Jednak do rzeczy.
Wiecie... każdy normalny człowiek czekając w przychodni rozmawia z innymi ludźmi, czyta książkę, przegląda telefon ewentualnie przez niego rozmawia. A co robi wasza ukochana blogerka?. No jak to co? - PISZE SWOJĄ KSIĄŻKĘ!!
No przecież!. To takie normalne i naturalne w życiu każdego człowieka -_-'.
Spora część osób zerkało na mnie dziwnie, zapewne zastanawiając się co ja tam tak bazgrzę w tym zeszycie. Zwłaszcza, że obok mnie siedziała pewna bardzo sympatyczna pani w średnim wieku (w sumie to raczej zaawansowanym średnim), która miała mnóstwo do powiedzenia, na każdy temat i często bardzo zabawnie.
Żeby nie było!. W żaden sposób nie okazałam pani braku szacunku czy coś!. Na samym początku, gdy koło niej usiadłam zagadała mnie i uważnie oraz z uśmiechem na ustach wysłuchałam opowieści o jej chorej ręce, operacji oraz lekarzu, którego darzy sympatią ^^. Później pani poszła gdzieś indziej, a gdy wróciła zajęła się innymi osobami w poczekalni, a ja byłam pochłonięta już myślami zanurzonymi wraz z moim nosem w zeszycie ^^.
Przez moment pomyślałam "Gdyby wiedzieli co robię zdziwiliby się jeszcze bardziej!". Jednak tak naprawdę mogłam przecież robić cokolwiek. Uczyć się, pisać do kogoś list (O! to by dopiero było zaskoczenie w dzisiejszych czasach. Młody człowiek piszący listy, hehehe ^^), mogłam sobie notować co mam do zrobienia lub tworzyć listę zakupów... No przecież!. Człowiek może robić masę różnych rzeczy na kartce papieru za pomocą długopisu!.
To nie zmienia faktu, że chyba nie do końca jestem normalna ^^. A raczej tylko potwierdza, że normalności to we mnie zostało już naprawdę niewiele :P.
Jednakowoż: Kto jest normalny?, jaka jest definicja normalności? - Normalność to coś co mieści się w normach czegoś, czyli... na 100% nie jestem normalna, a skoro nie jestem, to znaczy, że jestem... anormalna? ^^
Według Słownika Języka Polskiego PWN:
1. «bycie normalnym, zgodnym z normą»
2. «zdrowie psychiczne i fizyczne»
3. «życie toczące się według ustalonych, znanych praw i zwyczajów»
No to co?. Kto ma ochotę, niezmiennie zapraszam do czytania! ^^
P.s. wybaczcie, że tyle musieliście czekać, ale w głowie urodził mi się nowy wątek... i oczywiście musiałam go spisać, więc.. to co tu zamieszczam poniżej, to świeżutkie, napisane w ostatnich dniach literki ^^
ciąg dalszy się pisze :)
Wtorek, 06.09.
Anna
i Wiktor mieli tego dnia prawdziwy młyn w pracy. Zupełnie, jakby
wszystkie zwierzęta w okolicy postanowiły zachorować lub mieć
jakieś problemy właśnie tego, jednego dnia. Nawet z pomocą Anny i
Halinki młody weterynarz z początku nie bardzo wiedział w co ręce
włożyć. A wydawało by się, że to takie proste. Wystarczy
kolejność przyjęć. Jednak nie sprawdza się to w sytuacjach, gdy
zjawiają się zwierzęta ze zbyt wysoką, czy obniżoną gorączką,
po wypadku lub też z mocno krwawiącymi ranami. Nic też dziwnego,
że nastał moment, w którym właściciele czworonogów zaczęli się
wykłócać pomiędzy sobą, kto jest ważniejszy i w większej
potrzebie. Halinka sprawnie i z pełną powagą bardzo szybko
ukróciła to zachowanie przybyłych. Szybko stało się dla
wszystkich jasne, że to Wiktor będzie decydował o kolejności
przyjęć, bo to on zajmuje się leczeniem i wie, jakie są
priorytety w takich czy innych przypadkach.
Anna
była pełna podziwu dla charakteru i odwagi Halinki oraz dla pełnego
opanowania Wiktora. Na jego miejscu większość osób już dawno
wybuchnęła by, jak jego pracownica lub nawet gorzej. Ona sama z
kolei nie bardzo wiedziała co ma zrobić w tej sytuacji. Widziała,
że napięcie w ludziach rosło coraz bardziej i zaczynali być coraz
głośniejsi. Ich zachowanie i brak reakcji ze strony Wiktora
zdezorientowały ją całkowicie. Cieszyła się w duchu, że to nie
ona musiała przejąć inicjatywę.
Po
paru ładnych godzinach udało się im opanować tę małą
apokalipsę. Na szczęście też nie doszło więcej czworonożnych,
pechowych stworzeń. Koło godziny 14 mogli wreszcie odsapnąć i
pozwolić sobie na przerwę z kawą i herbatą w ciszy i spokoju. O
ile to oczywiście możliwe w lecznicy przepełnionej chodzącymi
nieszczęściami, które raz po raz wydawały z siebie
najprzeróżniejsze dźwięki od radosnych szczeków i pomruków, po
rozpaczliwe piski i skuczenia. To jednak i tak było tego dnia
balsamem na uszy i zdawało się być ciszą. Chwila spokoju
pozwoliła nawet na małe żarty i całkowite rozluźnienie atmosfery
u całej trójki pracowników. Później w przypadku Anny było już
tylko gorzej.
Zaledwie
godzinę po skończonej przerwie do gabinetu Wiktora przyszedł nikt
inny, jak Marek. Wszyscy przywitali go bardzo serdecznie. Nawet Anna,
która wciąż czuła się nieswojo w towarzystwie komendanta posłała
mu promienny uśmiech. On jednak zdawał się nie mieć dobrego
nastoju. Dziewczyna przez moment pomyślała, że być może on
również nie miał zbyt udanego dnia.
-
Co Cię tu do nas sprowadza, Marku? - zapytał gospodarz lecznicy
siląc się na utrzymanie uśmiechu. Jego mina wyrażała jednak
pewną dozę niepokoju. Anna doskonale znała ten gest, gdy
nieświadomie ściągał brwi.
-
To dość delikatna sprawa… Czy moglibyśmy gdzieś…, no wiesz! -
policjant przenosił wzrok po wszystkich obecnych. Był wyraźnie
zakłopotany. - To dotyczy pani Anny.
-
Jasne, oczywiście. Możecie iść do mojego gabinetu z dokumentacją.
Na chwilę obecną nie jest mi potrzebny.
-
Dzięki wielkie. Pani Anno? - starszy mężczyzna gestem zaprosił
kobietę w stronę gabinetu.
Wiedziała
dokąd iść. Skinęła więc tylko głową lekko i ruszyła przed
siebie. Mężczyzna otworzył przed nią drzwi, a później zamknął
je za sobą. Dziewczyna nie miała pojęcia czego ma się spodziewać.
Niepokój odczuwała tym bardziej, że Wiktor nie został poproszony
wraz z nią. Czyżby było coś nie tak ze sprawą zabrania jej do
siebie?. Nie chciała za żadne skarby, aby miał przez nią kłopoty.
Marek
stał przez chwilę milcząc, ale zdawał sobie sprawę z tego, że
to nie może trwać wiecznie, a Anna rozmowy nie rozpocznie. W końcu
to on przyszedł z czymś do niej, a nie odwrotnie. Zganił się w
duchu za to, że zachowuje się jak tchórz, albo co najmniej, jak
niedoświadczony gówniarz w swojej branży. Zebrał w sobie odwagę,
odchrząknął głośno i przemówił.
-
Pani Anno, otrzymaliśmy informację, że pani ojciec został czas
jakiś temu schwytany i postawiono mu zarzuty. To co zrobił pani…
no… - patrzył na nią trochę z obawą, ale ona po prostu czekała
na ciąg dalszy. Westchnął ciężko – No przyznał się bez
bicia… Nie będę tu przytaczał słów tego skur… Tego drania…
Ale to nie jedyne jego winy. Ma na sumieniu dużo, duuużo więcej.
Próbowałem panią jakoś chronić, ale mimo moich tłumaczeń, że
pani nie domaga, że wciąż nie wróciła pani pamięć, to i tak
nakazali mi wezwać panią na świadka.
Zamilkł
na moment i czekał, ale dziewczyna tylko skinęła głową i
odpowiedziała.
-
Rozumiem.
-
Wiem, że to nie będzie dla pani łatwe. Pomyślałem, że być może
Wiktor mógłby jakoś pomóc. Może, jako lekarz i osoba, która
była w tamtej kamienicy, gdy was uwolniono, mógłby zeznać, że
pani nie nadaje się na świadka.
-
Nie ma takiej potrzeby – odpowiedziała ku ogromnemu zaskoczeniu
komendanta, choć sama czuła wewnątrz ogromny lęk i stres.
-
Jest pani pewna?
-
Tak. Zresztą domyślam się, że Wiktor również zostanie wezwany
na świadka. Jeśli nie w przypadku mojego ojca, to odnośnie całego
zdarzenia w późniejszych procesach. Mam rację?
-
No… tak. - Marek miał szeroko otwarte ze zdziwienia oczy, gdy na
nią patrzył. Zaskoczyła go swoją odwagą i logicznym myśleniem.
Teraz przypomniał sobie, że podobnie zachowywała się w dniu, gdy
ją znaleźli. Dlaczego więc go to tak dziwi?.
Miał
prawo widzieć to w ten sposób, bo choć dziewczyna naprawdę
potrafiła zaskakiwać. Często nawet samą siebie. To na ogól w
towarzystwie ludzi zachowywała się, jak cicha, szara myszka.
Chowała się niemal za Wiktorem, nie odzywała się wcale, a
zapytana zdawkowo odpowiadała na pytania. Teraz jednak nie miała
się za kim schować, ani jak z tego wycofać. Sprawa dotyczyła jej
życia i ojca.
Marek
otrząsną się z zamyślenia i sięgnął do kieszeni spodni.
Wyciągnął z niej jakiś niewielki przedmiot i podał go Annie.
-
Jest jeszcze jedna sprawa. Ze względu na to, że pani ojciec siedzi,
wasz dom rodzinny pozostał pusty. Nakazano mi przekazać pani
klucze. - dziewczyna niepewnie sięgnęła po przedmiot, a mężczyzna
kontynuował przemowę wyraźnie niezadowolony- Oczywiście miałem
też „konsultację” z pewnym nieprzyjemnym doktorkiem…
Oświadczył, że przyjazd tam może pani pomóc „ozdrowieć”,
jak to określił. Ja osobiście nie jestem przekonany i nie mam do
niego za grosz zaufania. Uważam, że powinniśmy zasięgnąć opinii
Wiktora. Ze też ten cholerny geniusz jest taki uparty i woli to
miejsce niż prace z nami na stałe…
-
Panie Marku…
-
Wybaczy pani, ale z nim byłoby o wiele łatwiej. Owszem współpracuje
z nami kiedy tylko nikt inny nie chce się tego podjąć, o
ile ma wtedy czas, ale… Skurczybyk mógłby…
Anna
chrząknęła znacząco, co dotarło do policjanta od razu. Zamilkł
na moment zbierając myśli, po czym ponownie się odezwał.
-
Może zapytamy go, co myśli o tej całej sprawie?. Wolałbym mieć
pewność, że nie będzie to dla pani krzywdzące. - patrzył na nią
oczekując reakcji, ale nie odpowiadała – Jutro wybieramy się tam
w poszukiwaniu dowodów, które mogłyby go powiązać z tą sprawą,
ale
to od pani zależy czy pojedzie z nami, czy też nie.
-
Rozumiem…
-
Mam nadzieje, że się pani na mnie nie obraziła.
-
Słucham?. Nie, o co miałabym się obrazić, panie Marku?
-
Powinienem
tak naprawdę mówić „Panno”, ale „Panno Anno”, jakoś mi
nie brzmi zbyt poważnie. Wydaje
mi się zresztą, że w dzisiejszych czasach takie podziały
przestały mieć jakiekolwiek znaczenie i sens. Jednak nie odpowiada
pani na pytania i nie wiem już czy to z powodu mojego braku
wychowania czy też ma pani inny powód?.
-
Przepraszam ja… Staram się to wszystko jakoś poukładać.
Potrzebuję trochę czasu, żeby to przemyśleć.
-
Niestety ja tego czasu nie mam. Jedziemy jutro z samego rana, muszę
zatem wiedzieć jaka jest pani decyzja już dziś.
Choć
jeszcze chwile temu miała wrażenie, że starał się rozluźnić
atmosferę, to teraz jego poważna mina nie dawała złudzeń. Co
powinna zrobić?, co odpowiedzieć?.
-
Czy mogłabym odpowiedzieć choć pod wieczór?. Może mogłabym się
z panem jakoś skontaktować?. Chciałabym… potrzebuję.
-
Może jednak zawołam Wiktora, żeby pomógł Ci podjąć tę
decyzję? - zapytał – On ma do mnie numer, możecie dać mi znać
do wieczora. Z tym nie ma problemu.
-
Nie chciałabym go znów do tego mieszać…
-
Potraktuj go, jak swojego lekarza. W końcu on wziął Cię pod swoją
opiekę, jako pacjentkę.
Nie spodobało się jej to
porównanie. Już dawno przestała tak o sobie myśleć. Teraz byli
dobrymi znajomymi. Tak przynajmniej się jej wydawało.
- No… Dobrze.
- To dla Twojego bezpieczeństwa,
uwierz mi. - powiedział jednocześnie kierując się do drzwi.
Wyszedł i zamknął je za sobą. Chwilę później wrócił wraz z
Wiktorem. Ten wyraźnie jeszcze nie miał pojęcia o co chodzi.
Spojrzał na nią, ale była
zupełnie nieobecna. Niby na nich patrzyła, ale wyglądała jakby ją
coś poraziło, albo zatrzymał się czas.
- Anno? - z niepokojem zawołał
do niej, co spowodowało, że lekko podskoczyła – O co chodzi, do
licha? - tym razem zwrócił się do przyjaciela.
- Jej ojciec siedzi. Jutro z
samego rana jedziemy przeszukać ich dom. Zgodnie z zaleceniami
przydzielonego do sprawy doktorka przywiozłem pani Annie klucze z
pytaniem, czy zechce nam jutro towarzyszyć. Jednak nie jestem
przekonany, czy to aby na pewno dobry pomysł – mówiąc to
wymownie spojrzał na Annę. Wiktor wiedział, co ma na myśli.
- Co powiedział tamten lekarz
konkretnie?.
- Stwierdził, że wyprawa do
rodzinnego domu może przywrócić jej pamięć. Coś w tym stylu,
nie powtórzę Ci dokładnie tej jego medycznej paplaniny.
- Spokojnie, nie musisz. To
prawda. Jest szansa, że jej pamięć wróci, kiedy pojawi się w
znajomym sobie miejscu. Może całkowicie, a może tylko częściowo.
Jednak to niesie ze sobą również duże ryzyko. Nie wiadomo co
sobie przypomni i jak zareaguje.
- Wiedziałem, że nie warto ufać
temu bubkowi.
- Marku, to nie tak. On
powiedział, co uważał za słuszne. Sam dobrze wiesz, że w takich
sprawach zależy im na dotarciu do prawdy i zyskaniu świadków. My
natomiast myślimy o drugiej stronie tego medalu.
- Cholerne dranie!
- Jakby nie patrzeć powiedział
prawdę. Sam uważam, że to duża szansa, nawet jeśli ryzykowna.
- Uważasz, że powinna
pojechać?.
Wiktor spojrzał na dziewczynę,
w tym samym momencie, co ona na niego. Mimo, że wyglądała na
kogoś, kto znajduje się w innym świecie, teraz miał pewność, że
słuchała każdego ich słowa bardzo uważnie. Przez moment zawahał
się wpatrując w nią.
- Pod warunkiem, że nie będzie
tam sama.
- No jedzie pół wydziału, więc
wiesz…
- Nie to miałem na myśli. -
odpowiedział mu po czym zwrócił się do Anny – Powiedz o tym
Arturowi. Niech jedzie z Tobą. Będziesz potrzebowała wsparcia
kogoś bliskiego.
- Tak. Masz rację. Zadzwonię do
niego – wyciągnęła z kieszeni telefon i wyszła z gabinetu
wybierając numer. Mężczyźni zostali sami.
- Artur? - zdziwił się Marek.
- No tak, dawno nie
rozmawialiśmy. Anna spotyka się z moim bratem od prawie dwóch
miesięcy.
- Co proszę?. To, jakby domowy
pudel spotykał się z dzikim wilkiem.
- Hahahaha. Jesteś niemożliwy.
- Co?, nie mówię prawdy?. Twój
brat jest żywiołem, który nie usiedzi w jednym miejscu, a ta
dziewczyna to spokojna, cicha i stateczna panienka.
- Dlatego dobrze mu to robi. Mam
szczerą nadzieję, że on też, dzięki niej spoważnieje i się
ustatkuje. Jest jaki jest, ale nawet gdy robi głupoty, to potem
wraca do niej z podkulonym ogonem. Nie zmieni się w ciągu kilku dni
czy tygodni, wiem o tym. Ale liczę na to, że za jakiś czas będzie
innym człowiekiem. Jeśli mu na niej zależy naprawdę.
- A jeśli nie?. Nie boisz się,
że będzie przez niego cierpiała?.
- Boję się tego od samego
początku, ale nie mogę jej mówić z kim się ma spotykać, a z kim
nie. Nie trzymam jej pod kloszem, ani w więzieniu. Ma prawo do
własnego życia.
-
To fakt. - nie powiedział głośno tego, co chodziło mu po głowie,
choć miał na to wielką ochotę. - No nic… Ja muszę już wracać
do swoich obowiązków. Czekam do wieczora na decyzję.
Przedyskutujcie to raz jeszcze i dajcie znać, dobra?
-
Jasne. Dzięki wielkie, że się tu pofatygowałeś – podał mu
dłoń i uścisnął jego bardzo mocno.
-
Nie ma sprawy. - gdy wyszli z gabinetu rozglądnął się po
poczekalni połączonej z recepcją - Ładnie tu masz, ale nadal nie
rozumiem, dlaczego wolisz pracować z zapchlonymi stworami zamiast ze
mną.
-
Marku, ile razy już to przerabialiśmy?
-
Tysiąc, ale mogę to przerabiać i milion razy, jeśli tylko to Cię
przekonana
-
Nie zmienię zdania, wiesz o tym dobrze.
-
Cóż, spróbować zawsze warto. Trzymajcie się, drogie panie –
skłonił się i wyszedł pośpiesznie.
-
I co myślisz? - Wiktor spojrzał na Annę.
-
Nie wiem… mam mieszane myśli.
-
Dodzwoniłaś się do Artura?
-
I tak, i nie. - zobaczyła, jak na nią patrzył więc dodała –
Nie mógł teraz rozmawiać, ma oddzwonić.
-
No tak.
-
Co byś zrobił na moim miejscu?.
-
Nie mam pojęcia, Anno. Ale tu nie chodzi o mnie. Musisz sama
zdecydować. Ty znasz siebie najlepiej. Nit inny nie może za Ciebie
zdecydować. Ja mogę jedynie przedstawić Ci opcje.
-
Będę wdzięczna…
-
Pierwsza jest taka, że nie zdarzy się absolutnie nic. Nie odzyskasz
wspomnień, nie poczujesz niczego i będziesz czuła się tak tak
obco, jak w każdym innym miejscu i domu. Z tą różnicą, że jeśli
znajdziesz tam swoje zdjęcia, będzie to zapewne dla Ciebie dziwne
odczucie, jak z początku, gdy patrzyłaś na siebie w lustrze nie
znając samej siebie.
-
To zniosę, myślę. Już to przerabiałam.
-
Druga opcja jest taka, że w styczności ze znajomymi przedmiotami i
miejscami odzyskasz fragmenty wspomnień. Mogą być zarówno dobre,
jak i złe. Nikt nie zagwarantuje Ci z tego tytułu przyjemności, bo
nie wiemy jak żyłaś i co spotkało Cię w przeszłości. Tak samo
będzie w przypadku opcji trzeciej, w której jest szansa, że
odzyskasz pamięć całkowicie, a wraz z nią wszystkie swoje
wspomnienia. Całe przeszłe życie.
Anna
głęboko wciągnęła powietrze i przytrzymała je przez moment
zanim wypuściła szybko i głośno. Wiktor doskonale ja rozumiał.
To wcale nie było łatwe. Z jednej strony z pewnością chciała
odzyskać pamięć, z drugiej zaś… Miał rację. Annę kusiło by
pozna prawdę o sobie, by dowiedzieć się co tak naprawdę ją
spotkało. Chciała, jak wszyscy inni mieć przeszłość, o której
wie. Wówczas mogłaby świadomie odciąć się od niej, gdyby tego
potrzebowała. Z drugiej jednak strony przyzwyczaiła się do swojego
obecnego życia i tego stanu niewiedzy. Pogodziła się z tym, jak
jest. Czuła się bezpiecznie. Wracanie do niezbyt przyjemnie
zapowiadającej się przeszłości wiązało się z utratą tego
bezpieczeństwa. A także z bólem i lękiem. Ne była pewna czy tego
chce i czy jest na to gotowa. Gdyby mogła mieć wsparcie, z
pewnością byłoby jej łatwiej. Żałowała, że Artur nie miał
dla niej nawet chwili. Poczuła się teraz niesprawiedliwa. Przecież
miał swoją pracę i obowiązki. Nie mógł tak po prostu
wszystkiego rzucić, bo ona zadzwoniła. Przecież nawet nie wiedział
z czym dzwoniła. Opowie mu o wszystkim i od razu poczuje się
lepiej.
-
Porozmawiam z Arturem i zdecydujemy Z jego wsparciem na pewno dałabym
radę.
-
W takim razie daj znać, gdy już będziesz zdecydowana, a powiadomię
Marka..
-
Dziękuję.
Pozdrawiam,
Agafi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz