środa, 7 marca 2018

na przeczekanie mojej nieobecności ^^

Niestety obawiam się, że nie jestem w stanie nic sensownego aktualnie napisać, gdyż szkoła zdaje się chce wykończyć moje dziecko, a mnie przy okazji... dlatego dziś zostawiam was zwyczajnie, z dalszą częścią mojego pióra ;) - o które dopominały się pewne osoby ^^

Miłego czytania!
(za błędy przepraszam...)



Piątek, 01.07 – Willa za granicami miasta

Wiktor zadzwonił do drzwi przepięknej, ogromnej Willi znajdującej się z dala od wielkiego miasta. Kolorystycznie nie wiele różniła się od innych w tej okolicy. Niemal śnieżno białe ściany,  ciemne okiennice i czarny, elegancki dach. Zarówno przed nią, jak i za zabudowaniem ciągnęły się cudowne, zadbane ogrody pełne ozdobnych drzewek, krzewów i różnorodnych, ale dopasowanych do siebie kwiatów. 
Mężczyzna nie musiał długo czekać na gospodynię tego domu. Zaraz drzwi otworzyła mu wytwornie ubrana, elegancka, niewysoka dama w średnim wieku. Włosy zafarbowane miała na piękny rubinowy kolor i spięte w eleganckiego koka. Na sobie miała białą koszulę i granatową, przylegającą do szczupłego ciała spódnicę długości do kolan, a na nogach wysokie czarne szpilki.
- Witaj Skarbie, tak dawno Cię nie widziałam – przywitała go całując w policzek. Musiał się pochylić lekko, by go dosięgła pomimo szpilek.
- Witaj mamo, jak się miewasz?
- Wspaniale. Wejdź, wejdź!. Zaparzę kawy.
Poszedł za nią do kuchni, a gdy kawa była gotowa usiedli na kremowej sofie w salonie pełnym drogich, a często i bardzo starych przedmiotów. Z początku zwyczajnie wypytywała go o zdrowie, pracę i to, jak się mu wiedzie. Potem zeszła na temat jego przyjaciół. Wiedział do czego dążyła, znał ją doskonale. W końcu postanowił zakończyć zabawę w kotka i myszkę, a w zamian mówić wprost.
- Rozumiem, że już Ci doniesiono.
- Ale co takiego, kochanie? - udawała, że nie rozumie o czym do niej mówi.
- Mamo, proszę Cię – spojrzał na nią spode łba – Oboje doskonale wiemy, że nie umiesz kłamać, ani ukrywać prawdy.
- Och, spotkałam się ostatnio z Halinką i zaczęła mi mówić o jakiejś dziewczynie, którą przygarnąłeś. Dziwisz mi się, że mnie to zainteresowało?
- Ani trochę.
- Nie żartuj! - skarciła go – Swoją drogą, naprawdę nie bałeś się brać do domu całkiem obcej osoby?.
- Nie – odpowiedział prosto i dobitnie.
- Wiktorze, to nie pasuje do Ciebie. Zawsze byłeś taki ostrożny.
- Nadal jestem. Ta dziewczyna naprawdę dużo przeszła, do tego ma amnezję. Nie miała się gdzie podziać, ani znikąd pomocy. Miałem pozwolić Markowi odstawić ją do przytułku?, nawet on nie chciał tego robić.
- Tego nie wiedziałam... Co się stało?
Wiktor pokrótce opowiedział matce o tamtej akcji w starej kamienicy, nie wdawał się w zbędne szczegóły i nie zdradzał zbyt wiele o przeszłości Anny. Sam nie chciałby, aby ktoś opowiadał o nim innym, obcym dla siebie ludziom, dlatego też nie zamierzał tego robić i w tym przypadku. Matka wsłuchiwała się w jego opowiadanie z niedowierzaniem. Sama poczuła współczucie i pewien rodzaj sympatii do dziewczyny, o której opowiadał jej syn. Teraz rozumiała już jego decyzję i w duchu stwierdziła, że jej pierworodny syn wyrósł na naprawdę wspaniałego mężczyznę. Szkoda tylko, że nie chciał znaleźć dla siebie żony. Tak bardzo tego pragnęła. Tego, aby ułożył sobie z kimś życie i dał jej wnuki. Gdy skończył mówić zamyśliła się przez chwilę.
- Ale naprawdę nie ma żadnej rodziny, ani przyjaciół, którzy by jej pomogli?
- Niestety, zresztą i tak niczego i nikogo nie pamięta. Bezpieczniej dla niej jest poznawać nowych ludzi niż spotkania z tymi, którzy mogą coś wiedzieć.
- Może masz rację. - coś przyszło jej do głowy – A może zaprosisz ją do nas na obiad?
- To nie jest dobry pomysł, mamo.
- Dlaczego? Przecież jej nie skrzywdzimy.
- Ledwie zaczęła wychodzić z domu. Powoli sama próbuje przekonać się do pójścia w stronę centrum miasta. Co kilka dni zostawiam jej na stoliku w salonie pieniądze z informacją, że gdyby czegoś potrzebowała może pójść do miasta, ale za każdym razem próbuje mi je zwrócić, albo ich nie dotyka wcale.
- Jest chyba bardzo uczciwa?
- Bardzo, chciałem żeby je sobie zbierała, jeśli nie chce wydawać. Sprząta cały dom, gotuje i pracuje w ogrodzie. Wciąż powtarza, że chce się odwdzięczyć za dach nad głową i wyżywienie. Jednak wciąż robi to samo, zostawia je tam, gdzie je położyłem.
- Niesamowite. A Ty?
- A ja w kółko powtarzam, że robi więcej niż powinna i jeśli mamy być oboje uczciwi, to za jej pracę należy się coś więcej niż mieszkanie i jedzenie.
Matka uśmiechnęła się do niego, a potem wstała, podeszła bliżej i ucałowała go w czoło.
- Jestem z Ciebie naprawdę dumna, synku.
- Dziękuję, ale nie robię niczego nadzwyczajnego – odwzajemnił jej uśmiech, a potem zerknął na wielki, zabytkowy zegar stojący w salonie. - Musze już wracać. Będzie się niepokoiła, jeśli za późno wrócę, nie mówiłem jej, że tak długo mnie nie będzie.
- Zadzwoń do niej.
Przystaną nagle i spojrzał na matkę wielkimi oczami, jakby powiedziała coś nadzwyczajnego. Klepnął się otwartą dłonią w czoło.
- Gapa ze mnie.
- Co się stało?
- Telefon! Nie pomyślałem, żeby dać jej telefon.
Dama zaczęła się donośnie śmiać.
- Taki mądry, taki zaradny, a zapomniał o owocach dzisiejszej technologii.
- W takim razie tym bardziej muszę już uciekać, czeka mnie kurs do centrum. Jutro obiecałem jej, że pojedziemy do szkółki zieleni by wybrać krzewy i drzewka do ogrodu, ponoć ma już jakiś plan na urządzenie tej mojej pustki – mrugnął do matki na odchodne i szybko ruszył do wyjścia, by nie skomentowała tego. W drodze usłyszał tylko, jak za nim krzyknęła „No wreszcie!”. Uśmiechnął się pod nosem mając nadzieje, że nie zechce zrobić im niespodzianki i nie pojawi się bez zapowiedzi wkrótce w jego domu. Anna wciąż potrzebowała spokoju i powolnego wchodzenia w społeczeństwo. Jego matka choć dobra i miła kobieta, była zbyt energiczna.

Po powrocie do domu zastał Annę siedzącą na kanapie w salonie. Oczywiście w ręku trzymała książkę, ale wiedział, że czekała na niego.
- Wybacz, że tyle czasu mnie nie było. Zdałem sobie przy okazji sprawę z tego, że nawet nie mam, jak informować Cię, że coś mnie mogło zatrzymać. Dlatego mam dla Ciebie prezent. - podał jej mała paczuszkę.
- Telefon? - zapytała zaskoczona patrząc na pudełko – ale... nie musiałeś...
- Chciałem. Teraz jeśli cokolwiek będzie się działo, możesz do mnie zadzwonić.
- Nie chcę Cię niepokoić niepotrzebnie. Dość masz przeze mnie zmartwień.
- Zmartwień?. Chyba sobie żartujesz!. Odkąd tu jesteś widzę same tego korzyści. - chciała zaprzeczyć, ale nie dopuścił jej do głosu – Proszę Cię, daj już spokój!. Gdybym zatrudnił gosposię robiłaby tyle samo co Ty, jeśli nie mniej, a poza mieszkaniem i wyżywieniem dostawałaby jeszcze pensję. Wybacz mi za to porównanie, ale musisz przestać patrzeć na siebie, jak na pasożyta w tym domu, bo tak nie jest.
- Dziękuję...
- Jutro pojedziemy po rośliny do ogrodu, a po niedzieli mam nadzieję odważysz się wreszcie ruszyć na miasto, co?
- No, nie wiem...
- Dasz radę, zobaczysz. A teraz pora już spać, zrobiło się naprawdę późno. Raz jeszcze Cię przepraszam, że tyle czasu mnie nie było, ale odwiedziłem matkę i się zasiedziałem u niej.
- Przecież nie musisz mi się tłumaczyć.. - zarumieniła się dziewczyna. Nie męczył jej już dłużej. Powiedział dobranoc i poszedł do siebie.
Ona jeszcze przez jakiś czas siedziała w salonie czytając książkę, aż w końcu, gdy poczuła, że ogrania ją zmęczenie poszła do swojego pokoju i położyła się spać. Przed snem uruchomiła telefon, który dostała od Wiktora. Wewnątrz pudełka była karteczka od niego z jego numerem. Przypomniała sobie co mówił wieczorem. Było jej bardzo miło słyszeć te wszystkie dobre słowa, potrzebowała ich bardzo. Wszystko to, co było dawniej, pierwsze bodźce, które otrzymała od policji były złe i przytłaczające.... to zaważyło na jej nastawieniu do siebie. Potrzebowała bardzo by ktoś podniósł jej samoocenę, choć nie zdawała sobie z tego sprawy świadomie
Myślała również o tym, że ten mężczyzna jest naprawdę wspaniałym i dobrym człowiekiem. Zawsze wyrażał się o ludziach, którzy go otaczali tylko dobrze, a nawet jeśli ktoś zalazł mu za skórę obracał to w żart. Zatroszczył się o nią, dał jej tak wiele, choć nic o niej nie wiedział. Wspierał niemal na każdym kroku. Naprawdę mógłby być jej starszym bratem. Kiedy dziś wspomniał o wizycie u matki, również zauważyła, że mówił o tym z radością i miłością. Tego mu pozazdrościła. On miał rodzinę, na którą mógł liczyć...

Następnego dnia, gdy dojechali do miejsca pełnego roślin czuła się niczym w raju. Było tam tak wiele pięknych kwiatów, krzewów i drzew. Gdyby nie to, że mniej więcej wiedziała czego szuka, to pewnie miałaby problem ze zdecydowaniem się na to, co zakupić. Priorytetem na jej liście był oczywiście krzew bzu. Wiktor widząc, że patrzy na wszystkie kolory z zachwytem kazał przygotować do transportu trzy: biały, lawendowy i ciemny fiolet. Dodatkowo kilka krzewów róż czerwone, herbaciane i drobne, pnące się białe. Dziewczynie wpadła w oko również budleja. Zwłaszcza, że sprzedawca zachwalał ją jako roślinę przyciągającą motyle i inne owady. Do tego doszło jeszcze kilka drzewek, jak piękny klon palmowy oraz wiśnia japońska.
Anna najchętniej spędziłaby tu cały dzień. Wszystkie zamówione rośliny miały zostać dostarczone dopiero z początkiem przyszłego tygodnia, nie musieli się więc martwić o to, że będzie trzeba je od razu zacząć sadzić. Wiktor powiedział, że dzisiaj częściowo przygotują dołki w miejscach, gdzie Anna będzie chciała je posadzić, resztę zrobią w poniedziałek, a gdy rośliny dojadą tylko je wstawią i zakopią. Oczywiście Wiktor był bardzo zapobiegawczy i wziął również pudło z nasionami trawy by zasiać ją w około nowo posadzonych roślin, a także zamówił ozdobne kamienie i specjalną korę do posypania wokół drzew, gdyby dziewczyna chciała upiększyć swoje dzieło. Była mu za to bardzo wdzięczna.
W kolejnym tygodniu wykonali wszystko tak, jak mieli to w planach. Wiktor musiał przyznać, że te kilka roślin naprawdę ożywiło ogród. Teraz naprawdę wyglądał pięknie, a wiedział, że w przyszłym roku, gdy rośliny dobrze się przyjmą i będą doglądane przez odpowiednie ręce, będzie jeszcze piękniej.


Środa, 13.07.

Dwa tygodnie później Anna wreszcie odważyła się pójść do miasta. Do tej pory jeśli czegoś potrzebowała, choćby tak prozaicznych rzeczy, jak pasta do zębów czy podpaski odwiedzała pobliski sklepik. Teraz chciała zobaczyć coś więcej. Miała również nadzieję, że znajdzie w mieście jakąś księgarnię lub antykwariat. Chciała też znaleźć jakieś drobiazgi do swojego pokoju.
Na miejsce dotarła bez większych problemów. Już wcześniej Wiktor opowiadał jej gdzie powinna się kierować i jak iść. Mimo tego, że był środek dnia i środek tygodnia, w mieście było mnóstwo ludzi i samochodów. Nikt nie zwracał na nią większej uwagi, to nie było małe miasteczko, w którym wszyscy się znali, nie musiała się więc obawiać, że ktoś ją zacznie zaczepiać i wypytywać kim jest i co tu robi, albo wytykać palcami. Tak, jak to miało miejsca z początku w sklepiku nieopodal domu Wiktora. Czuła się wtedy naprawdę fatalnie i nie bardzo wiedziała co powinna mówić. W końcu powiedziała, że przyjechała tu do rodziny. Tym bardziej było jej głupio, gdy później Wiktor przepraszał ją za te sytuację, uważając, że powinien był ją uprzedzić, albo pierwszy raz pójść z nią by nikt jej niepotrzebnie nie zaczepiał i nie wypytywał o nie swoje sprawy.
Krążyła po mieście wśród tylu ludzi, ale czuła się całkiem dobrze. Ona nie znała ich, a oni jej. Za to szybko znalazła i księgarnię i antykwariat, a także sklep z pamiątkami pełen pięknych przedmiotów takich, jak wazy, obrazy, małe oraz duże posążki i figurki. Znalazła kilka rzeczy dla siebie. W końcu uznała, że pora wracać. I tu zaczęły się problemy. Nie miała pojęcia, jak się wydostać z centrum. Szczerze mówiąc przez zamyślenie straciła kompletnie rozeznanie w terenie oraz w kierunkach. Zrobiła jedyną rzecz, jaka przyszła jej do głowy.

Wiktor akurat skończył przyjmować ostatniego w tym dniu pacjenta i właśnie zabierał się za robotę papierkową, której szczerze miał już po dziurki w nosie, gdy nagle zadzwonił telefon. Zdziwił się, kiedy zobaczył kto do niego dzwoni. Halina, która właśnie karmiła na kolanach małe kocię popatrzyła na niego widząc, że wpatruje się w telefon.
- Nie odbierzesz?
- Tak, tak... – powiedział wyrwany z zamyślenia i odebrał telefon. - Czy coś się stało?. Spokojnie. Powiedz mi, gdzie jesteś. Daj spokój. Rozumiem. Zaraz tam będę. - Rozłączył się i zaczął zbierać teczki z dokumentami leżące na biurku.
- Coś się stało?
- Anna odważyła się wreszcie pójść na miasto i zabłądziła.
- Biedna dziewczyna.
- Powinienem był to przewidzieć. Teraz obwinia siebie... Halinko, zabiorę dokumenty do domu, Ty jak skończysz z małym też uciekaj. I tak ostatnio za długo tu przesiadujesz. Twój mąż w końcu rzuci się na mnie z nożem.
- Żartowniś. Nie martw się, zaraz będę się zbierała do domu. Jedź już po to biedne dziecko.

Kiedy dotarł na miejsce opisane przez Annę, siedziała na schodach jakiejś kamieniczki. Wysiadł z auta i podszedł do niej podając jej rękę. Skorzystała z pomocy i wstała.
- Wybacz mi... nie miałam się do kogo zwrócić... nawet nie pamiętam, na jakiej ulicy znajduje się Twój dom...
- To ja Cię przepraszam, nie powinienem Cię zachęcać do tego, żebyś pierwszy raz szła tu sama. A za telefon mnie nie przepraszaj, po to dałem Ci numer, żebyś właśnie w takich sytuacjach miała się do kogo zwrócić o pomoc.
- Dziękuję...
Widział, że mimo iż starała się trzymać fason była lekko roztrzęsiona. Zanim wsiadła do auta niespokojnie rozglądała się wkoło. Siatkę z zakupionymi rzeczami trzymała mocno, a jadąc autem przyciskała ją do ciała. Wiktor był zły na siebie, że naprawdę nie przewidział, że coś takiego może się wydarzyć. Powinien był bardziej to przemyśleć. Przez jego nieodpowiedzialne zachowanie postęp, którego dokonała może się cofnąć. Tego by nie chciał.
Ten dzień był dla niej bardzo męczący. Kiedy tylko wrócili do domu nawet nie miała ochoty jeść. Zdołał wmusić w nią jedynie ciepłą herbatę i zaraz uciekła do siebie. Martwił się, jak zniesie noc po czymś takim. Na szczęście jego obawy nie sprawdziły się. Zmęczona szybko zasnęła i spała w miarę spokojnie do rana, jak przez ostatnie noce.



Pozdrawiam,
Agafi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz