Nastał grudzień i koniec 2019 roku nadchodzi wielkimi krokami. Aż
strach, jak sobie człowiek uświadamia, jak szybko ten czas leci. A
jeszcze bardziej jest człowiekowi wstyd, że ostatnio byłam tu w
kwietniu (wstyd, wstyd…). Jednak nie zapomniałam i nie porzuciłam
bloga. Tysiące razy miałam sytuację, w której jakaś myśl w
głowie powodowała, że uruchamiało się we mnie „Muszę o tym
napisać na blogu!”. Niestety brakło czasu. Ciągle coś się
działo, były rzeczy ważniejsze, pilniejsze lub zwyczajnie dopadało
mnie zmęczenie.
Z nastaniem miesiąca czerwca zostałam słomianą wdową, która ma
swojego mena na weekendy i święta, a co za tym idzie na głowie mam
trójkę dzieci, szkołę, naukę, dom (i wszystko co z nim
związane), zabawy, prowadzenie działalności, a od końca sierpnia
również przedszkole.
No dobra w wakacje miałam męża na 6 tygodni w domu, ale ze złamaną
nogą… W ogóle te wakacje to był czas pod znakiem lekarzy,
zabiegów i wypadków. Najpierw ja skręciłam palec u ręki, potem
mąż złamał nogę, a na dokładkę miałam guzka po wewnętrznej
stronie wargi, którego musiałam usunąć. Na szczęście wszystko
skończyło się dobrze i bez większych czy dalszych konsekwencji.
Co dla mnie najważniejsze, te wszystkie przypadłości nie dotyczyły
moich dzieci (ufff!!).
Jakoś tak wszystko się poukładało, że oczywiście nie udało mi
się wypełnić moich założeń zgodnie z terminami, które sobie
poukładałam w głowie z początkiem roku. Żadna to wymówka i
bardzo chciałabym to teraz szybko nadrobić, co mam nadzieję uda mi
się zrobić. Pierwszy krok już wykonałam, piszę do was ;).
Kolejne koniecznie muszę zrealizować w najbliższym czasie, a wśród
nich nowy filmik na youtuba (niech mi starczy sił i czasu!).
Po za tym, że jak większość ludzi cierpię na całkowity brak
czasu i chyba już chroniczne zmęczenie, to nic nowego u mnie nie
słychać. Dalej szyję, dalej sprzedaję i robię zdjęcia ;). Dalej
staram się pisać, choć tylko raz miałam na tyle czasu i sił by
faktycznie do tego mocno przysiąść. Trzymajcie kciuki, żeby teraz
było tylko lepiej :)
Poniżej kolejna część opowieści.
"Była
tak wściekła, że nie było sensu więcej próbować, przynajmniej
nie teraz. Artur zrozumiał, że popełnił gafę, próbując
odgadnąć jej stan. Za wszelką cenę chciał ją zatrzymać i
wpakował się na minę co rusz zmieniając taktykę swojej gry. Tym
razem musiał odpuścić. Anna kazała mu odwieźć się do domu i
ruszyła w stronę, gdzie zaparkowany był samochód. Patrzył w krok
za odchodzącą dziewczyną. Wewnątrz czuł strach i złość na
siebie samego. Jeszcze nigdy nie czuł czegoś podobnego. Pierwszy
raz w życiu tak zależało mu na kimś. Pierwszy raz czuł się tak
podle z powodu swojego zachowania. Przez głowę przemknęła mu
jeszcze jedna myśl – jeśli Anna opowie o wszystkim Wiktorowi,
brat zabije go…
*
* *
Anna
wróciła do domu pełna gniewu, nie miała jednak zamiaru pokazywać
się w takim stanie Wiktorowi. Na pewno próbował by w dobrej
wierze, wyciągnąć z niej wszystko, a ona potrzebowała teraz na
spokojnie sobie wszystko poukładać w głowie. W samotności i bez
świadków i doradców. Było jeszcze dość wcześnie, choć na
zewnątrz bardzo już ciemno. Bardzo cicho otworzyła zamek w
drzwiach zanim jednak nacisnęła na klamkę wzięła głęboki
oddech.
Na
szczęście Wiktora nie było w salonie, ani na tarasie. Wkradła się
niemal do swojej sypialni i zgasiła światło. Długo leżała w
łóżku nie mogąc zasnąć i prychając niczym dzika kotka za
każdym razem, gdy wspominała dzisiejszą rozmowę z Arturem. Nie
mogła pojąć, jak mógł być takim arogantem i oszustem. Jak można
mówić o miłości, gdy bez skrępowania oszukuje się drugą osobę.
Bardzo
chciała zasnąć, zapomnieć o tym wszystkim. Przecież skoro nic do
niego nie czuła, to nie powinna w ogóle się tym przejmować,
jednak nie potrafiła. Jak typowa kobieta rozmyślała o całym
zdarzeniu, o minionym dniu i zastanawiała się, jak w ogóle do tego
wszystkiego doszło, czy była w tym jej wina?. Nienawidziła
niewyjaśnionych spraw, nie chciała również, aby ktoś obwiniał
ją za brak chęci naprawienia… Czego? Co właściwie miałaby
naprawić? Związek, który od dawna był farsą?
Kolejny
dzień spędziła wraz z Wiktorem w pracy. Doskonale udawała, że
wszystko jest w najlepszym porządku, choć wewnątrz niej wciąż
wszystko się gotowało na wspomnienie minionego wieczoru. Mieli na
szczęście sporo pracy, więc mogła przynajmniej trochę oderwać
się od tego wszystkiego. Nie chciał być zbyt nachalny, dlatego
nawet nie poruszał tematu wczorajszego spotkania z jego bratem.
Ona
skończyła pracę tak, jak zwykle, Wiktor musiał zostać dłużej.
Dziewczyna wróciła do domu sama. Współlokator ostrzegł, że może
wrócić późno. Nie chciał aby czekała a niego z jedzeniem.
Była
godzina 21, gdy do domu ktoś zapukał. Anna siedziała, jak
zazwyczaj w salonie z nosem w książce. Nie spodziewała się
nikogo, a już na pewno ie o takiej porze. Pomyślała, że by może
Wiktor zostawił gdzieś klucze i to on. Odłożyła książkę na
ławę i ruszyła do drzwi. Nie spojrzała przez wizjer, a kiedy
otworzyła drzwi ujrzała Artura. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo
wszedł do środka żwawym krokiem. Zamknął za sobą drzwi, a ją
pociągnął za sobą do salonu. Czuła od niego alkohol. I to bardzo
intensywnie.
-
Co Ty tutaj robisz? - zawołała wyrywając mu swoją rękę z
uścisku.
-
Musimy porozmawiać.
-
Ja niczego nie muszę, a Ty jesteś kompletnie pijany!
-
To przez Ciebie.
-
Co proszę? - nie ukrywała oburzenia.
-
Anno, kocham Cię. Nie możesz ode mnie odejść!
-
Nie zamierzam więcej do tego wracać. Wyjdź i zamknij za sobą
drzwi – mówiąc to odwróciła się i ruszyła w stronę schodów
na piętro.
Zatrzymał
ją siłą.
-
Zerwałem z Alicją! Zerwałem z nią na dobre. Dla Ciebie zrobię
wszystko.
-
Arturze puść mnie natychmiast. Nie ma w ogóle o czym mówić!
-
Kocham Cię, a Ty kochasz mnie. Wiem to, nie zaprzeczaj. Musisz dać
mi szansę!
-
Już Ci powiedziałam, że niczego nie muszę. Zostaw mnie i wyjdź.
Dziewczyna
miała pewność, że jest kompletnie zalany. Poznawała to nie tylko
po zapachu, ale również po zachowaniu, ruchach i agresji, jaka od
niego zaczynała bić coraz bardziej. Próbowała ponowie się
wyrwać, ale nie pozwolił jej na to. Przyciągnął ją do siebie.
-
Wiem, że mnie pragniesz. Każda tego chce i Ty też.
-
Oszalałeś?
Z
całej siły rzucił ją na kanapę i zanim zdążyła się podnieść
chwycił za nadgarstki i uniósł jej ręce do góry przyciskając do
bocznego oparcia. Próbowała ze wszystkich sił się uwolnić, ale
był od niej dużo silniejszy. Była przerażona i zszokowana tym, co
się działo. Zupełnie nie wiedziała, jak zareagować. Szarpała
się, by jakoś go zrzucić z siebie, ale to zdawało się go tylko
pobudzać jeszcze bardziej. Szepnął jej, aby nie udawała takiej
niedostępnej. Chciało się jej płakać. Coraz mniej miała siły,
coraz bardziej czuła, jak słabnie, a on to wykorzystał. Jedną z
rąk puścił, by zacząć ją rozbierać. Chciała go odepchnąć,
ale nie dawała rady, był zbyt ciężki, a ona zbyt słaba. Już
dawno przestała krzyczeć. Miała wrażenie, że ta walka trwa już
niemiłosiernie długo. Oddychała coraz ciężej, a on rozpiął
kilka guzików jej bluzki odsłaniając biustonosz. Potem sięgnął
ręką do wnętrza jej spodni, a ustami chciał ją pocałować, ale
odwróciła głowę w bok przymykając oczy, więc zaczął całować
jej szyję. Otworzyła oczy i zobaczyła Wiktora, który stał przy
barierce schodów jedną nogą na pierwszym stopniu. Patrzył na nich
przez moment, ale zaraz ruszył na górę.
-
Wiktor... - próbowała za nim krzyknąć, ale jej głos był tak
słaby i zachrypnięty od wcześniejszych krzyków, że ledwie
wypowiedziała cokolwiek. Mężczyzna nie zatrzymał się i zaraz
zniknął na górze.
Ta
chwila jednak wystarczyła. Artur usłyszał jej ciche wołanie i
wystraszony, na moment przerwał. To dało jej pole manewru. Zrzuciła
Artura z siebie na podłogę i zerwała się resztkami sił,
uciekając na schody. Prawie się na nich potknęła. Nie patrzyła w
tył, ani w dół. Tak szybko, jak tylko potrafiła schowała się w
swoim pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Przez długi czas siedziała
na podłodze, oparta plecami o drzwi. Oddychając ciężko
nasłuchiwała czy przypadkiem Artur nie zbliża się do niej. Na
szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Gdy
się już trochę uspokoiła, chciała iść do Wiktora. Jednak bała
się. Co miała mu powiedzieć?. Wyraźnie zrozumiał tamtą sytuację
zupełnie opacznie. Na dodatek chodziło o jego brata. Bała się też
wyjść z pokoju, choć wiedziała, że z pewnością jej napastnik
już dawno wyszedł.
Większość
nocy spędziła przy drzwiach. Nad ranem otworzyła drzwi i położyła
się na łóżku. Aż do nastania dnia miała nadzieję, że jak
zawsze przyjdzie do niej w nocy. Wtedy mogłaby z nim porozmawiać.
Nie przyszedł jednak.
Budzik
zadzwonił o 6 rano. Wstała, przebrała się i wyszła z pokoju,
gotowa ruszyć do pracy mimo iż była ciągle roztrzęsiona po
przejściach minionego wieczora. Na korytarzu spotkała Wiktora,
spojrzała na niego pełna lęku, jak się zaraz okazało, całkiem
słusznie.
-
Zostań dzisiaj w domu – rzucił szybko. W głosie było słychać
gniew.
-
Ale…
-
Nie będziesz mi potrzebna. Poradzę sobie sam.
Nie
zaczekał na odpowiedź. Bardzo szybkim krokiem ruszył korytarzem,
zbiegł po schodach i wyszedł trzaskając drzwiami. Anna miała w
oczach łzy. Nie wiedziała, co ma ze sobą począć. Wróciła do
swojego pokoju i zastanawiała się dlaczego ją to spotkało.
Dlaczego Artur zachował się w taki sposób. Nie rozumiała również
złości Wiktora. Nawet jeśli wyglądało to tak, jakby ona i Artur…
Nie powinien był się tak zachowywać. Przecież według jego wiedzy
byli wciąż parą, nie opowiedziała mu o zerwaniu.
Czas
mijał jej niemiłosiernie powoli. Wszystko wewnątrz jej ciała
szarpało ją. Odczuwała ból w sercu i płucach. Czuła, jakby
płacz chciał wyrwać się z jej piersi, ale nie mógł. Im dłużej
myślała o tym wszystkim, tym było jej trudniej i gorzej. Powróciło
wszystko od momentu, gdy ocknęła się tamtego dnia w piwnicach
kamienicy.
Dlaczego
wciąż nie mogła sobie niczego więcej przypomnieć?. Dlaczego nie
ma rodziny ani przyjaciół?. Czemu jej własny ojciec sprzedał ją
złym ludziom?. W głowie miała wszystkie złe sny i wspomnienia z
rodzinnego domu oraz z dnia porwania. Co miało się z nią stać?.
Miała być czyjąś niewolnicą, a może kobietą lekkich obyczajów
wbrew swojej woli?. Na tę myśl wzdrygnęła się. Wróciło
wspomnienie minionego wieczoru. Wstrząsnął nią strach i ból.
Czuła,
jak serce rozrywa jej żal. Dwóch braci… jeden myślał tylko o
sobie, był z nią tylko wtedy, gdy tego potrzebował i traktował
jak rzecz. Zawiódł ją w tak wielu sprawach, niczego nie rozumiał.
Drugi… drugiemu nie mogła niczego powiedzieć, nie mogła niczego
wyznać… Nie chciała też obciążać go swoimi problemami, nie
miał z nimi nic wspólnego. Zbyt wiele dla niej zrobił, a teraz…
Teraz nie miała już nikogo… nie miała niczego. Bała się, że
może stracić namiastkę przyjaciela, dom i pracę. Co wtedy
pocznie. Co niby ma ze sobą zrobić, dokąd pójść?. Do
przytułku?, gdzie będą ją traktować, jak nic niewartą,
bezużyteczną osobę, która tylko żeruje na państwie?. Bez
wspomnień, bez odzyskania pamięci nigdzie nie znajdzie pracy, nie
będzie jej stać na żadne mieszkanie.
Zegar
na półce wskazywał południe. Za oknem padał śnieg. Przeniosła
wzrok na szafkę koło łóżka i leżącą tam szklankę. W oczach
pojawiły się łzy, nad którymi nie mogła już zapanować pełna
żalu i bólu. Jeśli i Wiktor się od niej odwrócił, to nie miała
już nikogo. Nie zniesie tego dłużej. Przepełniona goryczą i
złością znikąd, strąciła ręka szklankę. Patrzyła, jak
roztrzaskała się na podłodze. Czuła, jak poza bólem narasta w
niej gniew. Wciąż miała wrażenie, że w jej płucach brakuje
tlenu. Serce dudniło, jakby miało zacząć bić tak szybko i mocno,
że za chwilę przestać bić wcale. Spojrzała na rozbite kawałki
szkła i nagle wiedziała, co powinna zrobić. Wszystko stało się
takie jasne i proste. Już nikomu nie będzie zawadzała."
Pozdrawiam,
Agafi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz