Witajcie moi mili.
Uwaga!! - poniższy tekst może
być ciężki do ogarnięcia, bo piszę o tym, co mnie boli, bez
pisania o co chodzi :P (to mi wybaczcie) – dodatkowo dodaję w
trakcie krótki kurs „Jak zachować się w trakcie załatwiania
trudnych spraw/rozmów i przy tym nie stracić twarzy oraz nie
pogorszyć sytuacji”, ufff… długi tytuł mi wyszedł ^^
Mimo wszystko, życzę miłej
lektury ^^
Jeśli mam być szczera, to na
pewno nie brak tematów do pisania. Jest to spowodowane raczej
usilnymi moimi staraniami, aby czegoś NIE napisać, a to w obawie o
zaszkodzenie komuś innemu lub też moim bliskim. Aczkolwiek niektóre
sprawy, to aż we mnie wrzą i uwierzcie mi, jeszcze jeden „taki”
wyskok, który mnie (matkę i pedagoga) doprowadza do stanu „nóż
się sam w kieszeni otwiera” i chyba nie wytrzymam. ( Nie żebym
sprawę zostawiła samej sobie, co to, to nie!).
Pamiętajcie drodzy rodzice!.
Nigdy nie pozwólcie na to, aby kiedykolwiek doszło do sytuacji, że
nie obronicie swoich dzieci, w obawie o ich bezpieczeństwo!!.
Paradoks?. Tak, ale niestety
jakże prawdziwy!.
(Oczywiście nie nawołuję do
buntów, ani też nie mam na myśli rodziców, którzy są ponad
miarę roszczeniowi i problemowi… tego też nie róbcie, to
naprawdę zbędne :/. Nie każdy nauczyciel/ wychowawca czy pedagog
jest waszym wrogiem… litości…)
Ja postanowiłam przerwać ten
proceder. Ja osoba spokojna, opanowana i wyważona. Osoba, która
daleka jest od wszczynania awantur i niepotrzebnego zamieszania.
Wiele jest rzeczy, których
szczerze nienawidzę: nietolerancji, braku empatii,
niesprawiedliwości, fałszywych ludzi, zdrady… Jedną z takich
rzeczy są również niewyjaśnione sprawy i niewłaściwe/złe
zrozumienie drugiego człowieka. Dlatego załatwiając nawet
najpoważniejsze sprawy zawsze staram się panować nad swoimi
emocjami i szczegółowo wyjaśniać, co mam na myśli i do czego
zmierzam w swoich wywodach czy czynach. - w rytm hasła, że
„Odpowiadam tylko za swoje słowa, a nie za to, jak ktoś je
zrozumiał czy jak je przekazał dalej”. Coś w tym jest i
błahostkami się w ogóle nie przejmuję. Jednak w tym wypadku, w
przypadkach spraw ważnych/pilnych/szkodliwych, uważam, że należy
jednak za wszelką cenę wyjaśnić każde swoje słowo, jak
najlepiej się potrafi.
To już nie chodzi o to, aby się
bronić (broń Boże!!, przed czym, skoro to my jesteśmy ofiarami?),
ale o to, aby nie pogarszać i tak trudnej sytuacji.
Wiem, że nie macie pojęcia o
czym mówię… ale uwierzcie mi tak będzie lepiej. Zresztą to
dotyczy wszystkiego. Nieporozumień w rodzinie i wśród przyjaciół,
w miejscu pracy, szkole, przedszkolu itp. Czyli wszędzie tam, gdzie
to ważne, by się jakoś dogadać.
W końcu każdemu z nas zależy
na tym, aby pokazać, że jest się rozsądnym i inteligentnym, nie?.
Więc dlaczego nie wykorzystać do tego umiejętności i technik
negocjacyjnych?.
Dlatego nie wparowujemy do biura,
pokoju, sali, sklepu czy gdziekolwiek tam jesteśmy z tak zwaną
„mordą”, ale grzecznie i uprzejmie „Dzień dobry, czy mogę
zająć chwilkę”. Potem owszem warto wspomniec o tym, że dana
sytuacja, zdarzenie czy czyjeś słowa lub czyny nas dotknęły/były
nie na miejscu/zdenerwowały nas/ są niedopuszczalne/ zaniepokoiły
nas itp. w zależności od sytuacji i nasilenia naszego stanu czy
czynu innej osoby.
Następnie najlepiej krok po
kroku, dokładnie i przemyślanie nakreślić sytuację, wyjaśnić
co się zdarzyło, co usłyszeliśmy. Jeśli usłyszeliśmy to z ust
innej osoby nie musimy „wydawać jej”, wystarczy wspomnieć, że
świadek jest, ale z pewnych względów nie będziecie wymieniać o
kogo chodzi lub, że ta osoba życzy sobie pozostać anonimowa (bywa
różnie, każdy ma do tego prawo).
Warto w czasie rozmowy
dodawać/opisywać swoje odczucia, obawy, a nawet lekkie
niezadowolenie z powodu sytuacji/czynu/słów itp.
Nawet jeśli jesteśmy wzburzeni,
warto starać się nad sobą zapanować i nie wszczynać awantur.
Zobaczycie, że wasz rozmówca doceni to i również odwzajemni się
tym samy, a często nawet zechce was uspokoić. Oczywiście, czasem
jest to w jego interesie, nie czarujmy się!, ale czy nam to szkodzi,
że ktoś nas „pogłaska”?. Jeśli wiemy po co przyszliśmy, z
czym i wiemy, że nie „zapomnimy”, a dodatkowo teraz będziemy
czujniejsi, to nie ma w tym nic złego.
Nie możemy natomiast pozwolić
na to, aby nas zagadano i sprawa zostanie tak rozwiązana, że w
ogóle nikt się nią nie zajmie.
Pamiętajmy również, że
przemoc rodzi przemoc, stres rodzi stres, a wkurzony człowiek
stwarza kolejnego wkurzonego człowieka ^^.
Ostatnio zwyczajnie naszła mnie
myśl „DOŚĆ!!”, a nazbierało się tego wszystkiego i
powiedziałam sobie, że tak być nie może. Pewnym osobom nie można
pozwolić na wszystko, tylko dlatego, że wydaje się im, iż są
„wyżej” i mogą „więcej”. A jeszcze, jak robi coś takiego
osoba, która ma nadane miano „nauczyciela”… - przypominam, że
już od wielu lat istnieje obowiązek posiadania przez nauczycieli,
również przedmiotowych, wykształcenia i przygotowania
pedagogicznego.
Dlatego w takich chwilach pytam
się… „TO MA BYĆ PEDAGOG?!”. Czasami mam wrażenie, że to
kpina…
Z całym szacunkiem dla pedagogów
i nauczycieli wszelkiego rodzaju począwszy od żłobków, poprzez
przedszkola, szkoły, licea, aż po studia. Również jestem jedną z
was, nawet jeśli w tym momencie nie czynna zawodowo. Wiem, jak
ciężko bywa i jak różni potrafią być rodzice. Wiem też, że
wielu rodziców uważa, że ich dzieci są święte i nikt nie ma
prawa powiedzieć na nie złego słowa, oraz, że czasem można
stracić cierpliwość, bo dzieci choć niczemu nie winne (winne
wychowanie, środowisko, geny i inne) i kochane, to czasem potrafią
nieźle zaleźć za skórę. Zwłaszcza młodzież, która wchodzi w
okres dojrzewania (swoja drogą mam wrażenie, że w dzisiejszych
czasach następuje to szybciej :P). Jednak są rzeczy, których
nauczycielom, wychowawcom i pedagogom robić po prostu NIE WOLNO!!.
Choćby nie wiem, jak miał zły dzień i jak kogoś nie lubił (a o
tym za chwilę), trzeba się czasem ugryźć w język, zamknąć
oczy, policzyć do 5 – 10-15, a nawet do 100!, ale nie pozwolić
sobie na to, aby zrobić czy powiedzieć coś niestosownego.
Nauczyciele/wychowawcy/pedagodzy
powinni być podwójnie czujni i baczyć na swoje zachowania, czyny i
słowa z racji wykonywanego zawodu.
Uwierzcie mi wiele rzeczy w życiu
widziałam, miałam styczność z różnymi przypadkami (dzieci z
rodzin patologicznych, dzieci trudne, nad zdolne, z dysfunkcjami –
autyzm, nadpobudliwość, ADHD, głuchota wrodzona, itp.), ale nigdy
nie pozwoliłam sobie na to, aby wyładować swoją złość na
dzieciach czy o zgrozo, co słyszałam na własne uszy… obraźliwie
o nich mówić. Tak, tak! Wyobraźcie sobie „pedagoga”, który w
rozmowie z innymi pedagogami określił dzieci mianem „debili”…
Oczy rozwarły mi się do maksymalnej wielkości… To było lata
temu, a mimo to nadal mnie mierzi.
Należy również pamiętać, że
nie wszyscy są tacy sami i nie można wrzucić każdego do tak
zwanego „jednego wora” - tego chyba nienawidzę najbardziej…
Ludzie zapominają, że dzieci to
tylko dzieci – czasem rozrabiają, czasem zrobią coś nie zdając
sobie sprawy z tego, czasami dadzą się ponieść rówieśnikom i
innym kolegom/koleżankom, a czasem zwyczajnie są w złym miejscu o
złym czasie i obrywają rykoszetem.
Ludzie zapominają również, że
nie każdy rodzic jest roszczeniowym, który nic nie robi i tylko ma
pretensje… Nie każdy pozwala dziecku na „wszystko” lub „wiele
za wiele”, nie każdy stosuje „bezstresowe wychowanie” - czyli
żadne… Jest wielu takich, którym naprawdę zależy i którzy mają
i przestrzegają zasad oraz wyciągają wnioski i stosują
odpowiednie do sytuacji upomnienia i kary.
Jeśli rodzic pyta co rusz „jak
zachowuje się jego dziecko”, jeśli mówi, że zależy mu, aby
zachowywało się ono w szkole tak samo, jak się go tego uczy/wymaga
od niego i jak zachowuje się w domu”, to chyba jasny sygnał, że
dziecko nie jest pozostawione samo sobie. (No chyba, że ktoś sobie
gada, żeby pogadać i oszukać innych, ale to łatwo zauważyć po
zachowaniu tegoż osobnika, jak i jego dzieci).
A teraz wracam na chwilę do
„lubienia/nielubienia”. Tak sobie pomyślałam ostatnio w związku
z zaistniałą sytuacją i przemyśleniami możliwych „konsekwencji”…
Ktoś może mnie nie lubić lub mieć do mnie, jakieś „ale”,
jednak to w żaden sposób nie może wpływać na stosunek tego kogoś
do mojego dziecka!. To z pewnością nie jest w żadnej mierze
pedagogiczne…
Zatem podsumowując:
1. Pewne zachowania są dla mnie
niedopuszczalne zarówno jako dla rodzica, jak i pedagoga.
2. Nie można dopuścić do tego,
aby dana grupa była guru świata niezależnie od tego czy są to
nauczyciele czy rodzice!
3. W każdej sytuacji należy
zachować zdrowy rozsądek, godność oraz zasady savoir vivre’u.
4, Sprawdźmy po jakimś czasie,
czy sprawa została rozwiązana.
No!. Wywnętrzyłam się ^^. Ale
mam nadzieje, że te moje wywody pomogą również wam, niezależnie
od tego po której stronie stoicie.
Zarówno zawód nauczyciela, jak
i rodzica nie jest sprawą łatwą, ani prostą i wyłącznie
przyjemną. Mało tego te dwie strony powinny maksymalnie starać się
rozumieć i wspierać, dla dobra dziecka.
Przedszkole/szkoła (żłobek
również)to miejsca, które nie zastępują domu rodzinnego, ale
wspomagają go w jego pracy!. Tak być powinno zawsze. Ani rodzice
nie mogą zwalić wszystkiego na szkołę, ani szkoła na rodziców.
Jeśli zaistnieje problem, to obie strony powinny współdziałać i
wspierać się, aby ten problem pokonać.
Niestety w naszym społeczeństwie,
a w sumie to na całym świecie to nie funkcjonuje jak powinno. Obie
strony obwiniają się nawzajem lub mają pretensje, że druga strona
nie robi nic…
Przykre to i niestety w wielu
przypadkach prawdziwe… ale warto pamiętać, że są też tacy,
którzy starają się, bo im zależy. To powinno nas motywować do
działania. Kto ma zmienić świat na lepsze, jeśli nie my sami? ^^.
Trzymajcie się mocno i zdrowo!!.
Do następnego już wkrótce ^^
Pozdrawiam,
Agafi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz