niedziela, 4 marca 2018

Wiara w możliwości i pozytywna motywacja (nie tylko materialna) jako pomoc w nauce dziecka.

- Weekend, cóż za cudowny czas!. Cała rodzina ma wolne.- pomyślał dom uśmiechając się promiennie. 
    Po kolejnej mroźnej zimie nastał nowy, wspaniały dzień. Pomimo mrozu i minusowej temperatury, promienie słońca sprawiają, że w sercu rodzi się ciepło i radość. Dom bardzo lubił te dni, gdy czuł, że nie jest pusty i samotny, gdy cała rodzina bawiła się wspólnie lub ze śmiechem chrupała łakocie oglądając wspólnie jakąś bajkę lub wesoły film.
 -  Ale chwila!, cóż to?. - Ściany domu po raz kolejny zadrżały słysząc dźwięki dziecięcego szlochu, złości i całkowitej rezygnacji. A miało być tak pięknie, miał być tylko śmiech i radość oraz odpoczynek. Skąd więc ten dziwny stan jednego z mieszkańców?. 
    To najstarsze z dzieci sfrustrowane miało ochotę rzucać trzymanymi w rękach notatkami. "Chcę bawić się, chcę grać i oglądać!" - myślało czując narastającą złość. Na jego twarzy malowała się niechęć, a w głowie rodził poczucie niskiej samooceny - "Nie dam rady, nie nauczę się tego!. To głupie..."
     Materiały do nauki raz leżały przed nim, a raz na podłodze z dala od rozzłoszczonego, młodego człowieka. Frustracja i złe samopoczucie narasta, gdy mama wchodzi i widzi kartki na podłodze, bo przecież obiecał rano, że nie będzie robił problemów i pouczy się, jeśli ta pozwoli mu rano chwilę pograć. Mama trochę zła, bo smutna, po kilku słowach niezadowolenia wychodzi, a młodzieniec zaczyna płakać. Dom krzywi się zasmucony patrząc na ten obraz rozpaczy.


       To niestety nie bajka. To szara rzeczywistość...

   Tak właśnie dziś, wyglądał nasz przedpołudniowy czas. Ten stan nie trwał długo, bo ja nie potrafię zostawić dziecka bez pomocy. Ponadto doskonale znam sposób myślenia małych człowieczków, którzy potrafią zupełnie opacznie zrozumieć zachowanie dorosłych, a czasem nie rozumieją go wcale. Kiedy tak się dzieje zaczynają sobie to tłumaczyć na swój własny sposób., co prowadzi do obwiniania się, frustracji, a w końcowym rezultacie również zwaleniem winy na rodziców, bo "oni nic nie rozumieją". Znam to, oj znam... z autopsji ^^. Wy nie?.
    Dlatego po chwilowym ochłonięciu (nie dlatego, że krzyczała, o nie!. Ale dlatego, że czułam żal i zniechęcenie, że mimo moich starań, mojej pomocy i przygotowaniu materiałów i wyjaśnianiu, jak się uczyć, by łatwiej było mu to robić stało się tak, a nie inaczej.) doszłam do wniosku, że ja też zaczynam rozumieć na opak - czyli tak, jak to typowy rodzic ma w zwyczaju. Wracam więc myślami do czasów, gdy sama byłam w tym wieku i myśli, jakie mną targały w tych sytuacjach. Szybko dochodzę do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić. Biorę głęboki oddech i daję młodemu chwilę, aby i on miał czas na wyrzucenie z siebie złości(bo gdy wychodziłam krzyczał, że i tak dostanie jedynkę O_o - tu wspomnę, że na semestr miał cztery 4, a reszta to 5). Wzdycham, jednocześnie z wydechem usuwając z siebie resztki złości, jakie zaczynały we mnie - gdzieś tam głęboko - wrzeć i ruszam do pokoju.

    Wiecie co jest najlepsza motywacją dla dziecka w takiej sytuacji?. ZROZUMIENIE i WIARA W NIEGO SAMEGO!!. Nigdy o tym nie zapominajcie.

   Tak więc zaczęłam rozmowę z synem od tego, żeby go uspokoić i wyjaśnić mu kilka ważnych kwestii. Podstawą było, że wiem jaki jest zdolny i że potrafi to wszystko ogarnąć, ale musi chcieć. W tym również tłumaczę to, że nawet jeśli się nie nauczy materiału teraz, to nauka będzie trwała dłużej, bo będzie trzeba jeszcze zła ocenę poprawić. Nie wspominając już o tym, że ten materiał będzie mu potrzebny w przyszłości - w starszych klasach i szkole średniej. 
    Rozmowa opierała się na wyjaśnianiu, że rozumiem co czuje. Wiem, że wolałby teraz robić co innego, wiem, że nauka niekoniecznie musi być przyjemna, ale często można ją taką zrobić. To czego się uczy może być naprawdę fajne i przydatne. Do tego ma satysfakcję, bo być może będzie umiał coś, czego nie umieją inni ;). Przytoczyłam mu przykład niedawnego sprawdzianu z historii, którego materiał wcale nie był super łatwy i był naprawdę dość obszerny, a on ogarnął to w mgnieniu oka niemal i dostał ze sprawdzianu 5 ^^.
    Druga sprawa to fakt, co czuję ja. Tłumaczenie, że staram się mu pomóc i robię wszystko co w mojej mocy, ale on też musi zrozumieć, że przy tym wszystkim uczę go samodzielności i samodzielnego radzenia sobie z nauką, ale i nie tylko!. Opowiedziałam mu co robię i czego wymagam od niego i jego siostry, aby nauczyć ich samodzielności tak, aby w przyszłości mogli radzić sobie z wieloma rzeczami sami.
     Potem znów wróciłam do tego, że w niego wierzę, że wiem jak bardzo jest zdolny i, że potrafi mnóstwo rzeczy. Nieraz przecież udowadniał, że może się szybko nauczyć wiele materiału, że jest w stanie rozwiązać zadania samodzielnie, bez pomocy. Stać go na naprawdę wiele, ale musi tego chcieć!. Nie może przy tym nastawiać się negatywnie i denerwować, bo to tylko sprawia, że jest źle. Jeśli człowiek myśli, że nie da rady, to na pewno tak się stanie. Trzeba zatem powtarzać sobie "Dam radę!!". Trzeba w siebie uwierzyć, zatem i on musi uwierzyć w siebie tak, jak ja wierzę w niego. Bo wiem i jestem pewna, że potrafi, że da radę i  że stać go na naprawdę wiele.

    Nasza rozmowa nie trwała może długo, ale dość długo, abym zobaczyła, że się całkiem uspokoi, aby zaczął odpowiadać na pytania i rozmawiał ze mną tak, jak ja z nim. Bo pamiętajcie, że w rozmowie z dzieckiem ono też musi UCZESTNICZYĆ!. 
    Gdzie w tym wszystkim jest dziecko jeśli dorosły przychodzi z nim "porozmawiać", ale tylko wylewa swoje żale i złości nie okazując zrozumienia dla drugiej strony i nie dając dojść do słowa?. To nie rozmowa wówczas, a monolog, który tylko utwierdza dziecko, że miało rację... rodzic niczego nie rozumie. Na dodatek myśli tylko o sobie (tego może dziecka nie pomyśli w danej chwili, ale tak odbierze dorosłego w przyszłości).
    Jako dorośli to my kierujemy tok rozmowy i my musimy wykazać się odpowiedzialną postawą. Owszem, jeśli dziecko nadal jest wzburzone, należy je lekko upomnieć. Nie trzeba krzyczeć na nie, to nic nie da tylko pogorszy sprawę i wydłuży proces uspokajania się. Wystarczy powiedzieć "Nie krzycz/nie denerwuj się. Przyszłam/przyszedłem porozmawiać z Tobą na spokojnie. Rozumiem Cię, ale czy ja się złoszczę i krzyczę teraz?. Nie. To nic nie da. Krzyk jest nieprzyjemny ani dla mnie, ani dla Ciebie. Nie chcę krzyczeć, więc i Ty nie krzycz." 
    Uwierzcie, że wszystko się da. Tylko trzeba nad sobą zapanować. 
    Na zakończenie rozmowy zapytałam, czy już jest dobrze?. Zapewniłam również, że jeśli czegoś będzie potrzebował, jeśli czegoś nie rozumie wystarczy, że do mnie przyjdzie, a mu wyjaśnię. W końcu chcę mu pomóc ile mogę. A Gdy wychodziłam poprosiłam po raz setny, aby uwierzył, że da radę się tego nauczyć, bo ja w niego wierzę oraz poprosiłam, aby już nie płakał.

    Skutek był taki, że nie tylko uczył się potem spokojnie, a potem zapytał czy może zrobić sobie przerwę, ale również, gdy jakiś czas później weszłam do pokoju zastałam go z notatkami w ręku i nosem w notatkach ^^. Co najważniejsze spojrzał na mnie z uśmiechem, co odwzajemniłam z przyjemnością.
Zatem...

Dom znów uśmiechnął się i westchnął z ulgą. W jego ciepłych ścianach znów wszystko było jak dawniej.
- Weekend, cóż za cudowny czas!

Pozdrawiam,
Agafi





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz