sobota, 17 marca 2018

Nienormalności ciąg dalszy

      Jako, że w niedziele położyła mnie choroba i to do tego stopnia, że nie byłam w stanie zrobić nic, a pół dnia przespałam (nawet oddychanie było nie lada sztuką!!), w poniedziałek wybrałam się do lekarza. Dopiero po powrocie muża z pracy, co prawda, ale ( idź popołudniu mówili, będzie mniej ludzi mówili... ^^' ). Chyba nie muszę tego komentować :D. Wystarczy jedno zdanie - jak przyszłam w poczekalni było czarno i czekałam w kolejce (bagatela!) dwie godziny ^^.

     Jednak do rzeczy. 

Wiecie... każdy normalny człowiek czekając w przychodni rozmawia z innymi ludźmi, czyta książkę, przegląda telefon ewentualnie przez niego rozmawia. A co robi wasza ukochana blogerka?. No jak to co? - PISZE SWOJĄ KSIĄŻKĘ!!
     No przecież!. To takie normalne i naturalne w życiu każdego człowieka -_-'.

      Spora część osób zerkało na mnie dziwnie, zapewne zastanawiając się co ja tam tak bazgrzę w tym zeszycie. Zwłaszcza, że obok mnie siedziała pewna bardzo sympatyczna pani w średnim wieku (w sumie to raczej zaawansowanym średnim), która miała mnóstwo do powiedzenia, na każdy temat i często bardzo zabawnie. 

    Żeby nie było!. W żaden sposób nie okazałam pani braku szacunku czy coś!. Na samym początku, gdy koło niej usiadłam zagadała mnie i uważnie oraz z uśmiechem na ustach wysłuchałam opowieści o jej chorej ręce, operacji oraz lekarzu, którego darzy sympatią ^^. Później pani poszła gdzieś indziej, a gdy wróciła zajęła się innymi osobami w poczekalni, a ja byłam pochłonięta już myślami zanurzonymi wraz z moim nosem w zeszycie ^^.
    Przez moment pomyślałam "Gdyby wiedzieli co robię zdziwiliby się jeszcze bardziej!". Jednak tak naprawdę mogłam przecież robić cokolwiek. Uczyć się, pisać do kogoś list (O! to by dopiero było zaskoczenie w dzisiejszych czasach. Młody człowiek piszący listy, hehehe ^^), mogłam sobie notować co mam do zrobienia lub tworzyć listę zakupów... No przecież!. Człowiek może robić masę różnych rzeczy na kartce papieru za pomocą długopisu!.

      To nie zmienia faktu, że chyba nie do końca jestem normalna ^^. A raczej tylko potwierdza, że normalności to we mnie zostało już naprawdę niewiele :P. 


Jednakowoż: Kto jest normalny?, jaka jest definicja normalności? - Normalność to coś co mieści się w normach czegoś, czyli... na 100% nie jestem normalna, a skoro nie jestem, to znaczy, że jestem... anormalna? ^^

Według Słownika Języka Polskiego PWN:
1. «bycie normalnym, zgodnym z normą»
2. «zdrowie psychiczne i fizyczne»
3. «życie toczące się według ustalonych, znanych praw i zwyczajów»

O tym pewnie jeszcze kiedyś będzie ;). Teraz to już lepiej tego tematu nie zaczynać ^^'

No to co?. Kto ma ochotę, niezmiennie zapraszam do czytania! ^^


P.s. wybaczcie, że tyle musieliście czekać, ale w głowie urodził mi się nowy wątek... i oczywiście musiałam go spisać, więc.. to co tu zamieszczam poniżej, to świeżutkie, napisane w ostatnich dniach literki ^^

ciąg dalszy się pisze :)


Wtorek, 06.09.

Anna i Wiktor mieli tego dnia prawdziwy młyn w pracy. Zupełnie, jakby wszystkie zwierzęta w okolicy postanowiły zachorować lub mieć jakieś problemy właśnie tego, jednego dnia. Nawet z pomocą Anny i Halinki młody weterynarz z początku nie bardzo wiedział w co ręce włożyć. A wydawało by się, że to takie proste. Wystarczy kolejność przyjęć. Jednak nie sprawdza się to w sytuacjach, gdy zjawiają się zwierzęta ze zbyt wysoką, czy obniżoną gorączką, po wypadku lub też z mocno krwawiącymi ranami. Nic też dziwnego, że nastał moment, w którym właściciele czworonogów zaczęli się wykłócać pomiędzy sobą, kto jest ważniejszy i w większej potrzebie. Halinka sprawnie i z pełną powagą bardzo szybko ukróciła to zachowanie przybyłych. Szybko stało się dla wszystkich jasne, że to Wiktor będzie decydował o kolejności przyjęć, bo to on zajmuje się leczeniem i wie, jakie są priorytety w takich czy innych przypadkach.
Anna była pełna podziwu dla charakteru i odwagi Halinki oraz dla pełnego opanowania Wiktora. Na jego miejscu większość osób już dawno wybuchnęła by, jak jego pracownica lub nawet gorzej. Ona sama z kolei nie bardzo wiedziała co ma zrobić w tej sytuacji. Widziała, że napięcie w ludziach rosło coraz bardziej i zaczynali być coraz głośniejsi. Ich zachowanie i brak reakcji ze strony Wiktora zdezorientowały ją całkowicie. Cieszyła się w duchu, że to nie ona musiała przejąć inicjatywę.
Po paru ładnych godzinach udało się im opanować tę małą apokalipsę. Na szczęście też nie doszło więcej czworonożnych, pechowych stworzeń. Koło godziny 14 mogli wreszcie odsapnąć i pozwolić sobie na przerwę z kawą i herbatą w ciszy i spokoju. O ile to oczywiście możliwe w lecznicy przepełnionej chodzącymi nieszczęściami, które raz po raz wydawały z siebie najprzeróżniejsze dźwięki od radosnych szczeków i pomruków, po rozpaczliwe piski i skuczenia. To jednak i tak było tego dnia balsamem na uszy i zdawało się być ciszą. Chwila spokoju pozwoliła nawet na małe żarty i całkowite rozluźnienie atmosfery u całej trójki pracowników. Później w przypadku Anny było już tylko gorzej.
Zaledwie godzinę po skończonej przerwie do gabinetu Wiktora przyszedł nikt inny, jak Marek. Wszyscy przywitali go bardzo serdecznie. Nawet Anna, która wciąż czuła się nieswojo w towarzystwie komendanta posłała mu promienny uśmiech. On jednak zdawał się nie mieć dobrego nastoju. Dziewczyna przez moment pomyślała, że być może on również nie miał zbyt udanego dnia.
- Co Cię tu do nas sprowadza, Marku? - zapytał gospodarz lecznicy siląc się na utrzymanie uśmiechu. Jego mina wyrażała jednak pewną dozę niepokoju. Anna doskonale znała ten gest, gdy nieświadomie ściągał brwi.
- To dość delikatna sprawa… Czy moglibyśmy gdzieś…, no wiesz! - policjant przenosił wzrok po wszystkich obecnych. Był wyraźnie zakłopotany. - To dotyczy pani Anny.
- Jasne, oczywiście. Możecie iść do mojego gabinetu z dokumentacją. Na chwilę obecną nie jest mi potrzebny.
- Dzięki wielkie. Pani Anno? - starszy mężczyzna gestem zaprosił kobietę w stronę gabinetu.
Wiedziała dokąd iść. Skinęła więc tylko głową lekko i ruszyła przed siebie. Mężczyzna otworzył przed nią drzwi, a później zamknął je za sobą. Dziewczyna nie miała pojęcia czego ma się spodziewać. Niepokój odczuwała tym bardziej, że Wiktor nie został poproszony wraz z nią. Czyżby było coś nie tak ze sprawą zabrania jej do siebie?. Nie chciała za żadne skarby, aby miał przez nią kłopoty.
Marek stał przez chwilę milcząc, ale zdawał sobie sprawę z tego, że to nie może trwać wiecznie, a Anna rozmowy nie rozpocznie. W końcu to on przyszedł z czymś do niej, a nie odwrotnie. Zganił się w duchu za to, że zachowuje się jak tchórz, albo co najmniej, jak niedoświadczony gówniarz w swojej branży. Zebrał w sobie odwagę, odchrząknął głośno i przemówił.
- Pani Anno, otrzymaliśmy informację, że pani ojciec został czas jakiś temu schwytany i postawiono mu zarzuty. To co zrobił pani… no… - patrzył na nią trochę z obawą, ale ona po prostu czekała na ciąg dalszy. Westchnął ciężko – No przyznał się bez bicia… Nie będę tu przytaczał słów tego skur… Tego drania… Ale to nie jedyne jego winy. Ma na sumieniu dużo, duuużo więcej. Próbowałem panią jakoś chronić, ale mimo moich tłumaczeń, że pani nie domaga, że wciąż nie wróciła pani pamięć, to i tak nakazali mi wezwać panią na świadka.
Zamilkł na moment i czekał, ale dziewczyna tylko skinęła głową i odpowiedziała.
- Rozumiem.
- Wiem, że to nie będzie dla pani łatwe. Pomyślałem, że być może Wiktor mógłby jakoś pomóc. Może, jako lekarz i osoba, która była w tamtej kamienicy, gdy was uwolniono, mógłby zeznać, że pani nie nadaje się na świadka.
- Nie ma takiej potrzeby – odpowiedziała ku ogromnemu zaskoczeniu komendanta, choć sama czuła wewnątrz ogromny lęk i stres.
- Jest pani pewna?
- Tak. Zresztą domyślam się, że Wiktor również zostanie wezwany na świadka. Jeśli nie w przypadku mojego ojca, to odnośnie całego zdarzenia w późniejszych procesach. Mam rację?
- No… tak. - Marek miał szeroko otwarte ze zdziwienia oczy, gdy na nią patrzył. Zaskoczyła go swoją odwagą i logicznym myśleniem. Teraz przypomniał sobie, że podobnie zachowywała się w dniu, gdy ją znaleźli. Dlaczego więc go to tak dziwi?.
Miał prawo widzieć to w ten sposób, bo choć dziewczyna naprawdę potrafiła zaskakiwać. Często nawet samą siebie. To na ogól w towarzystwie ludzi zachowywała się, jak cicha, szara myszka. Chowała się niemal za Wiktorem, nie odzywała się wcale, a zapytana zdawkowo odpowiadała na pytania. Teraz jednak nie miała się za kim schować, ani jak z tego wycofać. Sprawa dotyczyła jej życia i ojca.
Marek otrząsną się z zamyślenia i sięgnął do kieszeni spodni. Wyciągnął z niej jakiś niewielki przedmiot i podał go Annie.
- Jest jeszcze jedna sprawa. Ze względu na to, że pani ojciec siedzi, wasz dom rodzinny pozostał pusty. Nakazano mi przekazać pani klucze. - dziewczyna niepewnie sięgnęła po przedmiot, a mężczyzna kontynuował przemowę wyraźnie niezadowolony- Oczywiście miałem też „konsultację” z pewnym nieprzyjemnym doktorkiem… Oświadczył, że przyjazd tam może pani pomóc „ozdrowieć”, jak to określił. Ja osobiście nie jestem przekonany i nie mam do niego za grosz zaufania. Uważam, że powinniśmy zasięgnąć opinii Wiktora. Ze też ten cholerny geniusz jest taki uparty i woli to miejsce niż prace z nami na stałe…
- Panie Marku…
- Wybaczy pani, ale z nim byłoby o wiele łatwiej. Owszem współpracuje z nami kiedy tylko nikt inny nie chce się tego podjąć, o ile ma wtedy czas, ale… Skurczybyk mógłby…
Anna chrząknęła znacząco, co dotarło do policjanta od razu. Zamilkł na moment zbierając myśli, po czym ponownie się odezwał.
- Może zapytamy go, co myśli o tej całej sprawie?. Wolałbym mieć pewność, że nie będzie to dla pani krzywdzące. - patrzył na nią oczekując reakcji, ale nie odpowiadała – Jutro wybieramy się tam w poszukiwaniu dowodów, które mogłyby go powiązać z tą sprawą, ale to od pani zależy czy pojedzie z nami, czy też nie.
- Rozumiem…
- Mam nadzieje, że się pani na mnie nie obraziła.
- Słucham?. Nie, o co miałabym się obrazić, panie Marku?
- Powinienem tak naprawdę mówić „Panno”, ale „Panno Anno”, jakoś mi nie brzmi zbyt poważnie. Wydaje mi się zresztą, że w dzisiejszych czasach takie podziały przestały mieć jakiekolwiek znaczenie i sens. Jednak nie odpowiada pani na pytania i nie wiem już czy to z powodu mojego braku wychowania czy też ma pani inny powód?.
- Przepraszam ja… Staram się to wszystko jakoś poukładać. Potrzebuję trochę czasu, żeby to przemyśleć.
- Niestety ja tego czasu nie mam. Jedziemy jutro z samego rana, muszę zatem wiedzieć jaka jest pani decyzja już dziś.
Choć jeszcze chwile temu miała wrażenie, że starał się rozluźnić atmosferę, to teraz jego poważna mina nie dawała złudzeń. Co powinna zrobić?, co odpowiedzieć?.
- Czy mogłabym odpowiedzieć choć pod wieczór?. Może mogłabym się z panem jakoś skontaktować?. Chciałabym… potrzebuję.
- Może jednak zawołam Wiktora, żeby pomógł Ci podjąć tę decyzję? - zapytał – On ma do mnie numer, możecie dać mi znać do wieczora. Z tym nie ma problemu.
- Nie chciałabym go znów do tego mieszać…
- Potraktuj go, jak swojego lekarza. W końcu on wziął Cię pod swoją opiekę, jako pacjentkę.
Nie spodobało się jej to porównanie. Już dawno przestała tak o sobie myśleć. Teraz byli dobrymi znajomymi. Tak przynajmniej się jej wydawało.
- No… Dobrze.
- To dla Twojego bezpieczeństwa, uwierz mi. - powiedział jednocześnie kierując się do drzwi. Wyszedł i zamknął je za sobą. Chwilę później wrócił wraz z Wiktorem. Ten wyraźnie jeszcze nie miał pojęcia o co chodzi.
Spojrzał na nią, ale była zupełnie nieobecna. Niby na nich patrzyła, ale wyglądała jakby ją coś poraziło, albo zatrzymał się czas.
- Anno? - z niepokojem zawołał do niej, co spowodowało, że lekko podskoczyła – O co chodzi, do licha? - tym razem zwrócił się do przyjaciela.
- Jej ojciec siedzi. Jutro z samego rana jedziemy przeszukać ich dom. Zgodnie z zaleceniami przydzielonego do sprawy doktorka przywiozłem pani Annie klucze z pytaniem, czy zechce nam jutro towarzyszyć. Jednak nie jestem przekonany, czy to aby na pewno dobry pomysł – mówiąc to wymownie spojrzał na Annę. Wiktor wiedział, co ma na myśli.
- Co powiedział tamten lekarz konkretnie?.
- Stwierdził, że wyprawa do rodzinnego domu może przywrócić jej pamięć. Coś w tym stylu, nie powtórzę Ci dokładnie tej jego medycznej paplaniny.
- Spokojnie, nie musisz. To prawda. Jest szansa, że jej pamięć wróci, kiedy pojawi się w znajomym sobie miejscu. Może całkowicie, a może tylko częściowo. Jednak to niesie ze sobą również duże ryzyko. Nie wiadomo co sobie przypomni i jak zareaguje.
- Wiedziałem, że nie warto ufać temu bubkowi.
- Marku, to nie tak. On powiedział, co uważał za słuszne. Sam dobrze wiesz, że w takich sprawach zależy im na dotarciu do prawdy i zyskaniu świadków. My natomiast myślimy o drugiej stronie tego medalu.
- Cholerne dranie!
- Jakby nie patrzeć powiedział prawdę. Sam uważam, że to duża szansa, nawet jeśli ryzykowna.
- Uważasz, że powinna pojechać?.
Wiktor spojrzał na dziewczynę, w tym samym momencie, co ona na niego. Mimo, że wyglądała na kogoś, kto znajduje się w innym świecie, teraz miał pewność, że słuchała każdego ich słowa bardzo uważnie. Przez moment zawahał się wpatrując w nią.
- Pod warunkiem, że nie będzie tam sama.
- No jedzie pół wydziału, więc wiesz…
- Nie to miałem na myśli. - odpowiedział mu po czym zwrócił się do Anny – Powiedz o tym Arturowi. Niech jedzie z Tobą. Będziesz potrzebowała wsparcia kogoś bliskiego.
- Tak. Masz rację. Zadzwonię do niego – wyciągnęła z kieszeni telefon i wyszła z gabinetu wybierając numer. Mężczyźni zostali sami.
- Artur? - zdziwił się Marek.
- No tak, dawno nie rozmawialiśmy. Anna spotyka się z moim bratem od prawie dwóch miesięcy.
- Co proszę?. To, jakby domowy pudel spotykał się z dzikim wilkiem.
- Hahahaha. Jesteś niemożliwy.
- Co?, nie mówię prawdy?. Twój brat jest żywiołem, który nie usiedzi w jednym miejscu, a ta dziewczyna to spokojna, cicha i stateczna panienka.
- Dlatego dobrze mu to robi. Mam szczerą nadzieję, że on też, dzięki niej spoważnieje i się ustatkuje. Jest jaki jest, ale nawet gdy robi głupoty, to potem wraca do niej z podkulonym ogonem. Nie zmieni się w ciągu kilku dni czy tygodni, wiem o tym. Ale liczę na to, że za jakiś czas będzie innym człowiekiem. Jeśli mu na niej zależy naprawdę.
- A jeśli nie?. Nie boisz się, że będzie przez niego cierpiała?.
- Boję się tego od samego początku, ale nie mogę jej mówić z kim się ma spotykać, a z kim nie. Nie trzymam jej pod kloszem, ani w więzieniu. Ma prawo do własnego życia.
- To fakt. - nie powiedział głośno tego, co chodziło mu po głowie, choć miał na to wielką ochotę. - No nic… Ja muszę już wracać do swoich obowiązków. Czekam do wieczora na decyzję. Przedyskutujcie to raz jeszcze i dajcie znać, dobra?
- Jasne. Dzięki wielkie, że się tu pofatygowałeś – podał mu dłoń i uścisnął jego bardzo mocno.
- Nie ma sprawy. - gdy wyszli z gabinetu rozglądnął się po poczekalni połączonej z recepcją - Ładnie tu masz, ale nadal nie rozumiem, dlaczego wolisz pracować z zapchlonymi stworami zamiast ze mną.
- Marku, ile razy już to przerabialiśmy?
- Tysiąc, ale mogę to przerabiać i milion razy, jeśli tylko to Cię przekonana
- Nie zmienię zdania, wiesz o tym dobrze.
- Cóż, spróbować zawsze warto. Trzymajcie się, drogie panie – skłonił się i wyszedł pośpiesznie.
- I co myślisz? - Wiktor spojrzał na Annę.
- Nie wiem… mam mieszane myśli.
- Dodzwoniłaś się do Artura?
- I tak, i nie. - zobaczyła, jak na nią patrzył więc dodała – Nie mógł teraz rozmawiać, ma oddzwonić.
- No tak.
- Co byś zrobił na moim miejscu?.
- Nie mam pojęcia, Anno. Ale tu nie chodzi o mnie. Musisz sama zdecydować. Ty znasz siebie najlepiej. Nit inny nie może za Ciebie zdecydować. Ja mogę jedynie przedstawić Ci opcje.
- Będę wdzięczna…
- Pierwsza jest taka, że nie zdarzy się absolutnie nic. Nie odzyskasz wspomnień, nie poczujesz niczego i będziesz czuła się tak tak obco, jak w każdym innym miejscu i domu. Z tą różnicą, że jeśli znajdziesz tam swoje zdjęcia, będzie to zapewne dla Ciebie dziwne odczucie, jak z początku, gdy patrzyłaś na siebie w lustrze nie znając samej siebie.
- To zniosę, myślę. Już to przerabiałam.
- Druga opcja jest taka, że w styczności ze znajomymi przedmiotami i miejscami odzyskasz fragmenty wspomnień. Mogą być zarówno dobre, jak i złe. Nikt nie zagwarantuje Ci z tego tytułu przyjemności, bo nie wiemy jak żyłaś i co spotkało Cię w przeszłości. Tak samo będzie w przypadku opcji trzeciej, w której jest szansa, że odzyskasz pamięć całkowicie, a wraz z nią wszystkie swoje wspomnienia. Całe przeszłe życie.
Anna głęboko wciągnęła powietrze i przytrzymała je przez moment zanim wypuściła szybko i głośno. Wiktor doskonale ja rozumiał. To wcale nie było łatwe. Z jednej strony z pewnością chciała odzyskać pamięć, z drugiej zaś… Miał rację. Annę kusiło by pozna prawdę o sobie, by dowiedzieć się co tak naprawdę ją spotkało. Chciała, jak wszyscy inni mieć przeszłość, o której wie. Wówczas mogłaby świadomie odciąć się od niej, gdyby tego potrzebowała. Z drugiej jednak strony przyzwyczaiła się do swojego obecnego życia i tego stanu niewiedzy. Pogodziła się z tym, jak jest. Czuła się bezpiecznie. Wracanie do niezbyt przyjemnie zapowiadającej się przeszłości wiązało się z utratą tego bezpieczeństwa. A także z bólem i lękiem. Ne była pewna czy tego chce i czy jest na to gotowa. Gdyby mogła mieć wsparcie, z pewnością byłoby jej łatwiej. Żałowała, że Artur nie miał dla niej nawet chwili. Poczuła się teraz niesprawiedliwa. Przecież miał swoją pracę i obowiązki. Nie mógł tak po prostu wszystkiego rzucić, bo ona zadzwoniła. Przecież nawet nie wiedział z czym dzwoniła. Opowie mu o wszystkim i od razu poczuje się lepiej.
- Porozmawiam z Arturem i zdecydujemy Z jego wsparciem na pewno dałabym radę.
- W takim razie daj znać, gdy już będziesz zdecydowana, a powiadomię Marka..
- Dziękuję.




Pozdrawiam,
Agafi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz