poniedziałek, 7 maja 2018

Wolne od rzeczywistości

   Znów mnie długo nie było, tak wiem i postaram się poprawić. Łatwo nie jest. Natłok wszelkich obowiązków, choć to nie nowość ^^, do tego szkoła mojego dziecka chce wykończyć jego, a przy okazji mnie,  średnie charakterne (po mamusi :P) przechodzi obecnie bunt, no i najmniejsze, które biega w około i ostatnio złości się o każdą rzez, która nie wyjdzie po jej myśli ;). Zatem w domu jest bardzo głośno ostatnio ^^.
   Zajęłam się sprawami związanymi z moja przyszłością (niedaleką i mam nadzieje dłuuugą) i powiem szczerze, że czasem to nie wiem od czego zacząć i w co ręce włożyć najpierw. Na wiele spraw zwyczajnie nie mam czasu, a czasami nie ma już siły, ale przede wszystkim ostatnio zajmuje mnie to, czemu chce poświęcić najbliższą przyszłość, a na czym mam nadzieje uda się też zarobić.
   W związku z powyższym (wstyd się przyznać), ale nie napisał NIC nowego... ani słowa -_-'.

   Nie o tym jednak chciałam dzisiaj pisać, a o ostatnim długim weekendzie i naszych "zasadach" w czasie tego typu.
   Otóż jest u nas taka niepisana i niemówiona umowa, że kiedy wyjeżdżamy na wakacje, to wszelkie sprzęty typu laptopy, tablety itp. zostają w domu. Wyjątkiem jest telefon, ale tylko w celu kontaktu z rodziną, ewentualnie służy za mapę czy informację turystyczną ;). Co prawda zazwyczaj wyjeżdżamy w miejsca, gdzie i tak zasięg jest znikomy, albo w ogóle go nie ma :P...
   Dzięki temu zabiegowi wszyscy wypoczywają na max i każdy ma dla każdego czas. Jeździmy, zwiedzamy, łazimy, wędrujemy. Szukamy tego, czego nie mamy na co dzień, a co spodoba si dzieciom i przy okazji do-edukuje je.

   Tym razem nie były to może typowe wakacje, ale wykorzystaliśmy do tego długi weekend majowy ^^. Wyjechaliśmy na 4 dni w Bieszczady i zaliczam ten wypad na 6+.
   Nie dość, że dzieciaki ucieszyły się z niespodzianki, bo nie wiedzieli o wyjeździe i dowiedzieli się dopiero na jakąś godzinkę przed ^^, to jeszcze po każdym dniu mówili, że było fajnie, a wieczorem padali zmęczeni i zadowoleni ;).

   Byliśmy nad Soliną(dwa dni z rzędu), którą dzieciaki pokochały w zeszłe wakacje. Odwiedziliśmy Żubry zagrodowe w Muczne - tam są hodowane i przygotowywane do wypuszczenia na wolność. W muzeum byliśmy w okresie wakacyjnym, a teraz zwiedziliśmy wystawę w Muczne przy Centrum Promocji Leśnictwa. Przyznam, że okazy zachowane w naprawdę doskonałym stanie, niemal niczym żywe. Pan, który oprowadza jest niesamowicie sympatyczny i potrafi zaciekawić zarówno dorosłych, jak i dzieci. Do tego ma do tych drugich podejście i zachęca do własnej aktywności oraz sprawdza i pogłębia ich wiedzę.
   W czasie wyjazdu dodatkowo widzieliśmy całą masę żywych jaszczurek, ropuch, żab, najróżniejszego ptactwa, nie wspominając o koniach, krowach, owcach itp., a nawet kilka węży(co prawda te ostatnie już po drugiej stronie...ale jednak ^^)
   W ostatni dzień dzieci polowały na żabki pływające w stawie przy naszym domku, a ja siedziałam (udając, że mnie nie ma) i też polowała, ale aparatem na te same stworzenia. Nagrałam nawet ich słodkie kumkanie i jednego rechotka, któremu napinały się baloniki w czasie zalotów ^^. W każdym niemal potoku, w każdej rzece, w każdym baseniku i stawiku można było zaobserwować różnej wielkości kijanki.
Były oczywiście też motyle, muszki, żuczki i inne robaczki ^^. Istny raj dla dzieci i mnie - fotografa ^^.
Zazwyczaj w czasie takich wakacyjnych wypadów uruchamia się mi wena, dlatego i tym razem zabrałam ze sobą wydrukowane moje ostatnie powieści z myślą o kontynuacji. Okazało się jednak, że 4 dni to za mało, a dodatkowo spędzaliśmy je tak bardzo aktywnie, że wieczorem oczy same mi się zamykały i nic z tego nie wyszło.

Musze przyznać, że takie wypady niesamowicie regenerują akumulatory człowieka. Kocham to i polecam każdemu!. Przyjemne z pożytecznym, a cała rodzina zadowolona! ^^.

Pozdrawiam,
Agafi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz