Miłego czytania!
(za błędy przepraszam...)
Piątek, 01.07 – Willa za
granicami miasta
Wiktor
zadzwonił do drzwi przepięknej, ogromnej Willi znajdującej
się z dala od wielkiego miasta. Kolorystycznie nie wiele różniła się od innych w tej okolicy. Niemal śnieżno białe ściany, ciemne okiennice i czarny, elegancki dach. Zarówno przed nią, jak i za zabudowaniem ciągnęły się cudowne, zadbane ogrody pełne ozdobnych drzewek, krzewów i różnorodnych, ale dopasowanych do siebie kwiatów.
Mężczyzna nie musiał długo czekać na gospodynię tego domu. Zaraz drzwi otworzyła mu wytwornie ubrana, elegancka, niewysoka dama w średnim wieku. Włosy zafarbowane miała na piękny rubinowy kolor i spięte w eleganckiego koka. Na sobie miała białą koszulę i granatową, przylegającą do szczupłego ciała spódnicę długości do kolan, a na nogach wysokie czarne szpilki.
Mężczyzna nie musiał długo czekać na gospodynię tego domu. Zaraz drzwi otworzyła mu wytwornie ubrana, elegancka, niewysoka dama w średnim wieku. Włosy zafarbowane miała na piękny rubinowy kolor i spięte w eleganckiego koka. Na sobie miała białą koszulę i granatową, przylegającą do szczupłego ciała spódnicę długości do kolan, a na nogach wysokie czarne szpilki.
-
Witaj Skarbie, tak dawno Cię nie widziałam – przywitała go
całując w policzek. Musiał się pochylić lekko, by go dosięgła pomimo szpilek.
-
Witaj mamo, jak się miewasz?
-
Wspaniale. Wejdź, wejdź!. Zaparzę kawy.
Poszedł
za nią do kuchni, a gdy kawa była gotowa usiedli na kremowej sofie w salonie pełnym drogich, a często i bardzo starych przedmiotów. Z początku zwyczajnie wypytywała
go o zdrowie, pracę i to, jak się mu wiedzie. Potem zeszła na
temat jego przyjaciół. Wiedział do czego dążyła, znał ją
doskonale. W końcu postanowił zakończyć zabawę w kotka i myszkę, a w zamian mówić wprost.
-
Rozumiem, że już Ci doniesiono.
-
Ale co takiego, kochanie? - udawała, że nie rozumie o czym do niej mówi.
-
Mamo, proszę Cię – spojrzał na nią spode łba – Oboje
doskonale wiemy, że nie umiesz kłamać, ani ukrywać prawdy.
-
Och, spotkałam się ostatnio z Halinką i zaczęła mi mówić o
jakiejś dziewczynie, którą przygarnąłeś. Dziwisz mi się, że
mnie to zainteresowało?
-
Ani trochę.
-
Nie żartuj! - skarciła go – Swoją drogą, naprawdę nie bałeś
się brać do domu całkiem obcej osoby?.
-
Nie – odpowiedział prosto i dobitnie.
-
Wiktorze, to nie pasuje do Ciebie. Zawsze byłeś taki ostrożny.
-
Nadal jestem. Ta dziewczyna naprawdę dużo przeszła, do tego ma
amnezję. Nie miała się gdzie podziać, ani znikąd pomocy. Miałem
pozwolić Markowi odstawić ją do przytułku?, nawet on nie chciał
tego robić.
-
Tego nie wiedziałam... Co się stało?
Wiktor
pokrótce opowiedział matce o tamtej akcji w starej kamienicy, nie
wdawał się w zbędne szczegóły i nie zdradzał zbyt wiele o
przeszłości Anny. Sam nie chciałby, aby ktoś opowiadał o nim
innym, obcym dla siebie ludziom, dlatego też nie zamierzał tego
robić i w tym przypadku. Matka wsłuchiwała się w jego
opowiadanie z niedowierzaniem. Sama poczuła współczucie i pewien
rodzaj sympatii do dziewczyny, o której opowiadał jej syn. Teraz
rozumiała już jego decyzję i w duchu stwierdziła, że jej
pierworodny syn wyrósł na naprawdę wspaniałego mężczyznę.
Szkoda tylko, że nie chciał znaleźć dla siebie żony. Tak bardzo tego pragnęła. Tego, aby ułożył sobie z kimś życie i dał jej wnuki. Gdy
skończył mówić zamyśliła się przez chwilę.
-
Ale naprawdę nie ma żadnej rodziny, ani przyjaciół, którzy by
jej pomogli?
-
Niestety, zresztą i tak niczego i nikogo nie pamięta. Bezpieczniej
dla niej jest poznawać nowych ludzi niż spotkania z tymi, którzy
mogą coś wiedzieć.
-
Może masz rację. - coś przyszło jej do głowy – A może
zaprosisz ją do nas na obiad?
-
To nie jest dobry pomysł, mamo.
-
Dlaczego? Przecież jej nie skrzywdzimy.
-
Ledwie zaczęła wychodzić z domu. Powoli sama próbuje przekonać
się do pójścia w stronę centrum miasta. Co kilka dni zostawiam jej
na stoliku w salonie pieniądze z informacją, że gdyby czegoś potrzebowała może
pójść do miasta, ale za każdym razem próbuje mi je zwrócić, albo ich nie dotyka wcale.
-
Jest chyba bardzo uczciwa?
-
Bardzo, chciałem żeby je sobie zbierała, jeśli nie chce wydawać.
Sprząta cały dom, gotuje i pracuje w ogrodzie. Wciąż powtarza, że
chce się odwdzięczyć za dach nad głową i wyżywienie. Jednak
wciąż robi to samo, zostawia je tam, gdzie je położyłem.
-
Niesamowite. A Ty?
-
A ja w kółko powtarzam, że robi więcej niż powinna i jeśli mamy
być oboje uczciwi, to za jej pracę należy się coś więcej niż
mieszkanie i jedzenie.
Matka
uśmiechnęła się do niego, a potem wstała, podeszła bliżej i
ucałowała go w czoło.
-
Jestem z Ciebie naprawdę dumna, synku.
-
Dziękuję, ale nie robię niczego nadzwyczajnego – odwzajemnił
jej uśmiech, a potem zerknął na wielki, zabytkowy zegar stojący w
salonie. - Musze już wracać. Będzie się niepokoiła, jeśli za
późno wrócę, nie mówiłem jej, że tak długo mnie nie będzie.
-
Zadzwoń do niej.
Przystaną
nagle i spojrzał na matkę wielkimi oczami, jakby powiedziała coś nadzwyczajnego. Klepnął się otwartą
dłonią w czoło.
-
Gapa ze mnie.
-
Co się stało?
-
Telefon! Nie pomyślałem, żeby dać jej telefon.
Dama
zaczęła się donośnie śmiać.
-
Taki mądry, taki zaradny, a zapomniał o owocach dzisiejszej
technologii.
-
W takim razie tym bardziej muszę już uciekać, czeka mnie kurs do
centrum. Jutro obiecałem jej, że pojedziemy do szkółki zieleni by
wybrać krzewy i drzewka do ogrodu, ponoć ma już jakiś plan na
urządzenie tej mojej pustki – mrugnął do matki na odchodne i
szybko ruszył do wyjścia, by nie skomentowała tego. W drodze usłyszał tylko,
jak za nim krzyknęła „No wreszcie!”. Uśmiechnął się pod
nosem mając nadzieje, że nie zechce zrobić im niespodzianki i nie
pojawi się bez zapowiedzi wkrótce w jego domu. Anna wciąż
potrzebowała spokoju i powolnego wchodzenia w społeczeństwo. Jego
matka choć dobra i miła kobieta, była zbyt energiczna.
Po
powrocie do domu zastał Annę siedzącą na kanapie w salonie.
Oczywiście w ręku trzymała książkę, ale wiedział, że czekała
na niego.
-
Wybacz, że tyle czasu mnie nie było. Zdałem sobie przy okazji
sprawę z tego, że nawet nie mam, jak informować Cię, że coś
mnie mogło zatrzymać. Dlatego mam dla Ciebie prezent. - podał jej
mała paczuszkę.
-
Telefon? - zapytała zaskoczona patrząc na pudełko – ale... nie
musiałeś...
-
Chciałem. Teraz jeśli cokolwiek będzie się działo, możesz do
mnie zadzwonić.
-
Nie chcę Cię niepokoić niepotrzebnie. Dość masz przeze mnie
zmartwień.
-
Zmartwień?. Chyba sobie żartujesz!. Odkąd tu jesteś widzę same
tego korzyści. - chciała zaprzeczyć, ale nie dopuścił jej do
głosu – Proszę Cię, daj już spokój!. Gdybym zatrudnił
gosposię robiłaby tyle samo co Ty, jeśli nie mniej, a poza
mieszkaniem i wyżywieniem dostawałaby jeszcze pensję. Wybacz mi za
to porównanie, ale musisz przestać patrzeć na siebie, jak na
pasożyta w tym domu, bo tak nie jest.
-
Dziękuję...
-
Jutro pojedziemy po rośliny do ogrodu, a po niedzieli mam nadzieję
odważysz się wreszcie ruszyć na miasto, co?
-
No, nie wiem...
-
Dasz radę, zobaczysz. A teraz pora już spać, zrobiło się
naprawdę późno. Raz jeszcze Cię przepraszam, że tyle czasu mnie nie
było, ale odwiedziłem matkę i się zasiedziałem u niej.
-
Przecież nie musisz mi się tłumaczyć.. - zarumieniła się
dziewczyna. Nie męczył jej już dłużej. Powiedział dobranoc i
poszedł do siebie.
Ona
jeszcze przez jakiś czas siedziała w salonie czytając książkę,
aż w końcu, gdy poczuła, że ogrania ją zmęczenie poszła do
swojego pokoju i położyła się spać. Przed snem uruchomiła
telefon, który dostała od Wiktora. Wewnątrz pudełka była
karteczka od niego z jego numerem. Przypomniała sobie co mówił
wieczorem. Było jej bardzo miło słyszeć te wszystkie dobre słowa,
potrzebowała ich bardzo. Wszystko to, co było dawniej, pierwsze
bodźce, które otrzymała od policji były złe i przytłaczające....
to zaważyło na jej nastawieniu do siebie. Potrzebowała bardzo by
ktoś podniósł jej samoocenę, choć nie zdawała sobie z tego
sprawy świadomie
Myślała
również o tym, że ten mężczyzna jest naprawdę wspaniałym i
dobrym człowiekiem. Zawsze wyrażał się o ludziach, którzy go
otaczali tylko dobrze, a nawet jeśli ktoś zalazł mu za skórę
obracał to w żart. Zatroszczył się o nią, dał jej tak wiele,
choć nic o niej nie wiedział. Wspierał niemal na każdym kroku.
Naprawdę mógłby być jej starszym bratem. Kiedy dziś wspomniał o
wizycie u matki, również zauważyła, że mówił o tym z radością
i miłością. Tego mu pozazdrościła. On miał rodzinę, na którą
mógł liczyć...
Następnego
dnia, gdy dojechali do miejsca pełnego roślin czuła się niczym w
raju. Było tam tak wiele pięknych kwiatów, krzewów i drzew. Gdyby
nie to, że mniej więcej wiedziała czego szuka, to pewnie miałaby
problem ze zdecydowaniem się na to, co zakupić. Priorytetem na jej
liście był oczywiście krzew bzu. Wiktor widząc, że patrzy na
wszystkie kolory z zachwytem kazał przygotować do transportu trzy:
biały, lawendowy i ciemny fiolet. Dodatkowo kilka krzewów róż
czerwone, herbaciane i drobne, pnące się białe. Dziewczynie wpadła
w oko również budleja. Zwłaszcza, że sprzedawca zachwalał ją
jako roślinę przyciągającą motyle i inne owady. Do tego doszło
jeszcze kilka drzewek, jak piękny klon palmowy oraz wiśnia
japońska.
Anna
najchętniej spędziłaby tu cały dzień. Wszystkie zamówione
rośliny miały zostać dostarczone dopiero z początkiem przyszłego
tygodnia, nie musieli się więc martwić o to, że będzie trzeba je od razu zacząć sadzić. Wiktor powiedział, że dzisiaj
częściowo przygotują dołki w miejscach, gdzie Anna będzie
chciała je posadzić, resztę zrobią w poniedziałek, a gdy rośliny
dojadą tylko je wstawią i zakopią. Oczywiście Wiktor był bardzo
zapobiegawczy i wziął również pudło z nasionami trawy by zasiać
ją w około nowo posadzonych roślin, a także zamówił ozdobne
kamienie i specjalną korę do posypania wokół drzew, gdyby
dziewczyna chciała upiększyć swoje dzieło. Była mu za to bardzo
wdzięczna.
W
kolejnym tygodniu wykonali wszystko tak, jak mieli to w planach.
Wiktor musiał przyznać, że te kilka roślin naprawdę ożywiło
ogród. Teraz naprawdę wyglądał pięknie, a wiedział, że w
przyszłym roku, gdy rośliny dobrze się przyjmą i będą doglądane
przez odpowiednie ręce, będzie jeszcze piękniej.
Środa, 13.07.
Dwa
tygodnie później Anna wreszcie odważyła się pójść do miasta.
Do tej pory jeśli czegoś potrzebowała, choćby tak prozaicznych
rzeczy, jak pasta do zębów czy podpaski odwiedzała pobliski
sklepik. Teraz chciała zobaczyć coś więcej. Miała również
nadzieję, że znajdzie w mieście jakąś księgarnię lub
antykwariat. Chciała też znaleźć jakieś drobiazgi do
swojego pokoju.
Na
miejsce dotarła bez większych problemów. Już wcześniej Wiktor
opowiadał jej gdzie powinna się kierować i jak iść. Mimo tego,
że był środek dnia i środek tygodnia, w mieście było mnóstwo
ludzi i samochodów. Nikt nie zwracał na nią większej uwagi, to
nie było małe miasteczko, w którym wszyscy się znali, nie musiała
się więc obawiać, że ktoś ją zacznie zaczepiać i wypytywać kim
jest i co tu robi, albo wytykać palcami. Tak, jak to miało miejsca z początku w sklepiku
nieopodal domu Wiktora. Czuła się wtedy naprawdę fatalnie i nie
bardzo wiedziała co powinna mówić. W końcu powiedziała, że
przyjechała tu do rodziny. Tym bardziej było jej głupio, gdy
później Wiktor przepraszał ją za te sytuację, uważając, że
powinien był ją uprzedzić, albo pierwszy raz pójść z nią by
nikt jej niepotrzebnie nie zaczepiał i nie wypytywał o nie swoje
sprawy.
Krążyła
po mieście wśród tylu ludzi, ale czuła się całkiem dobrze. Ona
nie znała ich, a oni jej. Za to szybko znalazła i księgarnię i
antykwariat, a także sklep z pamiątkami pełen pięknych
przedmiotów takich, jak wazy, obrazy, małe oraz duże posążki i
figurki. Znalazła kilka rzeczy dla siebie. W końcu uznała, że
pora wracać. I tu zaczęły się problemy. Nie miała pojęcia, jak
się wydostać z centrum. Szczerze mówiąc przez zamyślenie
straciła kompletnie rozeznanie w terenie oraz w kierunkach. Zrobiła
jedyną rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
Wiktor
akurat skończył przyjmować ostatniego w tym dniu pacjenta i
właśnie zabierał się za robotę papierkową, której szczerze
miał już po dziurki w nosie, gdy nagle zadzwonił telefon. Zdziwił
się, kiedy zobaczył kto do niego dzwoni. Halina, która właśnie
karmiła na kolanach małe kocię popatrzyła na niego widząc, że
wpatruje się w telefon.
-
Nie odbierzesz?
-
Tak, tak... – powiedział wyrwany z zamyślenia i odebrał telefon. - Czy coś
się stało?. Spokojnie. Powiedz mi, gdzie jesteś. Daj spokój.
Rozumiem. Zaraz tam będę. - Rozłączył się i zaczął zbierać
teczki z dokumentami leżące na biurku.
-
Coś się stało?
-
Anna odważyła się wreszcie pójść na miasto i zabłądziła.
-
Biedna dziewczyna.
-
Powinienem był to przewidzieć. Teraz obwinia siebie... Halinko,
zabiorę dokumenty do domu, Ty jak skończysz z małym też uciekaj.
I tak ostatnio za długo tu przesiadujesz. Twój mąż w końcu rzuci
się na mnie z nożem.
-
Żartowniś. Nie martw się, zaraz będę się zbierała do domu.
Jedź już po to biedne dziecko.
Kiedy
dotarł na miejsce opisane przez Annę, siedziała na schodach
jakiejś kamieniczki. Wysiadł z auta i podszedł do niej podając
jej rękę. Skorzystała z pomocy i wstała.
-
Wybacz mi... nie miałam się do kogo zwrócić... nawet nie
pamiętam, na jakiej ulicy znajduje się Twój dom...
-
To ja Cię przepraszam, nie powinienem Cię zachęcać do tego, żebyś
pierwszy raz szła tu sama. A za telefon mnie nie przepraszaj, po to
dałem Ci numer, żebyś właśnie w takich sytuacjach miała się do
kogo zwrócić o pomoc.
-
Dziękuję...
Widział,
że mimo iż starała się trzymać fason była lekko roztrzęsiona.
Zanim wsiadła do auta niespokojnie rozglądała się wkoło. Siatkę
z zakupionymi rzeczami trzymała mocno, a jadąc autem przyciskała
ją do ciała. Wiktor był zły na siebie, że naprawdę nie przewidział, że coś takiego może się wydarzyć. Powinien był bardziej
to przemyśleć. Przez jego nieodpowiedzialne zachowanie postęp,
którego dokonała może się cofnąć. Tego by nie chciał.
Ten
dzień był dla niej bardzo męczący. Kiedy tylko wrócili do domu
nawet nie miała ochoty jeść. Zdołał wmusić w nią jedynie
ciepłą
herbatę i zaraz uciekła do siebie. Martwił się, jak zniesie noc
po czymś takim. Na szczęście jego obawy nie sprawdziły się.
Zmęczona szybko zasnęła i spała w miarę spokojnie do rana, jak
przez ostatnie noce.
Pozdrawiam,
Agafi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz