Czy to za sprawą wejścia w tryb "pracuję/piszę/tworzę" czyli ogólnoumysłowy, czy też przyczyną był zwyczajny powrót weny z wakacji (tego nie wiem), ale jedno jest pewne:
Mózg ostatnio wszedł na najwyższe obroty pozwalając mi nie tylko dość sprawnie tworzyć mój biznesplan, ale również pisać moje rozpoczęte jakiś czas temu powieści oraz przygotowywać nowe wzory/ rysunki itp. , które z pewnością wykorzystam w przyszłości (niedalekiej ^^).
Tak czy owak są rzeczy, które do pracy twórczej - każdego możliwego rodzaju - są mi niezbędne. Co to takiego?. Z pewnością dobra muzyka. Raz wesoła, raz nostalgiczna, czasem nawet mocna/ostra. Najczęściej na playliście mam mieszaninę tego wszystkiego. W końcu w moich powieściach nie dzieje się tylko dobrze, nie ma tam jedynie radości i tańców.
Są też inne rzeczy, które ułatwiają życie artyście. W moim przypadku jest to wszystko to, co pasuje do mojego szalonego (czasem głupkowatego), ale zawsze optymistycznego charakteru.
No bo jak niby tworzyć, gdy nie nakarmi się weny należytymi środkami?
Tak siadłam przy papierach i uśmiechnęłam się sama do siebie. No zwyczajnie nie mogłam się nie podzielić z wami ten, co stanęło mi przed oczami.
Uwielbiam takie bzdurki, które sprawiają radość, odzwierciedlają stan umysłu i dają kopa do działania ^^.
Polecam każdemu z osobna i wszystkim razem, by jak najczęściej z tego korzystali w swoim życiu. Włączcie czasem głupie myślenie, uruchomcie w sobie dziecko, zwłaszcza, jeśli uśpiliście je dawno temu!. Dajcie ponieść się pozytywnym emocjom. Pozwólcie by zapanowała nad wami głupawka!
Warto też czasem oglądnąć jakiś wesoły teledysk czy film, przeczytać śmieszne opowiadanie lub książkę :)
A teraz zostawiam was z kolejną częścią mojej powiastki ^^
"Gdy
się ocknęła leżała w szpitalnym łóżku. W nozdrzach miała
rurki z tlenem, a w rękę wbity wenflon. Na klatce piersiowej
przyklejone były czujki od monitora funkcji życiowych. Nie miała
pojęcia, co tu robi. Spojrzała za okno. Na zewnątrz było już
ciemno. Próbowała poskładać wspomnienia. Była wraz z policją w
swoim rodzinnym domu. Oglądała go pomieszczenie, po pomieszczeniu.
Weszła do jednego z pokoi na piętrze, skupiała się na
znajdujących się tam przedmiotach i… łóżko… przejechała
dłonią po pościeli pod którą obecnie leżała. Czemu pomyślała
o łóżku?. Przed oczami na nowo stanęła jej jasna, kwiecista
pościel. Przypomniała sobie!. Zerwała się z pozycji leżącej i
poczuła, jak przyśpiesza się jej oddech. Maszyna mierząca tętno
zaczęła głośno piszczeć, alarmując personel medyczny, że coś
się dzieje.
Do
sali oprócz lekarza i pielęgniarki wszedł również Wiktor.
Wszyscy mieli bardzo poważne miny i każdy zajął się swoja
robotą. Pielęgniarka podbiegła do sprzętu, lekarz przygotowywał
się do badania i, co ją zaskoczyło, najwyraźniej do wykonania
zastrzyku, a Wiktor starał się odwrócić jej uwagę od tego co się
działo.
-
Anno, spokojnie!. Jesteś w dobrych rękach, nic Ci nie grozi.
-
Nie chce zastrzyku… - wyszeptała cicho z trudem, między ciężkimi
oddechami.
-
To Ci pomoże, moje dziecko – odezwał się lekarz w średnim
wieku, trzymając uniesiona w górę strzykawkę. Nie patrzył jednak
na nią, a jedynie powoli wycisnął część płynu, aby pozbyć się
ze strzykawki powietrza.
-
Nie chcę żadnego zastrzyku – powiedziała głośniej, ale nadal
siląc się na każde słowo i pomiędzy każdym z nich łapiąc z
trudem oddech.
-
Anno, spokojnie – wołał do niej Wiktor, próbując zmusić ją do
patrzenia na niego – połóż się, pomożemy Ci.
Pielęgniarka
próbowała zmusić ją do oparcia się na łóżku, starała się
mówić do niej spokojnie i uśmiechać się, ale dziewczyna zupełnie
ją zignorowała, jakby jej tam nie było wcale. Gdy kobieta
przycisnęła ją mocniej by wymusić powrót do pozycji leżącej,
dziewczyna zaczęła się wyrywać i krzyczeć.
-
Nie chcę żadnego zastrzyku!! Słyszycie!? Nie zmusicie mnie do
tego. Nie tym razem, nie... znów to samo!! - nie wiedziała skąd
ten obraz pojawił się przed jej oczami. Znów była w ciemnej
furgonetce. Zatrzymali się. Dwaj mężczyźni próbowali ją uciszyć
i wyprowadzić na zewnątrz. Krzyczała i wyrywała się. Jednego z
nich boleśnie kopnęła w kolano, drugiego ugryzła za co oberwała
solidny policzek. Płakała i darła się, że nie ujdzie im to na
sucho. W końcu ten, którego ugryzła chwycił ją od tyłu z całych
sił i przytrzymał mocno zmuszając do uklęknięcia. Ne miała siły
by z nim wygrać tę przepychankę. Mężczyzna zawołał do drugiego
„Daj jej zastrzyk. Suka się nie uspokoi. Zaraz nas ktoś
podkabluje. Trzeba ją ucieszyć”. Mimo bólu i braku
wystarczających sił próbowała się wyrwać. Krzyczała, że się
nie zgadza na to. W końcu jednak przegrała. Drugi mężczyzna
kulejąc przez obolałe kolano podszedł i wstrzyknął jej coś w
rękę. Z sekundy na sekundę czuła, jak opada z sił, a jej ciało
robi się ciężkie i senne.
-
Trzeba wezwać sanitariuszy – powiedział lekarz.
-
Proszę zaczekać. Dajcie mi chwilę. Spróbuję ją uspokoić.
-
Wiktor z całym szacunkiem, ale liczy się czas. Nie możemy pozwolić
by zbyt długo pozostawała w tym stanie.
-
Wiem o tym! - krzyknął na lekarza, ale zaraz się zreflektował. -
Wybacz. Daj mi dosłownie chwilę. Znam ją, a ona zna mnie.
-
Dobrze… - mężczyzna zgodził się wyraźnie niechętnie. - Pani
Leno, proszę ją puścić.
Pielęgniarka
posłuchała bez zbędnych pytań i gestów.
-
Anno – zawołał spokojnie Wiktor, ale dziewczyna nadal była
gdzieś indziej – Anno!!, to ja! Spójrz na mnie!
Mętny
wzrok dziewczyny zwrócił się w jego stronę. Wiedział, że wciąż
jej nie odzyskali, ale był postęp. Próbował więc dalej.
-
Anno, jestem tutaj. Nic Ci już nie grozi.
-
Wiktor? - zapytała z trudem łapiąc oddech i czując, jak serce
próbuje wyskoczyć jej z piersi. Powoli wracała do świadomości.
Znów była w sali szpitalnej. Nieznośny ból w klatce piersiowej
sprawiał, że chciało się jej płakać i odczuwała strach. - ja…
co się dzieje?…
-
Spokojnie. Wszystko mamy pod kontrolą – mówił do niej łagodnie,
ale stanowczo. Jednocześnie kiwną głową na lekarza, aby
przygotował się do zastrzyku. - Połóż się proszę, damy Ci
lekarstwo.
-
Boli mnie… - wysapała chwytając się dłonią za serce, ale dała
się mu położyć.
-
Wiem Anno, zaraz będzie lepiej. Rozluźnij się tylko i daj rękę.-
starał się ze wszystkich sił zachować opanowanie.
Jego
kolega po fachu zauważył jednak, że znajomość z pacjentką
odcisnęła na nim swoje piętno. Przysunął się do łóżka i
powoli podał zastrzyk prosto w żyłę na zgięciu ręki. Dziewczyna
przymknęła oczy i zaczęła się uspokajać. Po jakimś czasie, gdy
ból minął, a sprzęt obok niej przestał tak upiornie piszczeć
ponownie otworzyła oczy. Wydawało się jej, że minęła ledwie
sekunda, ale teraz w sali nie było już nikogo poza nią i Wiktorem.
-
Jak się czujesz? - zapytał ze spokojem Wiktor.- Coś Cię jeszcze
boli?
-
Nie, wszystko jest w porządku – odpowiedziała cicho, czując
ogarniające ja zmęczenie.
-
Przypomniałaś sobie wszystko? - zaryzykował, choć wiedział, że
nie powinien tego robić. Nie tak od razu.
Dziewczyna
przymknęła oczy i pokręciła przecząco głową. Dłonie zacisnęła
na pościeli, co sprawiło, że Wiktor wzmógł swoją czujność, a
przez myśl przeszło mu, że popełnił błąd. Jeśli ponownie
wpadnie w szał, może już nie dać rady jej uspokoić. Nic takiego
jednak się nie stało. Anna wzięła głęboki oddech, poluźniła
palce rąk i otworzyła oczy.
-
To jedynie krótkie urywki…
-
A więc jednak coś sobie przypomniałaś?
-
To co wydarzyło się w dniu porwania… Wiktor? - zawołała, a
potem wzdrygnęła się, jakby chciała to wycofać.
-
Słucham Cię. Jeśli chcesz o tym porozmawiać, to śmiało.
Jesteśmy przyjaciółmi, chyba już to wiesz!.
Uśmiechnęła
się do niego blado i bardzo nieśmiało. Minęła długa chwila
zanim odważyła się cokolwiek powiedzieć. Trawiła w sobie
wszystko to, co się teraz gromadziło w jej głowie. Musiała sobie
to jakoś poukładać.
-
Pamiętasz, gdy byłam u Ciebie w pierwszych dniach. Tamtej nocy
miałam sen… koszmar…
-
Pamiętam.
-
To nie był jedynie sen… to były wspomnienia… mgliste, okrutne
wspomnienia. To wszystko wydarzyło się naprawdę… - do oczu
napłynęły jej łzy, a głos zaczął się łamać. Kolejne słowa
były piskliwe. Z trudem powstrzymywała łkanie – On naprawdę
mnie sprzedał… mój własny ojciec... potraktował mnie, jak
rzecz… zwyczajnie się mnie pozbył…
-
Nie myśl o tym. On odpowie za swoje czyny. Zwłaszcza teraz, gdy
sobie przypomniałaś tamten dzień. - nie był pewien czy powinien
to mówić. Czy ona będzie wstanie zeznawać przeciw swojemu ojcu i
oprawcy w jednej osobie?. Przeklął w myślach za swoja głupotę.
To już kolejny raz dzisiaj, gdy nie postępuje racjonalnie.
Potrzebowała
dłuższej chwili by się uspokoić na nowo. Czuła się okropnie i
bardzo źle z tym wszystkim, ale w tym momencie najbardziej odczuwała
wstyd, że tak dała się ponieść emocjom czy Wiktorze.
-
Wybacz – powiedziała ocierając łzy z policzków i starając się
uśmiechnąć – Rozkleiłam się i zawracam Ci głowę tym
wszystkim…
-
Daj spokój. Od tego są przyjaciele, nie?. - odpowiedział jej nie
tylko słowami, ale i promiennym uśmiechem.
-
Masz własne sprawy na głowie… - spuściła wzrok na swoje dłonie.
Nagle coś sobie uświadomiła i zaczęła się rozglądać
niespokojnie.
-
Co się stało?. Szukasz czegoś? - nie wydawał się zaskoczony jej
zachowaniem, choć bardziej domyślał się niż wiedział, o co jej
chodzi.
-
Gdzie jest mój telefon?. Jest już późno, na pewno się nie pokoi.
Pewnie dzwonił i teraz się martwi, że nie odebrałam – wciąż
gorączkowo rozglądała się w około, zaglądała do szafki i
szuflady przy łóżku.
– Nie
zaprzątaj sobie tym głowy. Dzwoniłem do niego, ale nie odbierał…
- ton jego głosu zmienił się na surowy, ale najwyraźniej
dziewczyna tego nie zauważyła, to zignorowała to.
-
Oh… no tak, pewnie jest zajęty. Miał jakąś ważną sprawę
dzisiaj… - tłumaczyła go sama przed sobą, choć czuła w sercu
ukłucie bólu. Co
jednak miała powiedzieć?, nie mogła narzekać, w końcu to jego
brat. Nie chciała stawiać go w niezręcznej sytuacji nadając na
Artura.
Wiktor
zacisną pieści w geście złości, a jego nozdrza rozchyliły się
w gniewie. Był bliski wybuchu, ale powstrzymał się ze względu na
jej stan. Nie było to wcale łatwe, nie miał jednak wpływu na to,
co działo się między nią, a jego bratem.
-
Powinnaś odpocząć. Telefon pewnie został wraz zresztą rzeczy u
Marka – skłamał. Torebka oraz jej zawartość spoczywała w jego
samochodzie. - Ja go powiadomię, o nic się nie martw.
-
Dziękuję, Wiktorze. To wiele dla mnie znaczy – uśmiechnęła się
uspokojona. - Czy mogę liczyć na to, że jutro odzyskam swoje
rzeczy?. Chciałabym wrócić do domu, ale… - ponownie spuściła
wzrok i zasmuciła się.
-
Lekarz prowadzący mówił, że potrzymają Cię tutaj jeszcze
trochę. Ta na wszelki wypadek. Ale nie martw się na pewno za dzień
lub dwa wrócisz do siebie. Tymczasem jeśli czegoś potrzebujesz daj
znać, załatwię co trzeba.
-
Dziękuję. Myślę, że przydałaby mi się jakaś książka, ale
nie chciałabym Cię zbytnio fatygować. I tak przeze mnie masz teraz
więcej na głowie. Mam na myśli pracę w klinice.
-
Tym się w ogóle nie przejmuj. Ja i Halinka wszystkim się zajmiemy,
a Ty powrócisz do pracy szybciej niż Ci się wydaje. Rozluźnij się
i wypocznij. Gdybyś miała problem ze snem powiedz pielęgniarce, z
pewnością da Ci coś, co pomoże.
Skinęła
głową wdzięczna za jego troskę. Potem pożegnali się i została
w sali sama ze swoimi myślami i nowymi, a raczej starymi,
odzyskanymi wspomnieniami."
Pozdrawiam!
Agafi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz