sobota, 22 września 2018

Niezłomna wiara, a może nadmierny upór?...


W chwili obecnej biznesplan został stworzony i zakończony ^^. W poniedziałek go zdaję, a potem już tylko oczekuję około dwóch tygodni na wyniki. Trzymajcie kciuki. Ja się go już nie tykam, bo im więcej o nim myślę, tym mocniej się zastanawiam czy wszystko jest tak, jak należy i czy niczego nie brakuje (sprawdzałam już pewnie z tysiąc razy…).
I co teraz?. Teraz mam czas skupić się na… innych obowiązkach i celach ^^., ale spokojnie o was nie zapomniałam. Szczerze, to coraz częściej łapię się na tym, że jeśli przez dłuższy czas nic tu nie napiszę, to nie mogę przestać myśleć o tym, że powinnam coś naskrobać.
Hm… skoro już przy tym jesteśmy, to coraz częściej też łapię się na myśli „Po co, kobieto, skoro i tak nikt tego nie czyta?”. E no, może nie jest tak źle?. Może jednak ktoś tam czasem i czyta?. Bo wiecie, jak jest. Odhaczone cyferki świadczące o wejściach na blog nie świadczą o przeczytanych faktycznie postach.
To dlaczego?”, ktoś zapyta. Może dlatego, że po prostu to lubię?. Lubię pisać, lubię przekazywać swoje myśli i swoja twórczość. To mnie odpręża, uwalnia od ciężkich, przytłaczających i męczących czasem myśli, słów i głupot. A może zwyczajnie wierzę, że jednak kogoś zainteresował mój sposób pisania, czy moja powieść. Być może informacje o moich perypetiach życia, czy krótkie teksty dotyczące dzieci i innych dziedzin życia są komuś potrzebne i przydatne?.
Jak w tytule: niezłomna wiara, czy nadmierny upór?, co mną kieruje?. Zapewne jedno i drugie. Bo te dwie rzeczy, te dwie cechy nie wykluczają się wzajemnie. Powiedziałabym nawet, że często razem tworzą niezniszczalny team. Niezłomna wiara jest bardzo przydatna. Wiara może dotyczyć nie tylko swoich wierzeń, ale również codziennych rzeczy, małych i dużych marzeń. Wiara, że coś nam się uda, że coś wyjdzie. Wiara w innego człowieka i jego poczynania czy intencje. Jedno słowo, a tak wiele ma przesłań i znaczeń. Co zaś tyczy się uporu?. Czy upór może być nadmierny?. Cóż, zależy od tego czego on dotyczy. Jeśli uparcie dążymy do celu, do spełnienia swoich marzeń, to znaczy, że nie poddajemy się pomimo przeciwności losu i ciężkim próbom. Wówczas upór, nawet nadmierny jest wręcz wskazany i powinno nas to cieszyć, że go posiadamy. (Przynajmniej ja się z tego cieszę, ba! Nawet jestem dumna z siebie za swój nadmierny upór ^^). Natomiast jeśli ktoś z nadmiernym uporem ( z uporem maniaka, jak ja to mówię) robi głupoty lub zawzięcie próbuje przekonać świat czy innego człowieka, że tylko on jeden ma rację…. No cóż… takiego uporu nie rozumiem i nie popieram.

Cóż. Zatem ja nadal będę wierzyła w to, że kogoś w ogóle interesuje to co ja piszę :P, że komuś podoba się historia Anny Boguckiej, albo chociaż mój sposób pisania, bo sama powieść (wiem dobrze) nie jest doskonała, a główna bohaterka, no cóż… jak to ujęła pewna osoba jakiś czas temu „nie jest moim typem kobiety” - No moim też nie ^^, ale wiecie co?. Gdyby pisarze tworzyli swoje postacie tylko n podstawie swojego typu, to powieści byłyby nudne, oklepane i mało atrakcyjne. A już na pewno nie miałyby szansy trafić do szerszego grona odbiorców!. Wszak na świecie jest tak wielu ludzi, tak wiele różnych charakterów!. Silnych, słabych i tych pośrednich. Ludzie czasem bywają silni za młody, a słabną na starość. Są też tacy, którzy urodzili się słabi, ale z biegiem czasu przybierają na sile. Myślę, że warto to podkreślać i pokazywać. Myślę, że może kiedyś ktoś przeczyta moją historię i powie sobie „Ona była taka jak ja!, a dała radę!”, „Ten bohater popełnił te same błędy co ja...”, „Ta postać by mnie zrozumiała” lub „ rozumiem ją doskonale...”. To tego pragnę. Pokazać, że znam świat od wielu różnych stron i tchnąć wiarę, nawet w niedowiarków oraz siłę w słabych duchem pokazując, że życie nie jest wcale z góry przesądzone, że nie jest ani czarne, ani białe. Nie jest nawet czarno białe!. Życie jest kolorowe, pełne barw o jakich nawet się nam nie śniło, o jakich nie mieliśmy dotychczas pojęcia!. Dlatego warto je poznawać. Dlatego czasem warto zagłębić się w „życie” osoby „nie w naszym typie” ^^. A nuż nas zaskoczy i pokaże się od lepszej strony?. A może pokaże nam, jak nie należy postępować?. Może na zawsze pozostanie taka, jaką jest już teraz, a może zmieni się diametralnie pod wpływem nacisków życia?. Któż to wie.

Dlatego też zachęcam do dalszego czytania i zgłębiania duszy ludzkiej ^^.


"Wiktor po wyjściu ze szpitala po raz kolejny sięgnął po telefon. To już chyba dziesiąty raz próbował skontaktować się ze swoim młodszym bratem. Wcześniej, gdy dzwonił tamten nie odbierał. Nie oddzwaniał również, choć minęło już kilka godzin i było późno. Wiktor był przekonany, że o tej godzinie Artur na pewno nie ma żadnego spotkania. Zaczynał w nerwach myśleć, że tłumaczyć może go jedynie jakiś wypadek. W końcu, po 4 sygnale telefonu wreszcie usłyszał jego głos w słuchawce. Nie tego jednak się spodziewał.

- Jezu, chłopie! Co z Tobą? Bombardujesz mnie tymi telefonami dzisiaj, jakby się coś paliło… Pali się gdzieś? - Jego ton świadczył o całkowitym zdegustowaniu i ignorancji, a w tle słychać było rozbawione głosy męskie i żeńskie oraz odgłosy uderzania o siebie kieliszków.
- Gdzie miałeś być dzisiaj rano? - rzucił wściekle Wiktor.
- W pracy?. Jeśli zgadłem, to wyobraź sobie, że właśnie tam byłem, a teraz odpoczywam i relaksuję się. O co Ci chodzi, co? - był mocno nieprzyjemny i sprawiał, że w jego starszym bracie gotowała się krew.
- Miałeś być wraz z Anną w jej rodzinnym domu, kretynie!. Tymczasem jest już prawie noc, a Ty nawet się nie zainteresowałeś czy wszystko w porządku.
- Dałem jej znać rano, że nie dam rady pojechać z nimi – Złość jaką słyszał w słuchawce dała mu sygnał do zachowania czujności. Wiktor nie zachowywał się w ten sposób i nie wyzywał nikogo bez powodu. - Czy coś się stało, bracie?
- Jesteś skończonym idiotą!. To się stało! - był tak wściekły, że nie mógł spokojnie wyjaśnić sytuacji. Rozłączył się w złości. Potrzebował chwili, żeby ochłonąć Wziął głęboki oddech i przymykając oczy przysiągł sobie, że zaraz zadzwoni do niego raz jeszcze. Tym razem spokojniejszy i bardziej opanowany.
Nie udało mu się jednak tego doczekać, bo komórka zadzwoniła niemal zaraz po rozłączeniu.
- Wiktor?, co się stało?. Czy Anna jest na mnie zła? - zapytał mając pewność, że brat jest na niego zły za jego zachowanie wobec dziewczyny. - Naprawdę nie dałem rady pojechać. Szef ukręciłby mi głowę, gdybym porzucił robotę, którą mi zlecił.
- I naprawdę przez cały dzień byłeś tak zajęty, że nie dałeś rady nawet do niej zadzwonić, ani odebrać telefonu ode mnie? - wysyczał, choć już dużo spokojniej niż wcześniej młody lekarz. W odpowiedzi usłyszał w słuchawce głośne westchnięcie.
- Bardzo jest na mnie zła? - zapytał zrezygnowany. Myślał tylko o tym, że teraz będzie musiał znów przepraszać, choć nie czuł się winny. Zwyczajnie miał inne rzeczy na głowie. Przecież tylko pojechała do swojego rodzinnego domu. Nic w tym wielkiego.
- Nie. Nie jest zła ani trochę…
- To o co Ci chodzi?. Żaliła Ci się na mnie?. Daj spokój mam poważna pracę i swoje życie.
Wiktor ponownie przymknął oczy czując, jak na nowo narasta w nim frustracja i gniew. Gdyby mógł, to pewnie teraz przyłożył by mu prosto w twarz mocnym prawym sierpowym. Zachował jednak opanowanie. Przez telefon i tak nie mógł mu nic zrobić.
- Anna jest w szpitalu – powiedział z wymuszonym spokojem.
- Co!?. Ale… jak to?, co się stało? - nie spodziewał się tego, co usłyszał.
- Teraz nagle Cię to interesuje?. Przecież masz swoje życie – ironia aż ociekała z jego słów.
- Wiktor, proszę Cię!. Co się stało? Wszystko z nią dobrze? - wiadomość jaka do niego dotarła sprawiła, że zmartwił się autentycznie. Teraz było mu głupio za swoje zachowanie.
- Możemy się spotkać, czy będziemy tak rozmawiać przez ten głupi aparat, jak dwóch obcych sobie ludzi?.
- Tak, jasne. Oczywiście!. Jesteś w szpitalu?
- Właśnie wyszedłem.
- Poczekaj tam, zaraz będę…
Rozłączył się. Wiktor pełen rezygnacji opuścił trzymany w ręku telefon. Odwrócił się w stronę budynku szpitala i spojrzał w górę na okna sal. Zastanawiał się skąd jego brat bierze te swoje bezsensowne zachowania i teksty. Dlaczego jest taki samolubny?. Odkąd został prawnikiem stał się strasznie zarozumiały. Już w czasie studiów zaczął zachowywać się tak, jakby był lepszy od innych tylko dlatego, że dostał się na tak prestiżowy kierunek. Potem było już tylko gorzej. Imprezy, panienki, drogie przedmioty i samochody. Z roku na rok stawał się zupełnie innym człowiekiem. Nawet fortuna rodziców nie zrobiła z niego takiego bufona, jak te studia.
Minęło sporo czasu zanim dotarł pod szpital przywieziony przez taksówkę. Wiktor nie miał wątpliwości, że pił. To zapewne dość sporo.
- Gdzie ona jest?. Zaprowadź mnie do niej – próbował się przepchać wprost przez niego, ale zatrzymał go.
- Zwariowałeś do reszty!? - wydarł się. - Jest środek nocy!. Pomijając fakt, że ona pewnie teraz śpi, to i tak nikt by Cię tam nie wpuścił.
- Ale Ciebie znają, wpuszczą nas, jak poprosisz.
- Naprawdę… chyba coś Ci się już całkiem rzuciło na łeb!. Wejdziesz tam pijany i co?, obudzisz ją, bo nagle sobie o niej przypomniałeś?. Powaliło Cię?
- Nie jestem pijany… I weź przestań się już nade mną pastwić!. Powiedz mi lepiej co się stało.
- Straciła przytomność na skutek nawrotu części wspomnień w domu rodziców. Miała problemy z oddychaniem i z sercem.
- Ale już wszystko dobrze? - zapytał dziwnie uspokojony i beztroski.
- Słucham?. Dobrze?, w jakim sensie? - Wiktor nie wierzył własnym uszom.
- No… unormowało się?. Z jej sercem i oddechem jest już dobrze?
- Artur na litość Boską!! - wrzasnął, a potem zacisnął mocno pięści – Uwierz mi… gdyby nie to, że jesteś pod wpływem, to przywaliłbym Ci solidnie…
- O co Ci chodzi, do cholery!. Przecież się zainteresowałem, pytam o jej stan.
- Stan czego?, głąbie! Jeszcze długo nie będzie w porządku, jak to określiłeś. - mówił już tylko dosadnie. - Dziewczyna przeżyła koszmar. Została brutalnie uprowadzona i pobita, straciła pamięć, a wszystko za sprawą jej własnego ojca. Teraz przypomniała sobie dzień porwania, a Ty śmiesz się pytać czy wszystko w porządku!?. Co niby Twoim zdaniem jest w porządku? To, że ją porwali czy to, że ja zostawiłeś samą!?
- Ej! Nie była sama – bronił się wkurzony na swojego brata – Była z nią przecież połowa komisariatu i ten Twój przyjaciel. Jak mu było?, Marek, tak?
- Jesteś naprawdę aż tak zapatrzony w siebie?
- Nie rozumiem o co Ci chodzi. Był z nią i co?. Nic to nie dało, więc co niby zmieniłaby moja obecność w tamtym domu?
- Marek nie był tam po to by ją wspierać. Ty miałeś to robić. Gdybyś tam z nią był, zauważył byś, że dzieje się coś złego i wyrwałbyś ją z tego stanu na czas. Po to miałeś tam być dzisiaj!. Miałeś ją wspierać i zwyczajnie przy niej być, ale Ciebie nie było i mogła przypłacić to życiem.
- A więc teraz to moja wina, tak?. Jasne, najlepiej zwalić na nieobecnego. Wpędziłem ją do grobu swoją nieobecnością, super…
- Nie… ta rozmowa nie ma sensu… - rzucił zrezygnowany – wracaj do domu i prześpij się, a jutro, jak już oprzytomniejesz, to wróć. Wtedy porozmawiamy, może wróci Ci zdrowy rozsądek.
- Teraz też jest zdrowy!
- Artur! - czuł, że zaraz nie wytrzyma. Wziął głęboki oddech i mocno wypuścił powietrze - Wracaj do domu…
- Mam imprezę na mieście, wracam tam, gdzie mnie nie oceniają i nie zwalają na mnie wszelkich win świta.
- Rób co chcesz… Ale jutro nie pokazuj się w tym stanie Annie. I nie warz się w żaden sposób komentować tego, co się wydarzyło w jej domu, rozumiesz?.
- Jasne, jasne… przecież Twój młodszy braciszek tylko same głupoty gada, nie?. To nic, że jestem wykształconym i poważanym mecenasem i tak tylko głupek ze mnie.
- Jedź już lepiej… - całkowicie zrezygnowany zachowaniem brata machnął na niego ręką i odszedł kierując się z powrotem do wnętrza szpitala.
Niemal całą noc przesiedział w jego murach analizując ten dzień, który okazał się być niesamowicie ciężki. Zastanawiał się czy nie powinien poprosić personelu szpitala, aby nie wpuszczali do Anny nikogo poza nim i lekarzami. Bał się jednak, że gdyby to zrobił, a Artur pojawiłby się jednak rano, to wszczął by taką awanturę, że z pewnością Anna dowiedziałaby się o jego obecności.
Nad ranem pojechał do domu po kilka rzeczy dla dziewczyny, w tym książkę, o którą prosiła. Potem podrzucił przedmioty do szpitala i poprosił pielęgniarkę o przekazanie ich pacjentce. Musiał wracać do kliniki, pacjenci czekali na niego. Zwłaszcza, że musiał wczoraj wyjść wcześniej i przełożył część z nich na rano. Odczuwał lekkie zmęczenie po nieprzespanej nocy, a także w dalszym ciągu złość na swojego brata. Miał szczerą nadzieję, że Artur jednak przez noc przemyślał sprawę i nie zrobi znów jakiegoś głupstwa. Nie zrobiłby nikomu naumyślnie krzywdy, to było pewne. Jednak najbardziej Wiktor obawiał się tego, że młodzieniec zrani Annę, jakimiś niestosownymi uwagami. Wolałby tego uniknąć. Ta biedna młoda kobieta już dość wycierpiała w swoim życiu. Czuł, że to co teraz sobie przypomniała, to jeszcze nie koniec zła, jakie ją spotkało."

Pozdrawiam,
Agafi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz