środa, 31 stycznia 2018

Czy dużo mówić do/z dzieckiem i jak mówić?

      Ostatnio w naszym domu zaistniała zabawna sytuacja. Otóż siedziałam w kuchni (żadna nowość...) i przyszły do mnie moje starsze pociechy. Syn wchodzi i na moje pytanie "Co tam?" padła odpowiedź "Nic, tak tylko do Ciebie przyszłem". Z automatu poprawiam go "Przyszedłem, nie przyszłem", na co moja córa, która właśnie szybko w głowie przetrawiła, co zostało powiedziane z zadowoleniem i pełna werwy mówi "Ja też, tak tylko do Ciebie przyszedłam!". Po chwili śmiechu nastąpiło wyjaśnianie, że dziewczynka/pani mówi TAK, a chłopiec/pan TAK.
      Ogólnie zawsze miałam nawyk poprawiania dzieci, w sposób delikatny, ale jednak jeśli źle wymawiali jakieś wyrazy. Szczerze dziwił mnie zawsze fakt, że wielu rodziców/opiekunów/dorosłych tego nie robi, a potem dziwią się wielce, że ich dzieci, tudzież uczniowie mają problem z wymową czy z poprawną polszczyzną. 
      Z góry zastrzegam - Nie, nie mam manii!!. Choć dla mnie to był chleb powszedni, bo zajmowałam się dziećmi, zanim jeszcze poszłam na studia pedagogiczne. Zawsze wydawało mi się to poprawne wychowawczo, by dzieciom podpowiadać i wspomagać ich rozwój niezależnie czy chodzi o nowe wyrazy czy te już załapane, ale jeszcze nie wykształcone, że tak powiem. To tym bardziej teraz, po latach spędzonych w pracy z dziećmi, młodzieżą, ludźmi dorosłymi zwróciłam uwagę na to, jak często właśnie ten brak poprawy wpływa na dane osoby. Miałam styczność z logopedami, mam dalej - zarówno na topie znajomości, jak i w czasie ich pracy z dziećmi. Widziałam na własne oczy, że mnóstwo, wręcz ogrom problemów wymowy u dzieci, to wynik braku wsparcia ze strony własnie ich rodzin. Oczywiście nie zawsze tak jest. Zdarza się, że wada jest głębsza i jakby się rodzic nie starał, bez specjalisty ani rusz!.
        Najbardziej boli, gdy rodzice z dziećmi w ogóle nie rozmawiają, nie wymagają od nich tego, by same mówiły. Znałam przykład rodziny, gdzie półtoraroczne - dwuletnie dziecko w wyniku rozpieszczania, nie MUSIAŁO mówić, bo rodzice i tak podkładali mu wszystko pod nos. Wiecie, jak to wyglądało?. Dziecko stękało i jęczało, a rodzin podlatywał i ..."Co chcesz, kochanie?. Zabawkę, picie, jedzenie, tę rzecz, tamtą?". Nie dawał dziecku nawet szansy na choćby pokazanie czego chce. Dziecko było zasypywane gradem pytań, i masa rzeczy przed swoimi oczami, aż w końcu rodzic trafił na właściwy przedmiot. Skoro tak, to po co się wysilać?.
       Jasne, małe dziecko uczące się mówić nie powie nam pełnym zdaniem czego chce i potrzebuje. Ale należałby może wsłuchać się w jego reakcje. Myślę, że nie jestem nadmatką, że potrafię rozróżnić płacz mojego dziecka, gdy jest głodne, a kiedy zmęczone lub tez próbuje coś wyłudzić?. Dziecko już nawet roczne potrafi podejść i pokazać, czego by pragnęło ^^. Mam to w chwili obecnej na co dzień, hehe. Wówczas, pewnie podaję dziecku daną rzecz, ale nazywam ją, i robię to kilkukrotnie. Ktoś z boku powiedziałby "Nienormalna!. Gada do niemowlaka/małego dziecka, jakby ono rozumiało i miało powtórzyć!!". A no tak właśnie. Kiedyś w końcu powtórzy, lub samo z siebie nazwie daną rzecz, pamiętając co powiedział/a mama, tata, babcia, dziadek, brat, siostra, wujek, ciocia i nawet pani w sklepie!. Dzieci mają o wiele większe możliwości niż niejednemu się wydaje.
     W ostatnim czasie często dla zabawy śpiewałam małej "Aaa kotki dwa". Te parę literek, nie więcej po jakimś czasie zauważyłam, że mała próbuje powtarzać za mną. Dziś o 6 rano, gdy się obudziła, ale jeszcze mama udawała, że śpi ^^ - usłyszałam z łóżeczka dziecięcego "Aaa gloki wa". Mniej więcej tak to brzmiało ^^. Uwierzcie mi żałowałam, że nie miałam pod ręką telefonu, aby to nagrać ^^.
      Już pomijam (co mam udokumentowane na nagraniu), że ostatnio na moje pytanie "Gdzie idziesz" powiedziała "Na dół", ale prawda jest taka, że to było nieświadome i tylko brzmiało, jak prawdziwe słowa, mające znaczenie ^^.
        Naprawdę!. Naprawdę warto rozmawiać z dziećmi tak, jak z osoba dorosłą. Nic nie szkodzi, że niekoniecznie nas nie rozumie. Kiedyś przyjdzie czas, że zrozumie i nawet odpowie.
      W tym momencie nasuwa mi się rzez jeszcze jedna. Maniakalne mówienie do dziecka, jak do istoty ułomnej!. Nie no... wiadomo, że pewnie każdemu zdarzyło się mówić do dziecka w stylu "A tju tju", albo delikatnie sepleniąc. Byłabym hipokrytką, gdybym powiedziała, że mnie się nie zdarzało i nie zdarza. Nie ma w tym nic złego, gdy jest to od czasu do czasu i w formie zabawy. Jednak jeśli słyszę/widzę, że ktoś pokazuje dziecku obrazki i mówi na auto "popatrz, to jest brum brum"... NO NIE!. To nie jest brum brum, to jest auto!!, auto ROBI ( w sensie wydaje dźwięk, odgłos)brum brum!. Kaczka to nie kwa kwa, lecz kaczka robi kwa kwa!
     Osobiście strasznie uczulam moje starsze dzieci, aby nie mówiły do najmłodszej w języku niemowlęcym, a zwyczajnie, czyli tak, jak rozmawiają ze sobą czy ze mną.  Tłumacze im zawsze, że jeśli nie będzie poprawnie słyszała, to nie nauczy się poprawnie mówić. A uwierzcie mi korekta trwa dłużej i wymaga więcej od całej rodziny, niż poprawne wpajanie pewnych rzeczy. W sumie, to wszystkich rzeczy!
      Później nasze dzieci idą do przedszkola, szkoły. No jasne... znajdą się tacy, co powiedzą "Przecież od tego jest pani w przedszkolu/szkole!". Tylko zastanówcie się, czy pani, która ma w grupie 20 - 25cioro dzieci będzie wstanie wszystkie skorygować w każdym aspekcie wychowania i nauki?. Bo mowa to nie wszystko. Dodatkowo zdradzę "sekret", który powinien być oczywisty, ale nie każdy o tym wie. W przedszkolu i zerówkach dzieci nie tylko się bawią z paniami. Panie mają do zrealizowania program przekazany przez ministerstwo edukacji i są z tego potem rozliczane. (Nie będę się tu wgłębiać to czy dane panie wykonują swoje obowiązki czy też nie, to już pozostawiam ich sumieniu). Ja osobiście robiłam wszystko, co było nakazane + rzeczy, które do moich obowiązków nie należały, a które miały na celu prawidłowy rozwój dzieci, z którymi pracowałam ( w tym dzieci trudne i z dysfunkcjami).
      Mimo indywidualnych predyspozycji dzieci - jedne rozwijają się szybciej motorycznie, a inne językowo - wspomaganie dziecka poprzez rozmowy i pokazywanie równorzędnie z nazywaniem przedmiotów daje naprawdę ogromne efekty i warto to robić. polecam z całego serca!!
Nie spędzam dnia na ciągłej nauce mojego dziecka słówek, piosenek i wierszyków. Ale cały czas do nich mówiłam i mówię, śpiewam, wygłupiam się i wykorzystuje każdą zwyczajną chwilę, gdy dziecko jest na mnie skupione, by mu coś przekazać, czy też czegoś go nauczyć.

Pozdrawiam,
Agafi




2 komentarze:

  1. Mama mojej koleżanki opowiadała mi, że był czas, że z mężem zastanawiali się, czy ich młodsze dziecko nie ma jakichś problemów. Syn miał 2 lata i nic! nie mówił. Niepokoiło ich to tym bardziej, że starszy syn w tym wieku nawijał jak katarynka, nie mówiąc już o córce. Zmartwienia się skończyły, gdy podczas urodzin męża młody wpakował do pokoju z tekstem "cicho! Ja chcę spać!" odwrócił się na pięcie i wyszedł pozostawiając wszystkich w osłupieniu. Potem już poleciało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście bywają i takie sytuacje. Sama osobiście znałam chłopca, który mając 2 lata mówił tylko:tak, nie, mama, tata, hau i miau. Zaledwie pół roku później nawijał pełnymi zdaniami, aż miło. Jednak w sytuacji, gdy dwulatek nie mówi nic, jest to sygnał dla rodziców, aby to sprawdzić. Jak to się mówi lepiej dmuchać na zimne i usłyszeć, że wszystko jest dobrze ;), niż potem pluć sobie w brodę, że zareagowało się zbyt późno.
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń