W
chwili obecnej biznesplan został stworzony i zakończony ^^. W
poniedziałek go zdaję, a potem już tylko oczekuję około dwóch
tygodni na wyniki. Trzymajcie kciuki. Ja się go już nie tykam, bo
im więcej o nim myślę, tym mocniej się zastanawiam czy wszystko
jest tak, jak należy i czy niczego nie brakuje (sprawdzałam już
pewnie z tysiąc razy…).
I
co teraz?. Teraz mam czas skupić się na… innych obowiązkach i
celach ^^., ale spokojnie o was nie zapomniałam. Szczerze, to coraz
częściej łapię się na tym, że jeśli przez dłuższy czas nic
tu nie napiszę, to nie mogę przestać myśleć o tym, że powinnam
coś naskrobać.
Hm…
skoro już przy tym jesteśmy, to coraz częściej też łapię się
na myśli „Po co, kobieto, skoro i tak nikt tego nie czyta?”. E
no, może nie jest tak źle?. Może jednak ktoś tam czasem i czyta?.
Bo wiecie, jak jest. Odhaczone cyferki świadczące o wejściach na
blog nie świadczą o przeczytanych faktycznie postach.
„To
dlaczego?”, ktoś zapyta. Może dlatego, że po prostu to lubię?.
Lubię pisać, lubię przekazywać swoje myśli i swoja twórczość.
To mnie odpręża, uwalnia od ciężkich, przytłaczających i
męczących czasem myśli, słów i głupot. A może zwyczajnie
wierzę, że jednak kogoś zainteresował mój sposób pisania, czy
moja powieść. Być może informacje o moich perypetiach życia, czy
krótkie teksty dotyczące dzieci i innych dziedzin życia są komuś
potrzebne i przydatne?.
Jak
w tytule: niezłomna wiara, czy nadmierny upór?, co mną kieruje?.
Zapewne jedno i drugie. Bo te dwie rzeczy, te dwie cechy nie
wykluczają się wzajemnie. Powiedziałabym nawet, że często razem
tworzą niezniszczalny team. Niezłomna wiara jest bardzo przydatna.
Wiara może dotyczyć nie tylko swoich wierzeń, ale również
codziennych rzeczy, małych i dużych marzeń. Wiara, że coś nam
się uda, że coś wyjdzie. Wiara w innego człowieka i jego
poczynania czy intencje. Jedno słowo, a tak wiele ma przesłań i
znaczeń. Co zaś tyczy się uporu?. Czy upór może być nadmierny?.
Cóż, zależy od tego czego on dotyczy. Jeśli uparcie dążymy do
celu, do spełnienia swoich marzeń, to znaczy, że nie poddajemy się
pomimo przeciwności losu i ciężkim próbom. Wówczas upór, nawet
nadmierny jest wręcz wskazany i powinno nas to cieszyć, że go
posiadamy. (Przynajmniej ja się z tego cieszę, ba! Nawet jestem
dumna z siebie za swój nadmierny upór ^^). Natomiast jeśli ktoś z
nadmiernym uporem ( z uporem maniaka, jak ja to mówię) robi głupoty
lub zawzięcie próbuje przekonać świat czy innego człowieka, że
tylko on jeden ma rację…. No cóż… takiego uporu nie rozumiem i
nie popieram.
Cóż.
Zatem ja nadal będę wierzyła w to, że kogoś w ogóle interesuje
to co ja piszę :P, że komuś podoba się historia Anny Boguckiej,
albo chociaż mój sposób pisania, bo sama powieść (wiem dobrze)
nie jest doskonała, a główna bohaterka, no cóż… jak to ujęła
pewna osoba jakiś czas temu „nie jest moim typem kobiety” - No
moim też nie ^^, ale wiecie co?. Gdyby pisarze tworzyli swoje
postacie tylko n podstawie swojego typu, to powieści byłyby nudne,
oklepane i mało atrakcyjne. A już na pewno nie miałyby szansy
trafić do szerszego grona odbiorców!. Wszak na świecie jest tak
wielu ludzi, tak wiele różnych charakterów!. Silnych, słabych i
tych pośrednich. Ludzie czasem bywają silni za młody, a słabną
na starość. Są też tacy, którzy urodzili się słabi, ale z
biegiem czasu przybierają na sile. Myślę, że warto to podkreślać
i pokazywać. Myślę, że może kiedyś ktoś przeczyta moją
historię i powie sobie „Ona była taka jak ja!, a dała radę!”,
„Ten bohater popełnił te same błędy co ja...”, „Ta postać
by mnie zrozumiała” lub „ rozumiem ją doskonale...”. To tego
pragnę. Pokazać, że znam świat od wielu różnych stron i tchnąć
wiarę, nawet w niedowiarków oraz siłę w słabych duchem
pokazując, że życie nie jest wcale z góry przesądzone, że nie
jest ani czarne, ani białe. Nie jest nawet czarno białe!. Życie
jest kolorowe, pełne barw o jakich nawet się nam nie śniło, o
jakich nie mieliśmy dotychczas pojęcia!. Dlatego warto je poznawać.
Dlatego czasem warto zagłębić się w „życie” osoby „nie w
naszym typie” ^^. A nuż nas zaskoczy i pokaże się od lepszej
strony?. A może pokaże nam, jak nie należy postępować?. Może na
zawsze pozostanie taka, jaką jest już teraz, a może zmieni się
diametralnie pod wpływem nacisków życia?. Któż to wie.
Dlatego
też zachęcam do dalszego czytania i zgłębiania duszy ludzkiej ^^.
"Wiktor
po wyjściu ze szpitala po raz kolejny sięgnął po telefon. To już
chyba dziesiąty raz próbował skontaktować się ze swoim młodszym
bratem. Wcześniej, gdy dzwonił tamten nie odbierał. Nie oddzwaniał
również, choć minęło już kilka godzin i było późno. Wiktor
był przekonany, że o tej godzinie Artur na pewno nie ma żadnego
spotkania. Zaczynał w nerwach myśleć, że tłumaczyć może go
jedynie jakiś wypadek. W końcu, po 4 sygnale telefonu wreszcie
usłyszał jego głos w słuchawce. Nie tego jednak się spodziewał.
-
Jezu, chłopie! Co z Tobą? Bombardujesz mnie tymi telefonami
dzisiaj, jakby się coś paliło… Pali się gdzieś? - Jego ton
świadczył o całkowitym zdegustowaniu i ignorancji, a w tle słychać
było rozbawione głosy męskie i żeńskie oraz odgłosy uderzania o
siebie kieliszków.
-
Gdzie miałeś być dzisiaj rano? - rzucił wściekle Wiktor.
-
W pracy?. Jeśli zgadłem, to wyobraź sobie, że właśnie tam
byłem, a teraz odpoczywam i relaksuję się. O co Ci chodzi, co? -
był mocno nieprzyjemny i sprawiał, że w jego starszym bracie
gotowała się krew.
-
Miałeś być wraz z Anną w jej rodzinnym domu, kretynie!. Tymczasem
jest już prawie noc, a Ty nawet się nie zainteresowałeś czy
wszystko w porządku.
-
Dałem jej znać rano, że nie dam rady pojechać z nimi – Złość
jaką słyszał w słuchawce dała mu sygnał do zachowania
czujności. Wiktor nie zachowywał się w ten sposób i nie wyzywał
nikogo bez powodu. - Czy coś się stało, bracie?
-
Jesteś skończonym idiotą!. To się stało! - był tak wściekły,
że nie mógł spokojnie wyjaśnić sytuacji. Rozłączył się w
złości. Potrzebował chwili, żeby ochłonąć Wziął głęboki
oddech i przymykając oczy przysiągł sobie, że zaraz zadzwoni do
niego raz jeszcze. Tym razem spokojniejszy i bardziej opanowany.
Nie
udało mu się jednak tego doczekać, bo komórka zadzwoniła niemal
zaraz po rozłączeniu.
-
Wiktor?, co się stało?. Czy Anna jest na mnie zła? - zapytał
mając pewność, że brat jest na niego zły za jego zachowanie
wobec dziewczyny. - Naprawdę nie dałem rady pojechać. Szef
ukręciłby mi głowę, gdybym porzucił robotę, którą mi zlecił.
-
I naprawdę przez cały dzień byłeś tak zajęty, że nie dałeś
rady nawet do niej zadzwonić, ani odebrać telefonu ode mnie? -
wysyczał, choć już dużo spokojniej niż wcześniej młody lekarz.
W odpowiedzi usłyszał w słuchawce głośne westchnięcie.
-
Bardzo jest na mnie zła? - zapytał zrezygnowany. Myślał tylko o
tym, że teraz będzie musiał znów przepraszać, choć nie czuł
się winny. Zwyczajnie miał inne rzeczy na głowie. Przecież tylko
pojechała do swojego rodzinnego domu. Nic w tym wielkiego.
-
Nie. Nie jest zła ani trochę…
-
To o co Ci chodzi?. Żaliła Ci się na mnie?. Daj spokój mam
poważna pracę i swoje życie.
Wiktor
ponownie przymknął oczy czując, jak na nowo narasta w nim
frustracja i gniew. Gdyby mógł, to pewnie teraz przyłożył by mu
prosto w twarz mocnym prawym sierpowym. Zachował jednak opanowanie.
Przez telefon i tak nie mógł mu nic zrobić.
-
Anna jest w szpitalu – powiedział z wymuszonym spokojem.
-
Co!?. Ale… jak to?, co się stało? - nie spodziewał się tego, co
usłyszał.
-
Teraz nagle Cię to interesuje?. Przecież masz swoje życie –
ironia aż ociekała z jego słów.
-
Wiktor, proszę Cię!. Co się stało? Wszystko z nią dobrze? -
wiadomość jaka do niego dotarła sprawiła, że zmartwił się
autentycznie. Teraz było mu głupio za swoje zachowanie.
-
Możemy się spotkać, czy będziemy tak rozmawiać przez ten głupi
aparat, jak dwóch obcych sobie ludzi?.
-
Tak, jasne. Oczywiście!. Jesteś w szpitalu?
-
Właśnie wyszedłem.
-
Poczekaj tam, zaraz będę…
Rozłączył
się. Wiktor pełen rezygnacji opuścił trzymany w ręku telefon.
Odwrócił się w stronę budynku szpitala i spojrzał w górę na
okna sal. Zastanawiał się skąd jego brat bierze te swoje
bezsensowne zachowania i teksty. Dlaczego jest taki samolubny?. Odkąd
został prawnikiem stał się strasznie zarozumiały. Już w czasie
studiów zaczął zachowywać się tak, jakby był lepszy od innych
tylko dlatego, że dostał się na tak prestiżowy kierunek. Potem
było już tylko gorzej. Imprezy, panienki, drogie przedmioty i
samochody. Z roku na rok stawał się zupełnie innym człowiekiem.
Nawet fortuna rodziców nie zrobiła z niego takiego bufona, jak te
studia.
Minęło
sporo czasu zanim dotarł pod szpital przywieziony przez taksówkę.
Wiktor nie miał wątpliwości, że pił. To zapewne dość sporo.
-
Gdzie ona jest?. Zaprowadź mnie do niej – próbował się
przepchać wprost przez niego, ale zatrzymał go.
-
Zwariowałeś do reszty!? - wydarł się. - Jest środek nocy!.
Pomijając fakt, że ona pewnie teraz śpi, to i tak nikt by Cię tam
nie wpuścił.
-
Ale Ciebie znają, wpuszczą nas, jak poprosisz.
-
Naprawdę… chyba coś Ci się już całkiem rzuciło na łeb!.
Wejdziesz tam pijany i co?, obudzisz ją, bo nagle sobie o niej
przypomniałeś?. Powaliło Cię?
-
Nie jestem pijany… I weź przestań się już nade mną pastwić!.
Powiedz mi lepiej co się stało.
-
Straciła przytomność na skutek nawrotu części wspomnień w domu
rodziców. Miała problemy z oddychaniem i z sercem.
-
Ale już wszystko dobrze? - zapytał dziwnie uspokojony i beztroski.
-
Słucham?. Dobrze?, w jakim sensie? - Wiktor nie wierzył własnym
uszom.
-
No… unormowało się?. Z jej sercem i oddechem jest już dobrze?
-
Artur na litość Boską!! - wrzasnął, a potem zacisnął mocno
pięści – Uwierz mi… gdyby nie to, że jesteś pod wpływem, to
przywaliłbym Ci solidnie…
-
O co Ci chodzi, do cholery!. Przecież się zainteresowałem, pytam o
jej stan.
-
Stan czego?, głąbie! Jeszcze długo nie będzie w porządku, jak to
określiłeś. - mówił już tylko dosadnie. - Dziewczyna przeżyła
koszmar. Została brutalnie uprowadzona i pobita, straciła pamięć,
a wszystko za sprawą jej własnego ojca. Teraz przypomniała sobie
dzień porwania, a Ty śmiesz się pytać czy wszystko w porządku!?.
Co niby Twoim zdaniem jest w porządku? To, że ją porwali czy to,
że ja zostawiłeś samą!?
-
Ej! Nie była sama – bronił się wkurzony na swojego brata –
Była z nią przecież połowa komisariatu i ten Twój przyjaciel.
Jak mu było?, Marek, tak?
-
Jesteś naprawdę aż tak zapatrzony w siebie?
-
Nie rozumiem o co Ci chodzi. Był z nią i co?. Nic to nie dało,
więc co niby zmieniłaby moja obecność w tamtym domu?
-
Marek nie był tam po to by ją wspierać. Ty miałeś to robić.
Gdybyś tam z nią był, zauważył byś, że dzieje się coś złego
i wyrwałbyś ją z tego stanu na czas. Po to miałeś tam być
dzisiaj!. Miałeś ją wspierać i zwyczajnie przy niej być, ale
Ciebie nie było i mogła przypłacić to życiem.
-
A więc teraz to moja wina, tak?. Jasne, najlepiej zwalić na
nieobecnego. Wpędziłem ją do grobu swoją nieobecnością, super…
-
Nie… ta rozmowa nie ma sensu… - rzucił zrezygnowany – wracaj
do domu i prześpij się, a jutro, jak już oprzytomniejesz, to wróć.
Wtedy porozmawiamy, może wróci Ci zdrowy rozsądek.
-
Teraz też jest zdrowy!
-
Artur! - czuł, że zaraz nie wytrzyma. Wziął głęboki oddech i
mocno wypuścił powietrze - Wracaj do domu…
-
Mam imprezę na mieście, wracam tam, gdzie mnie nie oceniają i nie
zwalają na mnie wszelkich win świta.
-
Rób co chcesz… Ale jutro nie pokazuj się w tym stanie Annie. I
nie warz się w żaden sposób komentować tego, co się wydarzyło w
jej domu, rozumiesz?.
-
Jasne, jasne… przecież Twój młodszy braciszek tylko same głupoty
gada, nie?. To nic, że jestem wykształconym i poważanym mecenasem
i tak tylko głupek ze mnie.
-
Jedź już lepiej… - całkowicie zrezygnowany zachowaniem brata
machnął na niego ręką i odszedł kierując się z powrotem do
wnętrza szpitala.
Niemal
całą noc przesiedział w jego murach analizując ten dzień, który
okazał się być niesamowicie ciężki. Zastanawiał się czy nie
powinien poprosić personelu szpitala, aby nie wpuszczali do Anny
nikogo poza nim i lekarzami. Bał się jednak, że gdyby to zrobił,
a Artur pojawiłby się jednak rano, to wszczął by taką awanturę,
że z pewnością Anna dowiedziałaby się o jego obecności.
Nad
ranem pojechał do domu po kilka rzeczy dla dziewczyny, w tym
książkę, o którą prosiła. Potem podrzucił przedmioty do
szpitala i poprosił pielęgniarkę o przekazanie ich pacjentce.
Musiał wracać do kliniki, pacjenci czekali na niego. Zwłaszcza, że
musiał wczoraj wyjść wcześniej i przełożył część z nich na
rano. Odczuwał lekkie zmęczenie po nieprzespanej nocy, a także w
dalszym ciągu złość na swojego brata. Miał szczerą nadzieję,
że Artur jednak przez noc przemyślał sprawę i nie zrobi znów
jakiegoś głupstwa. Nie zrobiłby nikomu naumyślnie krzywdy, to
było pewne. Jednak najbardziej Wiktor obawiał się tego, że
młodzieniec zrani Annę, jakimiś niestosownymi uwagami. Wolałby
tego uniknąć. Ta biedna młoda kobieta już dość wycierpiała w
swoim życiu. Czuł, że to co teraz sobie przypomniała, to jeszcze
nie koniec zła, jakie ją spotkało."
Pozdrawiam,
Agafi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz