niedziela, 9 lutego 2020

Złote myśli naszych dzieci i refleksje po feriach z siostrą

 Ferie, ferie i niestety dziś mamy ich ostatni dzień. Od jutra szkoła, przedszkole i tysiące innych obowiązków (część z nich oczywiście istniała pomimo ferii, ale część można było sobie odpuścić i dać trochę więcej luzu ^^).
Wczoraj tak siadłam na moment w ciszy po czym poinformowałam moje dzieci, że za 4 miesiące wakacje :P. Wiadomo, że nie dosłownie (tu tego doczepił się mój pierworodny „że jak niby?”. Jednak jakby nie patrzeć mamy już prawie połowę lutego. W czerwcu też nauki nie wiele zostanie, a pomiędzy jeszcze wszystkie święta, dni wolne typu rekolekcje, 1-3 maja (choć w tym roku okrojone) i inne. Zatem można by się pokusić o stwierdzenie, że nawet mniej niż 4 miesiące, ale nie przeginajmy, bo nam za dobrze będzie ;).

Przez ostatni tydzień gościła u mnie siostra ze swoimi chłopakami co oznacza nic innego jak to, że byłyśmy my dwie i 5 dzieci ^^. Miło, spokojnie i przyjemnie spędzony czas wolny.
Dzieciaki bawiły się, dyskutowały i grały, a my poza oczywistymi obowiązkami matczynymi głównie gadałyśmy na wszelkie tematy świata, czytałyśmy książki (w ciągu tych 5 dni przeczytałam dwie książki!. Tak, tak. Brnę do przodu ze swoim czytelniczym postanowieniem, ale o tym innym razem) lub oglądałyśmy coś. Codziennie po obiedzie też robiłyśmy godzinki intelektualne czyli czas na czytanie lektur, małe powtarzanie tabliczki mnożenia oraz nadrabianie zaległości po chorobie. Chciałoby się powiedzieć, że my też wtedy sobie korzystałyśmy z tej chwili z książkami w ręce, ale wiecie, jak wygląda „ta chwila” kiedy się jest matką? :P – tysiąc pytań do oraz ciągłe sprawdzanie, jak idzie, uciszanie, aby jedno nie przeszkadzało drugiemu. W skrócie co 5 sekund trzeba było się odrywać od lektury. Taki to „relaks”.
Dopiero wieczorami człowiek ciszył się ciszą i spokojem kiedy najmłodsza już spała, a reszta (z lepszym lub gorszym skutkiem) próbowała zasnąć. I tak żeśmy siedziały do 1 w nocy czytając ^^.

W czasie tych kilku dni niejednokrotnie można było popaść w stan, który ja określam „głupawką”, a moja średnia córa „śmiechawką”. Akurat takie momenty są dość częste w moim otoczeniu, bo i w rodzinie i wśród przyjaciół i znajomych są ludzie z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do siebie.
Nie od dzisiaj wiadomo, że posiadanie/wychowywanie dzieci daje wiele pozytywów, poczucie spełnienia, a także stwarza mnóstwo okazji do śmiechu. Dzieci są nie tylko szczere do bólu, gdyż nie potrafią jeszcze rozróżniać sytuacji i nie mają świadomości, że czegoś najzwyczajniej nie wypada. Sama pamiętam ze swojego dzieciństwa takie sytuacje. Teraz człowiekowi wstyd, że był taki głupi i nieokrzesany (bo szczera jestem nadal, co nie wyklucza dobrego wychowania i ogłady, o tym nigdy nie zapominam), ale mniejsza z tym. Stwierdziłyśmy w pewnym momencie z siostrą, że powinnyśmy zacząć zapisywać złote myśli naszych dzieci, a potem tylko się to potwierdzało coraz bardziej ^^.
I tak na przykład nasze dzieci bawiły się razem w pokoju i rozmawiały o czymś, a po chwili słyszymy, jak moja córka mówi do kuzyna „Chodzi mi o to, że nie rozumiem o co Ci chodzi”. Inna sytuacja – mamy godzinkę intelektualną i mój siostrzeniec ćwiczył tabliczkę mnożenia i w pewnej chwili w momencie dłuższej chwili idealnej ciszy, gdy każdy był zajęty swoją pracą słyszymy z jego ust „Mnożenie jest, jak dodawanie, tylko trudniejsze”. No…. Jakby nie patrzeć ^^’.
Wraz z siostrą w czasie ich pobytu u nas raczyliśmy się przepysznymi babeczkami z karmelem (pieczonymi przez piekarnię moich sąsiadów nota bene). Każda z nich na swoim szczycie ma kawałek orzecha włoskiego, który za każdym razem moja córka oraz chłopcy mojej siostry oddawali właśnie jej. Nie wiem jaka dokładnie była sytuacja, bo weszłam na sam koniec, ale chyba moja siostra zaśmiała się, że jest dziadkiem do orzechów na co moja córka odpadła – uwaga werble ---- „ ciocia do orzechów” ^^.
Był też moment, gdy w środku nocy, gdy my jeszcze czytałyśmy książkę, mojej najmłodszej córce się coś przyśniło i nagle ni z tego, ni z owego krzyknęła „Mówiłam!!” - no nie byłyśmy w stanie się powstrzymać od śmiechu.

Nie jestem w stanie przytoczyć wszystkich zabawnych sytuacji, jakie nas spotkały w czasie tych 5 wspólnych dni. Jedno jest pewne, to był świetny czas i żal nam było, że to już koniec. Zwłaszcza mając świadomość, że kolejny taki wspólny czas będziemy miały dopiero w wakacje. (4 miesiące! Mijajcie szybko i w spokoju!!). To co mnie pociesza to fakt, że w międzyczasie ma do mnie na taki 5 dniowy tydzień przyjechać moja przyjaciółka (mam nadzieje, że nic nam w tym nie przeszkodzi). I to wkrótce, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.


Tymczasem:



"Trochę trwało zanim Anna odzyskała przytomność, miał więc sporo czasu na przemyślenia co powinien zrobić w tej sytuacji. Jednak im dłużej myślał o tym wszystkim, tym bardziej się spinał i coraz mniej wiedział, jak w ogóle zacząć tę rozmowę. Czuł, że z każdą chwilą ogarnia go coraz większa złość. Złość na brata, na nią, na siebie, na wszystko to co się działo teraz w jego życiu. Nie pojmował kilku rzeczy, nie rozumiał zupełnie jej zachowania. Ponadto, to była bardzo poważna sprawa, wymagająca nadzwyczajnych środków.
W końcu dziewczyna obudziła się, znów siedział przy jej łóżku. Spojrzała na niego, powoli odwracając głowę i poczuła lęk.
- Musimy poważnie porozmawiać.
- Wiem…
- Co u diabła strzeliło Ci do głowy!! - wykrzyczał pełen złości.
- Ja… - zawahała się przez moment – To co widziałeś tamtego wieczoru… to nie tak… Nie wiem, jak mam Ci to powiedzieć.
- Normalnie. Wiem o wszystkim od Artura.
- Słucham? - spojrzała na niego wielkimi oczami i spytała zaniepokojona, nie wiedząc czego się spodziewać – Co Ci powiedział?
- Że był kompletnie pijany i rzucił się na Ciebie oraz dotykał Cię bez Twojej zgody. Nie pojmuję dlaczego Ty mi tego nie powiedziałaś?! - był wyraźnie wzburzony. - Jedno Twoje słowo i więcej byś go nie zobaczyła!
- Ja… nie chciałeś mnie słuchać… - odpowiedziała przyciszonym głosem.
- A próbowałaś ze mną rozmawiać? - w jego głosie słychać było powagę i zdziwienie.
- Nie… - spuściła wzrok.
Odwrócił głowę kręcąc z niedowierzaniem. Coraz mniej ją rozumiał.
- Wyraźnie widziałam, że byłeś na mnie wściekły, nie wiedziałam jak mam…
- Dlaczego to zrobiłaś? - przerwał jej w pół słowa. Patrzyła na niego, jakby nie rozumiała, o co pyta – Dlaczego chciałaś odebrać sobie życie. Muszę to wiedzieć. Tylko nie próbuj mi wmówić, że to przez zdarzenie z Arturem, bo nie uwierzę. Spotkały Cię gorsze rzeczy, po których wyszłaś z podniesioną głową.
Milczała, ale wciąż kręciła głową, jakby zaprzeczała całej zaistniałej sytuacji. Jednak mężczyzna nie odpuszczał.
- Powinienem wezwać wczoraj karetkę, powinnaś leżeć w szpitalu, nie tutaj!. Tam zajmie się Tobą psychiatra. - wstał
- Nie, proszę!
- Więc wytłumacz mi, co to miało być?!
- Ja… nie mogę…
- Masz dwa wyjścia. Albo będziesz nadal milczała i odwiozę Cię do szpitala, albo wyjaśnisz mi co było prawdziwym powodem i przemyślę tę decyzję raz jeszcze.
- Wiktor, błagam… to nie takie proste…
- To bardzo proste. Mówisz, albo nie.
Przez chwilę oboje milczeli. Napięcie narastało coraz bardziej. Anna cała się trzęsła i oddychała bardzo niespokojnie, a Wiktor okazywał coraz większe zniecierpliwienie i agresję wobec niej. Nozdrza raz za razem rozszerzały się dając wyraz wściekłości, ręce miał złożone, a noga zdawała się tupać niespokojnie. Co jakiś czas zerkał na dziewczynę i czekał na jej reakcję. W końcu miał jednak dość. Nie wytrzymał i znów wybuchnął gniewem w jej stronę.
- Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę w jakiej sytuacji mnie postawiłaś? Czy wiesz jakie problemy mogłem mieć przez Ciebie?. Co by się stało, gdyby Cię znaleziono u mnie martwą?. Oficjalnie jesteś u przyjaciela, a ja jestem dla Ciebie zupełnie obcą osoba. A przynajmniej tak było do dnia Twojego uwolnienia przez policję!. A Marek? Wiesz jakie miałby kłopoty, gdyby dotarli do dokumentów dotyczącej Twojej sprawy?
Anna nie wytrzymała tego. Łzy same popłynęły po jej twarzy. Czuła się podle. Czyli martwiło go tylko to, że mógł mieć problemy z powodu jej śmierci. Ona się nie liczyła. Oczywiście przyznawała w duszy, że miał rację. Samobójcy zawsze myślą samolubnie w takiej chwili, nie analizują tego, co czeka tych, którzy pozostaną na tym świecie. Było jej wstyd, że naraziła jego i komendanta, jednak odczuwała ogromne cierpienie, że sama nie znaczyła w tej sprawie nic.
Jej łzy zdawały się nie robić wrażenia na rozmówcy Nadal kipiał gniewem i czekał na jej odpowiedź. Złościło go dodatkowo to, że na nic nie odpowiadała, ani na pytania, ani zarzuty w jej kierunku. Próbował się jakoś opanować, ale nie był w stanie. Irytowało go jej ciągłe milczenie.
- Co do cholery strzeliło Ci do głowy?! - wrzasnął po raz kolejny zrywając się z krzesła, jakby chciał się na nią rzucić. Tym samym wytrącił ją z równowagi.
- To przez Ciebie! - wykrzyknęła tak samo głośno, jak on. Spojrzał na nią zszokowany, szeroko otwartymi oczami. Zbiła go z tropu kompletnie. Speszona znów spuściła wzrok i przyciszyła głos do minimum – To znaczy… to nie tak, ja…
- Wytłumacz mi to.
- Nie mogę…
Westchnął ciężko i ponownie usiadł na krześle przy łóżku. Przymknął oczy i jeszcze raz spróbował się uspokoić.
- Powiem to jeszcze raz i to już ostatnia Twoja szansa – mówił głosem nie znoszącym sprzeciwu – Albo mi to zaraz wyjaśnisz, albo zajmą się Tobą specjaliści od takich spraw.
- Wiktor, proszę… - wyraźnie widziała, że jest nieprzejednany. Przez chwilę zawahała się, nie miała jednak wyjścia. Musiała jakoś to wyjaśnić. Spróbowała więc inaczej. - Wczoraj kiedy… kiedy Cię zobaczyłam, miałam nadzieję, że mi pomożesz, że mnie przed nim ochronisz…
- Nie wiedziałem, że coś Ci grozi.
- Próbowałam Cię wołać…
- Nie słyszałem. Wybacz… ale byliście parą, myślałem, że się na to godzisz. Tak to wyglądało…
- Przecież mówiłam Ci, że zamierzam z nim zerwać!. Wiedziałeś, ze z nim rozmawiałam wcześniej!. To nie jego kocham, tylko!!...Kogoś innego… - ostatnie słowo wypowiedziała bardzo cicho.
Mężczyzna ponownie otworzył oczy na oścież. Widział, jak dziewczyna próbuje uniknąć jego wzroku. Wyglądała niczym spłoszona łania, która nie wie dokąd uciekać.
- Kogo? - patrzył na nią i widział, że najchętniej by uciekła. Próbowała się podnieść z łóżka, ale ją powstrzymał siadając na brzegu i chwytając za ramiona – Dokończ tamto zdanie.
- Nie!
- Anno! Dokończ.
- Nie mogę… wyrzucisz mnie…
Delikatnie zacisnął dłonie na jej ramionach zmuszając tym samym, aby podniosła na niego wzrok. Mówił bardzo spokojnie i powoli. Zupełnie innym tonem niż dotychczas.
- Obiecuję, że tego nie zrobię. Dokończ zdanie, które zaczęłaś.
Widział, że dziewczyna wciąż miała w oczach łzy. Nadal ciężko oddychała i z trudem przełykała ślinę. Ona zaś zauważyła, że stał się niespokojny, jakby się czegoś obawiał. Patrzyła mu prosto w oczy zaledwie przez moment, ale wszystko z nich wyczytała. Odwróciła wzrok.
- Po co pytasz, skoro już znasz odpowiedź…
- Bo chcę to usłyszeć od Ciebie. Proszę…
Ponownie na niego spojrzała. Wzięła głęboki oddech i wstrzymała go na moment. W niczym to nie pomogło. Z sekundy na sekundę czuła się coraz gorzej i coraz mniej pewnie. Wiedziała, że im dłużej będzie zwlekać, tym będzie gorzej.
- To Ciebie kocham… - musiała to z siebie wyrzucić, choć chyba jeszcze nigdy nie mówiła tak cicho. Patrzył na nią w milczeniu, wciąż trzymając swoje ręce na jej ramionach. Przez długi moment milczał, co ją przerażało, postanowiła więc sama się odezwać, jakoś z tego wyplątać. - Wiem, że to nie ma sensu, więc…
Nie zorientowała się nawet, w którym momencie to się stało. Nachylił się nad nią i pocałował tak szybko, że w żaden sposób nie mogłaby zareagować. Była w szoku, ale po krótkiej chwili zawahania odwzajemniła pocałunek.
Gdy skończył otworzyła powoli oczy i spojrzała na niego, uśmiechał się delikatnie. Zastanawiała się, jak to możliwe, że cała jego złość ulotniła się niczym kamfora w jednym momencie. Nie pojmowała zupełnie niczego. Zauważył jej niepewność.
- Ja również Cię kocham, Anno.
- Nie rozumiem…
- Naprawdę niczego nie zauważyłaś? - zaśmiał się smętnie. Pokręciła przecząco głową – Nie zauważyłaś, jaki zazdrosny byłem o swojego brata?
- Zazdrosny? Ale... co?
- Przeraźliwie zazdrosny, o to, że z nim spędzasz czas. Że to jemu oddałaś serce. Choć życzyłem wam szczęścia.
- Przecież… sam mnie z nim zapoznałeś…
- Tak, ale przecież nie po to by pchnąć Cię w jego ramiona!. Zresztą szybko zrozumiałem, że to był błąd… jednak było już za późno…
Zamilknęli oboje. Anna czuła się rozdarta i zupełnie nie rozumiała sytuacji. Nie docierało do niej to, co się dzieje, ani to co właśnie się stało. Czuła się, jak w jakimś dziwnym śnie. Wiktor zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. To jedno wyznanie dziewczyny wystarczyło by wszystko pojął i zrozumiał, że to on był winien całej sytuacji. Oboje się ukrywali i oboje byli ślepi. Jedak, gdy zaczął nad tym myśleć musiał przyznać, że to on lepiej się ukrywał. Powinien był zauważyć jej subtelne próby zwrócenia na siebie uwagi. Po za tym, był mężczyzną i to on powinien był przejąć inicjatywę. Zaryzykować i sprawdzić czy ma u niej jakiekolwiek szanse. Tymczasem zwyciężył nad nim strach, że straci również jej przyjaźń. Był głupcem i mógł ją przez to stracić na zawsze.
- Zraniłem Cię… Przez mój błąd mogłaś umrzeć…
- Nie, Wiktorze… Wiem, że tak powiedziałam, że to przez Ciebie, ale nie to miałam na myśli. Nie możesz się obwiniać za to, że chciałam odebrać sobie życie… Po prostu było mi tego wszystkiego za wiele… Najpierw to, co próbował zrobić Artur, potem Twoja reakcja, a raczej jej brak… złość na mnie… do tego moja cała przeszłość, ta którą pamiętam i ta, która jest ukryta... a na dokładkę nie przyszedłeś w nocy, jak zawsze to robiłeś i …
- Co? - spojrzał na nią zaskoczony – Wiedziałaś? - Nie odpowiedziała, pokiwała tylko głową na potwierdzenie. Czuła, jak się czerwieni, nie miała wcale tego mówić, czemu to zrobiła? Skarciła się w myślach. On również zadał pytanie - Dlaczego nic nie mówiłaś?
- Nie przeszkadzało mi to, lubiłam kiedy przychodziłeś… Czułam się bezpieczna…
Zaśmiał się w głos i schował twarz w dłoniach. Zaraz potem podniósł głowę i ponownie na nią spojrzał.
- Nie zastanawiało Cię to?
- Myślałam, że po protu sprawdzasz, czy wszystko jest dobrze… Wiem, że nadal miewam koszmary, a wcześniej bywałam bardzo niespokojna w nocy. Po prostu jestem dla Ciebie, jak kolejna pacjentka.
- Nigdy nie byłaś dla mnie, jak zwykła pacjentka. Powinnaś o tym wiedzieć.
- Dlaczego?
- Bo jesteś, zawsze byłaś zupełnie inna niż Ci ludzie, których znam. Od samego początku czułem, że z Tobą mogę się porozumieć bez przeszkód. Nigdy nie oszukujesz, jesteś spokojna, uczciwa i szczera. Jesteś po prostu… - zastanawiał się, jak ubrać to w słowa, ale go wyręczyła
- Podobna do Ciebie?
- Tak. Dokładnie tak. - Przysunął się do niej bliżej i spojrzał jej głęboko w oczy – Po jakimś czasie zrozumiałem, że to, co do Ciebie czuję to nie tylko troska o drugiego człowieka, czy nawet o przyjaciela. Nic jednak nie mogłem z tym zrobić. Nawet jeśli tego nie planowałem, to w pewien sposób pchnąłem Cię w ramiona Artura…, a raczej wspomogłem to, nie powstrzymałem was. Przez to jestem również winien tego co się stało… - widział, że chciała zaprzeczyć – Nie przerywaj mi proszę. Bałem się też, że jeśli wyjawię Ci swoje uczucia, to stracę Twoją przyjaźń i nic już nie będzie takie, jak dawniej.
- W takim razie jest nas dwoje… Podziwiałam Cię i pokochałam. Artur w żadnym stopniu Cię nie przypomina, jesteście tak różni jak woda i ogień. Ale wiedziałam też, że nie mam u Ciebie żadnych szans, więc nawet nie próbowałam nic z tym robić.
- Dlaczego tak sądziłaś? - zapytał okazując zdziwienie.
- Wiktorze daj spokój… Przecież widzę, te wszystkie piękne dziewczyny i kobiety, które na każdym kroku zabiegają o Twoje względy. Jakie mam przy nich szanse?. Ja, szara myszka bez niczego i z fatalną przeszłością, której nawet sama nie znam do końca… One są piękne, mądre, mają domy, rodziny i wszystko to czego nie mam ja…
- Mnie nie interesują niczyje domy, ani rodziny. A większość z tych kobiet, o których mówisz jest strasznie powierzchowna, ich piękno jest fałszywe. Dlaczego miałbym wiązać się z kimś takim?. Dlaczego ktoś taki miałby być lepszy od Ciebie?
- Każdy jest lepszy ode mnie…
Wiktor miał dość słuchania tych bredni.
- Choć ze mną – wstał i chwycił ją za rękę, aby również wstała.
- Co?
- Nic nie mów, po prostu wstań. Tylko powoli, wciąż jesteś osłabiona, straciłaś dużo krwi.
Faktycznie, nie było łatwo. Gdy tylko usiadła poczuła, jak kręci się jej w głowie. Wiktor ją podtrzymał i czekał, aż poczuje się lepiej. Powiedział również, że jeśli poczuje się gorzej, albo nie poczuje poprawy, to ma się z powrotem położyć. Po kilku minutach jednak czuła się już dobrze. Pomógł jej wstać i wyprowadził z pokoju. Nie rozumiała o co mu chodzi. Zwłaszcza, że zaprowadził ją do łazienki. Co zamierzał zrobić?
Weszli do środka, ustawił ją przed sobą, twarzą skierowaną w stronę lustra. Zawstydziła się, zwłaszcza, gdy zobaczyła swoją bladą cerę i rozczochrane włosy. Odwróciła głowę w bok, ale chwycił ją za brodę i ponownie nakierował tak, by spojrzała w lustro. Podniosła wzrok na jego odbicie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Spójrz na siebie uważnie. To Ty jesteś piękna. Masz cudowne oczy, czystą i delikatną cerę, piękne włosy i czarujący uśmiech. Jesteś naturalnie piękna!. Nie potrzebujesz do tego żadnych ulepszeń czy kosmetyków. Ponadto jesteś również bardzo inteligentna i mądra, szybko się uczysz i wspierasz innych. Masz dobre serce, które okazujesz innym niezależnie od ich pochodzenia czy charakteru. Jesteś dobra, uczciwa i bardzo silna.
- Właśnie to pokazałam…
- Zapomnij o tym, co się stało wczoraj!, to była moja wina. Zostawiłem Cię wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowałaś.
- Wiktor, nie…
- Tak było, ale dość! - odwrócił ją do siebie i patrzył na nią tak, jak jeszcze nigdy – wiem, że już to wcześniej zrobiłem bez pozwolenia, ale… czy mogę Cię pocałować?
Bała się. Wydawało się jej to tylko snem, jakąś pomyłką. Mimo to przytaknęła. Poprawił jej włosy za ucho, przyciągnął do siebie i pocałował. Bardzo delikatnie, ale niebywale namiętnie. Pierwszy raz ktoś ją całował w taki sposób, z jej przyzwoleniem. Tak przynajmniej się jej wydawało, w końcu nie pamiętała co było wcześniej. Chciała, żeby to trwało wiecznie. Jego dotyk i pocałunek uspokajał ją i sprawiał, że czuła się cudownie. Przez brzuch przechodziły jej dziwne, ale przyjemne dreszcze.
Kiedy skończył pomógł jej wrócić do pokoju, posadził ją jednak na krześle i przebrał jej pościel na czystą. Zapytał czy pomóc jej również przebrać się w piżamę, ale odmówiła zawstydzona. Zrozumiał swój błąd i przeprosił, nie to miał na myśli. Ponownie pomógł jej położyć się do łóżka i siedział przy niej jeszcze długo. Rozmawiali o wszystkim, co się wydarzyło. Ne chcieli już żadnych niewyjaśnionych spraw. W końcu jednak mężczyzna spojrzał na zegarek i westchnął.
- Robi się późno. To były dwa bardzo długie i męczące dni dla nas obojga. Śpij spokojnie, Anno.
- Wiktorze…
Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią. Niczego nie musiała mówić. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Przyjdę.
- Dziękuję – odpowiedziała spuszczając wzrok."

Pozdrawiam,
Agafi

sobota, 1 lutego 2020

Podsumowanie stycznia

 Mamy dziś 1 lutego, zatem czas na podsumowanie minionego, a zarazem pierwszego miesiąca nowego roku.
Się uparłam i brnę w swoim postanowieniu czytelniczym, tak więc styczeń zakończyłam mając na koncie 5 książek, w tym dwie 300, i jedną ponad 500 stronicową. Może dla niektórych nie jest to żaden wyczyn (np. moja siostra przeczytała w styczniu 8 książek, więc tego no… Jakby nie patrzeć mocno brnie do swoich 100 na rok ^^). Ja za to mam szczerą nadzieję, że utrzymam swój… jak to nazwać?, bo przecież nie zapał. Tego akurat mi nie brakuje. Mam nadzieję, że uda mi się w dalszym ciągu wygospodarować tyle czasu i sił na czytanie co teraz, a może nawet więcej :).
Tak czy owak jestem bardzo zadowolona z tego stanu rzeczy i trzymam za siebie kciuki ^^. Przyczyniłam się również do pobudzenia innych w czytelniczym „Szale”, a mianowicie dwóm przyjaciółkom pożyczyłam książki ze swojego księgozbioru :P. Mam nadzieję, że się im spodobają i zachęcą do dalszego czytania.

Kolejna styczniowa sprawa.
Uczestniczyłam w fantastycznym szkoleniu prowadzonym przez rewelacyjną terapeutkę w wielu dziedzinach. Kobieta, jak to mówią z „jajem”, a ponadto ogromnym zapałem i wiedzą, którą z przyjemnością przekazuje innym. Chętna by odpowiadać na pytania i wspierać swoich uczniów nawet po zakończonym szkoleniu. (I dlatego od razu zapisałam się do niej na kolejne szkolenie ^^).
Wracając do tematu. Po zakończonym kursie otrzymałam certyfikat i tytuł Terapeuty Ręki I i II stopnia – czyli, jak wspominałam ostatnio powiększam swoją wiedzę i umiejętności w mojej wiodącej dziedzinie – pedagogice.
Jak to zwykle ze mną bywa po takich dobrych chwilach mam masę pomysłów, zapału i chęci, by zrobić pożytek z tej mojej nabytej wiedzy i umiejętności. Teraz tylko muszę to sobie jakoś sprytnie poukładać w głowie i najlepiej również na papierze.

W dalszym ciągu prowadzę również swoją działalność, a co za tym idzie tworzę nowe zabawki, przytulanki, podusie i inne hand mad’y spod mojej ręki. Właśnie skończyłam wykonywanie nowego zlecenia dla pewnych braci ^^ i jestem na wykańczaniu projektu z okazji walentynek. Nie każdy obchodzi, ale te już tuż tuż!! - jeśli więc macie jakieś życzenia i chcielibyście zlecić mi wykonanie, jakiegoś drobiazgu dla swojej walentynki, to serdecznie zapraszam do kontaktu^^.

Więcej „grzechów” nie pamiętam. A tak na poważnie, to nic takiego nadzwyczajnego się w tym miesiącu nie działo. Głównie choroby moich dziewczyn, obowiązki domowe i „pracowe” oraz szkoła i zakończenie pierwszego semestru. Teraz jesteśmy już po pierwszym tygodniu ferii, które spędziliśmy w gronie rodzinnym (mąż miał urlop ^^), a jutro zjeżdża do mnie siostra ze swoimi pociechami ^^.

To na odchodne dalsza część losów Anny (jeśli kogoś interesują w ogóle, heh…) zaczyna robić się poplątanie. Swoją drogą ciekawe czy nie przesadziłam… Ale cóż powieść, to powieść, a wyobraźnia podpowiada swoje własne obrazy.

W każdym bądź razie życzę miłego czytania :)


"Wiktor ciężko pracował w swoim gabinecie. Skłamał mówiąc, że nie będzie potrzebował pomocy, jednak czuł wściekłość, nie miał ochoty udawać, że jest inaczej. Nie umiałby ukryć tego i udawać przy Annie, że wszystko jest w porządku. Potrzebował czasu, bez niej. Musiał sobie wszystko na spokojnie przemyśleć, poukładać i zastanowić się co dalej. Halinie powiedział, że Anna źle się poczuła i dlatego została w domu.
Trochę miał do siebie samego żal. Nie miał w sumie prawa zachowywać się w te sposób, ale jako przyjaciel Anny czuł się oszukany. Nawet jeśli spodziewał się, że Artur nie da jej odejść i postawi na swoim w tej kwestii.
Tuż przed południem do gabinetu przybył niespodziewany gość.
- Wiktorze, musisz mnie wysłuchać…
- Artur? Co Ty tu u diabła robisz?.
- Musimy porozmawiać.
- Ty i to Twoje musisz/ musimy. Ja mam pacjentów, bracie.
- Błagam… To naprawdę ważne.
Wiktor westchnął ciężko, ale wyszedł na korytarz i przeprosił czekającą tam klientkę.
- Pani wybaczy na chwilę.
- My tylko na obcięcie pazurków, nie śpieszy się nam – odpowiedziała dama z yorkiem na rękach.
- W takim razie ja się tym zajmę – zaproponowała Halina, co i kobieta i Wiktor przyjęli z zadowoleniem.
- Dziękuję Ci, Halinko.
Kobieta mrugnęła do niego jednym okiem i zaprosiła klientkę z pupilem do drugiego gabinetu. Wiktor zaś wrócił do swojego, by dowiedzieć się co tak pilnego miał do niego brat.
- Mów, o co chodzi.
- O Annę…
Wiktor milczał, przyglądał się bratu. Z sekundy na sekundę widział, że młody jest coraz bardziej roztrzęsiony i przerażony. Sam również zaczynał odczuwać pewnego rodzaju niepokój.
- Nie rozumiem. Możesz jaśniej?.
- Zrobiłem coś strasznego… Anna… ona zerwała ze mną.
Wiktor szeroko otworzył oczy, tego nie spodziewał się zupełnie. Artur zaś kontynuował dalej pełen obaw.
- Powiedziałem jej o Alicji…
- Co proszę? Miałeś z nią zerwać dawno temu.
- Tak, ale nie zrobiłem tego wtedy… Ale zrobiłem to wczoraj!! - wykrzyczał widząc, że brat zamierza coś powiedzieć w tym temacie. - Chciałem, aby Anna mi wybaczyła i dała szansę raz jeszcze. Więc poszedłem do niej wczoraj po zakończeniu spraw z Alicją, tylko…
- Zaraz, zaraz…. To kiedy Anna z Tobą zerwała, nie wczoraj?
- Nie… w środę spotkała się ze mną specjalnie w tym celu… A ja… chciałem dodać sobie odwagi i dodatkowo wczoraj… Napiłem się chyba trochę za dużo…
- Co masz na myśli?
- No… nie pamiętam wszystkiego… ale chyba rzuciłem się na nią...
- Co zrobiłeś?! - Teraz wczorajszy obraz ułożył się w jego głowie w spójną całość. Poczuł, jak rzuca się na niego blady strach i wstyd jednocześnie. Jak mógł tak potraktować Annę...
- Ja… byłem pijany… ale przesadziłem… pamiętam tylko, że rzuciłem ją na kanapę w salonie, siłą trzymałem i rozpiąłem bluzkę… chyba jej dotykałem…
- I całowałeś – Wiktor czuł, jak narasta w nim gniew. Ręce zacisnął w pięści.
- Braciszku ja… - nie zdążył dopowiedzieć nic więcej, bo brat wymierzył mu cios pięścią prosto w policzek.
- Kretyn!! Kompletny Debil!
Podszedł szybkim krokiem do oka i próbował się uspokoić, zastanawiając co powinien teraz zrobić. Odwrócił się do Artura i patrzył na niego, jakby chciał go zabić. Mężczyzna zaczął się poważnie bać.
- Wiktor ja… miałem nadzieję, że ją tu spotkam...
- Została w domu.
- Rozumiem…
- Niczego nie rozumiesz!
Na chwilę zapadła nieprzyjemna cisza. Zaraz jednak odezwał się starszy z mężczyzn.
- Pojedziesz teraz ze mną i przeprosisz ją za swoje zachowanie, a potem nigdy więcej się z nią nie zobaczysz.
- Ale ja ją kocham! Nie mogę…
- Ty chyba sobie żartujesz?!. Tak okazujesz miłość?. Gwarantuję Ci, że nigdy więcej się do niej nie zbliżysz!. A teraz za mną.
Wiktor przekazał Halinie, aby zamknęła gabinet i wywiesiła informację, że w dniu dzisiejszym będzie nieczynne. Kobieta widziała, że był wzburzony, zresztą słyszała też jego krzyki dochodzące z gabinetu, ale o nic nie pytała widząc bladego Artura za jego plecami. Lekarz myślał tylko o tym, że teraz musi zająć się Anną. Źle się stało, że w taki sposób zachował się wczoraj wieczorem i dziś rano. Teraz musi to jakoś naprawić i wesprzeć ją.
Szybko dojechali do domu Wiktora, było trochę po dwunastej w południe. Weszli do domu i Wiktor zaczął wołać Annę. Nie odpowiadała. Dlatego weszli na piętro i podeszli pod drzwi jej pokoju.
- Zanim tam wejdziemy pamiętaj jedno – zaczął ostro Wiktor – Nie podchodzisz do niej, nie dotykasz jej, zrozumiano? Masz ją przeprosić, poprosić o wybaczenie i zniknąć z jej życia i tego domu!
- Ale…
- Żadnego „ale”!!
Zapukał do drzwi i jeszcze raz zawołał Annę.
- Anno, to ja Wiktor, to ważne. Mogę wejść? - nadal cisza, czyżby jej nie było?. Nie dobrze by było, gdyby gdzieś wyszła w takim stanie. Chwycił za klamkę i nacisnął ją – Anno?
Otworzył drzwi i wszedł do środka. To co zastał wewnątrz sprawiło, że niemal zatrzymało się jego serce. Dziewczyna leżała na łóżku, biała pościel była cała we krwi. Żyły lewej ręki były podcięte. Była blada, niemal sina i nieprzytomna. Wiktor rzucił się do niej wołając ją i próbując ocucić. Żyła - tego był pewien, sprawdził to dokładnie. Z nadgarstka wciąż lała się krew. Spojrzał w stronę drzwi, stał w nich całkiem przerażony Artur.
- Artur przynieś moją torbę! - chłopak nie reagował, więc zawołał głośniej – Artur!! Torba!!
- Co? Jaka torba? - ocknął się, ale wciąż nieprzytomnym wzrokiem patrzył na dziewczynę.
- W moim pokoju przy łóżku, leży Torba lekarska, przynieś ją – Artur skinął głową, ale nadal stał zapatrzony na nadgarstek dziewczyny, który teraz dłonią zaciskał jego brat. - Artur, do diabła!! Chcesz, żeby umarła!!?
Zerwał się w końcu i pobiegł do pokoju po drugiej stronie korytarza. Nie mięło wiele czasu, gdy biegiem wrócił i podał Wiktorowi Torbę. Ten kazał mu ją otworzyć i wyciągnąć gaziki oraz bandaże. Przyłożył grubą warstwę gazików do nadgarstka dziewczyny i nakazał bratu je mocno zaciskać. Przerażony młodzieniec robił wszystko, co ten mu nakazał. Wiktor w tym czasie ubrał rękawiczki oraz przygotował igłę i nić chirurgiczną. Zdezynfekował ranę i nakazał Arturowi nałożyć rękawice i mocno przytrzymywać ranę oraz drugą ręką osuszać ją delikatnie co jakiś czas. Sam zaś zabrał się za szycie.
Po skończonym zabiegu podłączył dziewczynie kroplówkę. Może nie było to standardem, ale Wiktor zawsze miał przy sobie takiego rodzaju sprzęty na wypadek wezwania do nagłego przypadku w klinice lub przez policję do nagłej akcji w terenie. Wszystko załatwione było legalnie. Jako lekarz i weterynarz prowadzący własną działalność mógł zaopatrywać się we wszystkie sprzęty i wiele leków czy kroplówek, na które było go tylko stać.
Po kilku godzinach, kiedy sytuacja się uspokoiła i Wiktor upewnił się, że dziewczynie nic już nie zagraża wstał i podszedł do brata, który stał w korytarzu opierając roztrzęsione ręce na barierce. Artur był biały niczym ściana i wciąż mocno zdenerwowany. Jego brat zdawał się tym jednak nie przejmować. Chwycił go za koszulę i mocno uderzył jego plecami o ścianę.
- To Twoja wina! Zapamiętaj to sobie!
- Wiktor, ale…
- Nigdy więcej nie chcę Cię tutaj widzieć, zrozumiałeś?
- Wiktor błagam, ja… Kocham ją, nigdy bym…
- Skrzywdziłeś ją po raz koleiny!. To Twoja wina, skończony idioto!
- Wiktor, błagam Cię , przestań… ja… nie zniosę tego…
- Ty?, TY!?. Ale ona musiała to znosić!!. Wynoś się stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi na oczy!
- Bracie…
- Nie jestem już Twoim bratem!. Przegiąłeś!
- Wiktor… co Ty mówisz… - był coraz bardziej przerażony tym, co mówił jego rodzony brat. Jego ukochany brat, który zawsze go wspierał i bronił. Teraz bronił kogo innego...
- I żebyś nie ważył się komukolwiek wspominać o tym, co tu zaszło, bo zabiję. Wynoś się stąd i nigdy nie pokazuj! - szarpnął go po raz kolejny i popchnął w stronę schodów – Wynocha!
Artur miał w oczach łzy, nadal cały się trząsł i ledwo stał na nogach, ale wiedział, że brat nie żartuje. Po raz pierwszy na poważnie się go bał. Uciekł z jego domu w pośpiechu nie wierząc w to wszystko, co się wydarzyło.
Wiktor jeszcze przez jakiś czas pełen gniewu patrzył w ślad za nim. Gdy trochę ochłonął wrócił do pokoju dziewczyny. Siedział przy niej do rana podmieniając kroplówki i sprawdzając jej tętno i temperaturę ciała.
Przebudziła się pod wieczór, ale tylko na chwilę. Na jego widok odezwała się.
- Wiktor…
- Nic nie mów, odpoczywaj.
Widział, że chciała coś jeszcze powiedzieć, ale jej nie pozwolił. Po chwili znów spała. Straciła dużo krwi i organizm był wycieńczony. Potrzebował czasu, by się zregenerować. Następnym razem, gdy się obudziła był już dzień. On wciąż przy niej siedział. Tym razem widział, że patrzy na niego dużo przytomniej.
- Jak się czujesz?
Odwróciła wzrok nie odpowiadając. Westchnął.
- Muszę teraz na chwilę wyjść, ale kiedy wrócę porozmawiamy. To zbyt poważna sprawa, rozumiesz?
Nadal milczała, więc wstał i ruszył do wyjścia. Chwycił torbę, która leżała na progu i podszedł do jej łóżka.
- Jestem zmuszony podać Ci teraz środek nasenny, nie wiem do czego jeszcze jesteś zdolna... Muszę też zastanowić się, co dalej z Tobą będzie.
Spojrzała na niego wystraszona, ale nic więcej nie powiedział, podał jej dożylnie środek nasenny przez wlot wenflonu i wyszedł bez słowa. Czuła, jak serce zaczyna walić jej mocniej. Bała się. Nie wiedziała, co miał na myśli, co zamierzał zrobić?. Co w ogóle wydarzyło się wczorajszego dnia?. Nie pamiętała niczego poza tym, że kawałkiem szkła przecięła nadgarstek, a potem ocknęła się, gdy za oknem było ciemno, a on siedział przy niej. Teraz mówił do niej bardzo spokojnie, a jednak zdawał się być wściekły.
Nie minęło wiele czasu nim ponownie zasnęła pod wpływem podanego specyfiku. Przed wyjściem zaglądnął do niej, by sprawdzić czy środek zadziałał. Spała tak spokojnie. Przez chwilę przyglądał się jej. Czekająca ich rozmowa nie będzie łatwa, ani przyjemna dla żadnej ze stron. Nie ma jednak wyjścia.
Teraz miał kilka spraw do załatwienia. Wczoraj zadzwonił do Haliny i nakazał jej zamknąć klinikę do poniedziałku. W domu nie było go zaledwie godzinę, ale w tym czasie dużo myślał o zaistniałej sytuacji, a im więcej o tym myślał, tym był coraz bardziej napięty i zdenerwowany."


Pozdrawiam,
Agafi

środa, 22 stycznia 2020

O "brzydkim" sweterku


Mamy taki już zwyczaj z moją siostrą, że w ferie zimowe i wakacje przyjeżdżamy do siebie z dzieciakami na tydzień lub dwa (w najgorszym wypadku były to 4 dni). To znaczy, albo ona przybywa ze swoimi do mnie, albo ja z własnymi do niej.
Nie inaczej było zeszłego roku.
Ferie, wolne od szkoły i nauki. Zima i to nawet całkiem zimowa (nawet udało nam się załapać na śnieg i zabawę na nim, łącznie z lepieniem bałwana ^^. Dom był nieocieplony i grzany piecem na drewno i węgiel (wtedy jeszcze), więc zimno dawało trochę w kość. Zresztą ja, jak kot wolę ciepło i wygrzewanie się :P. Miałam ze sobą ciepłe ubrania, a mimo to jakoś nie dawały mi tego czego potrzebowałam i musiałam wspierać się gorącymi herbatkami i kocykiem. Siostra przypomniała sobie w pewnym momencie, że ma u siebie wełniany sweter, który dostała od znajomej, a który nie przypadł jej do gustu, gdyż ma on ogromny golf. Tu należy powiedzieć, że siostra w ogóle golfów nie lubi i nie nosi. Jednak mówi, że ciepły jest, to mogę go ubrać, a jak mi się spodoba to nawet wziąć.
Biorę to „cudo”, przymierzam i krzywię się w myślach. Bo wielki, wręcz ogromny. Czułam się w nim niczym trzydrzwiowa szafa i myślę sobie „No jakaś masakra! Do tego ten kolor! Musztardowy!!”. W głowie słyszę głosy znanych mi osób „przecież musztardowy to najmodniejszy w tym sezonie kolor” i od razu sobie sama odpowiadam na te głosy „No i?”. Swoją drogą, czy ze mną wszystko dobrze, że słyszę głosy i na nie odpowiadam? :P, ale nie o tym… Nigdy nie miałam w zwyczaju nosić tego, co obecnie jest modne. W dzieciństwie i wieku młodzieńczym często moja mam pokazywała mi jakieś buty, albo ubrania i widząc moją niezadowoloną minę, mówiła „ To teraz jest modne”, a ja z uporem maniaka powtarzałam, że ja nie noszę tego co jest modne, ale to co mi się podoba i w czym czuję się dobrze. Już nie wspominając, że odkąd pamiętam moim ulubionym kolorem zawsze był czarny ^^.
Wracając do tematu. Stoję tak w tym swetrze przed lustrem, skrzywiona, marszcząc nos. Na to wchodzi moja siostra i mówi całkiem szczerze i z lekkim zaskoczeniem, że świetnie na mnie leży i dobrze w nim wyglądam. Myślę sobie „serio?”, ja jakoś tego nie widzę, ale przynajmniej jest ciepły, więc co mi tam. Co mnie tam!. W sumie to nie krępuje ruchów, ma długie rękawy co lubię bardzo i szeroki, wysoki golf – jak coś to się za nim schowam :P. A niech tam!. Zostaję w nim.
Bardzo szybko się okazało, że faktycznie jest rewelacyjnie ciepły i czuję się w nim cudownie w ten zimowy czas. Z dnia na dzień coraz bardziej mi się podoba, a coraz mniej przejmuję się tym, jak na mnie leży, choć nadal razi mnie jego kolor. Ale…. O ludu! Jakiż on cudownie ciepły jest!!
I tak brzydki musztardowy sweterek wrócił ze mną do naszego domu. A, że u nas choć już grzanie gazem, to jednak również nieocieplony domek, to sprawował się super. Szybko się okazało, że chodzę w nim do oporu, a gdy idzie do prania, to zaraz po wyschnięciu wraca do łask ^^’.
Wielki paskudny sweterek zakrywa wszystko, więc mogę nosić pod nim cokolwiek, albo i nic, bo i tak nikt nie zauważy :P. A jaki jest cieplusieńki!! No mówię wam, coś cudownego!
Tak brzydki sweterek przetrwał zeszłą zimę i grzecznie czekał w szafie cały kolejny rok. W tym roku również jest na topie w mojej garderobie, a jego kolor przestał mnie już drażnić. W sumie to nawet mi pasuje do kozaków, które zakupiłam tego roku :D.
Doszła mu również nowa funkcja. Dzięki jego długim i grubym rękawom nie potrzebuję rękawic kuchennych, ani ścierek, w czasie odcedzania gotowanych produktów czy przestawiania nagrzanych garnków ^^’. Cóż to za cudo mi się trafiło!
I tak oto wręcz pokochałam mój „brzydki” sweterek ;).

Morał z tego taki, że jak ze wszystkim innym, ubrań również nie należy oceniać po „okładce”, a czasem, gdy da się im szansę okażą się jedną z naszych ulubionych rzeczy w szafie ;).


P.s. Czytam już czwartą i piątą książkę w tym roku, a wy? :P (tak, wiem jestem inna... dwie książki na raz ^^)

Pozdrawiam,
Agafi