polonistkę w klasie 4-8, która powiedziała mojej mamie, że nie nadaje se do LO i powinnam iść do technikum lub zawodówki... - Dostałam się do LO, przebrnęłam (może nie na wysokich notach, ale to nie wynikało z mojej tępoty, a z problemów różnorakiego pochodzenia) i zakończyłam. Ba!! Z pisemnego polskiego - esej - otrzymałam ocenę 5 ;). Dalej ukończyłam Studium Dziennikarskie, a po nim dostałam się na dwa kierunki studiów, z których wybrałam jeden "Pedagogika Społęczno - opiekuńcza", tu na trzecim roku urodziłam syna ^^ (nie przerwałam studiów) i wybrałam specjalizację na kolejne dwa lata ;) "Poradnictwo i terapia pedagogiczna" po czym obroniłam pracę magisterską na 5 i otrzymałam dyplom z ogólną oceną 4. Pracowałam w różnych miejscach, na różnych stanowiskach... oczywiście... wolałabym mieć jedno stałe zatrudnienie, ale czasy są jakie są. Jednak to również jest osiągnięcie, bo poznałam tysiące ludzi, a każdy z nich jest inny. Nauczyłam się z nimi rozmawiać, postępować, nauczyłam się, jak zachowywać się w różnych sytuacjach w relacji z różnymi ludźmi. W międzyczasie urodziłam pierwszą córkę, zajmowałam się domem, co z kolei nauczyło mnie po raz kolejny i dokładniejszy gospodarowania czasem. Potem znów pracowałam w różnych miejscach. Z dziećmi, ze zwierzętami, z młodzieżą i dorosłymi. Później przyszedł czas na prace biurową, animacje, faktury, umowy, organizację przestrzeni, organizację imprez i mnóstwo innych spraw. Przy tym wszystkim nigdy nie zapomniałam o swoich pasjach, o tym co kocham i o rozwijaniu zainteresowań własnych, a co za tym idzie do edukowaniu siebie. A następie urodziłam drugą córkę, a nasze trzecie dziecko.
     Wciąż podążam za pasjami i mam plany na przyszłość. Fotografuję, piszę, czasem rysuję, wspieram swoje dzieci na każdym kroku ich rozwoju, dbam o dom i masę innych spraw. Udało mi się również ocalić trochę istnień, w sensie rzeczywistym i przenośnym również, a może i nawet mentalnym. Czy zatem ktokolwiek miałby czelność powiedzieć, że nie osiągnęłam nic?. Ja na pewno nie. A moje największe osiągnięcia mają imiona, rosną, rozwijają się i uczą, a ja wraz z nimi i tylko po nich widać upływający czas. Jestem szczęściarom, która osiągnęła wiele, a zamierza osiągnąć jeszcze więcej ^^.



Pozdrawiam,
Agafi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz